Na rozkaz Moskwy od najbliższego piątku do wtorku mają odbyć się "referenda" w sprawie przyłączenia okupowanych terytoriów Ukrainy do Rosji. Ale nie potwierdziły się doniesienia o wieczornym przemówieniu Władimira Putina
Kreml gwałtownie przyspieszył swoje plany przeprowadzenia "referendów" w sprawie przyłączenia do Federacji Rosyjskiej okupowanych ziemi Ukrainy - chodzi o obwód ługański oraz o okupowane części obwodu chersońskiego, donieckiego i zaporoskiego. Okupacyjna administracja wyznaczyła terminy "głosowania" już na najbliższy piątek 23 września - wszystko ma potrwać do wtorku.
Szczegóły techniczne dotyczące organizacji "referendów" w tak ekspresowym tempie nie zostały jeszcze w pełni przedstawione - choć na przykład "władze" Donieckiej Republiki Ludowej zapowiadają, że będą dowozić do urn także chętnych pozostających poza granicami "DRL". Demokratyczny świat nie ma żadnych wątpliwości, co do tego, że wyniki referendów zostaną sfałszowane zgodnie z dyspozycjami z Kremla.
Co więcej, o godz. 15:52 polskiego czasu Centralna Komisja Wyborcza Rosji ogłosiła, że organizuje punkty do głosowania również w Rosji. Formalnie po to, by mogli w nich wziąć udział ci mieszkańcy okupowanych terenów, którzy przebywają w Rosji. „Wielu ludzi, którzy są zmuszeni do opuszczenia terytorium Ukrainy, powinno mieć możliwość głosowania, a my pomożemy naszym kolegom stworzyć taką możliwość" - powiedział RIA Nowosti wiceprzewodniczący rosyjskiej Centralnej Komisji Wyborczej Nikołaj Bułajew.
We wtorek 20 września popołudniu pojawiły się informacje, że Władimir Putin zamierza wieczorem wystąpić z orędziem do Rosjan. Ostatecznie te doniesienia się nie potwierdziły.
Za to wiadomość o "referendach" była oczywiście czołówką telewizyjnych wieczornych "Wiesti". Przekonywały one, że formalne przejęcie donbaskich "republik" i terenów okupowanych to jedyny sposób na pokój i zatrzymanie ukraińskiego ostrzału (teraz propaganda zaczęła bardziej podkreślać, że ostrzał jest dotkliwy: otóż rosyjska obrona przeciwlotnicza nie jest w stanie zestrzelić wszystkich ukraińskich pocisków). Propaganda nie wyjaśniła, jak montowane pośpiesznie głosowanie ma załatwić to, czego nie zdołała załatwić armia Putina. Mówiła jednak, że nic ważnego nie zdarzy się raczej do końca miesiąca: formalności związane z ustalaniem wyników "referendów" zajmą około pięciu dni od końca głosowania, czyli od 27 września.
Tymczasem telewizyjna publicystyka nie kryje zachwytu ruchem Putina. Wezwania do obrócenia w perzynę zachodnich stolic zastąpiła dziś polemika z zachodnimi krytykami "referendów". Na przykład - wywodzi ekspert programu 60 minut - Teksas był w XIX wieku częścią Meksyku, ale zmienił swą przynależność i jest teraz częścią USA. Czyli referendum Putina jest całkiem w porządku. Ale nie aż tak w porządku, by nie trzeba było o tym przekonywać.
Zamiary organizacji "referendów" na okupowanych ziemiach Ukrainy były dotąd ogłaszane przez Rosję wielokrotnie i stale wykorzystywane w rosyjskiej propagandzie. Kolejne terminy były jednak przekładane, a operacja "referenda" nigdy nie została tak naprawdę uruchomiona. Tym razem machina poszła w ruch - i to z zaledwie trzydniowym wyprzedzeniem.
