0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: AFPAFP

Na zdjęciu: protest przeciwko zbrodniom rosyjskim w Ołeniwce, Kijów, 4 sierpnia 2022 r.

Pawiak, Aleja Szucha, Montelupich, Pomorska. Wojenny terror na okupowanych ziemiach zawsze ma swoją mapę. W wojnie w Ukrainie jej główne punkty wyznaczają Ołeniwka, Dokuczajewsk, Manhusz, Nowoazowsk czy Starobeszewe. To miejscowości, w których Rosjanie i separatyści utworzyli tak zwane „obozy filtracyjne” o najcięższym reżimie, będące w rzeczywistości obozami koncentracyjnymi, w których umieszczani są Ukraińcy z terytoriów okupowanych i część jeńców wojennych.

NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to nowy cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, zaskakują właśnie.

Właśnie w jednym z takich obozów – w Ołeniwce – doszło w nocy 28 lipca najprawdopodobniej do bezprecedensowej zbrodni wojennej. Ponad 50 osadzonych w obozie więźniów zginęło w wyniku eksplozji w jednej z hal używanych w roli obozowych baraków. Wiele wskazuje na to, że eksplodował ładunek termobaryczny – o jego zdetonowanie oskarżani są najemnicy z pracującej dla Rosjan prywatnej firmy wojskowej zwanej grupą Wagnera.

Więcej o samej zbrodni i sposobie, w jakim próbowali ją przedstawić światu Rosjanie w obszernym tekście Agnieszki Jędrzejczyk.

Przeczytaj także:

Obóz w Ołeniwce miał wyjątkowo złą sławę już całe miesiące przed zbrodnią. Funkcjonuje on w rosyjsko-separatystycznej nomenklaturze jako kolonia nr 120 i podlega „władzom” samozwańczej „Donieckiej Republiki Ludowej”. To posowiecka kolonia karna, którą separatyści jeszcze w trakcie pierwszej wojny w Donbasie przekształcili w jeden z obozów zarówno dla swych jawnych wrogów, jak i dla osób uważanych za „niepewne”, „nastawione proukraińsko”, czy „skłonne do ekstremizmu”.

Do Ołeniwki trafiali jednak zawsze ci, którym separatyści uważali za szczególnie niebezpiecznych. Szczególnie głośno było o nim tuż po kapitulacji obrońców Mariupola – to właśnie do Ołeniwki przewieziono większość ukraińskich żołnierzy walczących w zakładach Azowstal. Nie byli jednak pierwszymi tam osadzonymi.

Co to jest "filtracja"?

Wobec obozów tworzonych przez Rosjan na terytoriach okupowanych i w granicach „republik” separatystów z Donbasu najczęściej używane pozostaje zbiorcze określenie „obóz filtracyjny” – bardzo nieostre i mieszczące sobie w kilka różnych kategorii miejsc uwięzienia.

Stosując je w odniesieniu do miejsc takich jak Ołeniwka nieświadomie ulegamy rosyjskiej propagandowej perswazji – o „wyzwolonych” mieszkańcach Donbasu czy południa Ukrainy, którzy po krótkim pobycie w takim obozie (przedstawianym w rosyjskich mediach jako obiekt w rodzaju obozu dla uchodźców) trafiają do nowych miejsc zamieszkania. Oczywiście po to, by rozpocząć tam nowe, szczęśliwe życie.

Sama „filtracja” przedstawiana jest przez rosyjską propagandę jako smutna konieczność odsiania „nazistów", „ekstremistów” i „zbrodniarzy”.

Ale Ołeniwka – tak samo jak co najmniej kilka innych podobnych miejsc - nie jest żadnym obozem filtracyjnym. Odwrotnie - jest miejscem przetrzymywania osób, które „filtracji” nie przeszły. Kategorie osób trafiających do Ołeniwki i kilku podobnych obozów są dość szerokie. Wysyłani są tam weterani Sił Zbrojnych Ukrainy, obrony terytorialnej czy jednostek ochotniczych - także z okresu I wojny w Donbasie, dziennikarze, pracownicy administracji centralnej, niektórzy policjanci, a nawet strażacy, działacze społeczni i polityczni.

W ten sposób Rosjanie drenują okupowane terytoria Ukrainy z potencjalnych przywódców zarówno ruchów obywatelskiego sprzeciwu, jak i zbrojnego oporu.

Osadzenie w obozie w rodzaju Ołeniwki poprzedza „aresztowanie” – będące w rzeczywistości zwykłym porwaniem, bo obywatele Ukrainy nijak nie podlegają jurysdykcji Rosjan i działających u ich boku separatystów. Ofiary tych praktyk znikają często bez wieści – ich bliscy i współpracownicy długo nie mają pojęcia, co się z nimi właściwie stało.

Porwań dokonują rosgwardziści, „milicje” separatystów, niekiedy wagnerowcy, lub tajemnicze postacie w cywilnych strojach, rzadziej regularna armia. Prawie zawsze takie akcje są nadzorowane przez funkcjonariuszy rosyjskiej służby bezpieczeństwa FSB.

Ołeniwka - rosyjski obóz koncentracyjny

De facto obóz w Ołeniwce spełnia wszelkie definicyjne warunki, by określać go mianem obozu koncentracyjnego. Trafiają tam bez żadnego sądowego wyroku i na czas nieokreślony osoby z różnych powodów uważane przez Rosjan i separatystów za "niebezpieczne”, „wrogie” lub „podejrzane” – czyli stanowiące potencjalne zagrożenie dla stabilności nowych okupacyjnych władz.

Ich los pozostaje w pełni zależny od komendanta obozu a pośrednio od jego mocodawców z rosyjskiej FSB. Obozem i życiem osadzonych rządzą całkowicie pozaprawne reguły narzucone przez okupantów. Stosowane są tam tortury.

Ołeniwka to obóz o najcięższym reżimie. Przetrzymywanych tam jest nie mniej niż 2 tysiące więźniów. Bardzo podobny charakter ma obóz w położonym zaledwie 6 kilometrów od Ołeniwki Dokuczajewsku. To również miejsce o wyjątkowo ciężkim reżimie – rozmiary kompleksu pozwalają szacować, że przetrzymywana jest tam podobna liczba więźniów.

Tuż po zbrodni w Ołeniwce "New York Times" opublikował relacje byłych więźniów tego obozu. Wynika z nich, że tortury były tam na porządku dziennym – przede wszystkim w postaci brutalnego bicia więźniów za jakiekolwiek przewinienie – lub i bez powodu. Wobec części osadzonych – zwłaszcza tych, z których rosyjskie służby próbowały wycisnąć jakiekolwiek informacje – stosowane też były klasyczne tortury – m.in. w postaci rażenia prądem.

Strażnicy z Ołeniwki urządzali też drastycznie brutalną „ścieżkę zdrowia” dla zwożonych do obozu pojmanych ukraińskich żołnierzy – musieli oni przechodzić przez szpaler oprawców, którzy bili ich m.in. łańcuchami i stalowymi rurami.

W Ołeniwce istnieje również rozległy karcer – zwany „dołem” – w podziemnej kondygnacji kompleksu. Cytowany przez "New York Times" były więzień obozu Witalij Sytnikow relacjonował, że „prawie codziennie” słychać było stamtąd odgłosy katowania uwięzionych.

2 tysiące osadzonych w Ołeniwce otrzymuje wyżywienie „wystarczające do przeżycia” – zupełnie jak w niemieckich czy sowieckich obozach koncentracyjnych. W obozie w Dokuczajewsku jeszcze na początku czerwca pożywienia notorycznie brakowało. Porządek dnia w tych obozach wyznaczają przeprowadzane 2 razy dziennie apele i inspekcje – tuż po pobudce i po 21. Więźniowie nie mogą pracować, nie ma też mowy o ćwiczeniach fizycznych, lekturze czy jakichkolwiek innych więziennych formach pożytkowania czasu.

Nie wiemy, ile jest ofiar

Z braku danych niedomkniętą musimy pozostawić kwestię odsetka ofiar śmiertelnych w miejscach takich jak Ołeniwka czy Dokuczajewsk. Szczegółowe badania zdjęć satelitarnych obozu w Ołeniwce i jego otoczenia wykazały na przykład, że Rosjanie przygotowywali tam jeszcze przed zbrodnią miejsca pochówku – na pytanie dla kogo, nie ma jednak udokumentowanej odpowiedzi.

Najbardziej wymowny może być tu przykład miejscowości Manhusz pod Mariupolem. W niej i wokół niej Rosjanie umieścili zarówno obóz filtracyjny, jak i obiekt o charakterze ciężkiego więzienia, czy wręcz katowni.

W rejonie Manhusza zdjęcia satelitarne jeszcze w kwietniu (gdy w Mariupolu trwały walki) ujawniły, że Rosjanie przygotowali tam dziesiątki masowych grobów – mogących pomieścić wiele tysięcy zwłok. Czyich? Żołnierzy i cywili poległych w walkach w Mariupolu? Ofiar doraźnych egzekucji na ulicach i przedmieściach miasta? Więźniów obiektu w Manhuszu? I w jakich proporcjach? Tego w obecnych realiach się nie dowiemy.

Jak działa system?

Rosjanie i separatyści z „republik” Donbasu chętnie adaptują na swe obozy, ośrodki filtracyjne i katownie budynki należące przed wojną do ukraińskiej administracji lokalnej, policji czy służby imigracyjnej.

Obok miejsc takich jak Ołeniwka czy Dokuczajewsk, gdzie obóz zajmuje cały kompleks budynków, są też więc i takie adresy, jak ulica Tytowa 63 w Manhuszu pod Mariupolem czy Paszy Angeliny 30 w Starobeszewem (nieodległym od Ołeniwki i Dokuczajewska), gdzie „obóz” to tylko jeden wysoki budynek będący wcześniej siedzibą ukraińskiej administracji.

Takie obiekty są tyleż „obozami” – bo da się w nich przetrzymywać najwyżej po kilkuset więźniów – co aresztami, a być może nawet katowniami. To właśnie w takich obiektach w większości przetrzymywani są ukraińscy urzędnicy państwowi i samorządowi oraz działacze polityczni i społeczni pojmani przez Rosjan i separatystów na okupowanych terytoriach.

Przepustką do opuszczenia takiego miejsca może być zgoda na kolaborację, „bilet” do wymiany jeńców albo widzimisię FSB, w której gestii leży decydowanie, kto filtrację przeszedł, a kto nie.

Obozy o ostrym reżimie są pod pośrednim nadzorem rosyjskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa. Rolę strażników i katów na ogół obejmują zaś rosgwardziści z regionów kaukaskich oraz najemnicy z wydzielonej sekcji Grupy Wagnera – zajmującej się już na lata przed inwazją torturowaniem jeńców i potencjalnych informatorów w krajach, w których na zlecenie Kremla grupa działała – np. w Syrii czy w Mali.

System rosyjskich obozów „filtracyjnych” obejmuje jednak nie tylko placówki o charakterze obozów koncentracyjnych, ale także sieć obozów bardziej odpowiadających powszechnie używanej nazwie.

Ile ich dokładnie jest? Według Courtney Austrian, wiceszefowej misji USA przy OBWE, amerykański wywiad do pierwszych dni lipca miał naliczyć łącznie nie mniej niż 18 takich obozów. Część z nich to wielkie namiotowe kompleksy – do których trafiali i trafiają tysiącami mieszkańcy np. Mariupola i innych podbitych przez Rosjan miast i regionów. Stamtąd następnie – po przesłuchaniach i „odsianiu” „elementów niepewnych” – osadzeni są deportowani.

Trafiają albo do „republik” Donbasu, albo do Rosji – w tym do regionów na północy lub dalekim wschodzie tego kraju. W połowie lipca Antony Blinken, sekretarz stanu USA, na podstawie danych wywiadowczych oficjalnie stwierdził, że w głąb Rosji deportowano już 900 tysięcy obywateli Ukrainy z okupowanych terytoriów.

Do obozów takich jak w Ołeniwce czy Dokuczajewsku trafia więc jedynie niewielki odsetek „ekstremistów”.

Poligonem była Czeczenia

System „obozów filtracyjnych” nie jest nowością w rosyjskiej – i wcześniej sowieckiej - praktyce okupacyjnej. Sowieci tworzyli takowe np. w Polsce po 1944 roku – umieszczano w nich Niemców, Ślązaków czy osoby podejrzane o wspieranie zbrojonego podziemia.

Współcześnie Rosjanie zaczęli tworzyć takie placówki na wielką skalę jeszcze w trakcie I wojny w Czeczenii na mocy tajnej – lecz będącej tajemnicą poliszynela - dyrektywy MSW. Szczególną rolę odegrały jednak dopiero w trakcie drugiej wojny w Czeczenii – stały się wówczas jednym z głównych narzędzi terroru dławiących czeczeński opór.

Było ich tam co najmniej kilkanaście – najbardziej znane były zaś obozy filtracyjne w Chankale pod Groznym i w Urus Martan. Według Human Rights Watch przez rosyjskie obozy filtracyjne w Czeczenii przeszło ok. 200 tysięcy z łącznie miliona obywateli Czeczenii.

To właśnie tam Rosjanie sprawdzili efektywność takiego systemu – a nie da się ukryć, że w połączeniu z innymi narzędziami terroru okazała się ona w pacyfikowaniu Czeczenii bardzo wysoka. Większość więźniów obozów filtracyjnych deportowano albo przesiedlono – jednak ci, którzy nie przeszli filtracji, trafiali do miejsc o charakterze obozów koncentracyjnych.

Razem z pacyfikacjami wsi i masowymi morderstwami bojowników i osób podejrzanych o ich wspieranie dało to efekt mrożący umożliwiający sterroryzowanie Czeczenii i wprowadzenie w niej marionetkowych rządów prorosyjskiej „dynastii” Kadyrowów.

Teraz ten sam mechanizm ma posłużyć do ujarzmienia podbitych regionów Ukrainy.

Wszystkie obozy i obiekty, o których tu mówimy, administrowane są albo przez separatystów z „republik” Donbasu, albo przez marionetkowe „władze lokalne” powołane przez Rosjan na okupowanych ziemiach obwodów zaporoskiego i chersońskiego. Faktycznie funkcjonują więc poza wszelkim prawem – nie obowiązuje tam bowiem nawet prawodawstwo Federacji Rosyjskiej.

Zaznaczmy przy tym, że w rosyjskim prawie, mimo całego obłędu, który ogarnął ten kraj, nie istnieją choćby furtki pozwalające na utrzymywanie obozów koncentracyjnych z torturami na porządku dziennym.

System rosyjskich obozów filtracyjnych i koncentracyjnych na okupowanych ziemiach Ukrainy pozostaje więc funkcjonującą w prawnej pustce machiną terroru i zarazem topornej inżynierii społecznej polegającej na wysiedlaniu ludności – według stalinowskich wzorców – na pustkowia północnych i wschodnich krańców Rosji.

Po zbrodni w Ołeniwce coraz bardziej uzasadnione staje się jednak pytanie, czy oprócz obozów filtracyjnych i koncentracyjnych Rosjanie nie przygotowują tam się również do tworzenia ośrodków zagłady.

;
Na zdjęciu Witold Głowacki
Witold Głowacki

Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.

Komentarze