"Zaproponowałam więc, by nasz zespół jako ciało ustawowe, zajął stanowisko w sprawie wypowiedzenia Konwencji. Wtedy rozpętała się afera. Pan Jerzy Kwaśniewski, prezes Ordo Iuris, który w zespole reprezentuje Caritas Polska, wygłosił peany na temat pomysłu rządu" - mówi OKO.press Renata Durda z Pogotowia dla Ofiar Przemocy "Niebieska Linia"
Anton Ambroziak, OKO.press: Dziś, 22 lipca 2020, odbyło się spotkanie Zespołu Monitorującego ds. Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie. Jako strona społeczna, która doradza rządowi, poruszyliście temat wypowiedzenia Konwencji Stambulskiej?
Renata Durda, Pogotowie dla Ofiar Przemocy „Niebieska Linia” Instytutu Psychologii Zdrowia: Zacznę od tego, że znów okazało się, że strona społeczna nie jest nikomu w Ministerstwie Rodziny potrzebna. Zabrakło wiceminister Iwony Michałek, która jest przewodniczącą zespołu, a zarazem pełni funkcję krajowego koordynatora programu przeciwdziałania przemocy w rodzinie.
Mieliśmy rozmawiać o tym, jak miejsca pomocy radziły sobie w czasach pandemii. Posłuchałam chwilę tej rozmowy i nie wytrzymałam. Przecież z doniesień medialnych wiemy, że toczą się prace nad wypowiedzeniem Konwencji Stambulskiej, a my siedzimy i rozmawiamy o pandemii. Zwróciłam się więc do pań z oddelegowanych z ministerstwa, by przedstawiły nam konkretny plan resortu.
I przedstawiły?
Nie, rozłożyły ręce i powiedziały, że nic więcej ponad przekaz medialny nie wiedzą. I dodały, że tak ważne decyzje zapadają na szczeblu Kancelarii Premiera.
Zaproponowałam więc, by nasz zespół jako ciało ustawowe, zajął stanowisko w sprawie wypowiedzenia Konwencji. Wtedy rozpętała się afera. Pan Jerzy Kwaśniewski, prezes Ordo Iuris, który w zespole reprezentuje Caritas Polska, wygłosił peany na temat pomysłu rządu. Mówił, jak to cudownie, że dokument, który aksjologicznie jest niezgodny z Konstytucją RP, w końcu zniknie z porządku prawnego.
Po wielu godzinach dyskusji, przewagą jednego głosu, zespół przyjął stanowisko, w którym wyrażamy zaniepokojenie chęcią wypowiedzenia Konwencji i apelujemy do premiera, by tego nie robił. Za to Pan Kwaśniewski złożył zdanie odrębne, w którym całym sercem wspiera działania rządu.
Wielokrotnie przeciwnicy Konwencji wskazywali, że żaden zagraniczny, "obcy ideologicznie" dokument nie jest nam potrzebny, po polskie przepisy są wystarczające, by chronić przed przemocą. Co zatem dała nam Konwencja?
Polska jeszcze przed ratyfikacją, inspirowana jej treścią, zmieniła tryb ścigania przestępstwa zgwałcenia. Powstał też całodobowy, państwowy telefon dla ofiar przemocy w rodzinie. Mamy też, uchwalone w ostatnich miesiącach, zmiany w ustawie o policji, które pozwalają na natychmiastową izolację sprawców przemocy na etapie interwencji służb. Zakreśliła też standardy pomocy oraz najlepsze praktyki korekcyjne, które pomagają zmieniać zachowania sprawców. Pozwoliła też lepiej badać zjawisko przemocy, dostarczając jasnych wytycznych związanych ze sposobem zbierania danych, na przykład podzieliła ofiary ze względu na płeć, czego wcześniej nie było.
Konwencja na pewno dała nam też debatę nad definicją przemocy. I w końcu dała też szersze spojrzenie. Przemoc to nie jest polski problem, występuje w innych krajach i w związku z tym możemy wspólnie zastanowić się jak z nim walczyć.
To może już wzięliśmy to, co nam się podobało i możemy teraz porzucić Konwencję? Narracja rządu i prezydenta jest taka, że polskie przepisy są wystarczające.
Polska ustawa o przeciwdziałaniu przemocy nie uwzględnia przemocy ekonomicznej, w taki sposób, by można było ją traktować jako osobną formę przemocy i w związku z tym ścigać. Nie mamy też ochrony świadków przemocy, szczególnie dzieci. Nie mamy ochrony przed byłymi partnerami i mężami. Polskie prawo mówi o rodzinie, najbliższych i wspólnie zamieszkujących. O tym wszystkim, czego nam brakuje mówi Konwencja, bo choć ją ratyfikowaliśmy, to przepisy wdrażamy bardzo, bardzo powoli.
Co wypowiedzenie Konwencji będzie oznaczało dla systemu pomocy?
Będziemy wisieć na łasce pańskiej. Polskie przepisy zawsze można wypowiedzieć. Nawet w ciągu jednej nocy dobrze działająca ustawa może trafić do kosza. Międzynarodowe zobowiązanie to inna ranga. Innymi słowy, system pomocy będzie niestabilny i uzależniony od zmiennej woli ustawodawcy.
Po drugie, to bardzo zły sygnał dla opinii publicznej w Polsce i Europie. To byłaby pierwsza Konwencja, którą przyjęliśmy, a potem wypowiadamy. Nie jest to też byle Konwencja, ona dotyczy praw człowieka i przeciwdziałania dyskryminacji. Polski rząd tupie nogą i mówi, że będzie to robił po swojemu. W ten sposób dajemy sygnał, że wspólnota jest fajna, jak daje nam pieniądze, ale jak wymaga przestrzegania praw człowieka, to już nam się nie podoba.
A dla ofiar?
To wtórna wiktymizacja. Rząd mówi im, że krzywda, której doświadczają, nie ma znaczenia. To, że za osobami doświadczającymi przemocy stoi międzynarodowy standard, jest ważnym komunikatem do całego społeczeństwa. Pamiętajmy też, że we wspólnocie wciąż łączy nas swobodny przepływ ludzi i towarów. A to oznacza, że
przemoc jako problem wędruje między granicami. Polka, która wyjedzie do Niemiec czy Czech, będzie lepiej chroniona niż we własnym kraju.
A obywatelki innych państw w Polsce mogą spodziewać się, że będą gorzej chronione. To absurd.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Komentarze