0:000:00

0:00

12 stycznia 2021 Sąd Okręgowy w Warszawie oddalił powództwo 16 osób - gejów, lesbijek, osób biseksualnych - przeciwko Kai Godek. Skarżący domagali się ukarania liderki ruchu anty-choice w Polsce za wypowiedź z 30 maja 2018 na antenie "Polsat News". Godek pytana wtedy o referendum w Irlandii ws. liberalizacji prawa aborcyjnego mówiła:

„Irlandia nie może być określana jako kraj katolicki. Tam premierem jest zadeklarowany gej, który obnosi się ze swoją dziwną orientacją. Swoje zboczenie publicznie ludziom…”. Prowadząca program Agnieszka Gozdyra przerwała, by dopytać: „Czyli mówi pani, że jeżeli ktoś jest homoseksualny, to jest zboczeńcem?”. Godek potwierdziła: „To jest zboczony, tak, tak”.

Polskie kodeks karny nie przewiduje ścigania homofobicznych przestępstw z nienawiści, dlatego skarżący weszli na drogę cywilną. Prawnicy, dziennikarze, pracownicy nauki, artyści i aktywiści postanowili w październiku 2018 złożyć pozew o ochronę dóbr osobistych posiłkując się art. 24 kodeksu cywilnego.

Art. 24. [Ochrona dóbr osobistych]

§ 1. Ten, czyje dobro osobiste zostaje zagrożone cudzym działaniem, może żądać zaniechania tego działania, chyba że nie jest ono bezprawne. W razie dokonanego naruszenia może on także żądać, ażeby osoba, która dopuściła się naruszenia, dopełniła czynności potrzebnych do usunięcia jego skutków, w szczególności ażeby złożyła oświadczenie odpowiedniej treści i w odpowiedniej formie. Na zasadach przewidzianych w kodeksie może on również żądać zadośćuczynienia pieniężnego lub zapłaty odpowiedniej sumy pieniężnej na wskazany cel społeczny.

§ 2. Jeżeli wskutek naruszenia dobra osobistego została wyrządzona szkoda majątkowa, poszkodowany może żądać jej naprawienia na zasadach ogólnych.

§ 3. Przepisy powyższe nie uchybiają uprawnieniom przewidzianym w innych przepisach, w szczególności w prawie autorskim oraz w prawie wynalazczym.

Sąd zmienia zdanie ws. słów Godek

Sąd uzasadniając oddalenie pozwu, powoływał się na linię orzeczniczą, zgodnie z którą dobra osobiste mogą zostać naruszone, gdy nienawistna wypowiedź skierowana jest pod adresem konkretnych osób albo ściśle określonej grupy. Osoby LGBT to w opinii sędziego grupa nieskończona i choć Kaja Godek przekroczyła granice wolności wypowiedzi, a jej słowa należy ocenić zdecydowanie negatywnie, to prawo cywilne ich nie chroni.

Sąd polecił też skarżącym "szukać sprawiedliwości w innych systemach prawnych".

Przeczytaj także:

Uzasadnienie pisemne, choć utrzymuje w mocy główną linię interpretacyjną, różni się od słów, które skarżący usłyszeli na sali sądowej.

Zniknęła negatywna ocena wypowiedzi pozwanej. Zamiast tego sąd pisze, że Kaja Godek "wyrażała swoje poglądy".

Wobec grupy LGBT sąd używa też zmedykalizowanego terminu "homoseksualiści". To jednak nie wszystko.

"Homoseksualność winien poświadczyć biegły"

Najbardziej kontrowersyjny fragment pisemnego uzasadnienia wyroku mówi wprost o tym, że skarżący nie udowodnili, że faktycznie są gejami, lesbijkami lub osobami biseksualnymi.

"W ocenie Sądu, fakt przynależności każdego z powodów do grupy osób o orientacji homoseksualnej (czy biseksualnej) winien zostać przez nich wykazany za pomocą dowodu w postaci opinii biegłego sądowego seksuologa lub przynajmniej za pomocą dowodu z zaświadczenia lekarza seksuologa, potwierdzających orientację seksualną każdego z powodów" — czytamy.

I dalej: "Sam fakt członkostwa niektórych z powodów w organizacjach pozarządowych działających na rzecz wprowadzenia równości małżeńskiej w Polsce czy też przeciwdziałania dyskryminacji (...) nie jest dowodem na to, że osoby te rzeczywiście wykazują orientację homoseksualną, a nie są jedynie aktywistami społecznymi działającymi w tym zakresie.

Zdaniem Sądu niewystarczającym dowodem na fakt orientacji seksualnej powodów (...) są przedłożone do akt wydruki artykułów prasowych, w których wypowiadali się oni na ten temat.

Jak już bowiem wskazano powyżej, w ocenie Sądu przynależność do grupy osób o orientacji homoseksualnej winna zostać wykazana poprzez przedłożenie opinii lub zaświadczenia lekarza seksuologa.

W związku z powyższym Sąd przyjął, że żaden z powodów formalnie nie wykazał przynależności do zbiorowości osób o orientacji homoseksualnej. Powodowie nie wykazali w tym kierunku należytej inicjatywy dowodowej."

Sąd nie miał problemu, by uznać Godek za katoliczkę

"Jako obywatelka i lesbijka naturalnie czuję, że moja godność została naruszona. Jako prawniczka rozkładam po prostu ręce"

— mówi OKO.press jedna z powódek, adw. Emilia Barabasz.

"W procesie cywilnym dowodem może być wszystko: twierdzenie powoda, przesłuchanie stron, zeznania świadków, dowód z dokumentów. Fakt mojej homoseksualności nie powinien tak naprawdę w ogóle podlegać udowadnianiu. Nie brakuje materiałów prasowych, w których wypowiadam się otwarcie jako lesbijka. Innymi słowy, jest to publiczna, powszechnie dostępna informacja.

Mimo to złożyłam oświadczenie, że jestem lesbijką. Mam też akt ślubu potwierdzający, że w świetle niemieckiego prawa mam żonę"

— tłumaczy adwokatka.

Dodaje też, że sąd może skorzystać z opinii biegłego, gdy potrzebuje zasięgnąć wiedzy specjalistycznej, a inne dowody sądu nie przekonują. "Nie uważamy, żeby nasza orientacja seksualna wymagała zewnętrznego poświadczenia. Jesteśmy dorosłymi, świadomymi ludźmi.

Uważam to za uwłaczające, że musiałabym dowodzić mojej orientacji seksualnej przed biegłym seksuologiem, aby moje państwo mi uwierzyło"

— mówi Barabasz.

Prof. Jakub Urbanik, drugi z szesnaściorga skarżących, również uważa, że argumentacja sądu jest niesłychana.

"Od razu nasuwa się analogia z podobnymi procesami, gdzie przedmiot naruszenia związany był z uczuciami religijnymi. Nie słyszałem, by sąd kazał przedstawić zaświadczenie poświadczające katolicką wiarę i przynależność do kościoła"

— mówi skarżący.

W opinii prof. Urbanika sąd naruszył prawa człowieka, a także prawo do sądu. Wykazał się przy tym niebywałym brakiem zrozumienia dla natury ludzkiej seksualności. "Orientacja seksualna wynika z tego co, mamy w mózgu, czyli z natury rzeczy z subiektywnego odczucia, a nie z zewnętrznego obiektywnego testu. Wynika ona z przekonania, że kimś się czujemy.

Co ciekawe, sąd nie miał problemu uznać, że pozwana Kaja Godek jest katoliczką i pro-liferką. Nie zażądał od niej żadnego formalnego zaświadczenia."

— komentuje prof. Urbanik.

Skarżący chcą jednak walczyć dalej. Szykują się do apelacji, a w najgorszym scenariuszu, gdy wyczerpią polską drogę sądową, złożą skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.

"Chcieliśmy pokazać, że w Polsce nie ma żadnej skutecznej ochrony przed homofobiczną mową nienawiści. Od czasu tej wypowiedzi, po której ruszyła lawina podobnych, zacząłem nerwowo rozglądać się na ulicy, czekając na atak. To naruszyło mój dobrostan, moje poczucie bezpieczeństwa" — tłumaczy prof. Urbanik.

Historia zatacza koło

Uzasadnienie sądu cofa debatę o homoseksualności do czasów, gdy traktowano ją jak zaburzenie, które wymaga specjalistycznej, zewnętrznej diagnozy. Od 1990 roku, gdy Światowa Organizacja Zdrowia wykreśliła homoseksualność ze spisu chorób i zaburzeń, wiedza na temat różnorodności seksualnej znacząco się upowszechniła.

W 2016 roku Polskie Towarzystwo Seksuologiczne w specjalnej uchwale przypominało, że dyskryminacja osób homoseksualnych nie ma podstaw w nauce i prawie, a próby „korygowania” orientacji seksualnej są niebezpieczne:

  • Osoby homoseksualne stanowią około 5 proc. populacji. A orientacja heteroseksualna, homoseksualna i biseksualna to równie prawidłowe warianty rozwojowe seksualności człowieka.
  • Homoseksualizm nie jest chorobą – został wykreślony z list chorób i zaburzeń psychicznych Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego w 1973 r.
  • W 1990 roku homoseksualizm usunięto z Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób i Problemów Zdrowotnych opracowanych przez WHO (ta klasyfikacja jest podstawą polskiego prawodawstwa).
  • Terapie „korekcyjne” dla osób homoseksualnych mogą prowadzić do zaburzeń psychicznych, a ich propagowanie „jest niezgodne ze współczesną wiedzą na temat seksualności człowieka”.
  • Powtarzanie negatywnych stereotypów o osobach homoseksualnych może skutkować próbami samobójczymi. Poza tym przyczynia się „do pogłębiania szkodliwych podziałów społecznych” i „wzrostu postaw nienawiści wobec osób będących członkami naszego społeczeństwa, co grozi głęboką dezintegracją tego społeczeństwa”.

Biegli potwierdzający tożsamość? Codzienność osób trans

Inaczej w polskim porządku prawnym wygląda sytuacja osób transpłciowych. W sprawach cywilnych, których przedmiotem jest korekta prawna (zmiana oznaczenia płci w dokumentach z kobiety na mężczyznę lub odwrotnie), powszechną praktyką jest powoływanie biegłych, którzy mają poświadczyć tożsamość płciową powoda. I to pomimo, że osoba transpłciowa do akt sprawy dołącza obszerną dokumentację medyczną: diagnozę seksuologa, psychologa i psychiatry.

W OKO.press pisaliśmy, że biegli powoływani do podobnych spraw, wcale nie mają specjalistycznej wiedzy. Potrafią pytać o bardzo intymne szczegóły dotyczące życia seksualnego albo przekreślają sprawy ze względu na historię zaburzeń psychicznych (tak powszechnych w całej populacji jak depresja czy stany lękowe).

Ta odzierająca z godności praktyka jest efektem braku uregulowania procedury korekty płci w prawie (ustawę o uzgodnieniu płci Anny Grodzkiej do kosza wyrzucił prezydent Andrzej Duda i koalicja PO-PSL), a także nienadążających za nauką ośrodków referencyjnych.

Dopiero w 2018 roku Światowa Organizacja Zdrowia ogłosiła, że traktowanie transpłciowości jako zaburzenia psychicznego jest niezgodne z obecną wiedzą medyczną i przyczynia się do stygmatyzacji.

W jaki sposób? Patologizacja, czyli sklejenie z dyskursem chorób i zaburzeń, powoduje, że w społecznym odbiorze dana grupa jest: niesamodzielna, niestabilna, nieprzewidywalna, niepoważna, a więc — niebezpieczna. I właśnie z tej narracji pełnymi garściami czerpie dziś prawica.

Udostępnij:

Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze