0:000:00

0:00

Od wielu lat zajmuje się Pan - jako adwokat, ale i ekspert - przeciwdziałaniem przemocy w rodzinie. Co - bazując na pana doświadczeniu - w polskim prawie nie działa?

Dr Grzegorz Wrona*: Kilka rzeczy. Po pierwsze, polskie społeczeństwo już przyzwyczaiło się do tego, że w prawie jest zakaz zbliżania się i kontaktu. Ten zakaz często się pojawia w debacie publicznej.

Mało kto wie, że te przepisy są tylko w prawie karnym. Żeby móc sprawcy przemocy zabronić zbliżania się lub kontaktowania, musi popełnić przestępstwo. A w polskim prawie przemoc w rodzinie nie zawsze jest przestępstwem. Będzie nim tylko w szczególnych przypadkach. Jeżeli się zgłaszamy na policję, ponieważ doznaliśmy przemocy w rodzinie, to pierwszą sprawą jest to, czy w ogóle było przestępstwo. Jeśli tak, to czy mamy na to dowody. Dopiero po ich zebraniu można postawić sprawcy zarzut i dopiero od tego momentu można stosować zakaz zbliżania i kontaktu.

Ten zakaz może być więc zastosowany w wąskiej grupie przypadków. Statystyki są jednoznaczne, siedem spraw na dziesięć jest umarzanych, w siedmiu sprawach na dziesięć nie doszliśmy w ogóle do tego etapu, w którym można stosować zabezpieczenia dla osób doznających przemocy.

Przeczytaj także:

Drugim problemem jest to, co my w ogóle za przestępstwo uznajemy. Jeżeli dochodzi do jednokrotnego uderzenia, to czy to jest przestępstwo? Jest przestępstwo, ale tylko z oskarżenia prywatnego?

Policja i prokuratura nie prowadzi postępowania, sami możemy oskarżyć sprawcę i znowu nie stosuje się zakazu kontaktu, zbliżania, nakazu opuszczenia miejsca zamieszkania. Może to zrobić dopiero sąd.

Mówimy o przemocy fizycznej, a co dopiero się dzieje przy przemocy psychicznej. Jeżeli to nie jest groźba karalna, znęcanie, stalking, to w ogóle nie jest to przestępstwo i nie ma zastosowania kodeks karny.

Przemoc ekonomiczna w ogóle nie jest przestępstwem, tu też zatem przepisy nie działają.

Dobrze, załóżmy teraz, że jesteśmy w tej małej grupie pokrzywdzonych, których sprawy nie umorzono. Co dalej?

Postawiono zarzuty, wniesiono akt oskarżenia, toczy się sprawa w sądzie. Przede wszystkim bardzo mała liczba sprawców przemocy trafia do programów korekcyjno-edukacyjnych i programów psychologicznych dla sprawców przemocy. W większości osób skazanych nie jest orzekany ten obowiązek. Tak naprawdę nie pracujemy nad tym, aby ci sprawcy w przyszłości ponownie nie stali się sprawcami przemocy. Nie dajemy sobie w ogóle takiej szansy.

Dalej, długość trwania sprawy. Sprawy dotyczące przemocy w rodzinie, nie idą jakimś specjalnym trybem, są tak samo rozpatrywane, jak każde inne. Stosunkowo rzadko stosuje się w nich areszt, a sprawy “aresztowe” mają pierwszeństwo, więc nie korzystamy zazwyczaj z tego pierwszeństwa, zatem taka sprawa trwa kilka lat. Jeżeli ona trwa kilka lat, to zapada rozstrzygnięcie, które nie zmienia sytuacji osoby doznającej przemocy, bo ona sama musiała sobie tę sytuację zmienić dużo wcześniej.

Przykładem są sprawy rozwodowe, które trwają bardzo długo. Sprawcy przemocy mają dużo możliwości, żeby je jeszcze przeciągnąć. To znowu powoduje, że sytuacja rodziny nie jest ustabilizowana. Cierpią na tym dzieci, cierpią osoby doznające przemocy, nie są w stanie załatwić swoich spraw majątkowych, bo muszą czekać, aż się zakończy sprawa rozwodowa.

Najprostszy przykład: mamy rozwód w Warszawie, z orzekaniem o winie, gdzie jest spór o dzieci. To jest 5-6 lat procesu rozwodowego, potem kolejne 5-6 lat procesu o podział majątku, to mamy przed sobą ponad 10 lat procesowania.

Taka perspektywa dla osoby doznającej przemocy w rodzinie jest traumatyczna i dlatego wiele osób się na nią nie decyduje. Trzeba mieć siłę, pieniądze, czas, energię, poczucie bezpieczeństwa, żeby przejść taką procedurę. Jak ktoś tego wszystkiego nie ma, to jest to podwójnie, potrójnie trudne.

Podsumowując, wszystkie te mechanizmy nie uwzględniają perspektywy osoby doznającej przemocy w rodzinie. Te sprawy toczą się tak samo, jak wszystkie inne, a powinny mieć inny bieg, szybszy ze względu na osoby pokrzywdzone.

W polskim kodeksie karnym nie ma takiego przestępstwa, jak przemoc w rodzinie. Sprawca musi “wpasować się” w któreś z przestępstw już funkcjonujących.

Z nadzieją patrzymy na przepisy, które wejdą 30 listopada i pozwolą usunąć sprawcę z mieszkania w trybie natychmiastowym. Policjant będzie miał takie prawo. Zobaczymy jak to zadziała.

Powiedział Pan, że siedem na dziesięć spraw jest umarzanych. Jakie są powody niewszczęcia spraw?

Mamy dwa powody główne, dla którego sprawy są umarzane. Pierwszy to brak dowodów na popełnienie przestępstwa. Drugi – czyn nie stanowi przestępstwa. Coś się wydarzyło, ale to, co się wydarzyło, nie jest przestępstwem.

Jak to?

Doszło do awantury, w której trakcie jedna strona krzyczała, groziła, że coś zrobi, ale nie powiedziała konkretnie, co zrobi, druga strona się bała, ale ta obawa nie była uzasadniona. Prokurator nie kwestionuje, że doszło do takiej sytuacji, ale ta sytuacja nie jest przestępstwem, nie było groźby karalnej.

Albo doszło do naruszenia nietykalności cielesnej, zniewagi, ale gdy wydarzy się raz, nie jest ścigane z oskarżenia publicznego. Albo ofiara nie chciała kontaktu seksualnego, ale nie wyartykułowała sprzeciwu, w związku z tym nie ma przemocy, nie ma gwałtu. Czyn był, natomiast nie był przestępstwem.

Niestety, w statystykach nie ma informacji, jaki procent spraw to te, kiedy uznano, że nie było przestępstwa. Ale ja się z tym w swojej pracy spotykam.

Nawet jeżeli uznano, że czyn był przestępstwem, pytanie, czy są dowody. Następnie - czy i jak tych dowodów szukano. Czy przesłuchiwano sąsiadów, świadków pośrednich, osoby, które pomagały osobom doznającym przemocy, czy sięgnięto po dokumentację medyczną itd.

Zdarzają się sytuacje, że tego wszystkiego nie zrobiono. Oczywiście, dowodów może nie być i wtedy oskarżać nikogo nie można.

Czyli, jak rozumiem, problemem jest ustawa o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie, która nie nazywa niektórych działań przestępstwem? Np. nie jest w niej powiedziane, że znęcanie się psychiczne jest niezgodne z prawem?

Nie jest. Jest definicja przemocy w rodzinie w ustawie, ale nie jest napisane, jakie są konsekwencje stosowania przemocy w rodzinie. Tych konsekwencji trzeba szukać w kodeksie karnym. Kodeks karny z kolei nie używa takiego pojęcia, jak przemoc w rodzinie. A więc przemoc w rodzinie jest pojęciem znacznie szerszym, niż przestępstwo.

Czy konwencja stambulska rozwiązuje ten problem?

Konwencja stambulska mówi wyraźnie, że za przemoc, bez względu na to, jaką formę ona przybierze, sprawca powinien ponosić odpowiedzialność. Niekoniecznie karną, ale jakieś skutki negatywne przemocy prawo powinno na niego nakładać.

Jeżeli w Polsce dochodzi do przemocy drastycznej, takiej, która porusza nawet osoby nie znające tematu, wtedy przepisy są wystarczające. Nie mówię o tym, jakie kary zapadają. Ale przynajmniej jest reakcja. Natomiast wszędzie tam, gdzie naprawdę powinniśmy reagować wcześniej, żeby właśnie nie dochodziło do tych drastycznych sytuacji, tutaj te mechanizmy są słabe, albo żadne.

