0:000:00

0:00

Prawa autorskie: AFPAFP

W ciągu ostatnich dwóch dekad zagregowane poparcie partii eurosceptycznych i populistycznych wzrosło z ok. 15 do 35 proc. – wynika z badania Populist 2.0 przeprowadzonego przez grupę akademików pod kierownictwem prof. Matthijsa Rooduijna z Uniwersytetu w Amsterdamie.

Dziś wydaje się, że wiele z nich wytraciło impet, a rosyjska inwazja na Ukrainę jest wyzwaniem dla ich dotychczasowej politycznej opowieści.

Jak wynika z analizy sondaży z 24 państw członkowskich (poza Maltą, Luksemburgiem i Cyprem) w okresie poprzedzającym rosyjską inwazję w Ukrainie do dziś,

  • w 11 krajach poparcie dla radykalnych i eurosceptycznych partii spada,
  • w 7 krajach pozostaje bez zmian,
  • w 6 krajach nieznacznie rośnie.

Jednocześnie w wielu państwach umacnia się proeuropejskie centrum. Dzieje się tak m.in. w Czechach, Danii, Estonii, Finlandii, Francji, Holandii, Niemczech, Litwie, Łotwie, Rumunii, Słowenii i Szwecji.

Część populistów znalazła się w trudnej sytuacji: prezentując w przeszłości prorosyjskie stanowiska, usprawiedliwiając aneksję Krymu, oskarżając NATO o antagonizowanie Rosji, czy wychwalając styl rządzenia Władimira Putina.

Liderzy takich ugrupowań jak niemieckie AfD, holenderskie PVV, belgijskie VB, francuskie Zjednoczenie Narodowe czy włoska Liga Północna w obliczu rosyjskiej inwazji na Ukrainie musieli zrewidować swoje poglądy.

Ale są i tacy, którzy w toczącym się konflikcie i związanych z nim konsekwencjach – gwałtownym wzroście cen, napływie uchodźców i związanymi z tym wyzwaniami dla finansów publicznych czy strachu przed rozszerzeniem wojny na zachód Europy - upatrują szans na wzrost poparcia. Tę retorykę aktywnie eksploatują takie partie jak m.in. estońska EKRE, polska Konfederacja, czeskie SPD, bułgarskie Odrodzenie czy słowacki Smer.

Jak tłumaczy dr István Hegedűs, badacz eurosceptycyzmu z węgierskiego think tanku Hungarian Europe Society, Europa rzeczywiście znajduje się obecnie w fazie eurosceptycznego odprężenia.

„Jest to częściowo spowodowane pandemią, która w oczach wielu wyborców podkopała zaufanie do antysystemowych polityków, ale jest to też efekt Brexitu i problemów z nim związanych. Dziś w Wielkiej Brytanii wielu wyborców, którzy głosowali za wyjściem z Unii, żałuje swojej decyzji i czuje się zmanipulowanych przez prących do Brexitu radykałów. Wojna na Ukrainie także powoduje zawahanie wśród eurosceptycznych wyborców, bo w obliczu takiego konfliktu jedność Unii Europejskiej wydaje się zwiększać poczucie bezpieczeństwa”

– mówi Hegedűs w rozmowie z OKO.press.

Podkreśla jednak, że niezadowolenie społeczne i niepokój związany z trwającą wojną, dramatycznie rosnące ceny, problemy energetyczne, z którymi możemy mieć do czynienia już tej jesieni, mogą znowu przełożyć się na wzrost poparcia dla populistów. Wszystkie fale wzrostu partii populistycznych i eurosceptycznych obserwowane w Europie do tej pory były bowiem efektem kryzysów – rozszerzeniowego w 2004 roku, finansowego w 2008 oraz migracyjnego w 2015 roku.

Przeczytaj także:

Wzmocnienie centrum w UE

Pogwałcenie przez Rosję zasad prawa międzynarodowego, wywołanie brutalnej, agresywnej wojny, w której giną cywile, a także rozbicie poczucia bezpieczeństwa w Europie, wydaje się w wielu krajach przekładać na wzrost zrozumienia znaczenia porządku międzynarodowego, współpracy i multilateralizmu.

Partie, które w swojej narracji odwołują się do tych zasad, jednoznacznie wskazują Rosję jako agresora, deklarują wsparcie dla Ukrainy oraz wierność strategicznym sojuszom (przynależności do UE oraz NATO), notują wzrosty w sondażach.

W Holandii od czasu inwazji rosyjskiej na Ukrainę wyraźnie wzrosło poparcie dla rządzącej, liberalnej Partii Ludowej na Rzecz Wolności i Demokracji (VVD) premiera Marka Rutte – z 26 do 29 proc. To odwrócenie trwającego od września 2021 trendu spadkowego.

W Danii o 3 pkt., proc. – z 25 do 28 proc. – rośnie poparcie dla rządzących, proeuropejskich socjaldemokratów (SD – S&D) premierki Mette Frederiksen.

W Szwecji z 30 do 32 proc. rośnie poparcie Szwedzkiej Partii Socjaldemokratycznej (S – S&D) premierki Magdaleny Andersson.

W Finlandii przetasowanie: rządzący socjaldemokraci tracą na rzecz centro-prawicowej Koalicji Narodowej (KOK – EPP), największej partii opozycyjnej, głównie dlatego, że KOK jako jedna z nielicznych partii w parlamencie od lat postuluje wejście Finlandii do NATO, a to dziś najważniejszy wątek debaty publicznej.

Poparcie dla członkostwa w NATO w Szwecji i Finlandii gwałtownie wzrosło od czasu inwazji Rosji na Ukrainę: w Szwecji do 57 proc. zaś w Finlandii do 76 proc..

Spektakularne wzrosty proeuropejskiego centrum widać też w Estonii: od początku rosyjskiej inwazji na Ukrainę poparcie dla liberałów z Estońskiej Partii Reform (ER – RE) premierki Kaji Kallas skoczyło aż o ponad 10 pkt. proc. (z 22 do 34 proc.). Kallas notuje też ogromne wzrosty poziomu zaufania społecznego – opinia publiczna bardzo dobrze ocenia jej odważne wystąpienia piętnujące rosyjską wojnę i wzywające do ostrych sankcji na Rosję. Proeuropejskie centrum pozostaje mocne też na Litwie i Łotwie, ale tam eurosceptycyzm jest zjawiskiem raczej marginalnym.

W Niemczech rośnie poparcie proeuropejskich Zielonych (z 16 do niemal 21 proc.), którzy pchnęli socjaldemokratów z SPD i liberałów z Wolnej Partii Demokratycznej (FDP – RE) do nieco bardziej zdecydowanych działań w sprawie rosyjskiej agresji. To fundamentalne odwrócenie tradycyjnie antymilitarystycznej agendy Zielonych, a także bardzo trudna sytuacja dla kanclerza Olafa Scholtza (SPD), który obawia się otwartego zaangażowania w wojnę, a poparcie dla SPD i tak spada (o 3 pkt. proc., z 25 do 22 proc.). Rośnie za to poparcie znacznie bardziej zdecydowanej w tej kwestii opozycyjnej CDU (o 2 pkt. proc., z 25 do 27 proc.).

W Czechach o 3 pkt. proc. (z 29 do 32 proc.) umocniła się centroprawicowa i proeuropejska koalicja SPOLU premiera Petera Fiali, lidera ODS. Fiala tchnął nowe życie w trawioną korupcją partię byłego premiera i prezydenta Vaclava Klausa; co ciekawe, trzy z niedawno zablokowanych stron internetowych z rosyjską dezinformacją – Aeronet.cz, Czechfreepress.cz oraz Protiproud.cz były prowadzone przez Petra Hájeka, byłego rzecznika Klausa.

Na proeuropejską ścieżkę wróciła też Słowenia. W wyborach 24 kwietnia władzę stracił bliski Victorowi Orbánowi oraz coraz mocniej w ostatnim czasie antydemokratycznie zorientowany Janez Janša, lider prawicowej Słoweńskiej Partii Demokratycznej (SDS). Janša na ostatniej prostej przed wyborami bardzo zaangażował się po stronie Ukrainy, licząc na sympatię wyborców, ale to nie pomogło: zwycięstwo w wyborach odniosło nowe, bardzo proeuropejskie, liberalno-zielone ugrupowanie Partia Wolności (GS – NI) Roberta Goloba, które uzyskało 34 proc. głosów.

Także w Rumunii umacnia się polityczne centrum: wojna na Ukrainie nie wpłynęła znacząco na pozycję lidera sondaży, czyli partii socjalistycznej PSD, która utrzymuje ok. 35 proc. poparcie, zmieniła się natomiast sytuacja za jej plecami – o 2 pkt. proc. (z 18 do 20 proc.) wzrosło poparcie PNL, centro-prawicowej i proeuropejskiej partii obecnego premiera Nicolae Ciucă, zaś o 5 pkt. proc. (z 18 do 13 proc.) spadło poparcie powstałej w 2019 roku narodowo-konserwatywnej, eurosceptycznej i oskarżanej o niejasne relacje z Kremlem AUR (Ugrupowanie na Rzecz Jedności Rumunów).

We Francji sytuacja wydaje się nieco bardziej skomplikowana. Co prawda zwycięstwo Emmanuela Macrona w kwietniowych wyborach prezydenckich (zdobył 58,5 proc. głosów) to zwycięstwo liberalnego, proeuropejskiego centrum, ale jednocześnie historycznie najlepszy wynik uzyskała Marine Le Pen (41,5 proc. głosów wobec 33,9 proc. w drugiej rundzie wyborów w 2017 r.), pomimo kompromitującej zażyłości z Władimirem Putinem i faktu korzystania w przeszłości z rosyjskiego finansowania. Wybory prezydenckie we Francji to także bardzo dobry wynik w pierwszej rundzie lewicowego eurosceptyka Jean-Luc Mélenchona (22 proc.). wszystko to razem może świadczyć o nasileniu eurosceptycznych nastrojów.

Następnym sprawdzianem dla orientacji Francuzów będą czerwcowe wybory do parlamentu. Ostatnie sondaże poparcia wskazują na bardzo niedużą przewagę bloku Macrona wobec bloku zjednoczonej lewicy oraz skrajnej prawicy Le Pen, ale w sumie poparcie eurosceptyków jest bardzo wysokie – blok lewicy Jean-Luc Mélenchona może liczyć na ok. 28 proc. głosów, Le Pen - 22 proc., a ugrupowanie Rekonkwista skrajnie prawicowego polityka Erica Zemmoura – 6,5 proc.

Proeuropejskie partie dominują dziś w Bułgarii, Chorwacji, Irlandii, częściowo Grecji, Hiszpanii i Portugalii. Jednocześnie w wielu tych krajach spada poparcie dla największych ugrupowań eurosceptycznych, zwłaszcza tych, które w przeszłości na różne sposoby realizowały w Europie rosyjską agendę, np. postulując dezintegrację Unii Europejskiej, niechęć do NATO, usprawiedliwiając działania Rosji na wschodzie Ukrainy oraz aneksję Krymu, czy wreszcie upatrując w Rosji Putina sojusznika w walce z radykalnym islamem i „moralną zgnilizną zachodu” – multikulturalizmem, liberalizmem oraz rozpadem „tradycyjnego porządku”.

Rosyjska kula u nogi

W Holandii poparcie dwóch największych partii eurosceptycznych: skrajnie prawicowej, populistycznej, antyimigranckiej i antyislamskiej Partii Wolności Geerta Wildersa oraz narodowo-konserwatywnego Forum dla Demokracji Therry’ego Baudeta jest dziś znacznie niższe niż jeszcze 2-3 lata temu: pod koniec 2020 roku Wilders miał 24 proc. zwolenników (10 pkt. proc. więcej niż obecnie), a Baudet w 2019 roku 26 proc. (22 pkt. proc. więcej niż obecnie).

Zmierzch partii Baudeta doprowadził co prawda do powstania nowego skrajnie prawicowego ugrupowania – JA21, ale ma ono obecnie tylko 10 proc. poparcia i prezentuje nieco mniej skrajne poglądy niż FvD.

W Niemczech od czasu rosyjskiej inwazji na Ukrainę spadło (choć nieznacznie, o 2 pkt. proc. z 11 do 9 proc.) poparcie AfD – prorosyjskiej, skrajnie prawicowej Alternatywy dla Niemiec. To niewiele, ale warto zauważyć, że poparcie tej partii jest dziś o 7 pkt. proc. niższe od jej szczytu w 2018 roku, gdy notowała w sondażach nawet 16 proc. AfD powstało w 2013 r. jako partia sprzeciwu wobec euro, z czasem rozszerzyli agendę o wątki antyimigranckie (głównie antyislamskie) i antyliberalne. AfD od lat popiera Putina i podkreśla jego prawo do obrony „rosyjskiej strefy wpływów”.

W Danii utrzymuje się niewielkie poparcie dla nacjonalistów z Duńskiej Partii Ludowej Mortena Messerschmidta (DF – ID) – wynosi obecnie 5 proc. Warto jednak pamiętać, że jeszcze w 2015 roku w wyborach do parlamentu nacjonaliści zdobyli 21,1 proc. głosów. DF to partia mocno eurosceptyczna, która przy okazji Brexitu postulowała renegocjację duńskiego członkostwa w UE. Od początku swego istnienia stoi na stanowisku, że największym zagrożeniem dla Europy jest islam, w związku z czym Rosję należy traktować jak sojusznika.

W trendzie spadkowym znajduje się także w Szwecji poparcie antyimigranckich tradycjonalistów z partii Szwedzkich Demokratów (SD – ECR) – dziś na tą partię chce głosować ok. 18 proc. wyborców, to trzecia najpopularniejsza partia w kraju, podczas gdy jeszcze w grudniu 2019 roku z poparciem na poziomie 25 proc. SD prowadziło w sondażach.

W Finlandii 3 pkt. proc. straciła nacjonalistyczna Partia Finów (PS – ID) – spadek z 17 do 14 proc. - która kilkukrotnie w ciągu ostatnich 10 lat wybijała się na prowadzenie w sondażach – m.in. z poparciem 23 proc. w styczniu 2020 roku czy 21 proc. w kwietniu 2021.

W Belgii stagnacja poparcia dla Vlaams Belang (VB – Flamandzki Interes, ID), nacjonalistycznego i prorosyjskiego ugrupowania Toma Van Griekena, którego posłowie w 2014 roku wybrali się na Krym jako międzynarodowi obserwatorzy referendum w sprawie przyłączenia tego regionu do Rosji, przyczyniając się do częściowej legitymizacji tego wydarzenia na arenie międzynarodowej.

Od czasu rozpoczęcia wojny spadki VB są nieznaczne, ale co warto zauważyć, obecnie poparcie dla tego ugrupowania wynosi ok. 21 proc. i jest o 5 pkt. proc. niższe od szczytowego poparcia w ciągu ostatnich 3 lat: 26 proc. w grudniu 2019.

Także skrajnie prawicowa, populistyczna i eurosceptyczna Austriacka Partia Wolności (FPÖ) Herberta Kickla ma dziś poparcie o ok. 14 pkt. proc. niższe niż u szczytów popularności w 2016 r.: 20 proc. dziś wobec 34 proc. Jest to obecnie trzecia najbardziej popularna partia w kraju, ale między 2014 a 2017 dominowała w sondażach.

Od niemal 3 lat w trendzie spadkowym znajduje się też poparcie dla populistycznej, eurosceptycznej, skrajnie prawicowej Ligii Północnej Matteo Salviniego we Włoszech. Salvini, który w 2015 roku na spotkaniu plenarnym Europarlamentu pojawił się w koszulce z wizerunkiem Władimira Putina sprzeciwiając się sankcjom na Rosję, jeszcze w połowie 2019 r. miał niemal 37 proc. poparcia. Dziś na jego partię chce głosować 16 proc., włoskich wyborców.

W obliczu rosyjskiej inwazji w Ukrainie dotychczasowe prorosyjskie sympatie liderów wielu europejskich ugrupowań eurosceptycznych okazały się bardzo problematyczne. Cześć polityków zdecydowała się na otwartą krytykę Władimira Putina, a część wybrała lawirowanie lub podtrzymanie dotychczasowego stanowiska.

Polityczni beneficjenci kryzysu

Zagospodarowania negatywnych nastrojów społecznych związanych z wojną już dziś próbują politycy niedużych eurosceptycznych ugrupowań w Europie Środkowo-Wschodniej oraz państwach bałtyckich. Tu, ze względu na bliskość frontu oraz napływ uchodźców, wielu decyduje się sięgnąć po antyimigranckie narracje.

W Estonii agresywną, antyimigrancką ofensywę prowadzi Mart Helme, naczelny antyszczepionkowiec kraju, były ambasador w Rosji, lider Estońskiej Konserwatywnej Partii Ludowej (EKRE – ID). EKRE, jedna najbardziej eurosceptycznych partii regionu, przeciwna członkostwu Estonii w Unii Europejskiej i NATO, jeszcze do 2021 roku była jedną z partii rządzących.

Licząc na odzyskanie poparcia, Helme straszy napływem uchodźców, spadkiem wynagrodzeń, a także ryzykiem rozprzestrzeniania się w Estonii chorób zakaźnych. Posunął się nawet do stwierdzenia, że do Estonii wróci epidemia HIV, bo ukraińskie kobiety będą parały się prostytucją.

Takie działania jednak nie przysparzają mu popularności – w ostatnim czasie poparcie EKRE spadło z 24 do 20 proc., a sam Helme wylądował na szczycie rankingu polityków o najmniejszych zaufaniu społecznym: nie ufa mu ponad 2/3 Estończyków.

Na Słowacji rządzi dość proeuropejska centroprawicowa koalicja na czele z Eduardem Hegerem z partii OľaNO, ale szans na odbicie po utracie władzy w marcu 2020 roku szuka skompromitowany oskarżeniami o korupcję były premier Robert Fico, lider rządzącej przez trzy kadencje socjaldemokratycznej partii Smer.

Znany już wcześniej ze swoich prorosyjskich sympatii, Fico także dziś sięga po prorosyjskie narracje: twierdzi, że winne wojny w Ukrainie jest NATO, które od lat antagonizuje Rosję. Lider Smer-u, sprzeciwia się sankcjom i straszy rozszerzeniem wojny. Z jakim skutkiem? Nikłym, poparcie SMER waha się na poziomie ok. 14 proc.

W Czechach antyimigrancką narrację wykorzystuje Tomi Okamura, lider skrajnie prawicowej partii Wolność i Demokracja Bezpośrednia (SPD – ID). Poparcie dla jego ugrupowania od początku inwazji wzrosło o 2 pkt. (z 10 do 12 proc.). Okamura straszy spadkiem wynagrodzeń w związku z napływem uchodźców. Potępia wojnę, ale jednocześnie wzywa obie strony do „zaprzestania zbrojnych operacji”.

W tradycyjnie prorosyjskiej Bułgarii krytyka Rosji przez partie głównego nurtu powoduje przesunięcie prorosyjskiego elektoratu w stronę bardziej radykalnych ugrupowań. W okresie po 24 lutego do końca kwietnia poparcie dla największej prawicowej i eurosceptycznej partii Odrodzenie (Vyzrazhdane) wzrosło o 3 pkt. proc. (z 7 do 10 proc.). Odrodzenie jest bardzo aktywne w mediach społecznościowych ze swoim antyzachodnim, prorosyjskim przekazem oraz organizuje wiece poparcia dla Rosji, które jednak nie gromadzą dużej publiki.

Rosyjska inwazja na Ukrainę nie przeszkodziła też prorosyjskiemu Fideszowi w zwycięstwie w kwietniowych wyborach parlamentarnych na Węgrzech. Poparcie dla Fideszu od początku rosyjskiej inwazji na Ukrainę wręcz wzrosło – z ok. 49 proc. do 54 proc. Aż 67 proc. Węgrów uważa, że rosyjska wojna na Ukrainie „to nie ich sprawa”, a 85 proc. nie popiera jakiejkolwiek formy wojskowego wsparcia dla Ukrainy – wynika z badania IPSOS.

Rządzący Węgrami populista Wiktor Orbán bardzo sprawnie zbudował wokół rosyjskiej inwazji na Ukrainie sprzyjającą mu narrację: niezgodnie z prawdą sugerował, że po ewentualnie wygranych wyborach opozycja zamierza wznowić rekrutację do wojska i wysłać węgierskich żołnierzy na ukraiński front, a także nałożyć nowe podatki na surowce energetyczne, co podniesie ceny energii. Orbán ogłosił, że „to nie nasza wojna” i że Węgry opowiadają się za pokojem.

W pewnym sensie polityczną beneficjentką wojny na Ukrainie jest też we Włoszech Giorgia Meloni, liderka skrajnie prawicowej, eurosceptycznej partii Bracia Włosi. Ugrupowanie Meloni wysunęło się na prowadzenie w sondażach osiągając poparcie na poziomie 22 proc. – tyle co jedna z partii rządzących, proeuropejska Partia Demokratyczna.

Wzrost poparcia dla Meloni wynika z tego, że Włosi obawiają się ostrego kursu przeciwko Rosji premiera Mario Draghiego: przekierowania istotnych środków publicznych na obronę oraz konsekwencji sankcji.

Meloni nie należy do koalicji rządzącej, więc nie jest kojarzona z tymi posunięciami. Ponadto prowadzi bardzo skuteczną ofensywę polityczną: z jednej strony krytykuje działania Władimira Putina, a z drugiej obarcza winą za agresję Rosji na Ukrainie „nienawidzące siebie i pozbawione kręgosłupa liberalne europejskie elity”.

Odnowiony mandat zaufania

Wojna na Ukrainie prowadzi więc w pewnym stopniu do istotnych przesunięć na europejskiej scenie politycznej. Dużo może się jeszcze zdarzyć, jeśli nasilać się będą negatywne skutki ekonomiczne związane z wojną i sankcjami: dalszy wzrost cen, spadek siły nabywczej, problemy z dostawami energii, upadek przedsiębiorstw, które w wyniku sankcji utraciły wschodnie rynki zbytu, kryzys żywnościowy – tego rodzaju wydarzenia często są politycznym paliwem dla populistów.

Zdaniem Istvana Hegedüsa to bardzo ważny moment dla prodemokratycznego centrum na uświadamianie wyborcom niebezpieczeństw płynących z głosowania na antyliberalnych radykałów.

„Korzystając z odnowionego w wielu krajach mandatu zaufania, partie politycznego centrum, które chcą tworzyć tzw. kordon sanitarny wokół radykałów, by chronić system demokratyczny, powinny już dziś umiejętnie przygotowywać wyborców na to, co może nadejść w najbliższym czasie: recesję lub kryzys. To może być bardzo trudna jesień, a niezadowolenie społeczne to najlepsze paliwo dla populistów. W obliczu rosyjskiej wojny na Ukrainie oraz trudnej, globalnej konkurencji z Chinami, Europa potrzebuje siły, a nie kolejnej fali eurosceptycyzmu, która przełoży się na konflikty w łonie europejskich instytucji i paraliż decyzyjny” – mówi badacz w rozmowie z OKO.press.

Dr Hegedüs podkreśla też, że partie politycznego centrum powinny wystrzegać się formowania jednorodnych bloków demokratycznych, które pozostawiają prawą i lewą stronę sceny politycznej antysystemowym radykałom. Partie demokratyczne powinny wciąż gospodarować różne światopoglądy – lewicowe, konserwatywne, liberalne, zielone, a jednocześnie bardzo wyraźnie edukować swoich wyborców o tym, czym jest populizm i antysystemowy radykalizm.

„To bardzo ważny moment dla przyszłości Europy i porządku międzynarodowego. Mądrze poprowadzona ofensywa informacyjna może pomóc demokratycznym ugrupowaniom odzyskać wyborców” – podsumowuje badacz.

Badanie poparcia dla partii politycznych zostało przeprowadzone w dniach 1-24 maja 2022 roku. Analizie zostały poddane sondaże agregowane na stronach Poll of Polls Politico oraz Europe Elects.

;

Udostępnij:

Paulina Pacuła

Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.

Komentarze