Rolnicy wyjeżdżają na drogi i próbują paraliżować unijne stolice. Wydaje się, że bezpośrednią przyczyną protestów jest unijna polityka klimatyczna. Ale przyczyn trzeba szukać głębiej – w nieopłacalności produkcji, niestabilności, trudnościach z utrzymaniem się z rolnictwa.
Zapowiedź „oblężenia” francuskich metropolii, niemieccy rolnicy protestujący wspólnie z polskimi niedaleko Szczecina, blokady krajowych tras we Włoszech. Europejska wieś tej zimy mówi jednym językiem: językiem sprzeciwu.
Wynika on między innymi z europejskich regulacji mających przekierować unijne rolnictwo na ekologiczne tory. Chodzi między innymi o obowiązek ugorowania (a więc zostawienia odłogiem) 4 proc. terenu pod uprawy pod groźbą utraty dopłat czy ograniczenie w używaniu pestycydów. Rolnicy obawiaj się liczonych w tysiącach euro strat przez wprowadzanie kolejnych regulacji Europejskiego Zielonego Ładu.
Dochodzą do tego wątki krajowe – jak sprzeciw wobec importu ukraińskiej żywności w Polsce czy postulaty obniżenia cen oleju napędowego dla rolnictwa we Francji. „Problemy sięgają jednak znacznie głębiej” – mówi nam dr Paulina Sobiesiak-Penszko, dyrektorka Programu Zrównoważonego Rozwoju i Polityki Klimatycznej w Instytucie Spraw Publicznych. Badaczka od sześciu lat przygląda się sytuacji w rolnictwie, a w rozmowie odnosi się do wyników obserwacji ujętych w raportach Instytutu.
Marcel Wandas, OKO.press: W mediach ostatnio coraz częściej słyszymy o tym, że europejscy rolnicy buntują się przeciwko Europejskiemu Zielonemu Ładowi. Czy rzeczywiście protesty od Włoch, przez Francję, Niemcy, po Polskę są tak jednorodne? Chodzi o ekologiczną politykę Brukseli?
Paulina Sobiesiak-Penszko: Ważne, żeby usłyszeć, co mówią rolnicy. Bo to wcale nie jest opowieść o Zielonym Ładzie, o problemach z nakładaniem obostrzeń środowiskowych.
Rolnicy przede wszystkim mówią o głębokich problemach strukturalnych tego sektora – o nieopłacalności produkcji, niestabilności, o trudnościach z utrzymaniem się z rolnictwa. Jeśli nie zaczniemy tych problemów rozwiązywać, a będziemy traktować rolników jako krzykaczy, to znacznie wzrośnie ryzyko osunięcia się tej grupy w radykalizm i zagospodarowania przez radykalne partie populistyczne, które uznają politykę środowiskową za wrogą.
Kiedy spojrzymy na system produkcji żywności, to zobaczymy, że żywność jest towarem, jej produkcja musi być efektywna, wydajna i oparta o niską cenę, a nie jakość. Nie zwracamy uwagi na przyrodnicze i społeczne koszty tej produkcji.
Mechanizmy są podobne do tego, jak to wygląda w innych sektorach. Produkujemy i wyrzucamy. Szacuje się, że w Unii Europejskiej co roku marnuje się około 20 proc. całej żywności, a jednocześnie na świecie nadal nierozwiązany jest problem głodu.
Według danych ONZ w 2022 roku ponad 2 mld ludzi nie miało stałego dostępu do żywności. Prawie 900 mln borykało się z brakiem bezpieczeństwa żywnościowego. Nie bez znaczenia jest w tym kontekście koncentracja kapitału w branży. Spójrzmy, kto w Unii Europejskiej dostaje dopłaty bezpośrednie.
20 proc. gospodarstw otrzymuje prawie 80 proc. tych środków.
Duży może więcej?
Mniejsze gospodarstwa znikają, pojawia się coraz więcej rolnictwa przemysłowego – wielkoobszarowe uprawy monokulturowe i przemysłowe fermy zwierzęce. Rynek chemii rolniczej, handel zbożem, maszynami, ziarnem kontrolowany jest przez kilka korporacji.