Jak bardzo ekspresowy był to proces? Oto sekwencja zdarzeń na przykładzie "Donieckiej Republiki Ludowej":
Tak błyskawiczna organizacja "referendów" to bardzo czytelna reakcja na ukraińskie postępy na froncie notowane od rozpoczęcia operacji kontrofensywnych w obwodzie chersońskim (od 29 sierpnia) i charkowskim (od 6 września). W obwodzie charkowskim w ciągu mniej więcej tygodnia Ukraińcy odbili do ok. 10 tysięcy kilometrów kwadratowych. Udało im się również znacząco naruszyć rosyjskie panowanie nad obwodem chersońskim.
Organizacja "referendów" to zarazem bardzo niepokojący ruch - jasno wskazujący na to, że putinowska Rosja może starać się za wszelką cenę utrzymać kontrolę nad tymi podbitymi ziemiami Ukrainy, z których nie wypędziły jeszcze Rosjan ukraińskie siły zbrojne.
Oficjalne uznanie przez Moskwę podbitych ukraińskich ziem za integralną część terytorium Federacji Rosyjskiej może być bowiem wstępem do kolejnych kroków eskalacyjnych w toczącej się wojnie:
W opublikowanej w niedzielę w OKO.press rozmowie, takie scenariusze szczegółowo analizował były szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego, generał Stanisław Koziej.
Wyobrazić sobie można również i taki - mniej drastyczny - scenariusz, w którym Kreml będzie zwlekał z oficjalnym uznaniem wyników "referendów" i posługiwał się tym jako kartą przetargową, mającą wymóc na Ukrainie ograniczenie działań kontrofensywnych, czy nawet czasowe - w obecnej sytuacji na frontach wojny w Ukrainie korzystne jedynie dla Rosji - zawieszenie broni.
Rosyjska, kontrolowana przez władze, agencja informacyjna RIA Nowosti opublikowała dziś wyniki "sondaży" dotyczących referendów i mających przygotowywać grunt przed spodziewanym sfałszowaniem ich wyników. Wejście Donieckiej Republiki Ludowej do Federacji Rosyjskiej popiera 94 procent mieszkańców tego samozwańczego parapaństwa, wejście Ługańskiej Republiki Ludowej - 94 procent, wynika z "badania" autorstwa Krymskiego Republikańskiego Instytutu Badań Politycznych i Socjologicznych (RIPSI). W obwodzie zaporoskim gotowych głosować za przyłączeniem do Rosji ma być 87 proc. aktywnych wyborczo mieszkańców, zaś w obwodzie chersońskim 80 procent.
Wyniki tych "sondaży" są całkowicie oderwane od realiów.
Na okupowanych ziemiach Ukrainy powszechne są postawy oporu, działają również zbrojne oddziały partyzanckie - stale operujące np. w otoczeniu Melitopola w obwodzie zaporoskim czy na terenie obwodu chersońskiego. Dla Moskwy to jednak żadna przeszkoda. Wyniki "referendów" będą takie, jak zadecyduje Kreml.
Rosyjska Duma Państwowa w błyskawicznym tempie zmieniła dziś natomiast niektóre przepisy kodeksu karnego - związane z prowadzeniem działań wojennych. Przewidują one karę więzienia za dobrowolne poddanie się oraz odmowę udziału w działaniach wojennych lub zbrojnych. W kodeksie pojawia się nowy artykuł – "dobrowolne poddanie się", za który przewidziano karę do 10 lat pozbawienia wolności. W przegłosowanych przez Dumę przepisach pojawiają się także terminy "mobilizacja" oraz "stan wojenny".
Decyzja o referendach musiała zapaść w poniedziałek - wtedy parlamenty "DRŁ" i "ŁRL" nagle zwróciły się o szybkie przeprowadzenie referendów, których organizacja jest tam wałkowana od maja i ciągle są z tym kłopoty. Stało się to po tym, jak propaganda Kremla uspokoiła sytuację i zapowiedziała, że Putin uderzy, jak będzie chciał, a sytuacja, choć poważna, jest pod kontrolą.
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.
Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.
Komentarze