0:00
0:00

0:00

Jako starszy od Andrzeja Zybertowicza (rocznik 1954) pozwalam sobie na ostre sformułowanie w tytule z nadzieją, że nie zostanie odczytany jako obraza lecz protest w obronie nowoczesnej edukacji przeciwko ludziom takim jak Zybertowicz, którzy o szkole myślą w kategoriach lat 60 i 70. XX wieku, kiedy sami do niej chodzili.

Polskie Radio 24 (publiczne) zapytało 3 kwietnia 2019 Zybertowicza o negocjacje rządu z nauczycielami. Doradca prezydentów (kiedyś Lecha Kaczyńskiego, teraz Andrzeja Dudy) nieoczekiwanie wyłożył teorię, że „nauczyciele są przegrani, nie tylko w Polsce, z powodów cywilizacyjnych. Nawet gdyby lepiej zarabiali, bo są pewne kraje, gdzie lepiej zarabiają...”

„Ale i więcej pracują” - wtrącił czujnie prowadzący rozmowę Adrian Klarenbach.

„...nawet wtedy będą pozostawali grupą sfrustrowanych". Winne jest „pokolenie cyfrowych tubylców, dzieci przypiętych do smartfonów, dla których beka jest samoistną wartością, którzy potrafią rujnować lekcję za lekcją, nawet nie rozumiejąc jak źle postępują" - zżymał się Zybertowicz obrażając przy okazji młodzież.

Kiedyś byli wyspami wiedzy w morzu niewiedzy. Dziś w morzu fejków są zagubionymi bojkami potrząsanymi przez fale informacyjne. Podpięcie młodych ludzi do smartfonów powoduje, że autorytet nauczycieli odszedł bezpowrotnie w przeszłość. Dziś to frustraci

Wywiad w Polskim Radiu 24,03 kwietnia 2019

Sprawdziliśmy

W erze cyfrowej zadaniem nauczyciela nie jest już przekazywanie wiadomości lecz uczenie umiejętności. Smartfony mogą w tym pomóc

„Współczesna edukacja, także wyższa, to produkcja frustratów - doprecyzował Zybertowicz. - Bo w ogóle nie mają oni [nauczyciele] przekonania, że uczniowie cenią ich pracę i rolę. Nawet gdyby się bardziej przykładali, to nie są w stanie sobie z tym poradzić".

Zybertowicz przyznał nawet, że dziś docenia szkołę PRL, bo „żyliśmy w czasach mniej dynamicznych. Wtedy szkoła była w stanie sprostać rozumieniu świata. Dziś nie może tego uczynić".

Śmiać się, płakać? A może zdemaskować groźny stereotyp?

Można by z rewelacji głoszonych ex cathedra przez Zybertowicza robić sobie bekę, a nawet ośmieszyć go memem, co ostatecznie potwierdziłoby jego tezę, że nauczyciele narodu padają ofiarą cyfrowych szatanów.

Można by się też zastanawiać nad sensem głoszenia takich poglądów w momencie, gdy nauczyciele szykują się do ogromnego protestu w obronie zarobków i godności swego zawodu. Ale ważniejsze wydaje się co innego.

Doradca prezydenta rozsiewa groźny w skutkach stereotyp, że jest jakaś „systemowa” sprzeczność między pracą nauczyciela i szkołą, a cywilizacją cyfrową. Z grubsza chodzi o to, że nauczyciel był kiedyś źródłem wiedzy i czegoś uczył, a teraz stracił na znaczeniu, bo cała wiedza jest dostępna on line (w umownym smartfonie), a w dodatku „pokolenie cyfrowych tubylców” żyje w świecie fake newsów. Nauczyciel staje się bezradnym pośmiewiskiem, bo nie ma już czego uczyć.

Niebezpieczeństwo szerzenia takich poglądów polega na tym, że dotykają realnego problemu, jakim jest konieczność zmiany modelu nauczania i podjęcia przez nauczycieli wyzwania epoki cyfrowej. I dają fałszywą odpowiedź, która może działać jak samospełniająca się przepowiednia.

Umiejętności, głupcze!

Doskonale opowiada o tym Andreas Schleicher (rocznik 1964) odpowiedzialny w OECD (organizacja zrzeszająca 20 najbardziej rozwiniętych krajów świata) za edukację, ojciec słynnych badań PISA (nagranie poniżej - po angielsku, ale mówi wyraźnie, bo to Niemiec). Stwierdza, że w XXI wieku rosną wyzwania stojące przed nauczycielami.

„W przeszłości edukacja polegała głównie na uczeniu ludzi czegoś konkretnego, teraz chodzi raczej o to, by doprowadzić do tego, że jednostka zostanie wyposażona w rzetelny kompas i umiejętności nawigacji, by znaleźć swoją drogę w niepewnym, ulotnym i niejednoznacznym świecie.

Nauczyciele poprzedniej generacji oczekiwali, że to, czego nauczą uczniów, zachowa aktualność przez całe ich życie. Dziś nauczyciele muszą przygotować uczniów na zmiany ekonomiczne i społeczne, o jakich jeszcze nie mamy pojęcia i do pracy w zawodach, których jeszcze nie znamy i do stosowania technologii, jakich jeszcze nie znamy".

Schleicher zwraca uwagę, że prosta wiedza, której najłatwiej uczyć, jest też najłatwiejsza do digitalizacji, Google wie wszystko, nauczyciel nie jest tu konieczny.

Oczywiście każda umiejętność opiera się na wiedzy, ale sukces edukacyjny nie polega na reprodukowaniu treści lecz umiejętności używania wiedzy do nowych sytuacji.

Edukacja coraz mniej polega na przekazywaniu wiadomości, a coraz bardziej dotyczy sposobu myślenia, wyzwalania kreatywności, myślenia krytycznego, rozwiązywania problemów i podejmowania ryzyka, coraz bardziej polega na doskonaleniu sposobu pracy, a zwłaszcza współpracy z innymi i komunikacji, a także znajomości narzędzi pracy w tym nowych technologii. Jest wreszcie kształtowaniem charakteru.

Wypowiedź Schleichera wpisuje się w główny dziś trend edukacyjny nowoczesnego świata, który polega na porzuceniu kultu szczegółowej wiedzy gromadzonej w szczegółowych dziedzinach chemii, fizyki, biologii, astronomii (w Finlandii ogranicza się naukę przedmiotów stawiając na podejście interdyscyplinarne). Ma go zastąpić właśnie edukacja nastawiona na doskonalenie i rozbudzanie umiejętności.

W kultowej książce „Kreatywne szkoły. Oddolna rewolucja, która zmienia edukację” Ken Robinson pisze (na s. 78), że szkoły powinny przede wszystkim nauczać „umiejętności XXI wieku". Te umiejętności to:

  • kreatywność i innowacyjność;
  • myślenie krytyczne i rozwiązywanie problemów;
  • komunikacja i współpraca.

Do tego dochodzą „umiejętności życiowe i zawodowe”:

  • elastyczność i przystosowanie się do zmian;
  • inicjatywa i wyznaczanie sobie celów;
  • umiejętności społeczne i międzykulturowe;
  • produktywność i rzetelność;
  • przywództwo i odpowiedzialność.
Rzecz w tym, że w smartfonie takich umiejętności się nie znajdzie. W ich rozbudzaniu może natomiast pomóc nauczycielka czy nauczyciel, czy to będzie kontakt z dzieciakiem w nauczaniu początkowym, czy z maturzystą. Jest on też niezbędny, by zachować krytycyzm wobec nowych technologii.

Coraz więcej programów edukacyjnych - w sieci - służy właśnie uczeniu odróżniania prawdziwej wiedzy od fake newsów, jak słynna gra „BadNews”, która jest pewną formą „szczepionki przeciw fake newsom". Gracz wciela się w twórcę portalu wytwarzającego "bullshit" i sprawdza, jak to można robić skutecznie i w ten sposób uczy się je rozpoznawać i zaszczepia na pokusę ulegania im.

Z kolei Unia Europejska - w ramach zagwarantowania praw socjalnych - zaleca krajom członkowskim edukację, która rozwija szerokie spectrum umiejętności, w tym kompetencji kluczowych.

W dokumencie ze stycznia 2018 Komisja Europejska wymienia osiem kompetencji kluczowych:

  • w zakresie czytania i pisania (komunikowanie się, rozumienie tekstów, wyrażanie pojęć, uczuć itp.;
  • znajomość innych języków poza ojczystym;
  • matematyczne i w zakresie nauk przyrodniczych (myślenia logicznego i analitycznego, wyjaśniania, eksperymentowania);
  • kompetencje cyfrowe, czyli „krytyczne i odpowiedzialne korzystanie z nowych technologii w celu uczenia się, pracy i udziału w społeczeństwie, w tym porozumienia się i pracy zespołowej";
  • kompetencje osobiste, społeczne i umiejętność uczenia się (zdolność do autorefleksji, zarządzania czasem, konstruktywnej pracy z innymi, radzenia sobie z konfliktami itd.);
  • kompetencje obywatelskie, czyli odpowiedzialne uczestnictwo w życiu społecznym;
  • przedsiębiorczość - wykorzystywanie szans i pomysłów, kreatywność w rozwiązywaniu problemów;
  • ekspresja kulturalna, wszelkie formy twórczości.

