0:000:00

0:00

Piotr Duda, szef „Solidarności”, w liście do Ursuli von der Leyen, przewodniczącej Komisji Europejskiej podkreślił, że zawieszenie europejskiego systemu handlu uprawnieniami do emisji (EU ETS - Emission Trading Scheme) „powinno być jednym z działań służących przezwyciężeniu nadchodzącej recesji”.

Wcześniej wiceminister aktywów państwowych Janusz Kowalski ostro skrytykował skuteczność europejskiego systemu handlu emisjami, co jak widać zachęciło związkowców do pójścia krok dalej. Tymczasem nie ma się co łudzić, że UE będzie chciała odejść od polityki „Zielonego Ładu”.

Przeczytaj także:

Epidemia minie, katastrofa klimatyczna nie

„Najbardziej nawet heroiczna walka z wielkim globalnym wyzwaniem – koronawirusem – w żaden sposób nie zwalnia nas z obowiązku walki z globalnym ociepleniem. Zaniechanie tych działań teraz, spowoduje wielokrotnie większe koszty przystosowania do zmian klimatu w przyszłości” – mówi nam prof. Jerzy Buzek, europoseł, były premier i były szef europarlamentu.

EU ETS to system marchewki i kija. Kija, bo ma zniechęcić do produkcji energii elektrycznej ze źródeł najbardziej emisyjnych, czyli węgla brunatnego i kamiennego. Marchewki, bo pieniądze z handlu uprawnieniami wracają do państw członkowskich i mają być przeznaczone na inwestycje w czyste, a więc głównie odnawialne źródła energii.

Przydziały uprawnień, gdy zostały niewykorzystane lub ich cena rośnie, można sprzedać – np. na początku kwietnia Polska zarobiła na takiej transakcji 0,5 mld zł. W zależności od ceny tony CO2 nasze możliwe transakcje w latach 2021-2030 szacowane były łącznie na ok. 18 mld zł. (podręcznik EU ETS tu: Unijny system handlu uprawnieniami do emisji).

Ceny praw do emisji CO2 dobijały już w ostatnich miesiącach do 30 euro za tonę, co było jedną z przyczyn wzrostu cen prądu. W Polsce ceny prądu dla firm na 2020 rok wzrosły nawet o 40 proc., a dla gospodarstw domowych (reguluje to Urząd Regulacji Energetyki) o kilkanaście procent.

Dziś jednak - w związku z pandemią i zatrzymaniem wielu gałęzi gospodarki - cena oscyluje wokół 20 euro, ale nadal niewątpliwie jest sporym obciążeniem finansowym dla polskiej energetyki, skoro 78 proc. energii elektrycznej produkujemy z węgla.

System EU ETS został powołany by zmusić kraje członkowskie do transformacji energetycznej. A ta w Polsce idzie jak po grudzie – nadal nie mamy polityki energetycznej państwa do 2040 roku, choć jej projekt został przedstawiony w listopadzie 2018. Nadal nie mamy decyzji o tym, czy będzie budowana elektrownia atomowa, a morskie farmy wiatrowe na Bałtyku wciąż, mimo wszystko, są w sferze planów niż ich realizacji.

Nie ma odwrotu od Zielonego Ładu

Związkowcy z „S” przypominają jednak, że opłaty za emisję CO2 są ogromnym obciążeniem nie tylko dla energetyki, ale również dla hutnictwa, sektora produkcji cementu i ceramiki, branży chemicznej czy papierniczej, a także transportu lotniczego, który i tak z powodu pandemii koronawirusa znalazł się na granicy bankructwa.

W ocenie przedstawicieli „Solidarności” stwarza to konieczność rewizji Europejskiego Zielonego Ładu, który zakłada dekarbonizację unijnej gospodarki do 2050 roku. Ale to pobożne życzenie, bo na razie przynajmniej nic nie zapowiada tego, by UE miała zamiar rewidować swoje plany.

Obecnie priorytetem jest walka z pandemią spowodowaną przez koronawirusa oraz z jej bezpośrednimi skutkami. Powinniśmy jednak zacząć przygotowywać środki niezbędne do przywrócenia normalnego funkcjonowania naszych społeczeństw i gospodarek i do powrotu na ścieżkę zrównoważonego wzrostu, uwzględniając m.in. transformację ekologiczną i transformację cyfrową i wyciągając wszystkie wnioski z obecnego kryzysu.

Będzie to wymagać skoordynowanej strategii wyjścia, kompleksowego planu naprawczego i bezprecedensowych inwestycji. Zwracamy się do przewodniczącej Komisji i przewodniczącego Rady Europejskiej, aby w konsultacji z innymi instytucjami, zwłaszcza EBC, rozpoczęli w tym celu prace nad harmonogramem działań i nad towarzyszącym mu planem działania” – napisali we wspólnym oświadczeniu przytoczonym na green-news.pl przywódcy krajów UE.

Im dłużej jednak trwa zamrożenie gospodarki w dobie pandemii koronawirusa, tym częściej słychać głosy, że w postulatach zawieszenia EU ETS Polska może wcale nie być osamotniona.

Choć Niemcy, którzy od lipca obejmą prezydencję Unii Europejskiej, nie mają na razie planu – przynajmniej nieoficjalnie – by zwalniać Wspólnotę z tempa energetycznej transformacji.

Polski rząd próbuje być „czarną owcą”

Wiceminister aktywów państwowych Janusz Kowalski tak uzasadniał postulat likwidacji ETS: „Funkcjonowanie tego systemu w Polsce zagraża naszemu bezpieczeństwu energetycznemu, prowadzi do degradacji elektroenergetyki i sektora górniczego, a w konsekwencji do pauperyzacji społeczeństwa. W interesie Polski i innych jest wyłączenie naszego kraju z EU ETS. Inne państwa jak Grecja i Niemcy również mogą być naszymi sprzymierzeńcami w likwidacji EU ETS".

I dalej: ”Nie ma technicznej możliwości zastąpienia polskich mocy wytwórczych z dominującym węglem w perspektywie kilkunastu lat innymi instalacjami. To technicznie niemożliwe. To niebezpieczna ideologiczna mrzonka za która płacą miliony Polaków. Patrząc na zimno mamy idealny moment do podsumowania 15 lat EU ETS przed rozpoczęciem nowej perspektywy funkcjonowania EU ETS w latach 2021-2028”.

Wiceminister Kowalski uważa, że jego ocena znajduje poparcie międzynarodowe. „Mam pierwszy sygnał na bardzo wysokim szczeblu, czyli premier Czech mówi, by zapomnieć o Europejskim Zielonym Ładzie. Faktycznie, należy zapomnieć o absolutnie ideologicznych planach Fransa Timmermansa podkręcania celów klimatycznych do 2030 roku. Europa zacznie zapominać o zielonym ładzie rozumianym jako wielki regulacyjny i ideologiczny pomysł europejski na politykę klimatyczną mającą obciążać gospodarki. Koronawirus wyeliminuje ten sposób myślenia, bo nie będzie na to pieniędzy. Pieniądze są dzisiaj potrzebne obywatelom, biznesowi, aby przeciwdziałać skutkom koronawirusa”.

ETS podbija świat

Tymczasem to nie tylko „ta zła Unia” forsuje handel emisjami. Opublikowany niedawno międzynarodowy raport o partnerstwie w handlu emisjami (ICAP) pokazuje tutaj trend wzrostowy.

Do pilotażu dołączył właśnie Meksyk, co oznacza, że globalnie mamy już 21 takich systemów ETS. Krajowe systemy działają podobnie jak europejski – między podmioty emitujące rozdzielana jest ograniczona pula uprawnień, brakujące trzeba dokupić, nadwyżki można sprzedać – cel jest taki sam: obniżać emisję. System handlu odbywa się na takich zasadach, na jakich działa każda giełda.

Sumując wszystkie systemy, jak wynika z raportu, pokrywają one już 10 proc. globalnej emisji, a kolejne 24 rządy na świecie przygotowują obecnie podobne rozwiązania.

Podczas gdy dzisiaj globalna uwaga skupia się na walce z pandemią koronawirusa, zmiany klimatu pozostaną decydującym długoterminowym wyzwaniem, które wymaga polityki tworzenia zrównoważonych gospodarek – wynika z raportu ICAP.

Jego autorzy uważają, że mimo pandemii będzie na świecie przybywać systemów ETS jako kluczowej dźwigni na drodze do neutralności klimatycznej.

Krajowe systemy handlu emisjami opracowują również m.in. Indonezja czy Tajlandia. Dołączą też Chiny, które zapowiadały to już od 2017 r. i nie wydaje się, by pandemia zmieniła ich plany.

Ceny uprawnień globalnie wzrosły w 2019 roku średnio o 22 proc., ale koronawirus przyczynił się do znacznych spadków cen w ostatnich tygodniach w związku z niższą produkcją gospodarczą i popytem.

Finansowanie z wpływów z handlu emisjami ma służyć przyspieszeniu działań w dziedzinie klimatu w obszarach takich jak czysta energia i transport.

Energetyczna polityka w krzakach

Tymczasem blokada transformacji polskiej energetyki trwa w najlepsze. Warto przypomnieć, że jeszcze przed pandemią zawieszony został projekt budowy bloku na węgiel kamienny o mocy 1000 MW w Ostrołęce. Nie było na niego pieniędzy, bo inwestycji węglowych nikt w Europie nie chce już po prostu finansować.

Jeśli przejęcie przez Orlen Energi, do której należy elektrownia w Ostrołęce, zostanie sfinalizowane, to idąc tokiem myślenia „Solidarności” rezygnacja z węglowej inwestycji za miliardy złotych jest niezbędna, by nie generować kolejnych kosztów.

Rezygnacja z węglowej inwestycji nie oznacza, że w tym regionie Polski niezbędna jest w najbliższym czasie nowa jednostka – to nie podlega a dalszej dyskusji. Wzywając jednak innych do rewizji polityki klimatycznej, należy zacząć od siebie.

W Polsce na razie wciąż ponad 70 proc. energii elektrycznej produkujemy z węgla, jednak z roku na rok krajowe wydobycie będzie spadać – radio TOK FM informowało o planach zamykania kolejnych kopalń.

Jednak krajowe zapotrzebowanie nie spada tak szybko jak wydobycie surowca w Polsce, więc import wcale nie słabnie – tylko w styczniu do Polski, jak wynika z danych Eurostatu, przyjechało ponad 1 mln ton węgla.

Udostępnij:

Karolina Baca-Pogorzelska

Karolina Baca-Pogorzelska (ur. 1983) – absolwentka Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych UW, dziennikarka i autorka książek, inżynier górniczy drugiego stopnia. Współpracowała z „Rzeczpospolitą” i „Dziennikiem Gazetą Prawną”. Jest współautorką książek (wraz z fotografem Tomaszem Jodłowskim) "Drugie życie kopalń", "Babska szychta" i "Ratownicy. Pasja zwycięstwa". Od 2017 roku z Michałem Potockim badała sprawę importu antracytu z okupowanego Donbasu. Za ten cykl reportaży otrzymali Grand Press 2018 w kategorii „dziennikarstwo specjalistyczne” i Nagrodę im. Dariusza Fikusa, wyróżnienia w Ogólnopolskim Konkursie Dziennikarskim im. Krystyny Bochenek i w konkursie o Nagrodę Watergate Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, a także nominacje do MediaTorów i Nagrody Radia Zet im. Andrzeja Woyciechowskiego. Książka "Czarne złoto" (napisana z Michałem Potockim) została nominowana do nagrody Grand Press dla Książki Reporterskiej Roku 2020. Obecnie dziennikarka "Wprost"

Przeczytaj także:

Komentarze