0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja Wyborcza.plSlawomir Kaminski / ...

Powołana przez Senat komisja nadzwyczajna ds. Pegasusa ma za sobą trzy pierwsze posiedzenia. Tyle wystarczyło, żeby PiS zaczął rozumieć, że bojkot jej prac – polegający na niewprowadzeniu do niej żadnego przedstawiciela Zjednoczonej Prawicy – był bardzo poważnym błędem.

Zarazem senacka komisja wydaje się bardzo groźnym dla PiS „demonstratorem możliwości”, jakie miałaby komisja sejmowa dysponująca uprawnieniami śledczymi, zdolna do wezwania na przesłuchanie najwyżej postawionych polityków obozu władzy.

Początkowo bardzo niewiele wskazywało na to, że senacki pomysł opozycji może pomóc jej przejąć inicjatywę w sprawie afery inwigilacyjnej. Komisje senackie w odróżnieniu od sejmowych nie mają uprawnień śledczych, więc za niestawienie się na ich wezwanie lub raczej zaproszenie, nie grożą żadne sankcje.

Do tego Senat stale pozostaje w cieniu niższej izby parlamentu, zaś przez większość mediów i opinii publicznej jest uznawany za miejsce z natury nudnawe i odgrywające w polskim ustroju rolę raczej drugorzędną.

Lęk w PiS

Tymczasem senacka komisja ds. Pegasusa skupia na sobie uwagę mediów i opinii publicznej, a jej kolejne posiedzenia wnoszą coraz więcej do sprawy. O ile same szczegóły inwigilacji prokurator Ewy Wrzosek, Romana Giertycha i Krzysztofa Brejzy poznaliśmy już wcześniej za sprawą kolejnych publikacji w mediach, o tyle już zapraszani przez komisję eksperci stawiają publicznie fundamentalne pytania dotyczące miejsca systemów inwigilacyjnych w rodzaju Pegasusa w polskim systemie prawnym.

A i słowa zeznających przed członkami polskiego parlamentu ekspertów z kanadyjskiego Citizen Lab dają widzom, słuchaczom i czytelnikom bezpośredni wgląd w samo sedno całej afery.

Dobrze poinformowany o sprawach partii polityk PiS: „Tak, ja też jestem zaskoczony. Spodziewałem się długich przemów senatorów o tym, jak to PiS jest wcieleniem zła i politycznego teatru, tymczasem nie da się ukryć, że to sprawia dość merytoryczne wrażenie. Nie wiem, czy nie powinniśmy w to jakoś jednak wejść”.

Nasz rozmówca zastrzega, że nie rozmawiał o tym jeszcze z nikim ze ścisłych władz PiS, ale obawy o utratę kontroli nad polityczną narracją ws. Pegasusa są już w partii powszechne.

Tymczasem senacka komisja została powołana głosami niemal wyłącznie opozycji. Senatorowie Zjednoczonej Prawicy - z jednym wyjątkiem - głosowali przeciwko jej utworzeniu i nie wprowadzili do niej żadnego przedstawiciela. Była to świadoma decyzja kierownictwa PiS. Zakładało ono, że prace senackiej komisji szybko znikną w cieniu innych wydarzeń, a jej brak typowo śledczej mocy sprawczej spowoduje stopniowy spadek jakiegokolwiek zainteresowania mediów i opinii publicznej. Okazało się to zupełnie mylną oceną.

Tylko jeden z senatorów PiS zagłosował za powołaniem senackiej komisji. "Tylko utwierdziłem się w przekonaniu, że zrobiłem słusznie. Nadal uważam, że błędem PiS było niedesygnowanie naszych senatorów do komisji i niepodjęcie próby wiarygodnego, kompleksowego i transparentnego wyjaśnienia tej sytuacji" - mówi dziś OKO.press senator Jan Maria Jackowski z PiS.

Wszystko wskazuje na to, że Jackowski ma rację.

Komisja punktuje bezprawie

Trzy pierwsze posiedzenia komisji były nasycone treścią, bardzo merytoryczne i sprawnie prowadzone. Podczas pierwszego eksperci z Citizen Lab przedstawili swoje ustalenia na temat trzech pierwszych ujawnionych polskich przypadków zastosowania Pegasusa – wobec prokurator Ewy Wrzosek, Romana Giertycha i senatora Krzysztofa Brejzy.

Podkreślali, że inwigilacja Brejzy była prowadzona w sposób wyjątkowo agresywny w porównaniu ze wszystkim, co dotąd w sprawie Pegasusa widzieli. A widzieli sporo, bo badali przykłady wykorzystania tego oprogramowania także między innymi w Meksyku i Arabii Saudyjskiej.

Na drugim posiedzeniu wystąpili były i obecny prezes Najwyższej Izby Kontroli – senator Krzysztof Kwiatkowski i Marcin Banaś. Przedstawili dokumenty dotyczące nielegalnego zakupu Pegasusa z pieniędzy Funduszu Sprawiedliwości, przeznaczonego na wspieranie ofiar przestępczości. Wskazali podpisane pod nimi osoby – w tym wiceministra sprawiedliwości Michała Wosia, szefa CBA Ernesta Bejdę i obecnego Rzecznika Praw Dziecka Mikołaja Pawlaka, który wówczas był dyrektorem departamentu w Ministerstwie Sprawiedliwości.

Podczas pierwszej części trzeciego posiedzenia na pytania komisji odpowiadali Dorota i Krzysztof Brejzowie. Poruszająco opisali doświadczenie sześciomiesięcznej inwigilacji i jej bezpośrednie skutki w postaci nagonki na Krzysztofa Brejzę w TVP – wszystko z perspektywy życia w relatywnie niewielkim mieście jakim jest Inowrocław.

Polityk PiS: „Jeżeli pan mnie pyta, czy to było poruszające, to odpowiadam, tak było. Brejza jest naszym politycznym przeciwnikiem, właściwie to nawet politycznym wrogiem, ale kiedy się patrzy na niego i jego żonę, to trudno nie odczuwać współczucia z powodu tego, co ich spotkało. Moim zdaniem niezasłużenie”.

Nasz rozmówca chwilę później wdaje się w dość zawiłe rozważania na temat tego, że „w polityce trzeba mieć grubą skórę” oraz tego, że interes polityczny musi czasem przeważyć nad „czysto ludzką” oceną sytuacji. „Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą” - taki był z tego ogólny wniosek.

Ale senacka komisja mówi nam o wiele więcej. Żadne z posiedzeń nie było przesadnie rozwlekłe, zadający pytania senatorowie byli zaś dobrze przygotowani i skupieni na analizie trafiającego do nich materiału.

W odróżnieniu od znanych z poprzednich kadencji Sejmu komisji śledczych, ta senacka nie stała się dotąd ani areną politycznego, retorycznego show, ani sceną dla wielogodzinnych mętnych monologów, przy których zasypiają nawet żywo zainteresowani tematem dziennikarze i komentatorzy.

W zadawaniu konkretnych, merytorycznych pytań szczególnie wyróżniali się senatorowie Magdalena Kochan, Sławomir Rybicki i Wadim Tyszkiewicz. Z kolei przewodniczący komisji Marcin Bosacki prowadził jej posiedzenia sprawnie i z dostrzegalnym reżyserskim wyczuciem, które sprawiało, że obrady nie męczyły ani świadków, ani widzów telewizyjnych i internetowych transmisji.

Prawnicy o Pegasusie

"Myślę, że ta komisja dostarczy przede wszystkim wiele materiału prawnego dotyczącego zasad funkcjonowania kontroli operacyjnej w nowej rzeczywistości technologicznej. I da odpowiedź na pytania, czy tego typu oprogramowania są dziś używane zgodnie z prawem. Czy materiał pozyskiwany za ich pomocą ma moc dowodową oraz czy nie dociera on również do służb kraju, który jest producentem oprogramowania. Bardzo potrzebujemy takich odpowiedzi" – mówi Jan Maria Jackowski, senator PiS.

To było przedmiotem drugiej części trzeciego posiedzenia senackiej komisji. Brali w nim udział eksperci z zakresu prawa - prof. dr hab. Dobrosława Szumiło-Kulczycka z Uniwersytetu Jagiellońskiego, dr Adam Behan również z Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz dr Maciej Fingas z Uniwersytetu Gdańskiego.

Eksperci wypunktowali, że:

  • Pegasus jest raczej cyberbronią i prewencyjnym narzędziem zapobiegania zagrożeniom dla państwa niż dopuszczalnym w polskim prawie środkiem inwigilacji podejrzanych o przestępstwo.
  • Materiał zebrany z pomocą Pegasusa nie obroni się jako pełnoprawny dowód przed polskim sądem.
  • Można sobie wyobrażać zastosowanie Pegasusa do celów wywiadowczych czy walki z terrorem – np. do udaremnienia zamachu, ale nie w normalnej, procesowej działalności polskich służb i prokuratury.
  • Fakt, że serwery Pegasusa są kontrolowane przez inne państwo (Izrael), może stawiać zasadne pytania o to, czy nie doszło do ujawnienia tajemnicy państwowej czy informacji o krytycznym znaczeniu dla bezpieczeństwa państwa.
  • Nieuprawnione użycie Pegasusa realizowałyby znamiona przestępstwa z 267 paragrafu KK, czyli nieuprawnionego dostępu do systemu informatycznego, nie mówiąc już o przestępstwach z kategorii przekroczenia uprawnień i nadużycia władzy.
  • Sędziowie wydający zgody na użycie Pegasusa najprawdopodobniej nie mieli pojęcia o naturze działania tego systemu.
To wnioski o fundamentalnym znaczeniu – wskazujące na to, że bezprawny mógł być nie tylko sam sposób sfinansowania zakupu Pegasusa, ale także jego użycie w konkretnych, znanych już dzięki Citizen Lab sprawach inwigilacji. Naprawdę wiele, jak na zaledwie 3 posiedzenia senackiej komisji.

Polityk Prawa i Sprawiedliwości: „Tak, ta komisja działa lepiej niż się spodziewaliśmy. I tak, myślę, że przyglądamy się jej z coraz większą uwagą. Zresztą media poświęcają jej wręcz ponadprzeciętnie dużo uwagi”.

Poza PiS nie ma już w Sejmie sił, które twardo broniłyby się przed powołaniem komisji śledczej.

Jan Strzeżek, rzecznik Porozumienia: "Komisja senacka odgrywa naszym zdaniem ogromnie ważną rolę – przede wszystkim gromadząc i porządkując materiał, który może stać się przedmiotem sejmowej komisji śledczej z pełnymi uprawnieniami. Nasz przedstawiciel w Senacie poparł jej powołanie, teraz zaś w Sejmie zagłosujemy za powołaniem komisji śledczej".

Politycy Prawa i Sprawiedliwości bardzo niechętnie i zarazem niekonsekwentnie przedstawiali opinii publicznej prawdę na temat Pegasusa. Precyzyjnie opisał to na łamach OKO.Press Michał Danielewski.

Ta dezynwoltura wynikała po części z wniosków z zamawianych przez rząd i PiS badań opinii publicznej. Wynikało z nich, że sprawa Pegasusa nie jest kwestią, która zajmowałaby ogół Polaków.

Miało się nie klikać

Dobrze poinformowany polityk PiS: „W porównaniu z kwestiami takimi jak wzrost cen czy różne niepokoje związane ze zmianami podatkowymi w ramach Polskiego Ładu zainteresowanie sprawami Pegasusa jest dość marginalne. Opozycja chce rozdymać ten temat, to zrozumiałe. Ale dlaczego my mielibyśmy się do tego przyczyniać?”.

Taka logika obowiązywała dotąd w PiS-owskim mainstreamie. Ale wygląda na to, że tym razem nie da się poprzestać na konstatacjach dotyczących tego, co „ciemny lud kupi”, a czego nie kupi.

"To nie jest sprawa, która budziłaby jakieś szczególnie żywe i masowe zainteresowanie szerokich kręgów społecznych. Ale zarazem to poważna sprawa o charakterze politycznym, dotycząca samego sposobu funkcjonowania państwa i jakości demokracji. Nawet jeśli nie dziś, to w przyszłości będzie ona bardzo wnikliwie analizowana. I dlatego powinniśmy byli podejść do niej z pełną powagą" – mówi senator Jan Maria Jackowski z PiS.

W Sejmie ważą się w tej chwili losy komisji śledczej ws. Pegasusa. Ponieważ wraz z opozycją zamierza ją poprzeć także Paweł Kukiz ze swym kołem poselskim, rosną szanse, że PiS nie zdoła zablokować jej powołania.

Pytanie zatem, czy w poselskich ławach PiS znajdą się ludzie, którzy mogliby się wyłamać z partyjnego szeregu i zagłosować za jej powołaniem.

Jan Maria Jackowski – który zrobił to w Senacie - odpowiada, że nie ma pojęcia. Nasz rozmówca ze środka PiS kwituje, że jego zdaniem, „posłowie wciąż dobrze wiedzą, co to jest dyscyplina klubowa”.

"Myślę, że kilka takich osób może w tej chwili spokojnie się znaleźć. Do mnie zgłosiło się już kilku polityków PiS zasiadających w Sejmie i nawet w rządzie, z prośbą o udzielenie kontaktu do Citizen Lab. Także tam ten problem jest naprawdę istotny, w kuluarach część polityków PiS traktuje go bardzo poważnie" – mówi Jan Strzeżek, rzecznik Porozumienia.

Oznacza to, że nawet politycy PiS bardzo uważnie śledzą obrady senackiej komisji. I wiedzą, że sprawa Pegasusa może dotyczyć bezpośrednio także ich samych.

Udostępnij:

Witold Głowacki

Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.

Komentarze