Znani prawnicy krytykują warszawski sąd za areszt dla aktywistki LGBT Margot i za kilkudniowe milczenie w tej sprawie. Sąd odmawia udzielenia jakichkolwiek informacji o areszcie, zasłaniając się prokuraturą. – Zadziałał efekt Tulei. Sąd sam postawił prokuraturę ponad sądem – mówią OKO.press prawnicy.
Sprawa aresztowania w piątek 7 sierpnia – po decyzji sądu - aktywistki LGBT Margot odbiła się echem nie tylko w Polsce, ale też za granicą. W jej obronie na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie stanęli aktywiści LGBT i obywatele, którzy blokowali jej aresztowanie. W efekcie policja zatrzymała 48 osób, którym postawiła głównie zarzut udziału w zbiegowisku „ze świadomością, że jego uczestnicy dopuszczają się gwałtownego zamachu na osobę lub mienie” Chodzi o czyn z art. 254 kodeksu karnego.
Akcja policji była brutalna. Po wywiezieniu aktywistki wyłapywano pojedyncze osoby i odwożono na komisariaty policji. Tam je trzymano całą noc. Pisaliśmy o tym w OKO.press:
Zaś Margot osadzono w areszcie w Płocku. Jej obrońca na razie nie ma zgody prokuratury na widzenie. Odwiedził ją jednak przedstawiciel Rzecznika Praw Obywatelskich. Margot osadzono w jednoosobowej celi.
Do piątkowych zamieszek przyczyniła się decyzja Sąd Okręgowego w Warszawie, który zgodził się na areszt dla 22-letniej Margot. Metrykalnie to mężczyzna - policja w komunikatach pisze o Michale Sz. - , ale nie utożsamia się z biologiczną płcią. Jest osobą niebinarną. Przypomnijmy. Aktywistka dostała wcześniej od prokuratury zarzuty związane z atakiem na furgonetkę fundacji Pro - Prawo do Życia. Furgonetka jest oklejona plakatami z nienawistnymi hasłami pod adresem osób LGBT i od kilku miesięcy jeździ po Warszawie.
Pod koniec czerwca Margot, aktywistka z kolektywu „Stop bzdurom” z kilkoma innymi osobami zaatakowała osobę z tej furgonetki. Samochód został uszkodzony. Doszło też do szarpaniny z kierowcą, który chciał ich nagrać telefonem. Filmik z tego zdarzenia jest w internecie. Do ataku doszło na ulicy Wilczej w Warszawie, niedaleko squatu Syrena. Prokuratura zakwalifikowała to jako występek o czynie chuligańskim.
Margot zarzucono uszkodzenie furgonetki z innymi osobami – poprzez przecięcie opon, pocięcie plandeki, czy urwanie lusterka. Straty wyceniono na 6,1 tys. zł. Zarzucono jej też - wraz z innymi - przewrócenie Łukasza Sz. z furgonetki, co spowodowało u niego urazy w okolicy pleców i nadgarstka. Kolejny zarzut - szarpanie się z Łukaszem Sz. Maksymalnie grozi jej za to do pięciu lat więzienia. Aktywistka nie przyznała się w prokuraturze do winy i nie ustosunkowała do zarzutów. Prokuratura wystąpiła wtedy do sądu o areszt podając, że Margot może się ukrywać i utrudniać postępowanie. O tym jak wyglądało wtedy jej zatrzymanie pisaliśmy w OKO.press:
Ale Sąd Rejonowy dla Warszawy-Mokotowa w połowie lipca odmówił aresztu. Uznał, że wystarczy dozór policyjny (Margot miała trzy razy w tygodniu meldować się na komendzie) i 7 tys. zł poręczenia. Warszawska prokuratura odwołała się jednak od tej decyzji i Sąd Okręgowy w Warszawie w piątek 7 sierpnia zmienił dozór policyjny na dwa miesiące aresztu. Orzeczenie w tej sprawie wydał sędzia Grzegorz Fidrysiak z IX wydziału karnego odwoławczego. Wykonanie tej decyzji przez policję wywołało potem demonstrację w obronie Margot na Krakowskim Przedmieściu i spacyfikowanie jej przez policję.
Choć sprawa była szeroko komentowana w mediach i wywołała duże zainteresowanie społeczne to Sąd Okręgowy w Warszawie od piątku nie chce podać dlaczego zmienił policyjny dozór dla aktywistki na areszt.
W sobotę prezes Sądu Okręgowego w Warszawie Joannę Bitner do przerwania milczenia wezwał zarząd stowarzyszenia sędziów Iustita: „Ta sprawa wywołuje olbrzymie zainteresowanie w kraju i za granicą. Z każdą godziną narastają domysły, spekulacje i zarzuty pod adresem sądu. Brak jasnego i pełnego przekazu powoduje, że decyzja sądu może wydawać się niezrozumiała. Nie można stwarzać choćby pozorów, że orzeczenia sądowe wpisują się w kampanię przeciwko środowisku LGBT (..) Bezczynność kierownictwa Sądu Okręgowego w Warszawie jest poważnym niedopełnieniem obowiązku komunikacji ze społeczeństwem, co istotnie utrudnia budowanie zaufania obywateli do wymiaru sprawiedliwości”. Całe oświadczenie zarządu Iustiti można przeczytać pod tym adresem.
Ale sąd nadal milczał. Prezes Bitner wydała jedynie oświadczenie. Napisała w nim, że sąd nie może udzielić żadnej informacji o decyzji ws. aresztu dla Margot. Odesłała po informacje do prokuratury, bo według niej tylko ona może ich udzielić. Prezes napisała w oświadczeniu, że rozpoznanie wniosku o tymczasowy areszt przez sąd „jest wykonywaniem czynności sadowych w postępowaniu przygotowawczym prokuratury” o czym mówi artykuł 329 prf 1 kodeksu postępowania karnego. Zaś zgodnie z artykułem 241 prf 1 kodeksu karnego postępowanie przygotowawcze objęte jest tajemnicą.
Dalej prezes Bitner pisze, że materiały z tego postępowania aresztowego przed sądem (postanowienia, protokoły posiedzenia) są materiałami postępowania przygotowawczego. Dlatego sąd nie może udostępnić uzasadnianie postanowienia o areszcie wobec Margot bez zgody prokuratury, która prowadzi postępowanie przygotowawcze. Prezes Bitner pisze dalej, że zgodnie z artykułem 156 prf 5 kodeksu postępowania karnego dysponentem akt z postępowania przygotowawczego jest prokuratura i tylko ona może ujawnić decyzję sądu o areszcie.
Czyli sąd mówi, że o jego orzeczeniu może informować tylko prokuratura. Tak jakby sąd był podwykonawcą prokuratury, wykonując czynność na jej zlecenie.
Sąd w tej sprawie sam postawił nad sobą prokuraturę, choć w Polsce to sąd stoi nad prokuraturą.
Znani prawnicy z którymi rozmawiało OKO.press krytykują stanowisko prezes Joanny Bitner w sprawie o której mówi cała Polska. Krytykują też decyzję sądu o zmianie aresztu na policyjny dozór.
Były szef stowarzyszenie niezależnych prokuratorów Lex Super Omnia i były prokurator Prokuratury Krajowej Krzysztof Parchimowicz podkreśla, że sprawa o areszt jest tzw. sprawą wpadkową; czyli dodatkową sprawą w której sąd nie rozstrzyga się o winie. I choć ta sprawa była inicjowana przez prokuraturę w ramach śledztwa, to jednak decyzję wydał sąd, w postępowaniu sądowym.
"I zasłanianie się teraz przez sąd prokuraturą i tajemnicą śledztwa nie ma sensu" – mówi OKO.press Krzysztof Parchimowicz.
Podkreśla: "Jawność postępowania przed sądem jest w społecznym interesie. Sąd może poinformować o motywach swojej decyzji bez ujawniania szczegółów z trwającego śledztwa".
Chodzi o to, żeby sąd poinformował o przesłankach aresztu. Ale sąd odmawia nawet takich informacji, choć przesłanki aresztu są proste. Mówi o nich artykuł 258 kodeksu postępowania karnego. To: - obawa matactwa, czyli nakłaniania innych do składania fałszywych zeznań lub utrudniania postępowania, - obawa ukrywania się, - zagrożenie wysoką karą powyżej 8 lat więzienia (tu tego nie ma). Krzysztof Parchimowicz ma też zastrzeżenia do zastosowania aresztu przez sąd wobec Margot.
Wątpi on w obawę mataczenia, bo zdarzenie z furgonetką jest nagrane, więc wiadomo jak wyglądało. Uważa też, że przy decydowaniu o areszcie sąd powinien wziąć pod uwagę motywy działania Margot.
Bo nie był to zwykły akt chuligański. Aktywistka została bowiem sprowokowana dyskryminującymi ją hasłami na furgonetce.
Parchimowicz uważa, że wystarczyło utrzymać wobec niej dozór policyjny. Bo mimo, że nie ma stałego miejsca pobytu, to stawiała się na policji.
Podobnie uważa adwokat Jacek Dubois specjalizujący się w sprawach karnych.
"Obowiązkiem sądu jest pełna jawność powodów zastosowania aresztu. Sąd stosuje go na podstawie przesłanek z kodeksu postępowania karnego i mógł sam o tym poinformować" – mówi OKO.press mec. Dubois. I dodaje:
"Decyzja sądu wywołała społeczne niepokoje i sąd wstydzi się teraz podać jej motywy, bo trudno ten areszt wytłumaczyć".
Mec. Dubois też uważa aresztowanie Margot za niezasadne. "Areszt to ostateczny środek zapobiegawczy. Nie akceptuję przemocy. Ale to co ona zrobiła to był akt rozpaczy spowodowany dyskryminacyjną polityką państwa" – podkreśla mec. Dubois. Dodaje, że sąd powinien to mieć na uwadze.
I jeszcze opinia jednego z warszawskich sędziów: "Sąd może podać powody aresztu, bez wchodzenie w szczegóły sprawy. Nie było też podstaw do jego zastosowania. Nie ma obawy matactwa, bo zdarzenie jest nagrane. Nie ma też obawy ukrywania się, bo aktywistka stawiała się na policję".
Sąd Okręgowy w Warszawie to największy sąd w Polsce i jeden z najważniejszych. To tu są sądzone sprawy przeciwko politykom, wielkim koncernom, czy głośne sprawy. Bo w stolicy siedziby mają państwowe urzędy i duże firmy. Tymczasem od kilku lat, gdy rządzi w Polsce PiS ten sąd nie wiedzieć czemu nie ma rzecznika do spraw karnych. Ma tylko rzecznika do spraw cywilnych, który zresztą dobrze współpracuje z dziennikarzami.
To rzecznik prasowy – w jego roli powinien być sędzia kranista - mógłby teraz udzielić informacji o aresztowaniu Margot. Zresztą ten sam sąd w poprzednich latach informował o swoich decyzjach aresztowych. Teraz prezes sądu milczy. Dlaczego? Czy działa afekt mrożący jaki wywołują prokuratorzy i rzecznicy dyscyplinarni Zbigniewa Ziobry, którzy ścigają niezależnych sędziów za byle co? "Zadziałał efekt Tulei" – uważa były szef Lex Supr Omnia Krzysztof Parchimowicz.
Sędziego Igora Tuleyę ściga Prokuratura Krajowa. Chce mu postawić zarzuty za to, że wpuścił dziennikarzy na uzasadnienie orzeczenia, w którym nakazał śledztwo w sprawie głosowania nad budżetem przez PiS w 2016r. w Sali Kolumnowej Sejmu. Sędzia działał w interesie społeczeństwa, ale ujawnienie tego co robił wtedy PiS nie spodobało się PiS i prokuraturze Ziobry. Bo sędzia odwołując się do materiałów ze śledztwa (wcześniej umorzonego) pokazał jak posłowie PiS m.in. utrudniali udział w obradach opozycji. Izba Dyscyplinarna na razie odmówiła uchylenia sędziemu Tulei immunitetu, ale prokuratura się odwołała do trzy osobowego składu Izby Dyscyplinarnej. Pisaliśmy o tym w OKO.press:
Czy prezes Sądu Okręgowego w Warszawie Joanna Bitner dla własnego spokoju woli teraz zasłaniać się tajemnicą śledztwa, by nie być ścigana przez prokuraturę tak jak sędzia Tuleya?
Joanna Bitner prezesem warszawskiego sądu okręgowego została w 2017r. Nominację dostała od ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry. Stanowisko objęła po byłej prezes, której wygasła kadencja. Nie ma o niej w sądzie złych opinii, należy do Iustiti. Jej wpadką było zamknięcie całego piętra w sądzie na czas gdy zeznania składał w jednej ze spraw prezes PiS Jarosław Kaczyński. Z powodu konfliktu ze swoim wiceprezesem Dariuszem Drajewiczem, członkiem nowej KRS dwa razy składała rezygnację ze stanowiska prezesa. Resort sprawiedliwości jej nie przyjął. Pisaliśmy o tym w OKO.press:
Sędzia Grzegorz Fidrysiak, który zdecydował o areszcie też nie ma w sądzie opinii „dobro zmianowego sędziego”. Awans do sądu okręgowego dostał w 2006r. Po tej nominacji był prezesem Sądu Rejonowego w Grodzisku Mazowieckim.
"To raczej typ sędziego, który się nie wychyla. Nie należy do Iustiti" – słyszymy w stołecznym sądzie. W ubiegłym roku utrzymał on w mocy wyrok na aktywistę miejskiego Jana Śpiewaka za zniesławienie córki prof. Zbigniewa Ćwiąkalskiego.
Idąc za „radą” prezes Joanny Bitner OKO.press o decyzję sądu w sprawie aresztu dla Margot zapytało warszawską prokuraturę okręgową. Ale prokuratura w poniedziałek w ciągu dnia nie miała jeszcze tej decyzji.
W poniedziałek wieczorem prorządowy portal wPolityce napisał, że dotarł do uzasadnienia decyzji aresztowej. Według portalu sąd zdecydował o wysłaniu Margot na dwa miesiące do celi z uwagi na obawę matactwa i obawę ukrywania się. Zdaniem portalu sąd przyjął, że Margot mogłaby kontaktować się z innymi uczestnikami postępowania prokuratury i informować ich o postępach śledztwa oraz o swoich wyjaśnieniach (tyle, że Margot nie ustosunkowała się do zarzutów podczas przesłuchania w prokuraturze). Sąd miał też wziąć pod uwagę fakt, że nie ma ona stałego miejsca pobytu. Jako swój adres miała podać adres kancelarii prawnej jej obrońcy.
Z informacji udzielonych OKO.press przez prokuraturę wynika, że inne osoby biorące udział w zdarzeniu z furgonetką na razie nie dostały zarzutów.
Obrońca Margot mec. Piotr Girdwoyń zapowiada, że złoży zażalenie na decyzję sądu o areszcie.
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Komentarze