0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Dawid Zuchowicz / Agencja Wyborcza.plFot. Dawid Zuchowicz...

Rząd przyjął ustawę budżetową, nad którą w ostatnich dniach pracowało Ministerstwo Finansów. „Ktoś może powiedzieć, że wiedzieliśmy mniej więcej, jak wygląda budżet, ale każdy, kto zna się na rzeczy wie, że bez dostępu do dokumentów, wyliczeń, do całego aparatu, który jest dostępny z pozycji Ministerstwa Finansów, praca nad budżetem jest praktycznie niemożliwa" – mówił we wtorek 19 grudnia premier Donald Tusk. „To oznacza, że pan minister Domański wziął na siebie bezprecedensową odpowiedzialność – przygotowanie budżetu państwa na 2024 rok w ciągu de facto kilku dni” – powiedział szef rządu.

Podkreślmy, że na razie ustawy nie zobaczyliśmy, opieramy się więc na słowach premiera i ministra finansów z konferencji prasowej. Dziś późnym popołudniem zbierze się w Sejmie Komisja Finansów Publicznych i opracuje harmonogram prac nad budżetem na 2024 rok. Prace nad samym projektem rozpoczną się najpewniej jutro.

Deficyt budżetu państwa wzrósł o 18 mld zł

Co w ciągu kilku dni pracy nad ustawą udało się ustalić? Co w tym momencie wiemy o budżecie państwa na 2024 rok?

Najpierw najbardziej podstawowe dane:

  • Poziom wydatków ustalono na 866 mld zł,
  • Przychodów – 682 mld zł.

Daje to deficyt na poziomie 184 mld zł.

W porównaniu do założeń budżetu rządu Morawieckiego z września mamy przychody mniejsze o 1,5 mld zł, wydatki większe o 18 mld zł. Czyli deficyt jest większy o 20 mld zł, niż zakładano wcześniej.

Koszty kluczowych obietnic są najpewniej większe niż 18 mld zł – a na konferencji padły deklaracje, że zostaną one spełnione. Do zapisanych w budżecie obietnic jeszcze przejdziemy. Zatrzymajmy się jeszcze chwilę nad obrazem makro. Dekadę temu, gdy ostatni raz rząd pod kierownictwem Tuska przygotowywał ustawę budżetową, jego ministrem finansów był Jacek Rostowski, dochody miały wynieść 276,5 mld zł, wydatki – 324 mld zł. Dużo się przez ostatnie lata zmieniło.

Ostrożne założenie co do wzrostu, wysokie co do inflacji

Rząd w budżecie zakłada wzrost gospodarczy na poziomie 3 proc. i wysoką inflację – na poziomie 6,6 proc., a więc wyższą niż ostatni odczyt z listopada (6,5 proc.).

Założenie co do wzrostu gospodarczego wydaje się być rozsądne. Konsensus prognoz na przyszły rok według Bloomberga to 2,8 proc., ale pojawiają się też najnowsze, wyższe prognozy. Dziś analitycy banku PKO opublikowali swoją najnowszą prognozę, w której mówią o wzroście PKB aż o 4 proc. w 2024 roku. W uzasadnieniu piszą między innymi o lepszych perspektywach dla konsumpcji gospodarstw domowych.

Z kolei budżetowe prognozy inflacji są wyraźnie wyższe niż obecny ekonomiczny konsensus. NBP w listopadowym raporcie mówi o 4,6 proc., bank BNP Paribas – 5 proc. Wiele zależy od tempa wygaszania tarcz antyinflacyjnych i rezygnacji z antyinflacyjnych obniżek podatków oraz tego, czy potencjalnie wyższa konsumpcja przełoży się na wzrosty cen. Wyższa inflacja to też jednak wyższe wpływy z podatku VAT.

Minister Andrzej Domański przekazał, że rząd zakłada wzrost dochodów ze wszystkich podatków w stosunku do 2023 roku. Jeśli wzrost PKB też będzie wyższy, potencjalnie też oznacza to wyższe dochody do budżetu państwa.

Obietnice w budżecie państwa

Podsumujmy teraz najważniejsze obietnice zawarte w budżecie.

