Rosja ogranicza dostawy gazu, chcąc w ten sposób ukarać państwa UE za wizytę europejskich liderów w Kijowie i za deklarację KE, która chce, by Ukraina dostała status kandydata do Unii. Takie działanie wiąże się dla Kremla z ogromnym ryzykiem
Rosja przykręca kurek państwom Zachodu. Dostawy gazu są zakłócone — raportują Włosi, Francuzi, Słowacy i Niemcy. Wcześniej Gazprom zupełnie wstrzymał transport surowca do Holandii (a jeszcze wcześniej, w kwietniu — Polsce i Litwie). Ograniczenia w dostawach zdarzały się już w przeszłości i często były powiązane z polityczną grą Kremla. Teraz jednak wszystko zmienia kontekst wojny i wydarzeń toczących się wokół niej.
W końcu w czwartek (16 czerwca) do Kijowa zjechała delegacja szefów rządów Niemiec i Włoch oraz prezydenci Francji i Rumunii. Wszyscy jednoznacznie opowiedzieli się za przyznaniem Ukrainie statusu kandydata do członkostwa w Unii Europejskiej. W piątek zapadła decyzja po stronie Komisji Europejskiej, która wsparła starania Kijowa. Nie będzie co prawda natychmiastowej akcesji Ukrainy do Wspólnoty — o co zabiegał prezydent Zełenski na początku wojny z Rosją. Mimo to Ukraina nigdy jeszcze nie była tak blisko akcesji.
W odpowiedzi na wizytę europejskich liderów w Kijowie i coraz większe zbliżenie UE i Ukrainy Rosja gra na wywołanie gazowego kryzysu. Włoski koncern energetyczny ENI informuje o obcięciu dostaw z Rosji o 50 proc. Według agencji AFP do Francji rosyjski gaz nie dociera w ogóle. Sytuacja dla obu krajów jest trudna, ale nie podbramkowa. Włochy już zapowiadały chęć odcięcia się od dostaw Gazpromu, zwiększając je z innych kierunków — przede wszystkim z Afryki. Francja rosyjskim surowcem pokrywa 17 procent swojego zapotrzebowania. Wcześniej, przez niedostosowanie się do żądania płatności za gaz w rublach rosyjski surowiec przestał płynąć do Holandii.
O wiele trudniejsza jest sytuacja Niemiec i Słowacji, dla których uzależnienie od rosyjskiego gazu jest poważnym problemem. Niemcy z Rosji według danych sprzed wojny sprowadzają 55 proc. swojego gazu, Słowacy - niemal sto procent.
Berlin poinformował w piątek o obcięciu rosyjskich dostaw gazociągiem Nord Stream 1 o 40 proc. Rosjanie twierdzą, że musieli przykręcić kurek, bo zakłady naprawcze Siemensa nie zwróciły na czas agregatu sprężarki gazu.
Niemiecki minister gospodarki Robert Habeck uspokaja, że sytuacja na razie nie jest podbramkowa - Berlin może korzystać z wypełnionych w około 56 procentach magazynów gazu. Do zimy muszą jednak zapełnić się w całości - przekonuje Habeck. Rząd federalny wyraźnie szykuje się jednak na trudną zimę i przygotowuje obywateli na konieczność oszczędzania gazu. Jeśli przed sezonem grzewczym nie uda się uzupełnić zapasów, Niemcy będą musieli „podjąć dalsze działania, aby oszczędzać, w razie potrzeby także z mocy prawa” - powiedział w telewizji ARD Habeck.
Możliwe, że w niemieckich domach będzie chłodniej. „Również w mieszkaniu, w którym temperatura wynosi 18 czy 19 stopni można dobrze funkcjonować i każdy powinien być w stanie ponieść tę stosunkowo niewielką ofiarę” - mówił Gerd Landsberg z Niemieckiego Związku Miast i Gmin. Dziś niemieckie prawo nakazuje utrzymywanie w mieszkaniach temperatury od 20 do 24 stopni.
O połowę zmniejszyły się z kolei dostawy gazu na Słowację. Rząd w Bratysławie jest całkowicie uzależniony od transportu surowca gazociągiem biegnącym przez Ukrainę i bezbronny wobec rosyjskich działań. Sytuację Słowacji z pewnością poprawi otwarcie nowego połączenia gazowego z Polską. Interkonektor łączący słowacką i polską sieć gazową jest w fazie testów, jednak jego uruchomienie nie pokryje pełnego zapotrzebowania naszych sąsiadów na gaz. Według premiera Eduarda Hegera przepustowość połączenia będzie wynosić 5,1 mld metrów sześciennych rocznie. Rząd w Bratysławie twierdzi, że to wartość równa jednej trzeciej rocznego zużycia.
Słowacja od lat cierpi na swoim uzależnieniu od rosyjskiego gazu. O zmniejszonych dostawach paliwa z Rosji państwowy koncern SPP informował w ostatnich latach wielokrotnie — między innymi w 2012 i 2014 roku. Jeszcze w styczniu 2022 roku przepływ surowca ze wschodu zmniejszył się o 30 proc. Sytuację poważnego gazowego kryzysu Słowacy przećwiczyli ponad dekadę temu. W 2009 roku Gazprom obciął dostawy do tego kraju o 70 procent. Szefostwo rosyjskiego koncernu stwierdziło wtedy, że wcale nie chce wstrzymywać dostaw przez Ukrainę, a winę w tej sytuacji ponosi Kijów, który miał okradać państwa Unii Europejskiej z należnego im gazu. Zanim sytuacja wróciła do normy, ówczesny premier Robert Fico zdecydował o ogłoszeniu stanu wyjątkowego w gospodarce.
Rosja chce więc dać polityczną nauczkę zachodnim kontrahentom, ale gra też na zwyżki cen gazu. Te już w czwartek poszły mocno do góry. Koszt zakupu 1 megawatogodziny (MWh) w holenderskim hubie TTF zmienił się z 83 euro w poniedziałek do ponad 140 euro w szczycie czwartkowego notowania. W piątek ceny nieco spadły, ale i tak utrzymywały się na wysokim poziomie powyżej 120 euro za MWh. To duży problem dla energetyki i przemysłu, który poza długoterminowymi kontraktami skupuje gaz po bieżących, giełdowych cenach.
Obecne ograniczenia w dostawach można uznać więc za ruchy ostrzegawcze. Kreml widocznie chce dać do zrozumienia, że dalsze wsparcie dla Ukrainy będzie nas słono kosztować. Szczególnym ciosem byłoby przerwanie dostaw pierwszą nitką gazociągu Nord Stream, co w krótkim terminie mogłoby poważnie uderzyć w gospodarkę i energetykę Niemiec. Całkowita rezygnacja z Nord Streamu byłaby jednak dla Putina strzałem w stopę. Rosyjski budżet opiera się na "rencie surowcowej" - czyli wpływach związanych ze sprzedażą surowców energetycznych.
"Federacja Rosyjska żyje z trzech produktów – z gazu, ropy i broni. W budżecie najwięcej ważą te dwie ostatnie pozycje. To mniej więcej 35 proc. renty budżetowej, z której państwo się utrzymuje, zbiera nadwyżki, finansuje reformy. Ona pozwala na stabilną politykę fiskalną” – mówił OKO.press Przemysław Zaleski, ekspert ds. polityki energetycznej z Politechniki Wrocławskiej.
Zrekompensowanie braku zysków z kontraktów na dostawy do UE sprzedażą gazu w innych kierunkach będzie bardzo trudne. Moskwa nie ma na razie dobrych połączeń gazociągowych, którymi mogłaby tłoczyć surowiec na wschód. Chiny za pośrednictwem gazociągu Power of Siberia docelowo mogą sprowadzać z Rosji 62 mld metrów sześciennych gazu rocznie. Będzie to możliwe po osiągnięciu przez instalację pełnej przepustowości w 2025 roku. Rosji nie uda się jednak w ten sposób zapełnić luki powstałej przez rezygnację z dostaw do UE, które rocznie wynoszą ok. 155 miliardów metrów sześciennych.
Dlatego trudno przypuszczać, że Putin zdecyduje się na skorzystanie z pełnej mocy tej obosiecznej broni - przynajmniej jeśli zakładamy racjonalność jego działań (co wcale nie jest oczywistym założeniem). Na razie Kreml chce raczej przestraszyć europejskich liderów i dać im do zrozumienia, że Rosja nadal trzyma ich na krótkiej smyczy energetycznego szantażu. Ale czy faktycznie trzyma?
W OKO.press wielokrotnie pisaliśmy o tym, że koszt całkowitego odcięcia Europy od rosyjskich surowców byłby dla niektórych państw UE znaczący, ale w żadnym przypadku nie byłby druzgoczący, a skoordynowana europejska polityka energetyczna mogłaby złagodzić najpoważniejsze skutki blokady. Ekonomiści z największych niemieckich instytutów gospodarczych szacowali jeszcze w kwietniu, że w najgorszym scenariuszu, w przypadku odcięcia surowców energetycznych z Rosji w Niemczech nieco spadłby wzrost gospodarczy w tym roku — wyniósłby 1,9 proc. zamiast 2,7 proc. — a w przyszłym roku doszłoby do recesji — spadek PKB wyniósłby 2,2 proc. Oznaczałoby to też wzrost bezrobocia do 6 proc. ale jak wskazuje prognoza, „większość tego szoku zostanie wchłonięta przez zmniejszenie liczby godzin pracy". To zauważalne koszty, ale nieporównywalne z tym, czego doświadczyłaby Rosja, ostatecznie odcinając się od europejskiego rynku energetycznego.
Obecna "kara", jaką Putin wymierzył kilku państwom UE, sprawi, że wróci dyskusja o embargu na rosyjski gaz lub ew. limitach cenowych. To ostatnie jest zresztą analizowane przez Komisję Europejską. Obecne działania Rosji przyspieszą też — i tak już gwałtowne — odchodzenie UE od importu rosyjskiego gazu.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Komentarze