0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Agnieszka Sadowska/ Agencja Wyborcza.plFot. Agnieszka Sadow...

Państwa Unii Europejskiej osiągnęły wyczekiwany od miesięcy kompromis. Podczas posiedzenia unijnych ministrów środowiska 5 listopada ustalono, że UE zobowiąże się do ograniczenia emisji CO2 do 2040 r. o 90 proc.

Elementem negocjacji były też zmiany w ETS2 – systemie handlu emisjami, który od 2027 r. miał objąć sektor budownictwa i transportu. Już jednak nie obejmie, bo w ramach negocjacji termin wejścia w życie ETS2 przesunięto na rok 2028.

„Udało się wybić zęby systemowi ETS2” – nie ukrywał zadowolenia w rozmowie z PAP Krzysztof Bolesta, wiceminister klimatu i środowiska.

Poland's State Secretary at the Ministry for Climate and Environment Krzysztof Bolesta gives a press statement during an Environment Council in Brussels on November 4, 2025. (Photo by Nicolas TUCAT / AFP)
Wiceminister resortu klimatu Krzysztof Bolesta podczas konferencji prasowej w Brukseli po posiedzeniu Rady Europejskiej, 4 listopada 2025. Foto Nicolas TUCAT / AFP

Triumfalny ton przyjął też premier. „Dwa tygodnie temu mówiłem, że rozbroimy ETS2, czyli opłaty za ogrzewanie i transport, na które zgodził się Morawiecki. Dziś to się stało. ETS2 odłożony, a jego rewizję Komisja Europejska musi przygotować w najbliższym czasie" – napisał Donald Tusk w mediach społecznościowych.

Przeczytaj także:

Rząd przeciw swemu sukcesowi

Czy jednak to sukces? Gdyby tak faktycznie było, to polski przedstawiciel zagłosowałby „za”. Tymczasem Polska była jednym z czterech państw, które zagłosowały przeciwko ustaleniom z posiedzenia. Warto mieć też na uwadze, że początkowo rząd Tuska walczył o przesunięcie ETS2 nie o rok, lecz trzy lata.

„Obecny przekaz rządu opiera się na interesującej konstrukcji — przypisuje polskim negocjatorom zasługę za kształt decyzji, której ostatecznie nie poparliśmy. Widać też rozjazd pomiędzy wcześniejszym postulatem Polski co do odłożenia ETS2 o trzy lata a obecnym stanowiskiem Rady UE, które mówi jedynie o rocznym opóźnieniu” – komentuje dla OKO.press Aleksander Śniegocki, prezes Instytutu Reform.

Według niego ten jeden rok nie jest przypadkowy. „Takie rozwiązanie jest stosunkowo proste do wdrożenia i przewidziane w obowiązujących już regulacjach na wypadek kryzysu paliwowego. Wystarczy więc, że uchylimy ten jeden warunek opóźnienia i w ten sposób system startuje o rok później” – tłumaczy ekspert.

Z perspektywy polskiego rządu rok to jednak dużo. Bo rok 2027 to rok wyborów parlamentarnych. Opłaty za ETS2 mają być zaś pierwszymi opłatami klimatycznymi, które w tak bezpośredni sposób odczują Polacy. Co prawda formalnie system będzie wdrażany na poziomie dostawców paliw, ale w praktyce oznacza to, że koszty emisji CO2 zostaną przerzucone na użytkowników końcowych.

„Szacunki wskazują, że przy cenie uprawnień do emisji wynoszącej 45 euro za tonę CO2 cena węgla mogłaby wzrosnąć o około 460 zł na tonie, gazu o 0,40 zł za metr sześcienny, a paliw silnikowych o około 0,50 zł za litr” – wylicza Instytut Ochrony Środowiska – Państwowy Instytut Badawczy.

Bezzębna Polska

Jeżeli politykom rządzącej koalicji chodzi o coś więcej niż wygranie kolejnych wyborów, to przesunięcie ETS2 o rok niewiele zmienia. Opłaty za emisje będą naliczane, tyle że rok później. Najskuteczniejszym sposobem ich uniknięcia (znacznego zmniejszenia) jest więc transformacja sektora transportu i budownictwa: termomodernizacja budynków, wymiana kopciuchów, rozwój kolei i transportu zbiorowego itd.

Tymczasem rząd nie przedstawia żadnych strategii w zakresie zmian w transporcie czy budownictwa wielorodzinnego, a reforma programu Czyste Powietrze okazała się porażką. Choć w umowie koalicyjnej obiecywano przyspieszenie walki ze smogiem, wymiana kopciuchów w obecnym tempie zajmie ponad 40 lat. Perspektywy termomodernizacji wyglądają równie źle, jak nie gorzej.

„A wyzwania są ogromne — dwa miliony domów jednorodzinnych ogrzewa się węglem. Do tego kilkaset tysięcy mieszkań w domach wielorodzinnych. Około 2 miliony domów jednorodzinnych nie ma ocieplonych ścian. Podobna liczba nie ma docieplenia stropów” – napisała w mediach społecznościowych Anna Dworakowska, jedna z liderek Polskiego Alarmu Smogowego.

W skrócie: choć rząd Polski cieszy się z „wybicia zębów” ETS2, to nie proponuje nic w zamian.

Wręcz bardziej bolesne

Dlatego zdaniem Jakuba Wiecha, eksperta ds. energetyki, przesunięcie ETS2 to „pyrrusowe zwycięstwo” Polski, które w sensie strategicznym niczego nie zmienia.

„Polska dalej albo nie ma w ogóle mechanizmów przygotowujących na ETS2 (jak w transporcie), albo ma niedziałające (jak program Czyste Powietrze). A równocześnie to właśnie Polska jest krajem, który najmocniej oberwie gospodarczo tym właśnie systemem” – napisał redaktor naczelny portalu Energetyka24 na platformie X.

Podobnie widzą to inni. „Bez przyspieszenia inwestycji w termomodernizację budynków oraz czysty transport roczne opóźnienie niewiele zmieni, a może wręcz okazać się bardziej bolesne, bo na redukcję emisji zostanie mniej czasu i mniej pieniędzy” – tłumaczy Śniegocki.

„W praktyce ten dodatkowy czas do początku 2028 r. mamy jeszcze na intensywne działania przygotowujące polskie społeczeństwo na wejście mechanizmu w życie. Musimy przyspieszyć procesy wspierania obywateli w ocieplaniu ich domów oraz rozwój transportu publicznego. Teraz, a nie po 2028 r. Wtedy to przesunięcie będzie szansą na uodpornienie się na potencjalny wzrost kosztów, a jednocześnie na poprawienie jakości życia ludzi” – dodaje Urszula Stefanowicz z Polskiego Klubu Ekologicznego, ekspertka Koalicji Klimatycznej.

Polska przeciw UE

Najważniejsze ustalenie z posiedzenia ministrów środowiska nie dotyczy jednak ETS2, lecz przyjęcia unijnego celu na 2040 r. Co ważne, ograniczenie emisji do tego czasu o 90 proc. (względem 1990 r.) stanie się obowiązkiem prawnym. Co równie ważne – dotyczy on jednak wspólnoty jako całości.

„To nie oznacza, że każde państwo będzie musiało właśnie tyle redukować. Nie zostały określone cele szczegółowe dla poszczególnych państw członkowskich, w tym dla Polski” – tłumaczy rząd w oficjalnym komunikacie. I dodaje, że Polska nie poparła tych ustaleń, bo „w obecnych warunkach gospodarczych i geopolitycznych cel w takiej wysokości jest niemożliwy do realizacji”.

Rząd podkreśla przy tym, że na wniosek Polski wprowadzano dwie „silne klauzule rewizyjne”, które umożliwią zmiany. Pierwsza klauzula zobowiązuje Komisje Europejską do regularnych przeglądów postępów co dwa lata. Druga gwarantuje zaś, że w przypadku zwiększenia się cen energii, spadku konkurencyjności, zwiększonej negatywnej presji na społeczeństwa czy kłopotów makroekonomicznych, UE będzie mogła rewidować cel oraz obniżyć poziom ambicji.

„Zastępujemy sztywne cele realistycznym i pragmatycznym podejściem. Polityka klimatyczna ma służyć ludziom i być budowana w oparciu o europejskie gospodarki i europejskie technologie” – komentuje wiceminister Bolesta.

Wybite zęby: 2040

O ile „wybicie zębów” ETS2 jest tezą mocno wątpliwą, tak „wybicie zębów” unijnemu celowi na rok 2040 jest już znacznie bliższe prawdy.

„Po niemal dwóch latach negocjacji ministrowie uzgodnili kompromis, który osłabia kluczowy wymiar europejskich ambicji klimatycznych. Choć cel redukcji na poziomie 90 proc. formalnie pozostaje, jedynie 85 proc. miałoby pochodzić z realnych redukcji krajowych. Pozostałe 5 proc. oparto na zagranicznych kredytach węglowych o wątpliwej wiarygodności. Taki model odciąga środki od krajowej dekarbonizacji i podważa wiarygodność transformacji UE” – komentuje Climate Action Network Europe, europejska koalicja organizacji pozarządowych zajmujących się zmianą klimatu.

„Cel 90 proc. w roku 2040 to cel minimalny, gdyż świat już przekracza wzrost temperatury o 1,5 st. C. Emisje rosną i każda wyemitowana tona CO2 to minimum 220 dolarów globalnych strat społecznych, a historyczna odpowiedzialność krajów UE jest znaczna” – wyjaśnia dr Andrzej Kassenberg z Instytutu na rzecz Ekorozwoju, kolejny z ekspertów Koalicji Klimatycznej.

Jego zdaniem wielkim problemem jest też to, że wiele decyzyjnych osób patrzy tylko na jedną stronę medalu: wydatki na inwestycje. Druga strona, czyli koszty związane z brakiem działania i opóźnieniem korzyści, już decydentom umyka.

„A więc nadal będziemy dopłacać do węgla 10 mld zł rocznie, nadal smog będzie przyczyniał się rocznie do przedwczesnych śmierci rzędu 40-50 tys. osób, a możliwość wykorzystania Funduszu Społecznego, którego Polska ma być największym beneficjentem [ok. 50 mld zł], będzie się oddalać. Opóźni to transformację i ograniczy innowacje” – wylicza Kassenberg.

;
Na zdjęciu Szymon Bujalski
Szymon Bujalski

Redaktor serwisu Naukaoklimacie.pl, dziennikarz, prowadzi w mediach społecznościowych profile „Dziennikarz dla klimatu”, autor tekstów m.in. dla „Wyborczej” i portalu „Ziemia na rozdrożu”.

Komentarze