0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Zdjęcie: Mihai Barbu / AFPZdjęcie: Mihai Barbu...

Policja wokół Placu Uniwersyteckiego w centrum Bukaresztu mniej więcej od godziny 17:00 w poniedziałek 2 grudnia szykowała się do demonstracji. Ale ogłoszona z godzinnym poślizgiem decyzja sądu konstytucyjnego w sprawie pierwszej tury wyborów prezydenckich nie wyprowadziła ludzi na ulice. Mimo że sankcjonuje kontrowersyjny wynik pierwszej tury, otwiera kandydatowi skrajnej prawicy drogę do ewentualnego zwycięstwa w drugiej turze, a przy jej podjęciu nie obyło się bez poważanych uchybień.

Niepełne dane z głosowania

Rumuński sąd konstytucyjny ogłosił w poniedziałek 2 grudnia 2024 decyzję w sprawie ważności pierwszej tury wyborów prezydenckich, które odbyły się 24 listopada. Wcześniej, w piątek 29 listopada, sąd wezwał Centralne Biuro Wyborcze (BEC, odpowiednik polskiej Państwowej Komisji Wyborczej) do ponownego przeliczenia głosów. Powodem były zawiadomienie jednego z kandydatów — Cristiana Terhesa — o rzekomych błędach w liczeniu głosów.

Wątpliwości co do prawidłowości wyników wzbudził też fakt, że zupełnie rozjechały się one z sondażami.

Sondaże przedwyborcze konsekwentnie pokazywały, że do drugiej tury wyborów prezydenckich w Rumunii wejdzie urzędujący premier Marcel Ciolacu z Partii Socjaldemokratycznej (PSD), George Simion, lider narodowo-konserwatywnego AUR-u oraz, ewentualnie, Elena Lasconi (na zdjęciu powyżej), kandydatka centroprawicowego Związku Ocalenia Rumunii (USR).

O ile predykcje sondażowe okazały się trafne wobec Lasconi, to dwaj pozostali kandydaci typowani do pierwszej tury, jednak do niej nie weszli. Niespodziewanym zwycięzcą wyborów okazał się skrajnie prawicowy kandydat niepopierany przez żadną partię, Călin Georgescu.

Sondaże dawały Georgescu wynik jednocyfrowy, albo nawet nie uwzględniały go w badaniach. Tymczasem Georgescu, który z wyborcami komunikował się przede wszystkim poprzez media społecznościowe, w tym Tik Toka, zdobył ponad 2 miliony głosów.

Po przekazaniu przez BEC sądowi wyników cząstkowych, z przeliczenia wszystkich głosów krajowych, a bez przeliczenia głosów zza granicy, sąd uznał pierwszą turę wyborów za ważną. Sędziowie uznali jednogłośnie, że wykazane nieprawidłowości, które dotyczyły w sumie kilku tysięcy głosów, nie miały wpływu na ostateczny wynik pierwszej tury.

Organizacje antykorupcyjne i eksperci wskazują, że podjęcie decyzji w oparciu o niepełne dane, to poważne naruszenie.

„Sąd powinien był poczekać z wydaniem decyzji na przeliczenie wszystkich głosów. Tymczasem przeliczonych nie zostało ponad 600 tysięcy głosów zza granicy. To naruszenie prawa” – mówi OKO.press Ana Mocanu z antykorupcyjnej organizacji Funky Citizens.

Taką interpretację potwierdza też w rozmowie z OKO.press prof. Claudiu D. Tufis z Uniwersytetu w Bukareszcie:

„Sąd sam zażądał od BEC przeliczenia wszystkich głosów, a wydał decyzję w oparciu o częściowe wyniki. To, że po przeliczeniu całości wynik by się zmienił, nie ma znaczenia. Taka decyzja podważa zaufanie do procesu wyborczego i łamie zasady praworządności” – mówi OKO.press prof. Tufis.

Tufis podkreśla też, że do procesu ponownego przeliczania głosów nie zostali dopuszczeni obserwatorzy wyborczy. To kolejne naruszenie prawa. "Ten proces został przeprowadzony nieprawidłowo. Pozostaje pytanie, w jakim celu sąd konstytucyjny zawnioskował o pełne przeliczenie głosów, jeśli nie miał zamiaru czekać na jego wyniki? – zastanawia się Tufis.

„Prawo zostało uszanowane”

Reakcje polityków na decyzję sądu konstytucyjnego pokazują, że duża część klasy politycznej niekoniecznie ocenia tę decyzję z perspektywy zgodności z zasadami praworządności i poprawności procesu politycznego.

Elena Lasconi, kandydatka centroprawicowego, proeuropejskiego Związku Ocalenia Rumunii, pozytywnie oceniła decyzję sądu. „Dziękuję wszystkim, dzięki którym uszanowane zostało prawo i Konstytucja (...). Dziękuję za nie granie rumuńską demokracją w rosyjską ruletkę” – powiedziała Lasconi tuż po ogłoszeniu decyzji sądu.

Lasconi to kandydatka na prezydenta Związku Ocalenia Rumunii, partii, która powstała w 2016 roku jako partia antykorupcyjna, sprzeciwiająca się instrumentalizacji procesów demokratycznych. Ale jak słyszymy od naszych rozmówców, w ostatnich latach nieco spuściła z tonu i już nie ma na sztandarach praworządności i praw człowieka. Choć, jak OKO.press mówi prof. Tufis, wciąż część społeczeństwa chce ją widzieć w ten sposób.

Bezpośrednio do decyzji sądu nie odniósł się też Marcel Ciolacu, urzędujący premier, lider Partii Socjaldemokratycznej (PSD), który w pierwszej turze wyborów prezydenckich zajął trzecie miejsce, mimo że sondaże dawały mu pewne miejsce w pierwszej turze.

To Ciolacu mógł też wiązać największe nadzieje z procesem przeliczania głosów. Między nim a Eleną Lasconi, która była druga, była różnica zaledwie 0,3 proc. głosów.

Po ogłoszeniu decyzji przez sąd konstytucyjny Ciolacu podkreślił jednak, że Rumunia jest w trudnej sytuacji, bo wyborcy „pokazali żółtą kartkę” całej klasie politycznej, głosując na Călina Georgescu.

Wbrew oczekiwaniom, lider PSD nie wskazał też, kogo poprze w drugiej turze.

„Myślę, że każdy z was wie lepiej niż ja, na kogo zagłosować” – powiedział.

Decyzji sądu nie skomentował jeszcze zwycięzca pierwszej tury Călin Georgescu. Ten skrajnie prawicowy kandydat zdobył głosy dzięki mocno zautomatyzowanej kampanii w mediach społecznościowych, głównie na Tik Toku.

Călin Georgescu zdołał podbić Rumunię dzięki sieci wiralowych kont, promujących jego pomysły, z których część nie miała nic wspólnego z polityką. Ale zyskał też zwolenników dzięki konsekwentnemu wsparciu organizacji religijnych i osób z Rumuńskiego Kościoła Prawosławnego i kościołów zielonoświątkowych w Rumunii.

Kampania Georgescu pełna jest nieprawidłowości, które wymykają się jednak regułom kodeksu wyborczego.

Georgescu prowadził kampanię już od czerwca, czyli przed terminem ogłoszenia wyborów, a ponadto, jak deklaruje, nie wydał na nią ani centa. Jego odwiedzane przez miliony użytkowników konto na Tik Toku nie było oznaczone jako konto kandydata politycznego, więc kampania była prowadzona nieformalnie.

Pełna mobilizacja

Rumunię czeka więc druga tura wyborów zgodnie z planem – 8 grudnia.

  • Stanie do niej właśnie Călin Georgescu, który głosi hasła ultrakonserwatywne, antyeuropejskie i gloryfikuje faszystowską przeszłość Rumunii.
  • Jego kontrkandydatką będzie Elena Lasconi z centroprawicowej partii Związek Ocalenia Rumunii, która w tym starciu będzie reprezentować siły proeuropejskie.

Poparcie dla Lasconi w drugiej turze ogłosiła już największa konserwatywna partia w kraju – Partia Narodowo-Liberalna. Zrobila to też należąca do tej samej europejskiej frakcji nieduża partia węgierskiej mniejszości w Rumunii – Demokratyczny Związek Węgrów w Rumunii.

Poparcie dla Georgescu ogłosił skrajnie prawicowy AUR oraz trzy mniejsze partie skrajnej prawicy, m.in. SOS Romania i Partia Młodych Ludzi.

Poparcia na rzecz żadnego z kandydatów nie zdecydowała się przekazać Partia Socjaldemokratyczna.

O co chodzi socjaldemokratom?

Partia socjaldemokratyczna wygrała niedzielne (1 grudnia) wybory parlamentarne i chce uchodzić za europejską centrolewicę. Ale jak widać, perspektywa objęcia urzędu prezydenta przez kandydata skrajnej prawicy o niejasnych powiązaniach, nie jest dla PSD na tyle niepokojąca, by wesprzeć kandydatkę partii proeuropejskiej.

„Ostrze krytyki USR zawsze było najmocniej wymierzone w PSD, więc decyzja PSD z tej perspektywy nie dziwi. Dziwi jednak, jeśli wziąć pod uwagę, że popierając Lasconi partia mogłaby znacząco zmniejszyć ryzyko objęcia prezydentury przez Georgescu, a tego nie robi” – zauważa prof. Tufis.

Dla aktywistów Funky Citizen chwila ulgi, o której mówili OKO.press w związku z wynikiem wyborów parlamentarnych, których wbrew obawom, nie wygrała skrajna prawica, minęła szybko.

"Istnieje ryzyko, że Rumunia będzie miała skrajnie prawicowego prezydenta.

A prezydent w Rumunii odpowiada za ważne obszary:

  • decyduje o części polityki zagranicznej,
  • stoi na czele armii,
  • ma pod sobą służby specjalne.

W czasach poważnego zagrożenia ze strony Rosji oraz kolejnych przykładów wrogiej działalności rosyjskich, czy chińskich służb specjalnych, ta perspektywa bardzo martwi. Niedziela znowu będzie wymagała pełnej mobilizacji" — mówi Ana Mocanu.

A mobilizacja rzeczywiście jest. W pierwszej turze wyborów prezydenckich zagłosowało ponad 52 proc. uprawnionych, niemal tyle samo co w niedzielnych (1 grudnia) wyborach parlamentarnych. To najwyższa frekwencja w wyborach w Rumunii od 12 lat.

Relacjonujemy dla Was rumuńskie wybory z Bukaresztu:

Przeczytaj także:

;
Na zdjęciu Paulina Pacuła
Paulina Pacuła

Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.

Komentarze