0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Jakub Orzechowski / Agencja Wyborcza.plJakub Orzechowski / ...

“Ludzie nie powinni wiedzieć, jak się robi kiełbasę i politykę” - ponad 100 lat temu miał powiedzieć kanclerz Otto von Bismarck. Wiedza, jak wygląda robienie polityki w Polsce może rzeczywiście źle wpłynąć na nasze zdrowie, co nie znaczy, że nie należy patrzeć politykom na ręce.

NIK dokonał swego rodzaju meta analizy dziewięciu swoich kontroli przeprowadzonych w ciągu ostatnich 6 lat oraz wyniki 5 audytów Komisji Europejskiej dotyczących bezpieczeństwa żywności w Polsce.

Rekomendacje, które w rezultacie powstały, pozwalają stwierdzić, że - podobnie jak w przypadku wielu innych kluczowych polityk, np. transportu zbiorowego czy prawa pracy - państwo polskie albo nie potrafi, albo wręcz wycofało się ze swojej roli.

A Polska jest potęgą w produkcji żywności. Od roku 2010 produkcja żywności w Polsce wzrosła o 56 proc., co tylko zwiększa konieczność efektywnego systemu kontroli jakości i bezpieczeństwa.

W kraju mamy dwa systemy kontroli żywności: producencki, polegający na stosowaniu tzw. dobrych praktyk produkcyjnych i higienicznych, w tym unijnego Systemu Analizy Zagrożeń i Krytycznych Punktów Kontroli, znanego jako HACCP.

Nad systemem producenckim znajduje się drugi - niespójny i skomplikowany - system zewnętrzny, według raportu NIK zasadnicze źródło problemów z nadzorem nad bezpieczeństwem żywności w Polsce.

Przeczytaj także:

Co za dużo, to (dosłownie) niezdrowo

W Polsce kontroli zewnętrznych żywności dokonuje w różnych zakresach osiem (sic) instytucji państwowych:

  • Państwowa Inspekcja Sanitarna,
  • Inspekcja Weterynaryjna,
  • Inspekcja Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych,
  • Państwowa Inspekcja Ochrony Roślin i Nasiennictwa,
  • Inspekcja Ochrony Środowiska,
  • Państwowy Instytut Weterynaryjny,
  • Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego – Państwowy Zakład Higieny,
  • oraz - w sprawach związanych z importem i eksportem żywności - Krajowa Administracja Skarbowa.

“Struktura kontroli jest nieprzejrzysta, bo regulowana jest wieloma aktami prawnymi, tworzonymi w różnym czasie i wydawanymi w związku z realizacją różnych celów i zadań, wśród których ochrona bezpieczeństwa żywności lub jakości żywności jest w większości przypadków tylko jednym z wielu obowiązków poszczególnych inspekcji” - pisze NIK.

Co gorsza, instytucje nadzorcze działają na zasadzie “każda sobie”, co skutkuje łataniem dziur w systemie np. za pomocą porozumień, jakie indywidualne instytucje zmuszone są zawierać między sobą.

“Inspekcja Weterynaryjna i Państwowa Inspekcja Sanitarna nie przekazywały między sobą informacji o przypadkach nielegalnie prowadzonej produkcji artykułów żywnościowych. Stwierdzono też spory kompetencyjne pomiędzy Inspekcją Weterynaryjną a Państwową Inspekcją Sanitarną dotyczące nadzoru nad produktami pochodzenia zwierzęcego".

"Fakt zafałszowania konkretnego środka spożywczego może być przedmiotem zainteresowania aż trzech inspekcji w zależności od tego, czy czynniki tego zafałszowania powodują naruszenie bezpieczeństwa środka spożywczego, czy ekonomicznych interesów konsumenta. Co więcej, z punktu widzenia sankcji, w pierwszym przypadku zafałszowanie jest przestępstwem, w drugim administracyjną karą pieniężną” - punktuje NIK.

Polska niestety liderem

Brak spójnego i efektywnego systemu nadzoru nad bezpieczeństwem produkcji i dystrybucji żywności skutkuje systematycznie rosnącą liczbą zgłoszeń do unijnego systemu ostrzegania o niebezpiecznej żywności (RASFF).

W 2019 roku odnotowano 203 powiadomienia. Rok wcześniej - 131, a w 2017 roku - 87. Wedle najnowszych dostępnych danych, najgorzej było w roku 2020, kiedy do końca września do RASFF kraje członkowskie zgłosiły 273 powiadomienia dotyczące produktów spożywczych z Polski, najwięcej w całej UE.

“[Zgłoszenia] najczęściej dotyczyły występowania w żywności z Polski niebezpiecznych dla zdrowia bakterii Salmonella, przede wszystkim w mięsie drobiowym i produktach pochodnych. Drugim najczęściej notowanym w RASFF zagrożeniem wykrywanym w produktach z Polski była obecność bakterii Listeria monocytogenes w rybach (głównie wędzonych na zimno), mięsie i produktach innych niż drobiowe, mięsie drobiowym, owocach i warzywach, daniach gotowych i skorupiakach” - czytamy w informacji NIK.

Na chaos kompetencyjny i organizacyjny nakładają się braki kadrowe. Trudno o wykwalifikowanych pracowników nadzoru żywności, jeśli - jak wykazała jedna z kontroli NIK - “kontrolowane organy napotykały trudności w zdobywaniu merytorycznych pracowników, przede wszystkim lekarzy weterynarii, zaś próby naborów kończyły się niepowodzeniami, głównie z powodu nieatrakcyjnych, w stosunku do ofert rynkowych, warunków wynagrodzenia (3–3,5 tys. brutto).”

“Powodowało to, że na stanowiska merytoryczne zatrudniano osoby z wykształceniem pokrewnym (np. zootechnik, technolog żywności, agronom), ale również z wykształceniem całkowicie odmiennym” - pisze NIK.

Suplementy diety - hulaj dusza, kontroli nie ma

Brak wykwalifikowanych pracowników oraz wynikający z tego ogrom spraw, jakimi muszą zajmować się ci, dzięki którym system całkowicie się nie zawalił, prowadzi do braku jakiejkolwiek kontroli nad dynamicznie rozwijającymi się segmentami rynku. Najlepszym - czy może raczej najgorszym - przykładem są suplementy diety.

“W przypadku blisko połowy ogólnej liczby powiadomień, które wpłynęły do GIS w latach 2014-2016 (ok. 6 tys. produktów), w ogóle nie rozpoczęto procesu weryfikacji. Oznaczało to, że w stosunku do tak wielkiej liczby wprowadzanych na rynek suplementów diety nie podjęto nawet próby ustalenia, czy produkty te są bezpieczne dla konsumentów” - alarmuje NIK.

Efekt? Wieloletnie pozostawania w obrocie niezweryfikowanych produktów niejednokrotnie zawierających niedozwolone, szkodliwe dla zdrowia składniki.

Państwo polskie nie nadąża także za rozwojem sprzedaży żywności przez internet. “Organy urzędowej kontroli żywności w Polsce nie uznały tej kwestii za istotną. Tymczasem internetowa sprzedaż niektórych rodzajów żywności, np. suplementów diety, jest specyficzna, szczególnie gdy sprzedający prowadzi swoją działalność w lokalach mieszkalnych i nie ma możliwości magazynowania oferowanych towarów” - czytamy w informacji NIK.

By poprawić bezpieczeństwo żywności, Polska powinna przede wszystkim porzucić dotychczasowy system krzyżujących się kompetencji aż ośmiu instytucji nadzorczych. Oprócz Polski taki system mają tylko cztery inne kraje UE, w zdecydowanej większości państw członkowskich postawiono na centralizację nadzoru.

Raport NIK daje mocne argumenty organizacjom ekologicznym postulującym ograniczenie spożycia mięsa w Polsce już nie tylko ze względu na koszt środowiskowy przemysłowej hodowli zwierząt, ale właśnie z punktu widzenia zdrowia publicznego.

“Zdecydowana większość zidentyfikowanych naruszeń oraz zagrożeń dotyczy żywności pochodzenia zwierzęcego, która nie dość, że sama w sobie jest szkodliwa dla zdrowia, to do tego ulega łatwemu zainfekowaniu i zepsuciu.

Kontrola takiej żywności stanowi żmudne, wręcz niewykonalne zadanie – a jak pokazał raport NIK, wszelkie działania podejmowane do tej pory przez właściwe organy są albo fasadowe, albo nieskuteczne” - napisała Fundacja Green Rev Institute. Fundacja zajmuje się promocją produkcji rolniczej w poszanowaniu środowiska, klimatu i praw zwierząt.

Stanowisko wsparły inne organizacje ekologiczne np. Klub Gaja, Ekowyborca, czy Rodzice dla Klimatu.

Udostępnij:

Wojciech Kość

W OKO.press pisze głównie o kryzysie klimatycznym i ochronie środowiska. Publikuje także relacje z Polski w mediach anglojęzycznych: Politico Europe, IntelliNews, czy Notes from Poland. Twitter: https://twitter.com/WojciechKosc

Przeczytaj także:

Komentarze