Marcin Bosacki twierdzi, że w Polsce inflacja jest dwa razy większa niż w Europie, a pełną winę za to ponoszą Morawiecki i Glapiński. Senator przesadza z liczbami, a przyczyny tej różnicy są dużo bardziej złożone
6 marca 2023 rano w Polsat News senator Koalicji Obywatelskiej Marcin Bosacki mówił:
W Polsce inflacja jest dwa razy wyższa niż przeciętnie w Europie i jest to tylko i wyłącznie wina pana premiera Morawieckiego oraz klauna, który jest na czele Narodowego Banku Polskiego, czyli pana Glapińskiego
Stworzony zgodnie z międzynarodowymi zasadami weryfikacji faktów.
Mamy tutaj dwa stwierdzenia – że inflacja jest dwa razy wyższa niż średnio w Europie oraz że za ten stan odpowiedzialni są premier Mateusz Morawiecki i prezes NBP Adam Glapiński.
Rozważmy je osobno, po kolei.
Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.
Po pierwsze, według najświeższych danych Eurostatu inflacja w styczniu wyniosła 10 proc. w całej UE i 15,9 proc. w Polsce. To znacząco więcej od unijnej średniej, ale nie dwa razy więcej.
Ostatni raz inflacja w Polsce była dwa razy większa od średniej unijnej na chwilę przed wezbraniem obecnej fali inflacji w maju 2021. Wówczas w Polsce wynosiła ona 4,6 proc. (operujemy na danych Eurostatu, by były porównywalne w całej Unii, mogą się one nieznacznie różnić od tych podawanych przez GUS). A w UE – 2,3 proc. Jednak później, gdy inflacja rosła, stosunek się zmniejszał. W 2022 roku zawsze mieścił się między 1,3 a 1,6.
Może jednak chodziło o strefę euro? Tutaj inflacja średnio jest niższa niż w całej UE. Jednak dalej nie dojdziemy do dwukrotności. Ostatnio mieliśmy z nią do czynienia w lipcu 2021. Wtedy inflacja w Polsce zbliżała się do 5 proc. (4,7 proc.), a średnio w strefie euro wynosiła 2,2 proc. Później współczynnik inflacji polskiej do średniej w strefie ero mieści się między 1,4 a 1,8.
A spadek inflacji w strefie euro w lutym wyhamował. Od października do stycznia mieliśmy wyraźne spadki. W lutym mamy spadek tylko o 0,1 punktu procentowego. A w wielu krajach wzrosty – w Holandii i Irlandii o pół punktu procentowego.
Tak czy inaczej, Marcin Bosacki mówił o Europie, nie o strefie euro. Niestety najlepsze precyzyjne dane, jakie mamy, obejmują Unię Europejską, a nie całą Europę. Ale można podejrzewać, że gdyby wziąć wszystkie kraje kontynentu, różnica między Polską a całą Europą byłaby jeszcze mniejsza niż między Polską a całą Unią.
Szczególnie że obejmuje to na przykład:
Różnica, choć spora, jest więc mniejsza, niż mówi senator Bosacki.
A co z drugą częścią wypowiedzi? Tutaj sprawa jest nieco bardziej skomplikowana.
Według Bosackiego za całą nadwyżkę inflacji ponad średnią unijną odpowiadają premier i prezes NBP - taką interpretację słów senatora przyjmujemy, bo trudno o inną.
To bardzo ryzykowne stwierdzenie.
Przede wszystkim, porównywanie się tutaj do całej UE lub całej strefy euro w istocie niewiele nam mówi. W UE mamy Węgry, w których inflacja przekroczyła 25 proc. i Belgię, gdzie w lutym 2023 wyniosła 5,5 proc.
W ramach jednej strefy euro, w której mamy przecież jeden bank centralny, różnice w poziomach inflacji też wciąż są ogromne. Najnowsze dane dla strefy euro to luty. Najwyższa inflacja to Łotwa z 20,1 proc., najmniejsza Luksemburg – 4,8 proc. Sześć krajów przekracza 10 proc., 14 mieści się między 5 a 10 proc.
Przypadek strefy euro dowodzi jednego – jesteśmy w sytuacji, w której obarczanie banku centralnego pełną odpowiedzialnością za wysokość inflacji może zwieść nas na manowce.
Europejski Bank Centralny prowadzi znacznie wiarygodniejszą i spokojniejszą komunikację niż polski. A to ważne narzędzie w prowadzeniu polityki pieniężnej – zapowiedziami podwyżek lub obniżek stóp procentowych można sterować rynkami finansowymi oraz reakcjami konsumentów. Szefowa ECB Christine Lagarde za każdym razem jasno tłumaczyła ścieżkę podwyżek stóp na kolejne miesiące.
O konferencjach Adama Glapińskiego można powiedzieć wiele, ale nie to, że imponują powagą i jasnością przekazu.
I pomimo tego, w niektórych krajach strefy euro, inflacja przekraczała 20 proc.
Najprostsza odpowiedź na pytanie, dlaczego wschód Europy zmaga się z inflacją wyższą niż zachód, brzmi: szok energetyczny i duża (dotychczas) zależność od rosyjskiej energii. Kraje środkowej Europy zależą (a czasem – zależały) silniej od importu energii.
Ale nie tylko.
„Inflacja jest wyższa na wschodzie Europy przede wszystkim przez wyższą inflację bazową, co jest spowodowane wyższym wzrostem płac (ciaśniejsze rynki pracy) i tym samym utrzymującym się wyższym popytem niż w Europie Zachodniej” – tłumaczył w lipcu dla OKO.press Mateusz Urban, członek zespołu analitycznego Oxford Economics.
Dodawał: „To pozwala firmom na przerzucanie rosnących kosztów — materiałów, energii — na klientów”.
Podsumowując: większa zależność od Rosji, różnice na rynkach pracy, niższy poziom rozwoju gospodarczego (a więc często i bardziej dynamiczny wzrost PKB) to najważniejsze przyczyny wyższej inflacji w krajach, które dołączyły do UE po 2004 roku.
Nie oznacza to, że decyzje rządu i NBP nie mają wpływu na poziom inflacji w Polsce. Niektóre decyzje rządu mają bezpośredni wpływ na wzrost (lub też spadek) inflacji.
Zacznijmy od najprostszego przykładu: obniżenie podatków z lutego 2022 roku spowodowało, że inflacja spadła z 9,4 proc. do 8,5 proc. Jednak zaraz potem, w marcu, wzrosła do 11 proc. i wróciła na starą ścieżkę.
I analogicznie powrót do starych stawek inflację podnosi. Wciąż czekamy na dane z lutego 2023 roku, ale wynik może być wysoki przez to, że podstawowy wskaźnik inflacji odnosi się do tego samego miesiąca rok wcześniej. A w lutym 2022 inflacja spadła, więc w lutym 2023 będzie się odnosić do stosunkowo niskiej bazy. Czyli - inflacja w lutym 2023 będzie wyższa, niż gdyby rządowych obniżek VAT nie było.
Polski rząd dosyć hojnie korzystał z obniżek podatków pośrednich, by zmniejszyć wpływ wzrostu cen na nasze portfele. Ale nie robił tego tak intensywnie, jak Węgrzy. Ci przedobrzyli, a zła polityka właśnie wystrzeliła im w twarz, z inflacją w wysokości 25 proc.
Program 500 plus przed rozszerzeniem z pewnością nie dokładał się do inflacji. Ale po rozszerzeniu go na każde dziecko od lipca 2019 roku mógł nieco podnieść ceny.
Mieliśmy też dodatkowe emerytury oraz znaczne obniżenie dolnej stawki PIT - z 17 do 12 proc. Tę zmianę wprowadzano już w momencie, gdy inflacja była wysoka, rząd musiał mieć więc świadomość, że w walce z inflacją to nie pomoże. Bardzo trudno jest dokładnie określić, w jakim stopniu taka polityka przyczyniła się do dzisiejszego poziomu inflacji. Ale rząd bez wątpienia wiedział, że nie jest to polityka antyinflacyjna.
"Te środki [z KPO], jak przyjdą do Polski, wzmacniają złotówkę, zwiększają inwestycje w drogi, zieloną energetykę, sieci przesyłowe. Konwencjonalną energetykę też będziemy mogli zasilić dużo lepiej" [...] "Złotówka lekko się ostatnio umocniła, ale mogłaby się umocnić jeszcze bardziej. Dzięki temu ceny surowców, które przecież kupujemy w dolarach, a więc przy mocniejszej złotówce mniej by biły po polskich kieszeniach, byłyby jeszcze niższe i miałoby to wpływ na niższą inflację".
To cytat z grudnia z samego premiera Morawieckiego. Premier przyznaje tutaj, że pieniądze z KPO pozytywnie wpłynęłyby na naszą walutę i pomogłyby obniżyć inflację. (Przy okazji przypominamy premierowi, że nasza waluta to złoty, złotówka to moneta jednozłotowa).
Mimo świadomości, że środki z KPO mogą pomóc w walce z inflacją, rząd miesiącami lekceważył te pieniądze, nie współpracował z UE w kierunku jak najszybszego ich odblokowania. A gdy zmienił zdanie, to w lutym 2023 pieniądze zablokowała decyzja prezydenta, o odesłaniu do TK ustawy o Sądzie Najwyższym. Jej uchwalenie było warunkiem wypłaty środków.
Jeśli chodzi o NBP, z dzisiejszej perspektywy większość ekspertów nie krytykuje tempa i wysokości podwyżek stóp procentowych. A pewne potwierdzenie tego można znaleźć w ścieżce innych gospodarek UE spoza strefy euro – Rumunii i Czech. Tam podwyżki wyglądały bardzo podobnie, co świadczy o konsensusie wśród banków centralnych spoza strefy euro.
Główny błąd NBP to sposób komunikacji, który niestety się nie zmienia.
Do tego nawiązuje Marcin Bosacki, nazywając Adama Glapińskiego „klaunem”. Prezes NBP swoimi żartami na zbyt długich konferencjach wprowadza dużo konfuzji i obniża zaufanie do polityki banku centralnego. To może wpływać na oczekiwania inflacyjne.
A jeśli te są wysokie, konsumenci spodziewają się podwyżek cen i są skłonni, by podwyżki akceptować. Adam Glapiński jest przez Polaków oceniany negatywnie. W lipcu 2022 roku jego pracę źle oceniało 51 proc. badanych w sondażu United Surveys dla Wirtualnej Polski (przeciwnego zdania było 26 proc.). We wrześniu 2022 roku w sondażu SW Research dla "Rzeczpospolitej" złe zdanie o walce NBP z inflacją miało 66 proc. badanych. Dobre - 15 proc.
A to znaczy, że swoimi konferencjami i wypowiedziami prezes Glapiński sam pozbawił się narzędzia do walki z inflacją.
Natomiast chociaż prezes NBP ma o sobie jak najlepsze zdanie, to nie ma takiej mocy, by w całości odpowiadać za różnicę między inflacją w strefie euro, a tej w Polsce.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze