Obywatelski projekt umożliwiający powrót dzieci na polowania został skierowany do sejmowej komisji środowiska, będzie więc dalej procedowany. Na projekcie suchej nitki nie zostawia m.in. UNICEF Polska. W Sejmie przeciwko byli posłowie KO i większość Lewicy; za - niemal cały PiS i Konfederacja oraz większość PSL-Kukiz'15
Na posiedzeniu Sejmu 16 kwietnia 2020 posłowie i posłanki głosowali nad wnioskiem o odrzucenie projektu umożliwiającego dzieciom bierny udział w polowaniach – za zgodą rodziców lub prawnych opiekunów. Wniosek został odrzucony w proporcji 270 (przeciw) do 171 (za) głosów.
Oznacza to, że projekt nowelizujący Prawo łowieckie trafi teraz do sejmowej Komisja Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa, gdzie pochylą się nad nim posłowie i zadecydują o przyszłych losach.
Jak głosowały poszczególne formacje, pokazuje poniższa tabela:
Jak widać, projekt przeszedł niemal wszystkimi głosami PiS i Konfederacji. KO była zdyscyplinowana i wszyscy zagłosowali za wnioskiem o odrzucenie (nie licząc 7 osób, które w ogóle nie zagłosowały). PSL-Kukiz'15 i Lewica były podzielone - 17 przeciw i 7 za oraz 12 przeciw (wszyscy z SLD) i 35 za.
Z posłów PiS, przeciwny dalszemu procedowaniu propozycji nowelizacji Prawa łowieckiego był tylko Kacper Płażyński.
Trzech posłów nie głosowało, w tym mający opinię nieprzychylnego myśliwym Jarosław Kaczyński, który jednak był na sali sejmowej.
"Już sam fakt, że dziś zajmujemy się nim [projektem], świadczy o tym, że cieszy się on dużym poparciem. [...] Wychodząc naprzeciw oczekiwaniom rodziców, w trosce o prawidłowy rozwój łowiectwa w Polsce widzimy potrzebę zmiany prawa" - mówił dzień wcześniej poseł Dariusz Olszewski, gdy prezentował stanowisko PiS w sprawie nowelizacji podczas pierwszego czytania. Dodał, że "myślistwo jest częścią kultury i tradycji polskiego społeczeństwa" i "ma walor edukacyjny i integracyjny".
O odrzucenie projektu apelowały Komitet Ochrony Praw Dziecka, Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę, Stowarzyszenie na rzecz Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie Niebieska Linia, UNICEF Polska, Stowarzyszenie Pracownia na rzecz Wszystkich Istot, koalicja Niech Żyją!
Propozycja nowelizacji wywołała ostrą debatę w Sejmie, która momentami nie ustępowała temperaturą dyskusji wokół projektu zaostrzenia ustawy aborcyjnej Kai Godek.
Choć początkowo projekt nowelizacji miał referować Rafał Malec, prezes Naczelnej Rady Łowieckiej Polskiego Związku Łowieckiego (PZŁ) i jednocześnie pełnomocnik Komitetu Inicjatywy Ustawodawczej „Krzewienie Tradycji Łowieckiej”, to ostatecznie zastąpił go prof. Dariusz J. Gwiazdowicz z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu.
Ten naukowiec i myśliwy w ciągu ostatnich miesięcy stał się on jedną z głównych medialnych twarzy polskiego łowiectwa. Między innymi publicznie popierał wniosek o wpisanie tradycji łowieckiej (jest jego współautorem) na listę krajową UNESCO.
Prof. Gwiazdowicz z sejmowej mównicy przypomniał, że wprowadzony w 2018 r. zakaz uczestnictwa dzieci w polowaniach jest najbardziej restrykcyjnym prawem na świecie i nigdzie takiego nie ma. Podkreślił jednak, że nie jest to wynikiem racjonalnej troski o dzieci, ale opierania się na opiniach, a nie badaniach naukowych przy stanowieniu Prawa łowieckiego w odniesieniu do najmłodszych.
Powołał się na opinię (takiego słowa użył) niemieckiego psychologa prof. Dietmara Heubrocka (myśliwego, o czym nie wspomniał), zgodnie z którą uczestnictwo w polowaniu nie jest zagrożeniem dla dziecięcej psychiki:
"W polowaniu nie biorą udziału przypadkowe dzieci. Są to dzieci myśliwych, które są wychowywane od najmłodszych lat właśnie w takiej tradycji, w takich zwyczajach. To tak jak trochę dzieci na wsiach, które wiedzą, skąd się bierze rosół - że trzeba kurę zabić, żeby ten rosół był. Gdybyśmy wzięli dziecko z miasta, to rzeczywiście trauma byłaby niesamowita".
Nie ma w Polsce badań, które analizowałyby, w jaki sposób uczestnictwo w polowaniach wpływa na dziecięcą psychikę. Ale mamy za to trochę relacji osób publicznych, które uczestniczyły w polowaniach w młodym wieku i wspominają to źle.
„Ojciec zabierał mnie na polowania, odkąd miałem osiem czy dziewięć lat. Koszmarem skończył się już mój pierwszy kontakt z łowiectwem. Ojciec przestrzelił kręgosłup sarnie i próbował mnie zachęcić, bym poderżnął jej gardło. W końcu sam tego dokonał, a w moich oczach stał się innym człowiekiem. Ktoś, kto nigdy nie był na polowaniu, może nie wiedzieć, że sarna płacze. Niemal jak człowiek” – mówił w wywiadzie z „Rzeczpospolitą”, były poseł KO Paweł Suski.
W innej rozmowie, z "Newsweekiem", mówił: "Potem znienawidziłem ojca za to, co mi zrobił. Za ten horror, za strach".
Fatalnie swoją pierwszą styczność z łowiectwem wspominał również Marcin Kostrzyński, filmowiec i były myśliwy, którego wujkowie prowadzali na polowania, zanim jeszcze skończył 10 lat.
„Zaczęło się od tego, że z jednym poszedłem na kaczki. Ustrzelił kilka. […] Zanim usłyszałem huk strzału, byłem podekscytowany. Jednak chwilę później czułem smutek, że zabito zwierzaki, które kochałem. Nie umiałem sobie tego poukładać w głowie” – mówił w wywiadzie dla „Wysokich Obcasów”.
Tych głosów, jak i licznych podobnych, nie można traktować jako opisu doświadczenia wszystkich najmłodszych uczestniczących w polowaniach. Zadają one jednak kłam twierdzeniu, że wychowanie w rodzinie myśliwskiej chroni dzieci przed urazami psychicznymi związanymi z uczestnictwem w polowaniach.
Te opowieści pokazują też, że rodzice/opiekunowie-myśliwi - wbrew temu, co napisano w uzasadnieniu do propozycji społecznej nowelizacji ustawy - nie zawsze potrafią właściwie ocenić to, czy dziecko gotowe jest na konfrontację z brutalnymi scenami polowania.
Najsilniejszy głos sprzeciwu należał do lewicowych posłanek: Małgorzaty Tracz (Zieloni, klub KO) oraz Beaty Maciejewskiej (Lewica).
"Postawmy sprawę jasno. Dziś nie debatujemy nad tym, czy pozwolenie na udział dzieci w polowaniach to realizacja prawa do wychowywania dzieci zgodnie z przekonaniem rodziców. Dziś dyskutujemy nad tym, czy jako społeczeństwo akceptujemy udział dzieci w brutalnej i okrutnej rozrywce osób dorosłych, które jadą na polowanie, by masowo i bez żadnej selekcji zabijać dla zabawy w imię brutalnej i okrutnej tradycji" - zaczęła ostro Tracz.
Trafnie krytykowała też niektóre argumenty Komitetu Inicjatywy Ustawodawczej. "Wnioskodawcy mówią, że polowania to dla młodych ludzi nauka świadomego podejmowania wyborów. Czy małe dziecko podejmuje świadomy wybór, gdy rodzice nakłaniają je do polowania, bo to będzie dobra zabawa? [...] Śmiem wątpić".
"Wnioskodawcy mówią, że polowania pozwalają młodym ludziom zagłębiać tajniki przyrody w sposób bezpośredni i autentyczny. Czy naprawdę autentyczne i bezpośrednie zagłębianie tajników przyrody musi odbywać się na polowaniu z nagonką? [...]
Czy nie można, jak w każdej zwyczajnej rodzinie, po prostu zabrać dzieci na spacer do lasu, na wycieczkę do parku narodowego na obserwowanie dzikich zwierząt przez lornetkę, a nie przez muszkę strzelby?" - pytała retorycznie Tracz.
Beata Maciejewska z Lewicy wychwyciła niekonsekwencję, jaka stoi pomiędzy proponowaną nowelizacją a istniejącym stanem prawnym. Chodzi o to, że ustawa o ochronie zwierząt (art. 34 ust. 4 pkt 2) zabrania uboju lub uśmiercania zwierząt kręgowych przy udziale dzieci, lub w ich obecności.
Co prawda, tzw. zwierzyny - czyli zwierząt łownych - dotyczą przepisy ustawy łowieckiej, które nie zawierają szeregu ograniczeń ustawy o ochronie zwierząt (np. nakaz uśmiercania tylko ogłuszonego zwierzęcia). Niemniej zwierzęta łowne to wybrane gatunki ptaków i ssaków, czyli kręgowców.
Jest więc kompletnie niezrozumiałe, dlaczego zabicie np. świni w gospodarstwie na oczach dziecka jest nielegalne, ale już ustrzelenie dzika w lesie w obecności niepełnoletniego ma być w porządku.
Prof. Gwiazdowicz przekonywał z mównicy sejmowej, że spór o udział dzieci w polowaniach wpisuje się w pewien szerszy kontekst, jakim jest "próba zdyskredytowania pracy myśliwych i wmówienia, że łowiectwo jest czymś złym".
Jednak te dwie sprawy nie mają ze sobą nic wspólnego.
Owszem, myśliwi wykonują zadania zlecone im przez państwo, takie jak np. redukcja populacji zwierząt łownych czy szacowanie szkód. Ale równie dobrze mogą je wykonywać bez udziału dzieci.
Można przyznać pewną rację również prof. Gwiazdowiczowi - tam, gdzie krytykował najostrzejsze ataki na polowania i myśliwych ze strony posłanek opozycji. Chodzi o to, że debaty o łowiectwie w Polsce nie da się sprowadzić tylko do - wynikających z etycznego sprzeciwu wobec zabijania dzikich zwierząt - oskarżeń myśliwych o "sadyzm" czy "barbarzyństwo" (takie głosy padały z ust posłanek opozycji).
Grupa badaczek i badaczy z PAN (nie było wśród nich myśliwych) w swoim niedawnym apelu o reformę łowiectwa w Polsce napisała: „Nie odmawiamy łowiectwu potencjalnie pomocniczej roli w racjonalnym gospodarowaniu zasobami przyrodniczymi i łagodzeniu konfliktów na linii człowiek - dzikie zwierzęta”.
Zdaniem naukowców,
w pewnych określonych sytuacjach odstrzał może mieć sens, np. gdy trzeba zredukować populację lisów zagrażających chronionym gatunkom ptaków i nie ma skutecznego alternatywnego rozwiązania.
Dobrze by było, gdyby debata o łowiectwie w Polsce - również ta parlamentarna - była trochę bardziej złożona. Ale takie projekty jak ten przedstawiony przez Komitetu Inicjatywy Ustawodawczej „Krzewienie Tradycji Łowieckiej” zupełnie temu nie sprzyjają.
Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.
Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.
Komentarze