„Oprócz szoku, strachu i niemożności pomocy, jest ogromne poczucie winy, że jesteś daleko, jesteś bezczynna. Poczucie wstydu i winy jest tak silne, że jest wyżej innych emocji”. „Nikt oprócz Ukraińców nie jest w stanie tak oglądać tego filmu”
Film „Pod wulkanem” w reżyserii Damina Kocura został polskim kandydatem do Oscara 2025 w kategorii najlepszy film międzynarodowy. Współautorką scenariusza jest Marta Konarzewska.
To historia o inteligenckiej rodzinie Kowałenków z Kijowa, którą rosyjska pełnoskalowa wojna zastaje na Teneryfie, gdzie spędzali wakacje. Nie mogą wrócić do domu. Oglądają wojnę z daleka, z ekranów. Narastają lęki i napięcie.
Główne role zagrali: Sofia Berezovska, Roman Lutskyi, Anastasiya Karpenko i Fedir Pugachov.
Razem z Ukrainkami obejrzałyśmy „Pod wulkanem”. Sięgnęłyśmy pamięcią do najczarniejszych dni w naszym życiu.
Maryna: Szczerze mówiąc, kiedy przeczytałam opis, że to polski reżyser, ale film o Ukraińcach, byłam trochę uprzedzona i miałam pewne obawy. Byłam gotowa na to, że mogą pojawić się dziwne odniesienia do Ukraińców.
Uprzedzenia miałam po doświadczeniu współpracy z Polakami. Ich opinie mogą być różne. Natomiast po obejrzeniu filmu mogę powiedzieć, że doskonale opisuje sytuację, którą przeżywali Ukraińcy poza granicami kraju na początku pełnoskalowej inwazji Rosji.
Też byłam wtedy za granicą, na Cyprze. Ewakuowaliśmy się z wyprzedzeniem, dwa tygodnie wcześniej. Nie z własnej woli. Firma, w której pracuje mój chłopak, dosłuchała się słów amerykańskiego wywiadu. Właściciel zdecydował wywieźć specjalistów z rodzinami na Cypr. Pojechaliśmy z małą walizką. Chłopak jest wysoko postawioną osobą w firmie, więc nie pasowało nie posłuchać prośby szefa. Wyjedźmy na chwilę, wrócimy, przecież nic się nie stanie i wszystko będzie dobrze… Za jakiś czas przenieśliśmy się do Portugalii.
W Kijowie mieszkaliśmy w wynajętym mieszkaniu. Na początku, kiedy był chaos, płaciliśmy za to mieszkanie. Potem właściciel zdecydował, że chce sprzedać mieszkanie. Moi przyjaciele spakowali nasze rzeczy do pudeł i przewieźli do magazynu.
Są mi bliskie te wszystkie emocje, cała gama uczuć rodziny z filmu „Pod wulkanem”. Miałam tak samo. Podczas oglądania ono mnie troszeczkę triggerowało. Trochę płakałam. Dowiadujesz się o wojnie, po prostu śpiąc spokojnie na łóżku. Telefon zaczął wibrować, przychodziły wiadomości. A Ukraińcy w Kijowie dowiedzieli się z wybuchów za oknem.
Pierwszą emocją jest szok, osłupienie. Nie wiesz, co robić. To jest dobrze pokazane w filmie, kiedy na początku bohaterowie nie komunikują się ze sobą wystarczająco, tracą zdolność mówienia, nie znajdują słów i z tego wynika wiele nieporozumień.
Nie wiesz, jak na to zareagować, to duży szok emocjonalny. Nie ma wielu działań, które możesz podjąć. Dzwonisz do bliskich, ale oni się złoszczą, bo muszą krzątać się, zbierać rzeczy, szukać dokumentów. Nie mają czasu na rozmowę. Nie możesz im pomóc, nie możesz nic zrobić.
Chciałam pomóc w logistyce siostrze, która była w Kijowie, a wyglądało na to, że Kijów będzie okrążony i nie było jasne, jak powinni uciec. Próbowałam szukać transportu, ale trudno jest to zrobić zdalnie, ponieważ wszystko ciągle się zmienia. Kiedy już się z kimś umówiłam, oni wyjechali. To był chaos.
Dzwoniłam do mamy. Mówiłam, żeby włożyła podstawowe rzeczy do torby, i kiedy zaczynają się duże ostrzały, żeby schodzili do piwnicy. Mieszkają na wsi w domu prywatnym. Kłóciłam się z mamą, żeby tam schodzili, że może trafić w dom. A ona na to: „Maryna, uspokój się, nasz dom jest mocniejszy niż ta piwnica, robię wszystko dobrze”.
Często są to porady, które uważasz za słuszne, bo jesteś za granicą, coś przeczytałaś i zaczynasz te rozwiązania proponować ludziom w Ukrainie, a oni wzdychają w stylu: „O mój Boże, o czym ty mówisz, my tu wszystko wiemy, jak lepiej zrobić”.
Robisz coś i jest to niesłuszne, niepotrzebne, więc poczucie winy jest jeszcze silniejsze. Nie wiesz, jak masz pomóc swoim bliskim.
Mia: Panika. Nie wiesz, co masz robić. Jesteś w innym kraju i nie widzisz tego, co tam się dzieje, ale w głowie malujesz obraz może o wiele straszniejszy, niż w rzeczywistości. To strach o bliskich, którzy byli w Ukrainie. Nie wiesz, czy uciekają, czy się chowają, czy się pakują i w głowie obmyślasz plan, w jaki sposób ich wywieźć. Choć wiedziałam, że dziadków nie zabierzemy, nie będą chcieli wyjeżdżać.
Był strach o sam kraj: nie wiedzieliśmy, czy nasze wojska zatrzymają Rosjan, jak daleko się oni posuną. Strach też o siebie i o bliskich, którzy mieszkają w Polsce. Armia rosyjska mogłaby dotrzeć tu za jakiś czas, czy nie musielibyśmy sami gdzieś dalej wyjeżdżać. To był strach o wszystkich.
Sonia: Za każdym razem, gdy pokazują gdzieś moment, w którym wszystko się zaczęło, czuję się poruszona. W tym filmie była to scena, w której ta rodzina jedzie na lotnisko. Rozmawiają przez telefon z mamą, która pakuje rzeczy. Ten poranek wyglądał u wszystkich inaczej. Ale są to emocje, które pozostaną na całe życie.
Dużo płaczę, kiedy to wspominam. Niestety, myślę, że nikt oprócz Ukraińców nie jest w stanie tak oglądać tego filmu. Są rzeczy, których po prostu nie da się przekazać na poziomie fizycznym. W filmie napięcie jest przekazywane na przykład przez rozmowy o pakowaniu rzeczy. Osoba w kontekście to zrozumie, ale ostatecznie ma to znacznie większy wpływ na ciebie, kiedy tego doświadczyłeś.
Nie możesz się dodzwonić do bliskich. Jesteś w Polsce, daleko od nich. To były najstraszniejsze dni w moim życiu. Szczególnie pierwsza noc, kiedy już wiedzieliśmy, co się dzieje. Nie spałam całą noc. Bombardowania Kijowa. Płakałam i dzwoniłam do znajomych. Byli w schronach przeciwbombowych. Tylko moja rodzina spała. Wyjechali następnego dnia, co wymagało dużego wysiłku z mojej strony. Po prostu krzyczałam przez telefon.
W Kijowie nasze mieszkanie znajduje się przy wyjeździe z miasta, tuż przy trasie żytomierskiej. Pod naszym domem był ten słynny korek. Moi rodzice, mieszkając na obrzeżach miasta, skąd można wyjechać z Kijowa w 15 minut, wyjeżdżali cztery godziny.
Gdy zaczynasz to wspominać,film nabiera zupełnie innego znaczenia. Nie oglądasz go już jako filmu, a w zasadzie trochę jak swój pamiętnik.
Maryna: Z nagromadzenia negatywnych emocji w rodzinie powstaje mnóstwo konfliktów. Bohaterzy filmu zaczynają się kłócić o byle co, chociażby przez to, że poszli w góry i padł im telefon. Nie wiedzą, jak zbudować szlak, jak wrócić. A to jest drobiazgowa, codzienna sytuacja, która no komu się nie przytrafia, ale ponieważ mają w sobie mnóstwo emocji, zaczynają się kłócić. To wpływa też na dzieci.
Piękna scena, kilka sekund, ale to było mocne, kiedy Roman, ojciec, w wannie zaczyna płakać. Nie może już sobie z tym poradzić. Wciąż jest odpowiedzialny za rodzinę, za dzieci, za żonę.
Również rezonował ze mną sposób, w jaki główna bohaterka Sofija rozmawia z koleżanką przez telefon. Koleżanka pyta, co z jej wakacjami, a ona odpowiada, co to za wakacje i mówi, że nie może wrzucać zdjęcia na Instagrama. Rzeczywiście tak było. Oprócz szoku, strachu i niemożności pomocy, jest też ogromne poczucie winy, że jesteś daleko i w tym trudnym momencie dla bliskich i kraju, jesteś bezczynna.
To poczucie wstydu i winy jest tak silne, że jest wyżej innych emocji. Dlatego nie możemy mówić o jakimkolwiek normalnym funkcjonowaniu psychiki.
Nie było histerii. Wszystko raczej wyglądało głupio. Nie możesz zareagować, jesteś zdenerwowana, zła, jesteś w stanie szoku i czujesz się winna, a to przygniata. Nie możesz histerycznie płakać, a potem w pewnym momencie zaczynasz po cichu szlochać gdzieś na łóżku… Nastia nie może spakować walizki i zaczyna płakać. Nie może się do nikogo dodzwonić.
Mia: W tym filmie momentami było to nawet bardziej „niedograne” niż przesadzone. To nawet lepiej, ponieważ każdy z widzów może postawić się na miejscu bohaterów i przeżyć swoje emocje. Wiele momentów ma skłaniać do refleksji.
Wszystkie emocje piętrzą się w tobie. Panikujesz, ale niekoniecznie to manifestujesz. Dopiero w przypadkowym momencie wszystko, co gnębi cię od środka, wylewa się na zewnątrz. A ludzie obserwujący twoje zachowanie tego nie rozumieją.
Nie zdają sobie sprawy, że zaczęłaś płakać nie dlatego, że nie lubisz samolotów, ale dlatego, że ich dźwięk przypomina ci o nalotach. Płaczesz lub drżysz nie dlatego, że nie lubisz syren strażackich, ale dlatego, że są one podobne do syren przeciwlotniczych.
Nie wszystkie emocje zostały pokazane bezpośrednio przez bohaterów. Było wiele milczenia. Nie reagowali na niektóre sytuacje. W hotelu wypoczywa rodzina Rosjan. Im częściej Ukraińcy ich widzą, tym więcej złości się w nich gromadzi. Sofija zapytała, dlaczego tata i Nastia zachowują się, jakby nic się nie stało. Rodzice nie wiedzieli, co odpowiedzieć. Rosjanie dobrze się bawią, kiedy ich rodacy bombardują Ukrainę. (Plusem jest, że w napisach jest zaznaczone, że rozmawiają po rosyjsku).
Jednak później Nastia nakrzyczała na Rosjanina, pytając go, dlaczego jest mu tak wesoło, czy powiedział swoim dzieciom, co dzieje się w naszym kraju (ten moment uznałabym za małą erupcję wulkanu).
Jakbyśmy się zachowali na jej miejscu? Od razu powiedziałabym Rosjanom, co o nich myślę, lub unikałabym ich, żeby nie stwarzać konfliktu publicznego.
W pierwszym dniu wojny nie byłam taka spokojna i zrównoważona jak bohaterowie filmu. Może dlatego, że jestem młodsza. Nie mogłam się uspokoić, czytałam wiadomości, szukałam, jak mogę pomóc. Chociaż oni byli w innej sytuacji, wyjechali za granicę na wypoczynek, nie mieszkają tu. Mieli zamiar wrócić po urlopie.
W filmie nie ma scen pokazujących działania militarne. Znaczenie tkwi w emocjach bohaterów, ich reakcji na to, co się dzieje. Po części porównywałam się z ojcem, który musiał podjąć właściwą decyzję, gdzie kogo wysłać i jak się zachować; trochę z Nastią, która krzyczała do Rosjan, którzy tak dobrze bawili się w obecności Ukraińców. Rozumiałam też nastolatkę Sofię, która ma kompleksy i problemy, o których nie mówi. Cierpiała, nie wiedziała, jak pomóc.
Maryna: To, co działo się wewnątrz Ukraińców i to, co było na zewnątrz, absolutnie się różniło. Obcokrajowcy wykazali się pewną dozą współczucia i zrozumienia. Było zauważalne, że wiedzą, że rozpoczęła się wielka wojna, że wielu ludziom przytrafiają się straszne rzeczy. To pomogło im okazać współczucie, ale nie było mowy o zrozumieniu. To było tylko kilka sekund współczucia: Jesteś z Ukrainy, tak przykro, napijesz się kawy? Jakiej?
Współczucie szybko się rozmywało. Nie dlatego, że nie chcieli pomóc. Myślę, że też nie wiedzieli, co robić, podejmowali próby. Rodzinie w filmie zaoferowano bezpłatny pobyt w hotelu. Takie rzeczy rzeczywiście były. Dużo pomagali na początku inwazji, były darmowe wejścia do muzeów i gdziekolwiek z ukraińskim paszportem.
Ten rodzaj współczucia był kroplą w morzu wszystkich emocji i uczuć, które były w duszach Ukraińców, ponieważ twoje serce wpadało w taki osad, że nie da się tego opisać.
I często to współczucie ze strony obcokrajowców nie pomagało, a wręcz przeciwnie: było to tak, jak sypanie soli na ranę. Usiłujesz odwrócić uwagę na ocean lub coś innego, a tu przypominanie.
Jaskrawa scena, kiedy rodzina siedzi po kolacji na leżakach, a wokół nich wszyscy tańczą w korowodzie. Gra muzyka. Ludzie odpoczywają. Wszyscy wokół nich żyją dalej normalnym życiem, mają dostęp do radości, szczęścia, beztroski, zabawy, prostych rzeczy.
Dla Ukraińców on zamknął się w jednej chwili. Ta rodzina nie może tego odczuć. Wszystko staje się niedostępne. Radość zniknęła.
Reżyser podkreślił, że są w epicentrum tego. Oczywiście jest to wyspa i przyjeżdża się tam na wakacje… ale ta rodzina jest z tego wykluczona.
Sonia: Dla siebie mogę wyróżnić trzy sceny, które najbardziej rezonują z moim doświadczeniem. Pierwsza z nich to poranek i początek inwazji.
Druga – to wieczór 24.02. Rodzina wróciła do hotelu, ponieważ wszystko się zaczęło. Wypoczywający ludzie wokół nich prowadzą korowody. Rodzina nie bierze w tym udziału. Życie toczy się wokół nich. Czyli ta druga scena – to uświadomienie sobie, że świat nie zatrzymał się, chociaż dla ciebie się zatrzymał.
Wielu z nas ma wrażenie, że wciąż tam jesteśmy. Wciąż jesteśmy na pauzie. I chociaż w ciągu tego czasu wydarzyło się wiele zmian, wiele radości i smutku, mam wrażenie, że te trzy lata zostały nam skradzione.
Niedawno sobie uświadomiłam, że mam 25 lat, a trzy z nich po prostu minęły, spędzone w zmartwieniach. Negatywnie wpłynęło to na moje życie. W pewnym sensie postawiłam go na pauzę. Nie zrobiłam rzeczy, które planowałam. Scena z tym korowodem pokazuje całkowite niezrozumienie środowiska.
Zawsze mieliśmy świadomość – i bohaterowie filmu również zdają sobie sprawę z tego – że świat nie zatrzymuje się nagle tylko dlatego, że w Ukrainie zaczęła się wojna.
W pierwszym tygodniu nie mogłam słuchać muzyki, trudno było mi wrócić do czytania książek. Nie możesz tego zaakceptować, nie możesz się zrelaksować i nie chcesz tego zrobić.
Wtedy wszystko, co działo się poza nami, wydawało się puste. I szczerze mówiąc, nadal tak mam, kiedy wracam z Ukrainy. Tam wszystko ma sens. Chcę wydawać tam pieniądze, bo pójdą na obronę kraju. Wspieram biznes, nasze marki. Wszystko, co rodzime, nabrało zupełnie innego znaczenia.
Kiedy istnieje tak duże ryzyko, że to stracisz, nadajesz mu jeszcze większe znaczenie. Prawdopodobnie jest to mechanizm przetrwania. I jest to naturalne.
Jest to normalne, że ludzie, którzy nie mają w Ukrainie rodzin, nie są zaangażowani w pomoc, często nie mogą tego zrozumieć. Są ludzie, którzy rozumieją bardziej, a są tacy – co mniej. Niestety relacje z ostatnimi ulegają deprecjacji.
Ta scena jest najbardziej uniwersalna i życiowa. Pokazuje, w jakim świecie tak naprawdę żyjemy. W obojętnym.
I nie chodzi o to, że ludzie są wobec siebie obojętni, choć w pewnym sensie tak, ale sam świat jest po prostu wielki i obojętny.
Jestem ciekawa reakcji międzynarodowej publiczności na ten film. Jest w języku ukraińskim i pokazuje specyficzne doświadczenie. Jest to film o życiu, nie ma tam przemocy.
Też zwróciło moją uwagę to, jak Nastia krzyczy na Rosjan, jak rodzina reaguje na ludzi posługujących się językiem rosyjskim. Jest wiele subtelności, które moim zdaniem będą trudne do zauważenia dla osób z zagranicy.
Mia: Bohaterowie posługują się językiem ukraińskim, chociaż pojawia się też surżyk, czyli mieszanka ukraińskiego z rosyjskim. Tak właśnie wygląda sytuacja językowa w Ukrainie.
Sonia: Jest to nietypowy obraz Ukraińców na ekranie. To są zamożni ludzie, dobrze sytuowani ludzie z Kijowa, mamy takich ludzi w różnych miastach, jest ich wielu, ale myślę, że to nie jest typowy obraz Ukraińców dla zachodniego widza.
Wojna dzieje się gdzieś daleko, nie pokazano jej w tym filmie. Cały film skupia się na ich życiu, okolicznościach, w jakich się znaleźli.
Dla mnie jest to jasne, ale mam ogromne wątpliwości, czy ludzie z zagranicy zrozumieją, co się dzieje, dlatego, że tam nie ma takiej jednoznaczności. Nie uważam tego za wadę filmu, ponieważ miał on duży wpływ na mnie. Ale ja rozumiem kontekst.
Może to i dobrze, że nie pokazuje wojny. Natomiast boję się, że ten film zostanie odebrany jako kolejny z tych egzystencjalnych: rodzina znajduje się w limbo, w niepewności, a w pewnym momencie ludzie się znudzą, bo nie będą rozumieć niektórych momentów.
Dla mnie to duże zaskoczenie, że został nominowany do Oscara od Polski.
Maryna: Zakończenie tego filmu jest w konwencji poprawności. Głowa rodziny zadbała o dzieci, dziewczynę – pojadą do znajomej, Mai, do Warszawy. Będą w bezpieczeństwie. Ojciec porozmawiał z Sofiją, żeby ona pomogła Nastii z Fedorem. Sam jako bohater zamierza wrócić do Ukrainy, żeby podjąć się służby. Takich przypadków w mojej realności nie jest dużo, dlatego nazwałam to „poprawnym” zakończeniem.
Nie wiemy, czy ma doświadczenie, umiejętności. Większość tych, kto wracał – oczywiście tacy są – to osoby, które albo wcześniej odbywały służbę wojskową, albo miały jakieś pojęcie o wojenie. Ci, którzy nie mieli doświadczenia, a wracali, to raczej unikatowe sytuacje.
W filmie Roman z honorem, chce wracać. Nie widzimy, jak wraca. Jednak z socjopolitycznego punktu widzenia to dobrze, że polski reżyser w taki sposób to pokazał. Jest to zrobione dlatego, żeby nie wywołać dodatkowej fali hejtu i nienawiści w stronę Ukraińców, gdyby Roman nie pojechał.
Mia: Odczuwałam patriotyzm. Szczególnie mocno poczułam go w momencie, kiedy bohaterowie, jadąc samochodem, śpiewali piosenkę „Namaluj mi noc”. Cudowna scena. Lubię tę piosenkę. Jest ukraińska, ale nie historyczna, nie bohaterska, czy patriotyczna, czy propagandowa, a po prostu piosenka o miłości. Dobrze ilustruje ukraińską kulturę, ukraińską naturę. Nie śpiewamy tylko o kozakach, czerwonej kalinie, Doroszence, ale śpiewamy o miłości. Dla mnie to jeden z najlepszych utworów ilustrujących nasz naród.
Dobrze, że nie była to pieśń o czerwonej kalinie, ponieważ nie wszyscy Polacy ją akceptują.
Maryna: Wydało mi się to dość dziwne pod koniec filmu, kiedy Sonia idzie ulicą i zaczynają się fajerwerki, a ona zakrywa głowę i chowa się w ten sposób, jakby te dźwięki ją triggerowały. Ale Ukraińcy za granicą nie mają takiego odruchu. Nie byliśmy pod ostrzałem i nie wiemy, jak to jest.
Mia: Sofija zakrywa uszy i nie może powstrzymać łez. Wybucha jak wulkan. Wszystko, co trzymała w sobie, cały gniew i uraza, wzmocnione przez dźwięki fajerwerków, jak eksplozje, wylała przez łzy.
Cały film był dla mnie trochę jak naprzemienna cisza i wulkan.
Sonia: Trzecia scena, którą wymieniłabym, to finałowa scena z fajerwerkami. Po tym, jak byłam w Kijowie podczas ataków, nie mogę powiedzieć, że się boję głośnych dźwięków.
Ale moja młodsza siostra… Kiedy zaczęła się wojna, miała 14 lat. Na drugi dzień wyjechała z rodzicami z Kijowa, więc słyszała coś na początku. Mieszkali trzy miesiące w obwodzie tarnopolskim. A potem została wysłana do mnie do Warszawy na trzy miesiące. W najbardziej niestabilnym okresie nie była w Kijowie, ale potem w sierpniu 2022 roku wróciła do domu. Wtedy jesienią zaczęły się silne ataki na Kijów, były pierwsze przerwy w dostawie prądu.
Po raz pierwszy zauważyłam to, gdy przyjechała do mnie na święta. Zimą pod koniec 2022 roku. Doświadczenie przebywania z nią przez dłuższy czas było nowe dla mnie. Była malutka, kiedy pojechałam do Polski na studia. To było trochę jak pobyt w pokoju hotelowym. Mieszkałam wtedy w kawalerce.
Pojawiały się jakieś rodzinne wyjaśnienia. To bliska ci osoba, ale tak, jak w tym filmie macocha i dzieci, czy córka, która straciła więź z ojcem i dopiero teraz buduje ją na nowo, tak miałam z moją siostrą. Przebywałam z nią po raz pierwszy od dłuższego czasu 24 godziny na dobę, bez rodziców. Było dużo konfliktów, tęsknoty za domem, rozmów. (Czwarty aspekt tego filmu, który do mnie przemówił – rozmowy).
Kiedy mieszkała ze mną, zauważyłam, jak dużo stresu jest w niej, który jeszcze nie wyszedł z dziecka.
Dostawałam coś z lodówki i przypadkowo upuściłam z rąk słoik i ten spadł na podłogę. To był głośny, nagły huk. Siostra wybuchła płaczem. Wtedy po raz pierwszy to zobaczyłam…
Może zrobimy przerwę, napijesz się wody?
