0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. GIUSEPPE CACACE / AFP)Fot. GIUSEPPE CACACE...

16 lutego 2024 roku Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, szefowa resortu rodziny, pracy i polityki społecznej, poleciła wygasić państwowy kult Józefa Kurasia „Ognia” oraz Brygady Świętokrzyskiej NSZ.

„Jako ministra nadzorująca Urząd ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych poleciłam niezwłoczne zaprzestanie organizowania przez ten urząd wydarzeń upamiętniających Józefa Kurasia »Ognia« oraz Brygady Świętokrzyskiej NSZ. Nie ma i nie będzie mojej zgody na czczenie osób, które dokonały zbrodni na ludności cywilnej czy splamiły mundur kolaboracją z hitlerowcami” – napisała w komunikacie ministra.

Decyzja wzbudziła przewidywalną furię prawicy. „Trzecie pokolenie UB w akcji” – napisał w serwisie X Michał Woś (Suwerenna Polska), w rządzie Morawieckiego m.in. wiceminister sprawiedliwości. „Zakaz państwowego upamiętniania mjr. Józefa Kurasia »Ognia« czy bohaterów z Brygady Świętokrzyskiej to stalinowska interpretacja historii” – mówił tygodnikowi „Do Rzeczy” prof. Wiesław Wysocki, historyk z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.

Histeria prawicy, ale za szacunek dla prawdy: przypadek NSZ

Decyzja ministry nie oznacza, przypomnijmy, wymazania Brygady Świętokrzyskiej NSZ czy „Ognia” z historii; tego nikt nie próbuje robić. Oznacza jedynie zakaz państwowego kultu, którym wcześniej otoczyła „Ognia” i żołnierzy z Narodowych Sił Zbrojnych rządząca w latach 2015-2023 prawica.

Nie chodzi też o „stalinowską interpretację historii”, ale jedynie o wierność faktom. Zarówno o „Ogniu”, jak i o Brygadzie Świętokrzyskiej pisaliśmy w OKO.press wielokrotnie. Brygada w styczniu 1945 roku wycofała się wspólnie z Niemcami na Śląsk, a potem do Czech. W 2021 roku autorzy z IPN mieli problem, jak to wytłumaczyć – i nazwali to „marszem za linią frontu był możliwy dzięki stanowi taktycznego »niewojowania« z Niemcami, których uznano za stronę przegraną w wojnie”. (Naprawdę! Cytujemy opis z wystawy zorganizowanej przez IPN)

Przeczytaj także:

Jak było naprawdę? Zacytujmy artykuł prof. Rafała Wnuka, wybitnego badacza powojennego podziemia zbrojnego, opublikowany w „Gazecie Wyborczej” w styczniu 2016 roku:

„Od końca stycznia [1945] partyzanci zaczęli otrzymywać regularne racje żywnościowe i przyjęli też niemieckich oficerów łącznikowych do utrzymywania bezpośredniej łączności z dowództwem Wehrmachtu. Niemców reprezentował m.in. gestapowiec Fuchs, a wszystkie ważniejsze decyzje dotyczące formacji akceptowało berlińskie dowództwo SD [Służby Bezpieczeństwa] i Abwehry. Nie było mowy o żadnym kluczeniu w przesuwającym się pasie przyfrontowym i przebijaniu się przez linie Sowietów czy Niemców. (…) W Czechach dowództwo Brygady skorzystało z niemieckiej propozycji i do ośrodków SD-Abwehry skierowało na kursy około stu ludzi. Program zajęć opracowali czołowi specjaliści od wywiadu i dywersji”.

A zatem – nie było mowy o „przebijaniu się”, tylko przemarsz pod opieką i za zgodą Niemców.

Więcej o kolaboracji NSZ z Niemcami można przeczytać np. tutaj:

Kuraś i zamordowani Żydzi

W komunikacie ministra Dziemianowicz-Bąk wylicza także – z imienia i nazwiska – Żydów zamordowanych po wojnie przez oddział Józefa Kurasia „Ognia” na Podhalu.

W 1945 roku „Ogień” współpracował z władzą komunistyczną, m.in. organizując Milicję Obywatelską w Nowym Targu. W marcu 1945 został nawet szefem Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. Zdezerterował w kwietniu, podobno w obawie przed aresztowaniem. Przyznawał sobie kolejne stopnie wojskowe: w 1944 roku był porucznikiem, w 1945 – majorem. Oddział „Ognia” zabił ponad 100 milicjantów, enkawudzistów i cywilnych działaczy partii komunistycznej. Zabijał Słowaków i Żydów.

W maju 1946 roku oddział „Ognia” – jak twierdzi wielu historyków, na jego rozkaz – zaatakował w Krościenku grupę 26 Żydów, w większości ocalonych z Holocaustu, którzy próbowali przedostać się przez zieloną granicę do Palestyny. Według ustaleń m.in. Jerzego Wójcika – autora książki o antykomunistycznej partyzantce na Podhalu – przerzut organizował oddział „Łazika”, osobistego wroga „Ognia”, który dowiedział się o tym i rozkazał go zabić. Według jego ustaleń „(...) »ogniowcy« wyprowadzili pasażerów przed samochód, zrewidowali i zaczęli strzelać. Z bliska, po kilka razy, z automatów i erkaemu. Wcześniej zabrali im pieniądze”.

Na przełomie 1946 i 1947 roku władze zgromadziły duże siły do walki z oddziałem „Ognia”. 21 lutego został śmiertelnie ranny, zmarł dzień później.

Postać „Ognia” budzi zarówno ogromne emocje na Podhalu – gdzie żyją potomkowie wielu jego ofiar – jak i wśród historyków.

Historyk z IPN Maciej Korkuć podjął niedawno próbę rehabilitacji „Ognia” – rozgrzeszając go m.in. z zarzutów antysemityzmu („Ogień” miał mordować Żydów nie dlatego, że byli Żydami, tylko za to, że byli komunistami, a komunistów mordował bez względu na narodowość). Nawet Korkuć musiał uznać odpowiedzialność jego oddziału za zbrodnię w Krościenku.

Przywracanie proporcji

Rząd PiS uczynił z „Ognia” i Brygady Świętokrzyskiej NSZ przedmioty państwowego kultu. W lutym 2018 roku ówczesny premier Mateusz Morawiecki złożył wieniec i zapalił znicz na grobie żołnierzy tej formacji w Niemczech. Józef Kuraś nie tylko stał się obiektem czci na licznych akademiach szkolnych, ale także np. jego podobizna znalazła się na okolicznościowej monecie wybitej w marcu 2023 roku przez NBP (z podpisem „zachowali się jak trzeba”). Pamiętajmy, że postać ta zapisała się po czarnej stronie historii” – apelowali wówczas badacze przeszłości oraz przedstawiciele środowisk i organizacji żydowskich. Bez skutku.

Zarówno politycy prawicy, jak i bliscy im historycy nie podejmują polemiki z tymi faktami, ale usiłują je zamazać albo wyprzeć. Zamiast tego albo opowiadają, że Brygada Świętokrzyska „przekroczyła linię frontu” (podczas gdy wycofała się za zgodą i przy współpracy Niemców), a w sprawie zbrodni Kurasia w ogóle milczą.

Wymyślają za to – jak b. wiceminister Woś – od „pokolenia UB” tym, którzy te zbrodnie przypominają.

Zakaz państwowego kultu „Ognia” oraz Brygady Świętokrzyskiej to tylko przywracanie elementarnych reguł przyzwoitości.

Polityka historyczna w podręcznikach

12 lutego 2024 roku Ministerstwo Edukacji ogłosiło prekonsultacje w sprawie zmiany podstawy programowej do szkół podstawowych i średnich. Podstawy programowe mają zostać odchudzone z encyklopedycznej wiedzy, którą – według opinii wielu nauczycieli, rodziców i uczniów – są przeciążone. Ich zasadniczy kształt nie ulegnie zmianie. Zupełnie nowe, stworzone od zera podstawy programowe mają wejść w życie dwa lata później – od 1 września 2026/2027 w szkole podstawowej, od roku szkolnego 2028/2029 w szkołach średnich.

W przypadku programów nauczania historii zmiany mają także merytoryczny charakter, chociaż wprowadzone są dyskretnie.

Można je zobaczyć samemu w oficjalnych dokumentach ministerstwa – tutaj.

Da się je podsumować jednym słowem: mniej religii, mniej papieża, mniej bogoojczyźnianego kultu, mniej emocji.

Jak wypada Jan Paweł 2 (z programu)

Oto garść przykładów tych zmian.

W propozycji podstawy programowej dla szkoły podstawowej:

  • Skrócono drastycznie (o 3/4) rozwlekłą preambułę w duchu bogoojczyźnianym. Wypadło np. zdanie: „Dzieje ojczyste – wypełnione bohaterstwem i codziennym trudem przodków, pełne są heroizmu i chwały, ale również tragedii, zwątpienia, a nawet niegodziwości – ten bagaż minionych czasów wszyscy powinniśmy poznać”. Zamiast tego zostało krótkie: „edukacja historyczna w ocenach przeszłości ma dbać o rzetelność przekazu”. W zestawie propagowanych wartości znalazła się np. otwartość i tolerancja.
  • Zamiast „rządy sanacji” pojawiła się ocena – „polski autorytaryzm”.
  • Zostały „kluczowe wydarzenia w wojnie obronnej Polski” w 1939 roku, ale wypadł punkt o „przykładach szczególnego bohaterstwa Polaków” (zapewne jako nadmiarowy – mieścił się w poprzednim).
  • Z okresu PRL wykreślono punkt, że uczeń „przedstawia rolę Jana Pawła II i ocenia jego wpływ na przemiany społeczne i polityczne”.

Liceum: mniej patosu, więcej sensu

Podobnym zmianom uległa podstawa do szkół średnich (mówimy tu nadal o propozycji ministerstwa).

  • Zmieniono preambułę. W nowej mówi się głównie o poznawaniu i rozumieniu przeszłości. Wypadły pełne patosu zdania mówiące, że „wzmacnianie poczucia miłości do ojczyzny” to cel nauczania historii.
  • Jest dużo mniej katolicyzmu w podstawie – wypadło np. osobne zalecenie: „[uczeń] wyjaśnia pojęcie christianitas (ze szczególnym uwzględnieniem duchowej i kulturowej roli benedyktynów)”. Podobnych skreśleń jest więcej.
  • Zmieniono podstawę tam, gdzie narzuca jednoznacznie interpretację przeszłości. Np. zdanie, że uczeń „charakteryzuje rolę współdziałania Kościoła i państwa dla utrwalenia polskiej suwerenności” zostało zamienione na „wyjaśnia znaczenie organizacji kościelnej dla funkcjonowania państwa wczesnopiastowskiego”. To zupełnie nie jest to samo!
  • W odniesieniu do XIX w. wykreślono zdanie: „uczeń dostrzega kluczowe znaczenie utrzymania i przekazywania polskiego kodu kulturowego (wiara, język) dla podtrzymania świadomości narodowej”. Zostało „charakteryzuje proces formowania się nowoczesnej świadomości narodowej Polaków i innych grup narodowych zamieszkujących tereny dawnej Rzeczypospolitej”. We wcześniejszej wersji podstawa narzucała katolicko-nacjonalistyczną wizję dziejów ojczystych.

Polityka historyczna nowego rządu: centrum, nie lewica

Czy tak wygląda początek kształtowania się nowej polityki historycznej rządu koalicji demokratycznej? Bardzo prawdopodobne. PiS i prawica przykładały ogromną wagę do propagandy historycznej, wydając na nią setki milionów złotych publicznych pieniędzy oraz formując ją jednoznacznie w duchu katolicko-narodowym. Teraz mamy do czynienia z przywracaniem proporcji: państwo przestanie czcić ewidentnych kolaborantów i zbrodniarzy, a z programów szkolnych zniknie przechył w stronę katolicyzmu (co nie znaczy, że go w nich nie będzie – będzie, ale nie na co drugiej lekcji historii).

To na razie początek zmian: następne będą zapewne w powołanych przez PiS licznych instytucjach zajmujących się propagandą historyczną prawicy, obsadzonych przez nominatów dawnej władzy.

;
Na zdjęciu Adam Leszczyński
Adam Leszczyński

Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Komentarze