Rozumiejąc edukację jako przekazywanie tak złożonych umiejętności, a nie pakowanie uczniom do głów wiedzy, nauczyciel ma zupełnie inny stosunek do nowych technologii. Mogą one:

  • dostarczać wiedzy, np. podczas pracy zespołowej nad rozwiązaniem jakiegoś problemu (także podczas sprawdzianów umiejętności!);
  • pomagać w komunikowaniu się uczniów między sobą i/lub z nauczycielem (także podczas lekcji);
  • być wygodnym narzędziem w uczeniu - od małego dziecka - pisania esejów, matematyki czy przyrody, nie mówiąc o e-wizytach w muzeach, czy zwiedzaniu innych krajów;
  • służyć jako notatnik do zapisywania postępów.

Smartfony nie zabijają „dumy przodków". Wręcz przeciwnie (niestety)

Wydawszy wyrok na nauczycieli, Zybertowicz ciągnął dalej swą antysmartfonową krucjatę:

„Został zniszczony autorytet starszego pokolenia, szkoły, instytucji i historii. Następuje zerwanie ciągłości pokoleniowej, bo młodzież jest bombardowana informacjami bieżącymi, horyzontalnymi, z boku i z góry” - profesor zamachał ramionami na boki. - „Następuje wyparcie wiedzy historycznej.

I to polskie, takie przejściowe odrodzenie się fascynacji, poszukiwanie tożsamości w naszej historii, w dumie naszych przodków, mam obawę, że pod ciśnieniem kultury fake newsów, beki, uciechy, memów, ulegnie..." - nie skończył, ale niczego dobrego na myśli nie miał.

Rzecz w tym, że jest zapewne odwrotnie. „Smartfony” nie tylko nie zabijają „dumy przodków”, jaką próbują szerzyć kadry narodowych edukatorów obecnej władzy, ale ją wspomagają. Na przykład narrację o „żołnierzach wyklętych".

Właśnie przy pomocy smartfona i wyszukiwarki można w sekundę dotrzeć do sklepów oferujących „bogaty wybór zabawek i książek o Żołnierzach Wyklętych”, pamiątkowych monet, koszulek z Wyklętymi, filmików, broszur, biogramów i wystąpień publicznych polityków i edukatorów PiS szerzących tę „dumę przodków”.

Nie mówiąc już o komunikacji przed "Marszem Niepodległości", która też nie odbywa się przy pomocy gołębi pocztowych.

Właśnie nowe media sprawiają, że część młodych ludzi przy pomocy smartfonów „kupuje” narracje patriotyczną PiS, a także popularnych w tej grupie wiekowej sił typu Kukiz'15 czy KORWIN.

Zybertowicz dużo mówi

Profesor Zybertowicz (o jego profesurze czytaj tutaj), powtarza głupstwa na temat współczesnej edukacji z taką samą pewnością, z jaką głosił poprzednie rewelacje. Wymieńmy tylko najgłośniejsze:

  • „Do dzisiaj wielu obserwatorów i komentatorów Okrągłego Stołu nie uświadamia sobie, jak głęboka prawda była w komentarzu Andrzeja Gwiazdy, gdy powiedział – podczas Okrągłego Stołu władza podzieliła się władzą ze swoimi własnymi agentami” mówił, a potem w lutym 2019 przepraszał;
  • W kwietniu 2018 roku podzielił się z czytelnikami tygodnika „Sieci” swoją wizją na temat związku między PiS a narodem polskim: „Bez sukcesu dobrej zmiany nie będzie zatem nie tylko narodu polskiego, lecz być może nawet tkanki narodotwórczej zdolnej do kolejnego zrywu”. Dowodził, że naród polski jest zagrożony depolonizacją i dechrystianizacją przez Unię Europejską. Jedynie PiS ma być zdolny do odwrócenia tego trendu;
  • W lipcu 2017 roku pisaliśmy o odkryciu socjologa: oświadczył, że demonstracje w obronie sądów były inspirowane przez „zewnętrzne, obce kulturowo siły”. Nie wyjaśnił, skąd to wie, ale wydawał się bardzo przekonany;
  • Czytelnicy OKO.press bardzo chętnie czytali i komentowali wypowiedź profesora Zybertowicza z września 2017, w której przekonywał, że „spora część ludzi, być może większość” jest genetycznie niezdolna do „wielopoziomowego myślenia” oraz autorefleksji. Tę wielopoziomową myśl analizowaliśmy tutaj;
  • W marcu 2016 mówił w TVN24: „Zastanawiałem się, obserwując ostatnie manifestacje Komitetu Obrony Demokracji, czy nie jest to kolejne posunięcie w ramach wojny hybrydowej. KOD demonstruje w obronie [Wałęsy] donosiciela, płatnego kapusia, który niszczył ludzi. Co to znaczy, gdy wzywamy tysiące ludzi do solidarności z kimś, kto łamał i łamie podstawowe zasady moralne i logiki?”.
;
Na zdjęciu Piotr Pacewicz
Piotr Pacewicz

Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze