0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: fot. Daniel Petryczkiewiczfot. Daniel Petryczk...

Miłośnicy przyrody mogą znać – ze spacerów lub zdjęć – charakterystyczne martwe drzewa powalone w poprzek rzeki Małej (widać je również na okładce tego tekstu). To 16-kilometrowa struga płynąca przez podwarszawskie gminy Konstancin-Jeziorna i Piaseczno. Jej dolina tworzy cenny przyrodniczo obszar pośród znacznie przekształconych przez człowieka południowych okolic Warszawy. Na tyle cenny, że w grudniu 2024 roku rada miejska Piaseczna powołała tam użytek ekologiczny. Samorządowcom i aktywistom zdawało się, że powołanie użytku z sukcesem zwieńczyło lata starań o zachowanie doliny.

Tymczasem w ostatnich dniach na ok. 500-metrowym odcinku doliny Małej Nadleśnictwo Chojnów porozcinało kilkadziesiąt pni leżących w poprzek koryta rzeczki – niestety wyschniętego na skutek zimowej suszy. Fragmenty pni pozostawiono na brzegu. Zniszczenia odkrył Daniel Petryczkiewicz, konstanciński fotograf i aktywista, dzięki któremu Mała przebiła się do szerszej świadomości jako cenne siedlisko flory i fauny. Oraz – co kluczowe w warunkach najgorszej od 10 lat suszy – naturalny rezerwuar tysięcy metrów sześciennych wody.

W czasie suszy leśnik rżnie

Gdy o sprawie zrobiło się głośno w mediach społecznościowych, Nadleśnictwo Chojnów opublikowało oświadczenie. Powołuje się na decyzję starosty piaseczyńskiego z roku 2008, obligującą leśników do “utrzymania drożności” Małej, oraz ustawę Prawo wodne. W oświadczeniu nadleśnictwo podkreśla też, że przecięto i usunięto z koryta drzewa “powalone naturalnie” oraz cieszy się, że prace wreszcie były możliwe dzięki “sprzyjającym warunkom atmosferycznym i terenowym (brak wody i zamarznięta gleba)”.

Gdy o sprawie zrobiło się głośno w mediach społecznościowych, Nadleśnictwo Chojnów opublikowało oświadczenie. Powołuje się na decyzję starosty piaseczyńskiego z roku 2008, obligującą leśników do “utrzymania drożności” Małej, oraz ustawę Prawo wodne. W oświadczeniu nadleśnictwo podkreśla też, że przecięto i usunięto z koryta drzewa “powalone naturalnie” oraz cieszy się, że prace wreszcie były możliwe dzięki “sprzyjającym warunkom atmosferycznym i terenowym (brak wody i zamarznięta gleba)”.

“Nie kupuję tłumaczenia nadleśnictwa, bo jest ono pozbawione logiki. Myślę, że ktoś kogoś tu kryje”

– mówi OKO.press Petryczkiewicz. Aktywista sugeruje, że prace wykonano tak, jakby chciano je ukryć.

“Dlaczego akurat ten fragment, którego nie widać z drogi? To dobrze ukryte miejsce na zachód od wsi Baniocha, między ul. Leśną a groblą na Bagnach Baniochy [w dolinie Małej – od aut.]. Gdyby faktycznie chodziło o przywrócenie drożności, leśnicy powinni byli usunąć drewno na znacznie dłuższym odcinku. Tymczasem usunięto pnie drzew na długości ok. 500 metrów, pozostawiając ponad dwa kilometry rzeki, która jest nimi zasłana. Jest dodatkowo poprzegradzana tamami bobrowymi, co zresztą działa zbawiennie dla retencji wody” – mówi Petryczkiewicz.

;
Wojciech Kość

W OKO.press pisze głównie o kryzysie klimatycznym i ochronie środowiska. Publikuje także relacje z Polski w mediach anglojęzycznych: Politico Europe, IntelliNews, czy Notes from Poland. Twitter: https://twitter.com/WojciechKosc

Komentarze