0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Dawid Zuchowicz / Agencja Wyborcza.plFot. Dawid Zuchowicz...

Dwudziestoprocentowe podwyżki dla budżetówki – w kampanii wyborczej spełnienie tego postulatu związków zawodowych najpierw obiecała Lewica, potem Donald Tusk. Ten ostatni potwierdził to w swoim exposé. To część z obietnic, które nowy rząd zamierza spełnić jak najszybciej, tak, by pokazać, że dotrzymuje słowa.

Co jednak dokładnie zostało obiecane? I komu?

„W sprawie projektu budżetu państwa na przyszły rok wciąż jest wiele niewiadomych” – mówi OKO.press przewodniczący Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych Piotr Ostrowski. I zwraca problem na potencjalny problem prawny:

„Niestety budżet może być zarzewiem konfliktu politycznego nie tylko z obecną opozycją, ale i prezydentem. Przepisy konstytucji, normujące procedurę budżetową w trakcie zmiany władzy w kraju, nie są w tym względzie jednoznaczne. Naszym zdaniem obowiązuje zasada dyskontynuacji, choć nie wszyscy konstytucjonaliści są w tej sprawie zgodni.

Dodatkowo Parlament ma niewiele czasu, aby uchwalić budżet. Aby nie narazić się na ryzyko przedterminowych wyborów, prezydent powinien otrzymać plan finansowy państwa na przyszły rok do 29 stycznia”.

Za każdym razem inaczej

W stu konkretach Koalicji Obywatelskiej nie ma ani rozdziału o pracy, ani fragmentu o podwyżkach dla budżetówki.

W kampanii (a dokładnie 11 września) Donald Tusk mówił:

Budżetówka musi dostać 20 proc. – i to jest zaledwie wyrównanie”.

W podpisanej 10 listopada umowie koalicyjnej mamy następujący fragment:

„Jednym z najważniejszych zadań Koalicji będzie wspieranie zawodów kluczowych dla funkcjonowania państwa i przyszłości naszych dzieci.

Strony Koalicji potwierdzają pilną potrzebę podwyżek dla nauczycieli, pracowników służby publicznej, w tym administracji, sądów i prokuratury. Niskie zarobki wypychają z zawodu ludzi zapewniających ciągłość działania naszego państwa oraz edukację dzieci i młodzieży.

Powstrzymamy i odwrócimy ten proces. Stosowne akty prawne zapewniające podwyżki zostaną przedłożone w ciągu pierwszych stu dni rządów”.

A 12 grudnia Donald Tusk z mównicy sejmowej przed głosowaniem nad wotum zaufania mówi:

„Wynagrodzenia nauczycieli wzrosną o 30 proc., dla całej sfery budżetowej – o 20 proc.”.

Mamy więc obietnice podwyżek dla:

  • budżetówki,
  • pracowników służby publicznej,
  • całej sfery budżetowej.

Nie mamy na razie żadnych przesłanek, by wątpić, że podwyżki rzeczywiście zostaną w przyszłym roku przyznane. Mamy jednak różne sformułowania.

Rozszyfrujmy, co może się za nimi kryć.

Przeczytaj także:

Podwyżki dla budżetówki, czyli kogo?

W całym sektorze publicznym pracuje ponad 3,5 mln osób. Tutaj zawierają się wszyscy pracownicy zatrudnieni przez państwo na szczeblu centralnym i samorządowym: administracja publiczna, nauczyciele, ochrona zdrowia, armia.

Lekarze czy nauczyciele są jednak zawsze rozważani osobno, tak samo jest w przypadku dzisiejszych obietnic – mamy osobną podwyżkę dla nauczycieli. Według danych Ministerstwa Edukacji i Nauki na koniec roku szkolnego w 2022 roku nauczycieli było niemal 700 tys., a łącznie publiczna edukacja zatrudniała ok. miliona pracownic i pracowników.

w publicznej ochronie zdrowia zatrudnionych jest prawie 550 tys. osób. Gdyby odjąć edukację i ochronę zdrowia, dalej mamy prawie dwa miliony osób w reszcie sektora publicznego.

Cały sektor publiczny jest jednak bardzo szeroką kategorią. W przypadku, gdy w firmie mamy 51 proc. udziału skarbu państwa, jej pracownicy zaliczają się do sektora publicznego.

Sektor finansów publicznych

Mamy jednak kolejną kategorię: sektor finansów publicznych. Zaliczają się do niego wszelkie urzędy państwowe i samorządowe, ale też ZUS, NFZ, publiczne zakłady opieki zdrowotnej, uczelnie publiczne (w przypadku tych ostatnich warto dodać, że nowy rząd obiecuje podwyżki również nauczycielom akademickim).

Do sektora finansów publicznych nie zaliczają się przedsiębiorstwa, nawet w pełni państwowe. Na przykład PKP S.A. jest zaliczane do sektora publicznego, ale już nie do sektora finansów publicznych.

W sektorze finansów publicznych zatrudnionych jest około 2,5 mln osób. I znowu – wątpliwe, by chodziło o tę grupę, bo są w niej również jednostki ochrony zdrowia.

Państwowa sfera budżetowa

Jest wreszcie kolejna kategoria – państwowa sfera budżetowa. A w exposé Tusk mówił o „sferze budżetowej”. To znacznie skromniejsza grupa, liczy około 500-600 tys. pracowników. Według danych Ministerstwa Finansów w 2018 roku było to 505 tys. osób, według szacunków OPZZ to raczej 560 tys. To urzędnicy, a także, powtórzmy za ustawą: „żołnierze zawodowi, funkcjonariusze Policji, Straży Granicznej, Straży Marszałkowskiej, Służby Ochrony Państwa, Państwowej Straży Pożarnej i Służby Więziennej – z wyjątkiem pełniących służbę kandydacką – oraz funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Agencji Wywiadu, Służby Kontrwywiadu Wojskowego, Służby Wywiadu Wojskowego, Centralnego Biura Antykorupcyjnego i Służby Celno-Skarbowej”.

W tym momencie zaplanowana jeszcze przez rząd PiS podwyżka dla państwowej sfery budżetowej wynosiła 6,6 proc.

Według danych Ministerstwa Finansów w tej grupie prawie połowa (250 tys. osób) to funkcjonariusze i żołnierze zawodowi, a członkowie korpusu służby cywilnej – 115 tys. osób. Wicepremier i minister obrony Kosiniak-Kamysz potwierdził już 20 proc. podwyżki w 2024 roku dla żołnierzy Wojska Polskiego i pracowników cywilnych MON.

Tymczasem w administracji publicznej zatrudnionych jest ponad 400 tys. osób. Jeśli podwyżka miałaby objąć tylko państwową sferę budżetową – co z resztą urzędników? Co np. z pracownikami Zakładu Ubezpieczeń Społecznych? Na te wszystkie pytania rząd na razie nie odpowiedział.

Szef OPZZ: za dużo niewiadomych

Szef OPZZ Piotr Ostrowski przyznaje, że niewiadomych co do podwyżek wciąż jest dużo: „Nie wiadomo, jakie zmiany do projektu przygotowanego przez PiS wprowadzi nowy minister finansów, ale nie wyobrażam sobie, aby w projekcie zabrakło środków na sfinansowanie obietnic, o których mówił premier w swoim exposé, czyli między innymi na podwyżki dla sfery budżetowej o 20 proc., i dla nauczycieli o 30 proc. Powszechnie mówi się także o zmianie wysokości deficytu. Zanim jednak projekt trafi do Sejmu, musi go najpierw przyjąć nowa Rada Ministrów, co powinno nastąpić niebawem, aby zdążyć przed upływem czteromiesięcznego terminu na uchwalenie budżetu”.

Związki wysłuchane?

Ostrowski cieszy się, że rząd wsłuchał się w argumenty związków co do konieczności zagwarantowania podwyżek dla sfery budżetowej i nauczycieli. 20 proc. podwyżki dla budżetówki było postulatem OPZZ.

„Daje to nadzieję na dialog w sprawie godziwych podwyżek w kolejnych latach. Źle, że je zróżnicował, co wizerunkowo nie wygląda najlepiej. Z jednej strony premier dużo mówił w exposé o równości; powstał nawet resort ds. równego traktowania. Z drugiej zaś jedną z pierwszych jego decyzji będzie zróżnicowanie podwyżek wynagrodzeń pracowników sektora publicznego.

Ostrowski wyraża nadzieję, że projekt nowego budżetu będzie przedmiotem debaty w Radzie Dialogu Społecznego. W kwestii dialogu społecznego jest wiele do poprawy wobec poprzednich rządzących.

„Pensje w sektorze publicznym powinny być wyższe, bowiem inflacja w obecnym roku znacznie zmniejszyła siłę nabywczą płac, a w przyszłym wciąż będzie wysoka. Jeśli naprawdę chcemy zagwarantować Polkom i Polakom wysokiej jakości usługi publiczne, rządzący powinni wyrównać straty pracownikom.

Żałuję, że w tym roku nie uda się kompleksowo zmienić systemu kształtowania płac w sektorze publicznym. Z winy rządzących zabrakło na to czasu. Mam jednak nadzieję, że w kolejnym roku przystąpimy do konstruktywnych rozmów. Wczoraj wystąpiłem w tej sprawie z pismem do nowo wybranego premiera”.

;

Udostępnij:

Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze