0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Photo by Daniel MIHAILESCU / AFPPhoto by Daniel MIHA...

„To był chyba najtrudniejszy tydzień w moim życiu. Jeszcze nigdy tak się nie bałam” – mówi OKO.press Ana Mocanu, działaczka jednej z najbardziej znanych rumuńskich organizacji obywatelskich i antykorupcyjnych Funky Citizens. Do trzeciej w nocy z niedzieli na poniedziałek wspierała ponad 700 obserwatorów wyborów działających w terenie. Skrajna prawica przegrała i wygrała jednocześnie.

Lepsze status quo niż skrajna prawica

Gdyby jeszcze tydzień temu ktoś jej powiedział, że wybory parlamentarne w Rumunii wygra Partia Socjaldemokratyczna (PSD), byłaby rozczarowana. Socjaldemokracja – to brzmi dobrze, ale nie w Rumunii.

„PSD to symbol rumuńskiej korupcji. Wszystko to, co jest nie tak z tym krajem” – mówi Ana.

Ale w kontekście niespodziewanego zwycięstwa mało komu znanego, choć obecnego w rumuńskiej polityce od ponad 20 lat, skrajnie prawicowego radykała Călina Georgescu w odbywającej się tydzień wcześniej pierwszej turze wyborów prezydenckich oraz obserwowanych po tym zwycięstwie zwyżkach skrajnej prawicy w sondażach poparcia przed wyborami parlamentarnymi, zwycięstwo PSD w wyborach w parlamentarnych to jednak oddech ulgi.

„Zwycięstwo PSD to wielkie rozczarowanie dla tych, którzy mieli nadzieję na reformy. Ale pierwsza tura wyborów prezydenckich zupełnie zmieniła perspektywę. Jeszcze dwa tygodnie temu walczyliśmy o reformy. Teraz cieszymy się, że jest choć cień szansy na to, że kraj pozostanie na proeuropejskiej i pronatowskiej ścieżce. PSD to przynajmniej nie jest skrajna prawica” – mówi Ana.

Ana Mocanu, koordynatorka projektu obserwacji wyborów parlamentarnych w Rumunii z ramienia organizacji antykorupcyjnej Funky Citizens.
Ana Mocanu, koordynatorka projektu obserwacji wyborów parlamentarnych w Rumunii z ramienia organizacji antykorupcyjnej Funky Citizens.

Skrajna prawica nie wygrywa, ale rośnie

Spotykamy się trzy godziny po zamknięciu lokali wyborczych, koło północy, w biurze organizacji.

W starej, zaniedbanej kamienicy z lat 30. położonej przy bulwarze Pache Protopopescu, burmistrza Bukaresztu z XIX wieku i założyciela do dziś obecnej na rumuńskiej scenie politycznej Partii Narodowo-Liberalnej, tej nocy pracuje około dziesięciu osób. Wspierają ponad 700 obserwatorów wyborczych działających w ponad tysiącu lokalach wyborczych w całym kraju. Cały czas włączony jest telewizor, trwa wieczór wyborczy.

Według wyników exit poll Partia Socjaldemokratyczna (PSD) zdobywa nieco ponad 25 procent głosów i tym samym wygrywa wybory parlamentarne w Rumunii. PSD to obecni na rumuńskiej scenie politycznej od 30 lat postkomuniści, którzy dziś mają charakter partii lewicowo-konserwatywnej. Mają w sobie mocne skrzydło nacjonalistyczne, gdyż przez lata wchłaniała prawicowych ekstremistów, by nie sabotować szans wejścia Rumunii do UE.

Na drugim miejscu plasuje się narodowo-konserwatywny Związek na Rzecz Jedności Rumunów (AUR) – 19,5 proc. głosów. To właśnie AUR, w wyniku zwycięstwa Georgescu w pierwszej turze wyborów prezydenckich, kilka dni temu zaczął prowadzić w sondażach przed wyborami parlamentarnymi.

Na trzecim miejscu centroprawicowy, dość liberalny Związek Ocalenia Rumunii – 15,7 proc. głosów. Jeszcze do niedawna partia, która dała Rumunii nadzieję na zmiany, ale rozczarowała. Powstała jako liberalna, antykorupcyjna partia protestu, ale z czasem zamieniła się w neoliberalną, bardzo niechętną otwartemu opowiadaniu się np. za prawami osób LGBT+ partią centroprawicową.

Mimo to kandydatka z tej partii Elena Lasconi zmierzy się z Georgescu w drugiej turze wyborów prezydenckich – jeśli do niej dojdzie w zaplanowanym terminie. Rumuński Trybunał Konstytucyjny ma bowiem w poniedziałek 2 grudnia ogłosić decyzję, czy można uznać wyniki pierwszej tury wyborów prezydenckich i czy druga tura odbędzie się planowo 8 grudnia, czy wybory zostaną powtórzone.

Na czwartym miejscu w wyborach parlamentarnych – triumfująca jeszcze w poprzednich wyborach Partia Narodowo-Liberalna (PNL), największe i najstarsze ugrupowanie konserwatywne w kraju. Dziś w bardzo słabej formie, bo w 2021 roku skompromitowała się wejściem w koalicję z partią, którą przez lata uważała za całe zło Rumunii – PSD. Na kiepski wynik PNL wpłynęła też trwająca dziesięć lat prezydentura Klausa Johannisa. O ile w pierwszej kadencji prezydent jeszcze coś robił i gdzieś bywał, w drugiej zamknął się już w swoim pałacu i co najwyżej wyjeżdżał na bardzo kosztowne wizyty zagraniczne, z których niewiele wynikało.

Te wyniki exit poll pozwoliły europejskim mediom w niedzielę wieczorem obwieścić, że w Rumunii wygrały siły proeuropejskie. Ale – to nie takie proste.

Na kolejnych pozycjach z wynikiem ponad pięciu procent głosów każda, uplasowały się jeszcze dwie mniejsze, bardziej skrajnie prawicowe niż AUR partyjki, które powstały w wyniku odłączenia się części polityków od AUR: prorosyjska SOS Romania i Partia Młodych Ludzi (choć jak zaznacza Ana, ta nazwa jest dość myląca: w tej partii nie ma młodych ludzi). To właśnie Partia Młodych Ludzi wspierała skrajnie prawicowego radykała Călina Georgescu, który, jak sam mówi „z pomocą boga” (i najprawdopodobniej chińskiego Tik Toka), niespodziewanie wygrał pierwszą turę wyborów prezydenckich w Rumunii.

Prawdopodobnie ostatnim ugrupowaniem, które wejdzie do parlamentu, będzie centroprawicowa partia mniejszości węgierskiej w Rumunii – Demokratyczny Związek Węgrów w Rumunii. Ta partia to potencjalny koalicjant dla sił proeuropejskich.

Ale wielkim rozczarowaniem dla tych, którzy marzyli o antykorupcyjnych reformach, jest fakt, że progu wyborczego prawdopodobnie nie przekroczyły trzy małe partie, które powstały w wyniku odłączenia się części działaczy rozczarowanych działalnością Związku Ocalenia Rumunii – Reper, Sens i DREPT.

„Wyniki exit poll mogą się jeszcze różnić od ostatecznych wyników z przeliczenia głosów, sądzimy jednak, że różnice będą nieznaczne. Liczymy na to, że reformiści jednak wejdą do parlamentu. To jedyne ugrupowania z prawdziwie antykorupcyjną, progresywną agendą” – tłumaczy Ana Mocanu.

Poza tym rumuńska polityka jest bardzo prawicowa, a zarówno kandydaci w wyborach prezydenckich, jak i liderzy ugrupowań przed wyborami parlamentarnymi, prześcigali się w licytowaniu, kto bardziej oddany jest cerkwii i uważa, że religia ma większe znaczenie w życiu człowieka.

Przeczytaj także:

Koalicja sił proeuroejskich? Niekoniecznie

Jeśli wyniki exit poll rzeczywiście okażą się trafną prognozą wyników wyborów parlamentarnych w Rumunii, do sprawowania władzy niezbędne będzie utworzenie koalicji rządzącej. I tu zaczną się schody, bo sytuacja nie jest tak prosta, jakby się mogło wydawać.

Obserwatorom z daleka mogłoby się wydawać, że potencjalna koalicja to prosty układ sił proeuropejskich: PSD, PLN, USR ze wsparciem małego centroprawicowego ugrupowania Węgrów na Węgrzech.

Wydaje się to jeszcze bardziej oczywiste, gdy spojrzeć na to, do jakich frakcji europejskich należą te partie: PSD należy do grupy socjalistów i demokratów (S&D), PNL do Europejskiej Partii Ludowej (EPL), USR do Odnowić Europę (RE). Grupy te współpracują ze sobą na arenie europejskiej od lat, choć obecnie siła tej koalicji wisi na postronkach.

Ale taka koalicja w Rumunii zupełnie nie jest oczywista.

Związek Ocalenia Rumunii to ugrupowanie, które w 2016 roku powstało w totalnej kontrze do tych dwóch, skompromitowanych partii politycznego mainstreamu, a szczególnie PSD. To właśnie od korupcji uprawianej przez PSD USR chciało ocalić Rumunię.

Wejście w koalicję z PSD dla USR byłoby możliwe tylko w przypadku tworzenia czegoś na kształt rządu jedności narodowej, by powstrzymać rządy skrajnej prawicy.

To jedyny sposób, jak USR taką koalicję mógłby wyborcom wytłumaczyć. Poparcie dla tej partii i tak nie jest już najwyższe. Jeszcze w 2020 roku były momenty, że USR była drugą partią z najwyższym poparciem w sondażach. Ale ugrupowanie trochę rozczarowało: w latach 2020-2021 krótko współtworzyło rząd z PNL – nieudany, rozpadł się po niecałym roku. To wtedy z partii odłączyła się część działaczy i uformowała nowe partie progresywne i reformatorskie.

Poza tym USR, jako partia liberalna i centroprawicowa, zaczęło łowić wśród rozczarowanych wyborców PNL, także bezpośrednio przed tymi wyborami. W tym celu liderka USR i kandydatka partii na prezydentkę Elena Lasconi w swojej kampanii skupiła się na eksponowaniu swojej... religijności. Niemal na każdym spotkaniu z wyborcami czy programie w telewizji Lasconi pojawiała się z wielkim krucyfiksem na szyi.

Kwestia znaczenia religii i roli cerkwii dla funkcjonowania Rumunii była zresztą jednym z najważniejszych wątków tej kampanii. Poza tych pochylano się nad sprawami gospodarczymi (Rumunia ma bardzo wysoki deficyt budżetowy, niskie emerytury i renty) oraz kwestią wspierania Ukrainy (to sprawa, która bardzo polaryzuje wyborców skrajnej prawicy i reszty).

Co zrobi PSD?

Co może też umknąć obserwatorowi z daleka, to jeszcze jedna kwestia: PSD nie bez powodu określane jest w Rumunii mianem „pseudosocjaldemokracji” – na łamach OKO.press mówił już o tym Vlad Voiculescu, wiceprzewodniczący Związku Ocalenia Rumunii i europoseł.

Partia, która jest obecna na rumuńskiej scenie politycznej od 30 lat i która rzeczywiście przyciąga ludzi mniej uprzywilejowanych, apelując zawsze do emerytów, rencistów itp., bardzo mocno obecna na poziomie lokalnym – w małych miastach i wsiach, to w istocie konserwatywne ugrupowanie o dość słabym skrzydle progresywnym.

To sprawia, że dla PSD niewykluczona mogłaby też być współpraca z narodowo-konserwatywną prawicą, zwłaszcza że w ostatnich miesiącach AUR przechodzi głęboki make-over: z partii skrajnie prawicowej usiłuje stać się partią politycznego mainstreamu.

„Przez to, że coraz więcej miejsca na rumuńskiej scenie politycznej zajmują tak skrajnie prawicowe ugrupowania jak SOS Romania czy Partia Młodych [niemal 11 proc. głosów w tych wyborach parlamentarnych – red.], nagle AUR zaczyna być postrzegany jako partia bliżej politycznego centrum. Nie bez powodu mówi się dziś o niej, że to partia umiarkowanie nacjonalistyczna" – tłumaczy Ana.

AUR świadomie z tego korzysta. Lider partii George Simion, który swoje poparcie zbudował głównie w ultranacjonalistycznym środowisku kibiców piłkarskich, w ostatnich miesiącach bardzo łagodził swoje stanowiska w wielu kwestiach. Zaczął twierdzić, że „nie jest eurosceptykiem, lecz zwolennikiem suwerenności narodowej”, pojawiać się na debatach w mainstreamowych mediach, czego nie robił jeszcze przed poprzednimi wyborami.

To zmiękczenie linii partii kosztowało go zarówno część skrajnie prawicowych wyborców (bardzo słabo wypadł w pierwszej turze wyborów prezydenckich), którzy odwrócili się od partii, bo ta ich zdaniem sprzeniewierzyła się sobie, ale jednocześnie uczyniło go potencjalnym kandydatem do tych mainstreamowych koalicji.

I o ile Związek Ocalenia Rumunii na pewno nigdy nie zdecydowałby się na współpracę z AUR, a także mało prawdopodobne, że zrobiłoby to PNL, to już PSD mogłoby to rozważać. Koalicja z PSD byłaby jednak bardzo problematyczna dla AUR-u. Mogłaby kosztować partię utratę kolejnych wyborców.

Dlatego zdaniem komentatorów, utworzenie rządu po tych wyborach będzie bardzo trudne. Rumunia może pogrążyć się w kryzysie politycznym, gdzie niezbędna będzie organizacja kolejnej elekcji.

W oczekiwaniu na decyzję TK

Tak czy inaczej, zanim możliwa będzie jakakolwiek rozmowa o koalicjach, wszyscy czekają na ogłoszenie Trybunału Konstytucyjnego w sprawie zatwierdzenia bądź nie pierwszej tury wyborów prezydenckich. Ana Mocanu zwraca uwagę też na to, jak nietransparentny był proces powtórnego przeliczania głosów, do którego TK wezwał w piątek 29 listopada.

„Do monitorowania procesu powtórnego przeliczania głosów nie zostali dopuszczeni zewnętrzni obserwatorzy. Pomimo że kodeks wyborczy stanowi jasno: obserwatorzy powinni być dopuszczeni do monitorowania każdego liczenia głosów. Jeśli ustanawiamy misje obserwacyjne po to, by nadzorować, jak dziesięć osób w komisjach zlicza głosy kilku tysięcy wyborców, to co dopiero w sytuacji, gdy kilku urzędników Państwowej Komisji Wyborczej zlicza głosy setek tysięcy wyborców z każdego regionu?” – mówi Ana.

Podkreśla, że w Rumunii nie ma już problemu kupowania głosów czy dokładania do urn kart wyborczych. Te czasy Rumunia już chyba ma za sobą. Ale potwornym problemem jest nieformalne upartyjnienie instytucji publicznych, w tym takich jak Państwowa Komisja Wyborcza czy Trybunał Konstytucyjny.

„Decyzja o tym, by nie dopuścić obserwatorów do powtórnego liczenia głosów, była decyzją polityczną, podjętą w gronie koalicji rządzącej PSD-PNL. A to właśnie kandydaci tych partii nie weszli do drugiej tury” – zwraca uwagę rozmówczyni OKO.press.

Jaki nie będzie wynik tych burzliwych wyborów w Rumunii, działacze Funky Citizens mają nadzieję na jedno: że uda się uchronić kraj przed rządami skrajnej prawicy. A jak to jest bać się rządów skrajnej prawicy?

„To straszne. Nagle zdajesz sobie sprawę z tego, że świat, który znałeś, może zniknąć. Może zostaniesz pozbawiony praw obywatelskich? Może z czasem nie będzie już sensu brać udziału w wyborach, bo ich wynik będzie z góry znany? Może nagle obudzisz się w kraju, którego prezydent będzie w świecie gloryfikował wspaniałą, faszystowską przeszłość Rumunii? Może dyskryminacja i mowa nienawiści staną się oficjalnie akceptowanym dyskursem?” – mówią ironicznie.

Ale w tej ironii i uśmiechach jest dużo strachu. Bo widmo rządów skrajnej prawicy nie zniknęło, a być może jedynie odsunęło się w czasie.

;
Na zdjęciu Paulina Pacuła
Paulina Pacuła

Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.

Komentarze