"Każdy zamknięty budynek to ryzyko zakażenia. Szczególnie brytyjskim wariantem koronawirusa" - mówi OKO.press prof. Tyll Krueger, który analizuje rozwój pandemii w Polsce. Kościoły, gdzie wierni spędzają dużo czasu, śpiewają, spowiadają się i tłoczą przy wejściu są niebezpieczne
Już raz Polska zapłaciła wysoką cenę za szczególny status świąt Bożego Narodzenia, kiedy w grudniu 2020 rząd wpuścił bez żadnej kontroli ok. 100 tys. Polek i Polaków mieszkających w Wielkiej Brytanii. Nie chciał narazić się na - jak to ujął senator PiS Stanisław Karczewski - "falę hejtu".
Teraz grozi nam "efekt Wielkanocy". Zdaniem prof. Kuegera, otwarte kościoły mogą przyczynić się do wzrostu zakażeń po świętach.
Rząd nie zamknął kościołów na Wielkanoc, mimo że liczba dziennych zakażeń utrzymuje się od kilku dni na poziomie 30 tys., a sam premier Mateusz Morawiecki podczas ogłaszania nowych obostrzeń w niedzielę 25 marca przyznał, że jesteśmy w najtrudniejszym momencie trwającej 13 miesięcy epidemii.
Od polityków obozu rządzącego i hierarchów Kościoła katolickiego można usłyszeć, że wystarczy zachować ostrożność i transmisji koronawirusa nie będzie, a poza tym nie można wiernym odmówić "strawy duchowej" tak samo jak nie można zamknąć sklepów spożywczych.
W tym tonie wypowiedziała się w poniedziałek 26 marca posłanka PiS Anna Maria Siarkowska w "Rzeczpospolitej". Siarkowska stwierdziła, że kolejny lockdown w Polsce jest "kompletnie niepotrzebny", a pytana, czy w kościołach powinny obowiązywać restrykcje, uznała, że "prawo do wolności religijnej i prawo do sprawowania kultu religijnego jest prawem chronionym w sposób szczególny konstytucyjnie, a państwo nie ma mandatu, aby takie obostrzenia wdrażać".
Obostrzenia wprowadzane w kościołach powinny być ustalane w pierwszej kolejności z Episkopatem. Nie mamy zresztą badań na temat tego, jak koronawirus rozprzestrzenia się w kościołach, i czy jest to miejsce inne, niż na przykład sklep spożywczy.
Tymczasem lekarze i naukowcy wielokrotnie podkreślali, że jeżeli w Polsce zostanie wprowadzony kolejny lockdown, to kościoły powinny zostać zamknięte. Tak rekomendował nawet prof. Andrzej Horban, główny doradca premiera ds. COVID-19, który stwierdził 23 marca w Polsat News, że „kościoły na Wielkanoc będą prawdopodobnie zamknięte”.
A prof. Jacek Wysocki, członek Rady Medycznej przy Premierze RP, powiedział w środę 24 marca w RMF FM, że kościoły „mogą być ważnym miejscem rozprzestrzeniania się wirusa i jest to moment na czasowe zamknięcie lub mocne ograniczenie ich funkcjonowania”.
Opinie eksperckie oparte na wiedzy o transmisji koronawirusa w kościołach opracowało m.in. Amerykańskie Centrum ds. Kontroli i Zapobiegania Chorób (Centers for Disease Control and Prevention). Stwierdza wprost: przebywanie w jednym budynku w zgromadzeniach zwiększa prawdopodobieństwo transmisji koronawirusa. Kościół różni się od wspomnianego przez Siarkowską sklepu spożywczego m.in. tym, że spora grupa osób spędza na mszy świętej więcej czasu niż podczas przeciętnych zakupów, a wierni przez długi czas gromadzą się w jednym miejscu.
Naukowcy z CDC podkreślają, że ich badania nie mają na celu naruszenia prawa chronionego przez pierwszą poprawkę do Konstytucji Stanów Zjednoczonych zapewniającą m.in. swobodę praktyk religijnych ani żadnego innego prawa federalnego, w tym ustawy o przywróceniu wolności religijnej z 1993 roku (RFRA). Zdają sobie również sprawę, że gromadzenie się ludzi podczas uroczystości religijnych jest ważnym elementem wielu tradycji religijnych. Ale teraz, w stanie zagrożenia zdrowia publicznego, ważniejsza jest - zdaniem ekspertów- świadomość, że każde zgromadzenie stanowi zagrożenie zwiększonej transmisji COVID-19. Również zgromadzenie w kościele.
Ryzyko zakażenia koronawirusem zwiększa się, kiedy wierni przystępują do komunii świętej czy spowiedzi, a po zakończeniu mszy gromadzą się przy wyjściu z kościoła. Naukowcy zalecają, aby nie składać ofiary "na tacę", tylko znaleźć inną drogę przekazania jej na rzecz wspólnoty, a także, aby unikać kontaktu fizycznego, takiego jak uścisk dłoni.
Z kolei Amerykańskie Towarzystwo Medyczne (AMA) uznało, że nawet jeżeli wierni zachowają odpowiedni dystans, a w kościele będzie przebywać ograniczona liczba osób, to ryzyko zakażenia i tak jest duże, bo koronawirus rozprzestrzenia się drogą kropelkową. W rozmowie z OKO.press podkreśla to również prof. Tyll Krueger z Politechniki Wrocławskiej, analityk z grupy MOCOS, która prognozuje rozwój epidemii w Polsce i doradza rządowi.
"Każdy zamknięty budynek, w którym przebywa przez pewien czas określona liczba ludzi, jest miejscem o zwiększonym ryzyku zakażenia koronawirusem" – tłumaczy prof. Tyll Krueger.
Jak wyjaśnia, regulacje, które do tej pory rząd wprowadzał w kościołach, takie jak ograniczona liczba osób, zachowanie dystansu czy noszenie maseczek ochronnych, były wystarczającą ochroną przed starym wariantem koronawirusa. "Przenosił się głównie drogą kropelkową, przede wszystkim podczas mówienia, kichania, kaszlu czy śpiewu" – wyjaśnia ekspert.
"Ale wariant brytyjski przenosi się szybciej i jest bardziej zaraźliwy. Może być unoszony przez krople aerozolu wydzielane przez zakażone osoby, szczególnie w miejscach, w których stoi powietrze, a kościół jest właśnie takim miejscem" – mówi prof. Krueger.
W miejscach kultu religijnego ma obowiązywać limit - jedna osoba na 20 m kw. A każdy, kto znajduje się w budynku, musi mieć zasłonięte usta i nos i zachować 1,5 m odległości od innych osób. Zakrywanie ust i nosa nie obowiązuje księży i osób sprawujących posługę kapłańską.
"Jeżeli kościół ma 500 m kw, to może przebywać w nim około 25 osób. Powinny siedzieć w odpowiednich odległościach i mieć na twarzy maseczki ochronne. Jednak należy przyjąć, że w praktyce nie każdy będzie przestrzegać tych zasad, a kościoły nie będą tak kontrolowane, aby tych restrykcji przestrzegać. Szczególnie podczas Wielkanocy" – mówi prof. Krueger.
Ekspert zwraca uwagę, że niektóre kościoły w Polsce są tak duże, że mimo ograniczeń zmieści się w nich kilkadziesiąt albo kilkaset osób.
Na przykład bazylika w Licheniu. Powierzchnia górnej bazyliki wynosi aż 7009 m kw., dlatego zgodnie z rządowymi zaleceniami wejdzie do niej 350 osób. Natomiast powierzchnia bazyliki dolnej jest większa - wynosi 7319 m kw. i wejdzie aż 365. Pisała o tym „Wyborcza”.
Przy tak dużej liczbie dziennych zakażeń koronawirusem w Polsce, prawdopodobieństwo, że wśród kilkudziesięciu albo kilkuset osób przebywających w kościele, znajdzie się osoba przenosząca SARS-CoV-2, jest duże.
Według prof. Kruegera rzeczywista liczba zakażeń koronawirusem jest cztery, pięć razy większa niż liczba wykrywanych przez testy. Obecnie zakażonych osób jest w Polsce - według oficjalnych danych - ponad 400 tys. osób (kolor czerwony na wykresie poniżej). To może oznaczać, że faktycznie zakażonych jest nawet nawet 1,5 mln Polek i Polaków, co 20. osoba dorosła.
"W kościele śpiewamy, a to aktywność, podczas której produkujemy dużo aerozolu" - wyjaśnia ekspert. Ryzyko transmisji koronawirusa zwiększa moczenie rąk w kropielnicy i dotykanie nimi twarzy, a także spowiedź przy konfesjonale czy komunia.
Już raz Polska zapłaciła wysoką cenę za szczególny status święta Bożego Narodzenia, kiedy rząd wpuścił bez żadnej kontroli ok. 100 tys. Polek i Polaków mieszkających w Wielkiej Brytanii. Nie chcąc narazić się na - jak to ujął senator PiS Stanisław Karczewski - "falę hejtu".
"Kościoły powinny zostać zamknięte na Wielkanoc, a księża, mimo tego, że rząd nie ogłasza takich restrykcji, powinni przeprowadzać msze święte zdalnie. Każde spotkanie rodziny przy świątecznym stole, każdy udział w mszy i każdy spacer ze święconką do kościoła sprawia, że liczba zakażeń może wzrosnąć" – mówi prof. Krueger. – "Mamy niebezpieczną sytuację pandemiczną, szpitale są na granicy wytrzymałości, brakuje respiratorów, miejsc na oddziałach koronawirusowych, a proces spowalniania liczby zakażeń może ciągnąć się do maja".
Zdaniem prof. Kuegera, otwarte kościoły mogą przyczynić się do wzrostu zakażeń po świętach.
"Współczynnik zakażeń R w Polsce wynosi 1,2, co oznacza, że jedna osoba chora zaraża więcej niż jedną osobę zdrową. Aby liczba zakażeń zaczęła maleć, wskaźnik R musi spaść poniżej 1" - mówi.
W Polsce zamknięte zostały salony fryzjerskie i kosmetyczne, obiekty sportowe, a także żłobki i przedszkola. Zakaz działalności obejmuje też centra i galerie handlowe - z wyjątkiem sklepów spożywczych - apteki i drogerie, a także wielkopowierzchniowe sklepy meblowe i budowlane.
Dlaczego kościoły pozostają więc otwarte? Rząd używa argumentu, który brzmi jak wymówka: strona kościelna zobowiązała się do egzekwowania i przestrzegania zasad bezpieczeństwa. To ma rozwiązać problem.
„Kierując się troską o życie i zdrowie wiernych uczestniczących w życiu Kościoła, apelujemy do wszystkich księży proboszczów o bardzo poważne podejście do obowiązujących zasad dotyczących liczby wiernych, którzy w jednym czasie mogą uczestniczyć w nabożeństwach” – napisali we wspólnym oświadczeniu minister zdrowia Andrzej Niedzielski i sekretarz Konferencji Episkopatu, Artur Miziński.
Dziennikarka, absolwentka Filologii Polskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, studiowała też nauki humanistyczne i społeczne na Sorbonie IV w Paryżu (Université Paris Sorbonne IV). Wcześniej pisała dla „Gazety Wyborczej” i Wirtualnej Polski.
Dziennikarka, absolwentka Filologii Polskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, studiowała też nauki humanistyczne i społeczne na Sorbonie IV w Paryżu (Université Paris Sorbonne IV). Wcześniej pisała dla „Gazety Wyborczej” i Wirtualnej Polski.
Komentarze