  • Podwyżka dla nauczycieli o 30 proc.;
  • dla początkujących nauczycieli – o 33 proc. (by przekroczyła również obiecane 1500 zł);
  • 2,3 mld dotacji dla samorządów na podwyżki dla nauczycieli przedszkolnych;
  • podwyżka również dla nauczycieli akademickich o 30 proc.;
  • podwyżka dla pracowników państwowej sfery budżetowej o 20 proc.;
  • środki na program Aktywny Rodzic, potocznie nazywany „babciowym”;
  • 500 mln zł na program in vitro;
  • 10 mln zł na telefon zaufania dla dzieci i młodzieży;
  • środki na naukę języka śląskiego;
  • 150 mln zł na remonty akademików;
  • 3,2 mld zł dodatkowej subwencji dla samorządów;
  • dwukrotna waloryzacja rent i emerytur w ciągu roku ze względu na wysoką inflację (powyżej 5 proc.).

Koszt zadłużenia spada – zasługa rządu?

Minister finansów mówił na konferencji, że koniunktura gospodarcza się poprawia, a międzynarodowe otoczenie bardzo pozytywnie zareagowało na zmianę rządu w Polsce. Mówił między innymi, że rentowność polskich obligacji spada. To jednak niekoniecznie zasługa nowego rządu i ewentualnych nadziei, jakie są przez inwestorów wiązane ze zmianą władzy. Zaraz po wyborach rentowność nieco wzrosła, by po tygodniu zacząć spadać. Dziś rentowność polskich obligacji dziesięcioletnich to około 5 proc.

Niska rentowność to dobra wiadomość dla rządu, który planuje pożyczać pieniądze, bo oznacza to spadający koszt zadłużenia.

Ale jeśli ciągłe spadki rentowności po 23 października to zasługa spodziewanej zmiany władzy, wówczas potencjalny rząd Tuska odpowiada też za spadki rentowności w Czechach, Rumunii i na Węgrzech. Na Węgrzech i Rumunii wykres spadków rentowności wygląda identycznie, w Rumunii bardzo podobnie, rentowności spadają wszędzie. Jest to międzynarodowy rynek i bardzo dużo zależy od międzynarodowych trendów.

Wyższe zadłużenie, w tym zagraniczne

Na pytanie o źródło finansowania wyższych potrzeb pożyczkowych minister Domański odpowiedział, że będą one finansowane wyższym zadłużeniem.

„Opracowujemy nową strategię emisji polskich obligacji. Widzimy bardzo duże zainteresowanie inwestorów zagranicznych. Dlatego większa część niż w ostatnich latach może trafić do inwestorów zagranicznych” – deklarował szef resortu finansów.

Warto będzie więc w następnych miesiącach i latach obserwować strukturę polskiego zadłużenia. Od 2014 roku udział zadłużenia zagranicznego w strukturze polskiego długu publicznego nieustannie spadał: od 36 proc. do 22-23 proc. w 2023 roku. Dług krajowy jest dla nas bezpieczniejszy, choć nieznaczny i stopniowy wzrost zadłużenia zagranicznego nie powinien być automatycznie powodem do niepokoju.

Minister Domański zapowiedział, że deficyt budżetowy może w przyszłym roku wynieść 5,1 proc. PKB. Teoretycznie może to oznaczać wszczęcie wobec Polski procedury nadmiernego zadłużenia, która zmuszałaby nasz rząd do redukcji długu. UE jednak wciąż nie wypracowała nowych zasad kontroli zadłużenia po rozluźnieniu ich w czasie pandemii i globalnego kryzysu. A taka procedura grozi nie tylko Polsce, gdybyśmy wrócili do zasady, że uruchamia się ją, gdy zadłużenie przekracza 3 proc. PKB.

Dla rządów, które tę granicę przekraczają, UE stosuje jednak też zasadę „minimalnego wysiłku fiskalnego”. Wymaga ona, by co roku deficyt zmniejszał się o 0,5 punktu procentowego. Jeśli rzeczywiście w 2024 roku będzie to 5,1 proc., to powinniśmy się zmieścić w tych granicach, bo dla obecnych szacunków w 2023 jesteśmy na poziomie 5,6 proc.

Minister Domański zapowiedział też, że potrzeby pożyczkowe netto na kolejny rok to 250 mld zł.

;

Udostępnij:

Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze