Sąd w Sierpcu warunkowo umorzył postępowanie karne przeciwko Elżbiecie Podleśnej, która latem 2018 roku na siedzibie PiS i na chodniku napisała "PZPR", a przed kościołem "kaci kobiet". Podleśna ma jednak naprawić szkody, czyli pokryć koszt wymiany chodnika na nowy. Bo miasto postanowiło go nie myć, ale dać nową kostkę
Podleśna zapłacić ma też za ekspertyzę dla sądu. W ekspertyzie stwierdzono, że napis dałoby się zmyć, choć przez chwilę widoczny byłby jego cień. W sumie koszty kostki i ekspertyzy wyniosły więc ponad 5 tys. zł.
Sprawa dotyczy napisów z lata 2018, kiedy przez Polskę przetaczała się druga fala protestów sądowych, ale władza nie zamierzała się zatrzymać. Elżbieta Podleśna, w drodze z Warszawy, namalowała w Sierpcu napisy "PiS=PZPR" na chodniku przed biurem PiS, "PZPR" na banerze PiS oraz "Kaci kobiet" przed kościołem. Jak wyjaśniła to przed sądem, zrobiła to w ramach obywatelskiego protestu, by zwrócić uwagę współobywateli, w jak strasznym kierunku zmierzają sprawy w kraju.
Napisy - jak mówiła - zrobiła zmywalną farbą. Koszt umycia chodnika wyniósłby kilkaset złotych, a bannerów (jak wykazali świadkowie przed sądem) - 11 zł, bo tyle kosztuje rozpuszczalnik. Jednak władze miasta, które normalnie takie napisy zmywają, lub zasypują piaskiem (by ludzie je starli podeszwami), postanowiły chodnik wymienić na nowy. I z kilkuset złotych zrobiło się ponad 2,5 tys. zł. PiS i zarząd dróg wojewódzkich wyliczyli swoje straty na kolejne prawie 3 tys. zł.
W ten sposób sprawa z wykroczeniowej stała się karna. Prokurator domagał się więc ukarania aktywistki za umyślne zniszczenie mienia: domagał się 2 tys. zł grzywny, naprawienia wszystkich szkód oraz poniesienia kosztów sądowych. W sumie byłoby to 8, a nawet 10 tys. złotych.
Obrona domagała się uniewinnienia, wskazując, że czyn Elżbiety Podleśnej nie jest aktem chuligańskim, ale obywatelskim protestem. A prawo do niego jest wartością chronioną w demokratycznych społeczeństwach. Koszty usuwania napisów zostały wyraźnie przeszacowane, a obciążanie nimi aktywistki jest niesprawiedliwe. Świadkowie odpowiedzialni za stan chodników w Sierpcu zeznawali przed sądem, że nie próbowali napisów usuwać, ale od razu decydowali o wymianie płyt - które następnie uległy zniszczeniu, więc nie da się potwierdzić już ich twierdzenia, że były nie do umycia.
Sąd w Sierpcu uznał 14 października, że szkodliwość napisów Podleśnej jest niska ale nie znikoma (wtedy nie byłoby przestępstwa). Uznał też, że nie chodzi o czyn chuligański, jednak, uznając prawo do protestu, wskazał, że trzeba to robić inaczej, w sposób bardziej akceptowalny. Biorąc to wszystko pod uwagę sąd postępowanie karne umorzył (Elżbieta Podleśna nie jest więc osobą skazaną), ale zrobił to na okres próby - na dwa lata. Nałożył też na aktywistkę obowiązek naprawienia szkód (nowego bruku pod kościołem) oraz ekspertyzy biegłego o zmywaniu napisów. Biegły napisał, że generalnie napisy dałyby się zmyć, ale przez chwilę pozostałby po nich ślad. Tu sąd przychylił się do rozumowania prokuratury, że poszkodowany może sobie wybrać taki sposób usunięcia szkody, jaki mu najbardziej odpowiada (skoro nie chciał żyć z perspektywą cienia, zamiast myć, mógł poczekać na ekipę brukarską). Jednak równocześnie sąd inaczej policzył wysokość szkód, uwzględniając część argumentów świadków. Zamiast 5 376 zł wyszło mu 2,5 tys.
Po wyjściu z sądu Podleśna komentowała, że najbardziej dotkliwa jest w tym wyroku dwuletnia probacja. Praktycznie nie mogłaby aktywnie działać przez ten czas, bo każda kolejna sprawa przeciw niej oznaczałaby groźbę powrotu do Sierpca.
Wyrok, który mimo pozornej łagodności ma efekt mrożący, nie jest jednak prawomocny.
Po trzech wyprawach do Sierpca (dwie rozprawy i ogłoszenie wyroku) Elżbieta Podleśna będzie teraz jeździć zapewne do Płocka, bo to do tamtejszego sądu trafi apelacja. W tym samym sądzie 10 listopada będzie miała zresztą rozprawę apelacyjną w sprawie "Tęczowej Maryjki". Została w niej uniewinniona, ale prokuratura oraz oskarżyciele posiłkowi (Kaja Godek i proboszcz) się odwołali.
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze