0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Agnieszka Sadowska / Agencja Wyborcza.plAgnieszka Sadowska /...

W OKO.press już kilkukrotnie pisaliśmy o niewielkich szansach na sukces rządowego planu obniżenia cen węgla. Gospodarstwa domowe, które zarejestrowały swój piec w państwowym spisie, mają dostać tonę za 996 złotych z limitem 5 ton na gospodarstwo. To znacznie poniżej stawek rynkowych, które wynoszą od 2 do 3 tys. złotych. Dlatego rząd zdecydował, że będzie dopłacał składom, które postanowią sprzedawać tak tani węgiel.

Przeczytaj także:

Dopłata na tani węgiel? Składy będą stratne

Problem w tym, że nikomu nie będzie się to opłacać. Kwota rządowej rekompensaty to zaledwie 1073 złote. Ostatecznie przedsiębiorstwo otrzyma więc 2039 złotych za tonę sprzedanego węgla. Dla punktów sprzedaży to żaden interes. Rynkowa cena w prywatnych składach przewyższa tę kwotę o przynajmniej kilkaset złotych. Kwota należna za tonę paliwa zależy od województwa. Najtaniej jest blisko źródła, czyli w śląskim, gdzie w połowie lipca ceny startują od 2390 za tonę. To wciąż o ponad 300 złotych więcej, niż wynosi przychód przedsiębiorcy, który zdecyduje się na rządową dopłatę. W wielu miejscach ceny dobijają i przebijają 3 tys. złotych.

Najwięcej trzeba zapłacić za popularny ekogroszek zapakowany w worki. To paliwo używane w nowoczesnych kotłach z podajnikiem, z reguły mniej zanieczyszczających powietrze. W niektórych składach towaru nie ma w ogóle.

W rządową obniżkę cen nie wierzą konsumenci, którzy nadal korzystają z zakupów bezpośrednio w Polskiej Grupie Górniczej. Państwowa spółka sprzedaje surowiec na swoich stronach internetowych. To tam jest teraz najtaniej — cena tony nieobciążona kosztem transportu oraz marżą pośrednika i składu najczęściej nie przekracza tysiąca złotych. Problem w tym, że towaru w przykopalnianych składach jest niewiele, a zainteresowanie wciąż ogromne. Najczęstszym widokiem w sklepach internetowych obu państwowych spółek jest napis „brak towaru”.

"Kupujemy to, co jest"

"Problem tak naprawdę zaczyna się, kiedy węgiel jest dostępny" - mówi nam Nicole, mieszkanka jednej z wsi na Śląsku opolskim - "Węgiel rzucany jest we wtorki i czwartki o 16:00. W sumie dobrze, że jest ustalone, kiedy można go kupić. Inaczej trzeba by było czatować. Logując się na profil około 15:45 wszystko jest w miarę w normie. O 16:00 strona bywa niedostępna, wylogowuje z profilu. Trzeba ją odświeżać po ponad sto razy. Jedna transakcja zakończona sukcesem zajmuje około 45 minut. Ale dojść do etapu płatności jest bardzo trudno" - mówi nam klientka PGG, która kupiła już węgiel zarówno dla siebie, jak i dla swojej rodziny. W sumie to 20 ton surowca, który udało się nabyć w siedem tygodni z pomocą narzeczonego i znajomego — czyli na trzy komputery.

"Nie wyobrażam sobie, jak mają kupić węgiel w normalnej cenie osoby bez zdolności obsługi internetu i pracy biurowej. Miałam ten komfort, że i tak siedziałam przy komputerze i uprzedziłam szefa, że będę nieobecna od 15:45 do 17:00, żeby sprawdzać sklep PGG" - mówi Nicole. Na tani węgiel od rządu nie czekała i odradza to innym. - "Na składach po prostu go nie ma. Jaka jest pewność, że nagle się pojawi, i że będzie kosztował 996 złotych? Kupujemy to, co jest, bo nie wiemy, jaka będzie cena w zimie."

PGG przymierza się do rozwiązania problemów osób wykluczonych cyfrowo. Przedsiębiorstwo chciałoby sprzedawać swój węgiel w punktach działających "w imieniu i na rzecz spółki" - czyli we franczyzie, działającej podobnie jak np. sieć sklepów Żabka.

Rząd budzi się ze snu. To nieprzyjemna pobudka

Do rządu najwyraźniej powoli dociera, że jego plan na tani węgiel był od samego początku skazany na porażkę.

"Dziś wiemy, że ten system będzie być może musiał ulec zmianie ze względu na to, że po drugiej stronie — obok regulacji, którą stworzyliśmy, tworzymy — musi być wola po stronie składów węglowych”

- przyznał premier. - "Rzeczywiście jest problem na styku naszej próby zbudowania systemu, który doprowadzi do tego, że będzie można kupić węgiel po tej ustalonej cenie, a wolnym rynkiem, rynkiem składów węgla, które musiałyby w odpowiedni sposób zareagować. Tego typu problemy z innych części kraju też do mnie docierają, że w składach węgla nie ma tej woli współpracy, jaką zakładaliśmy na początku" - mówił Morawiecki podczas spotkania z wyborcami w zachodniopomorskim Turowie.

Wcześniej członkowie ekipy Morawieckiego oskarżali właścicieli składów o nieczystą rynkową grę. Rządowy pełnomocnik ds. bezpieczeństwa energetycznego mówił o „spekulacyjnych” cenach surowca dostępnego w prywatnych punktach sprzedaży. Według jego wypowiedzi z połowy czerwca ceny węgla powinny utrzymywać się na poziomie znacznie poniżej 2 tys. złotych.

„Obliczyliśmy, że taka cena, która występowała na rynkach po wprowadzeniu embargo, do końca maja to jest około 1600-1700 zł. W momencie kiedy dochodzą koszty logistyki, koszty stałe, ta cena 1750 zł jest ceną właściwą” - mówił pełnomocnik Wojciech Krawczyk na antenie radiowej Jedynki.

"Odprawa" przed walką o tani węgiel

Szef rządu próbuje mimo to pokazywać, że sytuacja jest pod kontrolą jego ekipy. Jeszcze w piątek (15.07) media donosiły o poleceniu, które Morawiecki miał wydać dwóm spółkom: PGE Paliwa i Węglokoksowi. Pierwsza miałaby kupić 2 mln, a druga - 2,5 mln ton surowca, który do Polski ma trafić do końca października.

To plan niewykonalny — wynika z medialnych przecieków, które mają pochodzić z kierownictwa spółek oraz resortu aktywów państwowych. Na zakupy jest za mało czasu, towaru na świecie brakuje, a przepustowość naszych portów i torów jest ograniczona — argumentują anonimowi rozmówcy "Dziennika Gazety Prawnej". Węgiel do kraju miałby też dotrzeć na długo po szczycie zakupowym, który w branży węglowej przypada na sierpień i wrzesień.

Na poniedziałek (18.07) szef rządu zapowiedział „odprawę” z udziałem kierownictwa PGG, Polskiej Grupy Energetycznej, Węglokoksu oraz ministrów aktywów państwowych Jacka Sasina i klimatu Anny Moskwy. Polska Agencja Prasowa podaje, że rząd szykuje jednorazowy bon węglowy w wysokości 3 tys. złotych. Tyle dostaną gospodarstwa, które zgłosiły swój piec do Centralnej Ewidencji Emisyjności Budynków. Na składanie wniosków o dodatek będzie czas do listopada. Chodzi więc o punktową pomoc, a nie budowanie systemu, który uratuje nas przed zimnem w domach i mieszkaniach.

Politycy Zjednoczonej Prawicy powoli zmieniają retorykę zarówno w sprawie ceny, jak i dostępności węgla. Nie ma już raczej miejsca na niezmącony optymizm wicepremiera Sasina, który w maju obiecywał, że „węgla nie zabraknie”.

"Mimo że kopalnie polskie zwiększają wydobycie, tu na Śląsku w szczególności, ale także Bogdanka na Lubelszczyźnie, to tego węgla może być za mało” - stwierdził w niedzielę (17.07) premier Morawiecki, przyznając, że wystarczającego wydobycia nie zagwarantuje nawet wytężona praca wyrabiających nadgodziny górników.

W rządzie od dawna wiedzieli, że czeka nas kryzys

Z kolejnych doniesień wynika, że rząd od dawna doskonale zdawał sobie sprawę z beznadziejnej sytuacji, w jakiej możemy znaleźć się najbliższej zimy. Według ustaleń "Dziennika Gazety Prawnej" Anna Moskwa od początku wojny w Ukrainie ostrzegała przed zagrażającym nam brakom węgla. Szefowa resortu klimatu zalecała premierowi Morawieckiemu zaangażowanie Rządowej Agencji Rezerw Materiałowych w gromadzenie surowca na kolejny sezon grzewczy. Nie pozostawiała przy tym wątpliwości:

węgla braknie nawet, jeśli zwiększymy krajowe wydobycie.

W ten sposób Polska płaci za lata opóźnień w zrywaniu z opartym na węglu ciepłownictwem. W końcu jeszcze do niedawna piec na to paliwo można było kupić z rządową dopłatą w programie "Czyste Powietrze". Dotacje nie wspierają tego źródła ogrzewania dopiero od tego roku — co poskutkowało wysokim wzrostem popularności pomp ciepła.

„Polska nie chciała odchodzić od węgla i teraz w Polsce tego węgla brakuje. Zapasy przy kopalniach i elektrowniach są na niskim poziomie, a gospodarstwa domowe nie mają jak zdobyć węgla. Jeśli już go zdobędą to zwykle w horrendalnych cenach” – mówił OKO.press Bernard Swoczyna z Fundacji Instrat.

Na horyzoncie coraz wyraźniej widać więc węglowy kryzys. Trudno będzie ograniczyć jego skutki, a jeszcze trudniej zupełnie go uniknąć.

"Jedyna rada dla tych, którzy nie mają jeszcze węgla: zaopatrzyć się w siekiery i piły" - podsumowuje gorzko Nicole z Opolszczyzny.

;

Udostępnij:

Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska i Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.

Komentarze