To kruchy system, nieodporny na rzeczywistość kryzysu klimatycznego. Jeśli w takim systemie mamy problem ze szkodnikami, chorobami roślin, suszą czy powodziami, to w momencie kryzysu możemy od razu stracić go w całości. To sprawia, że jesteśmy mniej bezpieczni.
Z drugiej strony złożoność świata sprawia, że coraz trudniej jest nam reagować na kryzysy. Nie wiemy też do końca, jakie skutki i koszty będą miały nasze decyzje w przyszłości. Próba zarządzania produkcją żywności staje się rozwiązywaniem równania z wieloma niewiadomymi. Tracimy zdolność przewidywania konsekwencji wprowadzanych rozwiązań i trudniej przeciwdziałać nam kryzysom, których cały czas doświadcza rolnictwo.
I sobie nie radzi?
Rolnicy w tym wszystkim muszą się jakoś odnaleźć. Kluczowe dla nich warunki klimatyczne i pogodowe oraz pogarszająca się jakość gleby coraz bardziej działają na ich niekorzyść. Uderza to przede wszystkim w mniejsze gospodarstwa.
Duża część z małych i średnich rolników musi podejmować dodatkową pracę zarobkową poza rolnictwem, by móc się utrzymać.
Obserwujemy sytuację w rolnictwie od 2018 roku i co roku dostrzegamy te same problemy: trudności finansowe, brak stabilności. Rolnik na początku roku nie ma pojęcia, jaki będzie miał bilans na koniec grudnia. Po drodze może się wydarzyć wiele zupełnie nieprzewidzianych rzeczy.
Ale przecież są dopłaty, rząd i UE reagują na kryzysy.
System oferuje im pomoc, ale często ona ma charakter reaktywny: kiedy mają straty, dostają wsparcie, na przykład z powodu suszy. Dopłaty nie zastąpią jednak strategii gospodarowania wodą, jej zatrzymywania i magazynowania. Gdy duża część rolników walczy o przetrwanie, czy może nas dziwić, że ochrona klimatu i przyrody nie jest dla nich priorytetem?
Rolnicy nie wiedzą, na czym stoją, nie wiedzą, czego się spodziewać, oprócz tego, że najwięksi zawsze sobie poradzą. Wielcy gracze sobie poradzą, między innymi dlatego, że dyktują ceny. Mali, średni rolnicy potrzebują wsparcia, by ich zysk nie był przechwytywany przez handel, przez pośrednictwo.
Pozycja rolników w łańcuchu żywnościowym jest słaba, oni nie mają dobrej pozycji negocjacyjnej. Jeśli nie zgodzą się na daną cenę, to kontrahent zgłosi się po towar do kogoś innego. Na to nakłada się nieprzewidywalność warunków atmosferycznych.
Dlatego nieopłacalność produkcji to jeden z podstawowych problemów, które wybrzmiewają podczas protestów.
Ale rolnicy dostrzegają też wyzwania środowiskowe. Widzą problem przenawożenia, nadużywania antybiotyków, obniżenia jakości żywności. To sprawia, że duża część rolników stara się samodzielnie wytwarzać żywność lepszej jakości na własne potrzeby i zaopatrywać w produkty u lokalnych, zaufanych dostawców.
Nie mają zaufania do żywności z własnych upraw? Brzmi absurdalnie.
Z perspektywy rolnika żywność taka jest do przyjęcia, jednak jej smak, świeżość i walor odżywczy i zdrowotny są słabszej jakości. Ale nie możemy zrzucać odpowiedzialności za to wyłącznie na ich barki. Oni muszą grać zgodnie z narzuconymi zasadami. W końcu funkcjonują w systemie, w którym przede wszystkim liczy się wydajność, cena, efektywność, a nie jakość.
A więc wielkie sieci handlowe narzucają swoje ceny, rolnicy starają się sprostać ich wymaganiom w trudnych warunkach, a na dokładkę przychodzi Bruksela i mówi: proszę ugorować 4 proc. areału, bo inaczej nie będzie dopłat, i ograniczyć pestycydy. To musi rodzić frustrację.
Rolnicy widzą te regulacje jako część opresyjnego systemu. Wiele słyszymy o biurokracji, nadmiernej kontroli, ciągłych zmianach przepisów. O tym najczęściej mówią rolnicy, gdy pytamy o problemy z wdrażaniem zielonej transformacji.
W ich odczuciu zmiany są niespodziewane. Jeden z rolników podczas badań wspominał, że kupił środki, które, jak się okazało, już są niedozwolone. Nie miał o tym pojęcia. Musiał je czymś zastąpić, znów wydać pieniądze.
Pokazuje to ogromny problem z komunikacją. Ta często też opiera się na informacji o tym, jakie dopłaty wiążą się z danym rozwiązaniem. Ale rolnik powinien do tego wiedzieć, po co takie rozwiązanie się w ogóle stosuje, jakie korzyści także niematerialne może mu przynieść jego zastosowanie w długoterminowej perspektywie.
Jeśli na przykład mamy ograniczać stosowanie nawozów i środków ochrony roślin, to pokażmy alternatywy oraz ich skuteczność. Nie wystarczy sam komunikat, że czegoś nie można już stosować.
Obecna polityka jest dla rolników nieczytelna.
Korzystają z tego ruchy skrajne, populistyczne, pokazując regulacje prośrodowiskowe jako zagrożenia, a biurokratów jako wrogów. A niedługo wybory europejskie.
Wydaje się pani, że polityka klimatyczna, jako kosztowna i być może niewygodna, zostanie zamrożona do czasu wyborów? One przecież częściowo odpowiedzą na pytanie o to, w którą stronę zmierza Unia: zieloną, czy brunatną.
Obecna Wspólna Polityka Rolna, a więc przedsięwzięcia UE dotyczące sektora rolnego, została przyjęta na lata 2023-2027. Mamy też przyjęty krajowy Plan Strategiczny dla Wspólnej Polityki Rolnej na te lata.
To wszystko już jest, pytanie o to, dlaczego wcześniej nie przygotowaliśmy się do wdrażania tych zmian, na przykład poprzez budowę czytelnej dla ludzi polityki informacyjnej.
Musimy wprowadzać konieczne zmiany w atmosferze niepewności i niepokojów, jednocześnie doświadczamy kryzysu gospodarczego, energetycznego, a kryzys klimatyczny też się nasila i doskwiera rolnikom, Bardzo trudno tym zarządzać — bo z jednej strony polityka klimatyczna musi iść do przodu, a z drugiej musimy odpowiadać na zasadne lęki i wątpliwości rolników.
Sytuacja jest nieporównywalnie gorsza niż w energetyce. W tej branży zmiany trwają od lat. W przypadku rolnictwa i produkcji żywności jesteśmy na początku. Nie ma nawet o tym sektorze poważnej dyskusji w mediach.
Dopiero teraz, czy wcześniej w czasie protestów w związku z kryzysem zbożowym, nagle budzimy się i zastanawiamy, o co właściwie chodzi. I w Polsce i w Europie potrzebujemy poważnej debaty o rolnictwie i produkcji żywności.
Nie możemy postrzegać rolnictwa i rolników przez pryzmat obrazów „wsi spokojnej, wsi wesołej”, albo programów telewizyjnych typu „Rolnik szuka żony”. Musimy jako konsumenci zacząć lepiej rozumieć, na czym dzisiaj polega produkcja żywności i ochrona przyrody w rolnictwie, aby rolnicy mogli zauważyć, że to nas w ogóle obchodzi.
Konsument może coś zrobić, by budować lepszą przyszłość rolnictwa — lepszą i ekologiczną?
Musimy odbudować relację pomiędzy konsumentami a rolnikami. Oni wskazują, jak bardzo skorzystaliby na skracaniu łańcuchów dostaw, by żywność trafiała do klienta z pominięciem pośredników i sieci handlowych. Oczywiście: są kooperatywy, są kontakty nieformalne z rolnikami.
Jest sprzedaż bezpośrednia, ale to wciąż nisza, która nie ma mocy oddziaływania na cały system. Jest jednak potencjał w takich rozwiązaniach, bo według naszych badań Polki i Polacy największe zaufanie mają właśnie do produktów kupowanych bezpośrednio od rolników i najwyżej też oceniają ich jakość.
Rolnicy również wierzą w bezpośrednią sprzedaż. Wystarczy wprowadzić rozwiązania i narzędzia, które ułatwią tym dwóm stronom kontakt. To jest bezpośrednio w naszym zasięgu. I tu dużą rolę mają też do odegrania samorządy lokalne.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Komentarze