Była premier Beata Szydło (na zdjęciu) pisze o „zmianie w podstawie programowej, zakładającej usunięcie ze szkół informacji o Rzezi Wołyńskiej”. To manipulacja. Ani żadnej zmiany nie było, ani nikt nie usuwał Wołynia. Rozmawiamy z ekspertem MEN, który tłumaczy, o co chodzi
„Lewicowe i antypolskie »opiłowanie« podstaw programowych” – grzmiała na X (Twitterze) Anna Zalewska, b. ministra edukacji (PiS).
Wtórowała jej ekspremierka Beata Szydło 18 lutego 2024.
„Niedawno nawet minister Barbara Nowacka nie wytrzymała i skrytykowała zmianę w podstawie programowej, zakładająca usunięcie z polskich szkół informacji o Rzezi Wołyńskiej. Tymczasem jeden z autorów zmian, niejaki Aleksander Pawlicki, bez skrępowania stwierdził w mediach, że taka zmiana ma na celu… uniknięcie robienia przykrości ukraińskim dzieciom uczącym się w polskich szkołach”
– napisała na Facebooku 19 lutego.
„Komu jeszcze nie chcą robić przykrości ci, którzy wykreślają z podstawy programowej np. Katyń, Maksymiliana Kolbego, Powstanie Wielkopolskie czy nawet Grunwald? Dla kogo ma być polska szkoła?”
– pytała dramatycznie Szydło.
Furię prawicy wzbudziła propozycja zmiany podstawy programowej do nauczania historii.
Zapamiętajmy na wstępie: to propozycja (ale i tak nie było w niej tego, co dostrzegła prawica).
12 lutego 2024 roku Ministerstwo Edukacji ogłosiło prekonsultacje w sprawie zmiany podstawy programowej do szkół podstawowych i średnich. Podstawy programowe mają zostać odchudzone z encyklopedycznej wiedzy, którą – według opinii wielu nauczycieli, rodziców i uczniów – są przeciążone. Ich zasadniczy kształt nie ulegnie zmianie.
Zupełnie nowe, stworzone od zera podstawy programowe mają wejść w życie dwa lata później – od 1 września 2026/2027 w szkole podstawowej, od roku szkolnego 2028/2029 w szkołach średnich.
W przypadku programów nauczania historii zmiany mają także merytoryczny charakter, chociaż wprowadzone są dyskretnie.
Można je zobaczyć samemu w oficjalnych dokumentach ministerstwa – tutaj.
„Da się je podsumować jednym słowem: mniej religii, mniej papieża, mniej bogoojczyźnianego kultu, mniej emocji” – pisaliśmy o tych zmianach 19 lutego.
Proponowane zmiany w podstawie programowej mają swoje uzasadnienie załączone jako osobny dokument (także dostępny na stronie MEN). Czytamy w nim, czym kierowali się autorzy i autorki propozycji. Znalazły się w niej m.in.:
W tym duchu autorzy projektu – historycy i nauczyciele – zaproponowali następującą zmianę w podstawie programowej do szkoły podstawowej.
Zdanie głoszące, że uczeń:
zostało zastąpione zdaniem:
Podobne zmiany zaszły w innych zdaniach – ze zdania „wymienia przykłady zbrodni niemieckich i sowieckich” zniknęła wzmianka o Katyniu i Palmirach – ale to nie dlatego, że ktoś je „skreśla” z programu!
OKO.press zapytało o wyjaśnienie Aleksandra Pawlickiego, nauczyciela w LO i eksperta MEN, którego wypowiedź w wywiadzie dla Wirtualnej Polski wzburzyła m.in. ekspremierkę Szydło.
„Uważam, żeby było jasne, że powinniśmy rozmawiać w szkole o rzezi wołyńskiej. Oczywiście nie zamierzaliśmy jej usuwać. Dlatego zachowujemy szersze pojęcie konfliktu polsko-ukraińskiego. Rozumiem emocję, która towarzyszy krytykom, ale nikt nie lekceważy tragizmu tych wydarzeń. Nikt nie zamierzał ich zaciemniać, pomijać czy rozmywać. Pojęcie konfliktu polsko-ukraińskiego wydaje się nam po prostu maksymalnie opisowe. Nie rozstrzyga tego, czego nie rozstrzygnęli jeszcze sami historycy”
– mówi Pawlicki, dodając, że historycy nadal spierają się, czy rzeź wołyńska była ludobójstwem, czy inną zbrodnią – np. czystką etniczną.
„Zakładam, że jeżeli zapisujemy coś w podstawie programowej, to wiąże to każdego nauczyciela i każdą nauczycielkę. Ma to dwie poważne konsekwencje”
– wyjaśnia Pawlicki.
„Po pierwsze, ma on/ona ograniczone pole dostosowania sposobu nauczania do sytuacji w klasie. Jeżeli prowadzi zajęcia w klasie narodowościowo mieszanej to albo może – co bym polecał – roztropnie przeprowadzić uczniów i uczennice przez proces opisywania faktów historycznych, konfrontowania pamięci zbiorowych, przywoływania ocen historiografii.
Albo może już w temacie lekcji podać do wierzenia »naszą wersję«. Skądinąd sądzę, że »nasza wersja« lepiej się broni, ale broni się sama, mocą źródeł, a nie mocą zapisu w podstawie programowej. Nauczycielka historii jest tu w delikatnej sytuacji kogoś, kto chce przekazać wiedzę, ale nie chce zrobić tego, nadużywając swojej przewagi wieku, wykształcenia, językowej sprawności wobec dziecka, które pozostaje być może z poczuciem, że powinno coś powiedzieć w obronie »swoich«”
– dodaje ekspert MEN.
„Druga konsekwencja to konieczność rzetelnego wprowadzania pojęć. Pojęcie ludobójstwa nie jest dowolną kwalifikacją straszliwej zbrodni, ale ma pewien zakres, skądinąd dyskutowany. Najpierw zatem wprowadzenie pojęcia, a potem ustalenie jak ono stosuje się do rzezi wołyńskiej, wymaga solidnej roboty intelektualnej od uczniów i uczennic. I znowuż: myślę, że profesjonalista/ka w swoim fachu najlepiej sama rozstrzygnie, jak to zrobić w swojej klasie, a ogólniejsza formuła z podstawy programowej da jej tę możliwość” – kończy Pawlicki.
Głos zabrała szybko także sama ministra edukacji, Barbara Nowacka. „Nie podpiszę dokumentu, w którym rzeź wołyńska nie będzie nazywana po imieniu – ludobójstwem” – napisała w serwisie X 14 lutego.
Prześledźmy więc kolejne etapy prawicowej histerii.
Politycy prawicy i komentatorzy wypowiadali się:
Co oczywiście w ogóle im nie przeszkadzało.
Edukacja
Historia
Barbara Nowacka
Beata Szydło
Anna Zalewska
Ministerstwo Edukacji Narodowej
rzeź wołyńska
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Komentarze