Reaguję w ten sposób, ponieważ to moja siostra. Uświadomiłam sobie, jak bardzo nasze dzieci są straumatyzowane. Wtedy po raz pierwszy zdałam sobie sprawę, jak duży to jest problem. Wiele dzieci w rodzinach moich przyjaciół również ma ogromne problemy, na przykład z głośnymi dźwiękami. Stały się bardzo nerwowe. Są to dzieci młodsze niż moja siostra.
Podobną sytuację miałyśmy w tym roku w Hiszpanii. Gościłyśmy z mamą i siostrą u naszej rodziny, która od dawna tam mieszka. Hiszpania wygrała mistrzostwa w piłce nożnej. Na ulicach były tłumy ludzi, świętowali, jakby to był karnawał, fajerwerki, petardy, wszędzie gazowały samochody. W pewnym momencie, kiedy obok nas zaczęli głośno strzelać petardami i racami, moja siostra zaczęła płakać.
Scena z fajerwerkami pod koniec filmu z dziewczynką Sofiją, to było coś, co widziałam na żywo, co działo się z moją siostrą tego lata.
Natychmiast powiedziałam mamie, że zaprowadzę ją do domu, nie może tu zostać, czuje się źle. Z reakcji mojej cioci i jej koleżanki Hiszpanki było widać, że nie rozumieją, co się z nią dzieje, dlaczego się tak zachowuje. Wszyscy dobrze się bawią, jest fajnie, a ona płacze i się trzęsie.
Wiąże się to też ze sceną z karnawałem. Wszystko, co kiedyś uważaliśmy za związane z zabawą, z weselami – kiedyś uwielbiałam fajerwerki – teraz inaczej się odbiera.
Niby taka błahostka, ale ludzie bez doświadczenia wojny tego nie rozumieją.
Maryna: Nie rozumiem wątków z uchodźcami z innych krajów. Są dla kontrastu, aby pokazać, że są różni uchodźcy? Może nie rozumiem dlatego, że nie miałam doświadczenia z uchodźcami z innych krajów. Nie wiem, jak oni się czują, nie potrafię tego opisać.
Może film pokazuje prawdziwe historie czy dialogi, ale wydaje mi się, że w tym filmie to nie pasuje, jest trochę niepotrzebne, zbędne. Gdyby fabuła skupiła się całkowicie na tej rodzinie i na tym, przez co oni przechodzą, że w rezultacie ojciec decyduje się wrócić do Ukrainy i tam iść do wojska, to byłoby całkiem logiczne, zrozumiałe, bez rozmycia.
Mia: Właściwie nie do końca rozumiem, dlaczego reżyser zrobił to porównanie. Może po to, żeby pokazać, że czarnoskórzy szybko się przystosowali, albo przystosowują się do takich sytuacji. Jak Mike: wyjechał szukać lepszego życia, ale szybko się zaadaptował w Hiszpanii, i był przyzwyczajony do radzenia sobie z problemami, przeżył śmierć swojego przyjaciela.
Może reżyser chciał powiedzieć, że bez względu na to, jakie są problemy, bez względu na to, co złego się dzieje, Ukraińcy też powinni sobie jakoś z tym poradzić. Dla niektórych ludzi Ukraina jest jak Trzeci Świat.
Sonia: Ten wątek oceniam negatywnie. To jest taki trochę whataboutism. Wpychanie wszystkiego do jednego worka. Dla mnie to miało większy sens w „Zielonej Granicy”, ponieważ pokazało kontrast zachowania (Rozumiem zamiar, ale i tak mi się to nie spodobało). W „Pod wulkanem” nie widzę w tym sensu.
Kiedy zaczęła się wojna w Gazie, było dużo dezinformacji i porównania tragedii. Zarzucano nam, że Ukrainę wspiera cały świat, a Gazę nie. Mówili to ludzie, którzy nie mają doświadczenia wojny, prawdopodobnie też nie brali aktywnego udziału w pomocy Ukrainie. Znacznie lepiej rozumiemy ludzi z doświadczeniem wojennym w innych krajach, niż pozostała część świata.
Nie wiadomo, czy ten człowiek ratował się przed wojną. Rozumiemy, że z przyjacielem zdecydował wyjechać, żeby zbudować nowe lepsze życie za granicą.
To dewaluacja tego, co się dzieje w Ukrainie, a jednocześnie dewaluacja historii ludzi, którzy uciekają z krajów afrykańskich do Europy.
To rozmycie tego wszystkiego w jednym eterycznym słowie „uchodźstwo”, które jest nośnym i wszyscy o tym mówią. Dla mnie to dwie zupełnie różne sytuacje, których połączenie w jednym filmie jest bardzo szkodliwe. Jako społeczeństwo mielibyśmy znacznie mniej problemów, gdyby nasz mózg nie był tak leniwy i gdybyśmy nie generalizowali wszystkiego.
To jest też problem mediów. Problem polega na tym, że ludzie wypowiadają się o rzeczach, o których tak naprawdę nie mają pojęcia. Filmy o uchodźcach są robione przez ludzi, którzy nie mają doświadczenia uchodźstwa, nie mają doświadczenia wojennego.
To nie problem odwrócenia uwagi, że film jest o Ukraińcach, a tu inne wątki, tylko dla mnie to było tak nieudolnie pokazane, że została zamazana i nasza historia, i losy innych uchodźców. Uchodźstwo z kraju, w którym trwa wojna i z krajów postkolonialnych, rozwijających się, to są absolutnie inne historie.
Kryzys uchodźczy w Europie ma inny kontekst i zasługuje na osobne opisanie, w inny sposób niż to jest w tym filmie.
Irytuje mnie to, ponieważ to jest nasza historia, a nas wrzucają do jednego worka. Nabiera to zupełnie innego kolorytu w kontekście tego, że jesteśmy kandydatem do Unii Europejskiej i to jest też dla nas aspekt polityczny, jak jesteśmy postrzegani. To jest kwestia naszej tożsamości, tego, jak się pozycjonujemy. Dobrze, jeśli będzie dyskusja na ten temat.
Niestety bardzo często, zwłaszcza w pierwszym roku pełnoskalowej wojny miałam do czynienia, szczególnie w Polsce, z tym, że w naszym imieniu mówi się rzeczy o nas, z którymi się nie zgadzam.
To wygląda jak „Gra szklanych paciorków” Hermanna Hesse, a z innej strony to uproszczenie do maksymalnego poziomu. (Mówię to nie tylko w kontekście Ukrainy, ale było to też widać po reakcjach na wojnę w Gazie czy kryzys na polsko-białoruskiej granicy).
To są dyskusje na poziomie uogólnienia i lenistwa. Szybko staje się przedmiotem manipulacji politycznych i to wszystko przekłada się m.in. na gorszy stosunek do nas, Ukraińców, tutaj.
Widzę różnicę w postawach Polaków do Ukraińców, chociaż dla mnie świadomość znaczenia Ukraińców w kontekście europejskim się nie zmieniła. Nie poradzą sobie bez nas. Już nie mówię o aspekcie gospodarczym Polski.
Myślę, że zasługujemy na inne rozmowy. W naszym, ukraińskim, interesie jest również, abyśmy rozmawiali o tym więcej, żebyśmy odzyskali głos. Żebyśmy brali udział w dyskusjach na przykład o filmach, o tym, w jaki sposób jesteśmy pokazani. Żebyśmy sami siebie reprezentowali. Niestety, to również jest na niskim poziomie.
Jest dziennikarką, reporterką, „ambasadorką” Ukrainy w Polsce. Ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisała na portalu dla Ukraińców w Krakowie — UAinKraków.pl oraz do charkowskiego Gwara Media.
Jest dziennikarką, reporterką, „ambasadorką” Ukrainy w Polsce. Ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisała na portalu dla Ukraińców w Krakowie — UAinKraków.pl oraz do charkowskiego Gwara Media.
Komentarze