Wszystkie doniesienia prasowe o tych drastycznych przypadkach mówią o tym, że ktoś wcześniej coś wiedział, coś widział, ale nie reagowano, sąsiedzi nie reagowali, policja nie reagowała. Prawie zawsze można było reagować wcześniej.

I tutaj mogą nam pomóc przepisy z konwencji.

Mamy mechanizm Niebieskiej Karty

Tak, ustalamy, że ktoś jest sprawcą przemocy. I nadal nie ponosi żadnych konsekwencji.

Czyli sprawca i ofiara dalej mieszkają razem i wszystko może się powtórzyć?

Bardzo możliwe, że ta nowela z 30 listopada to zmieni, rozszerzy możliwość usunięcia sprawcy z miejsca zamieszkania. To usunięcie jest jednak już sankcją za przemoc. W tej nowej ustawie policja uzyskuje dokładne wskazówki, jak podjąć decyzję o usunięciu sprawcy z mieszkania.

Co jeszcze daje konwencja?

Konwencja stambulska bardzo wyraźnie wskazuje, że definicja przemocy w rodzinie powinna obejmować również osoby, które się rozstały ze sobą, a nadal dochodzi do przemocy. To jest wyraźna luka w polskim prawie. Jeżeli ktoś doznawał przemocy i nadal ze sobą mieszka, to jeszcze mamy przepisy, które to obejmują. Jeżeli się wyprowadził i rozwiódł, w tym momencie tracimy możliwość użycia przepisów o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie.

Tymczasem w parze, która się rozstała, jedna osoba czasem się z rozstaniem nie godzi. Sprawca może nadal nękać, stosować przemoc wobec osoby dotkniętej przemocą. I polska ustawa o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie, nie ma zastosowania do tej sytuacji.

I tu konwencja mówi: niedobrze, powinniście rozszerzyć definicję przemocy również na te przypadki.

Przemoc seksualna. Polskie spojrzenie na kontakt seksualny jest takie, że musi być przemoc fizyczna i groźba albo podstęp, żeby można było mówić o gwałcie. Jak nie ma żadnego z tych trzech działań, to wszystko jest w porządku.

To niestety nie chroni osób, które np. boją się sprawcy. Godzą się na kontakt seksualny, ale nie dlatego, że go chcą, tylko dlatego, że boją się konsekwencji odmowy, boją się, że sprawca może pobić np. dziecko, zdemolować dom. Tego prawo już nie obejmuje.

Konwencja mówi, że ma być zgoda dobrowolna, a nie wymuszona, na kontakt seksualny. Spraw dotyczących przemocy seksualnej jest zresztą w Polsce bardzo mało.

I to są bardzo trudne sprawy. One zawsze sprowadzają się do ustalania takich rzeczy, które z punktu widzenia osoby pokrzywdzonej gwałtem, nie są najistotniejsze. Dla niej najistotniejsze jest, że ktoś ją wykorzystał, a nie jakie były tego okoliczności. Jeżeli wykorzystuje osoba najbliższa, czyli ta, która ma chronić, a nie krzywdzić, też jest aspekt dodatkowy, którego tutaj się nie uwzględnia.

Wreszcie jest mechanizm kontroli. Jest komitet [GREVIO], który ma ocenić czy Polska się stosuje i przestrzega konwencji, czy nie.

Bardzo się przyda taka zewnętrzna ocena. Nie tylko ministerstwo, które mówi, że jest bardzo zadowolone samo z siebie, tylko ktoś z zewnątrz.

Nie twierdzę zresztą, że wszystko jest źle. Np. zmieniła się struktura orzekanych kar. Coraz więcej jest kar pozbawienia wolności, bez zawieszenia. Bardzo często zatrzymuje się sprawcę przemocy. Takich zatrzymań policyjnych jest bardzo dużo, ich liczba sięga ponad 17 tys. rocznie. To się bardzo zmieniło. Jeszcze trzy – cztery lata temu to była znacznie mniejsza liczba.

Jakich rozwiązań prawnych jeszcze nam brakuje?

Konwencja stambulska to jest minimum. Państwa członkowskie Rady Europy spisały sobie rzeczy podstawowe, taką bazę, która musi obowiązywać.

Niektóre kraje europejskie wychodzą poza to minimum. Hiszpania poszła najdalej w budowaniu systemu przeciwdziałania przemocy w rodzinie. Ich system opiera się przede wszystkim na specjalizacji. Są policjanci oddelegowani tylko i wyłącznie do przeciwdziałania przemocy w rodzinie. Nad nimi są prokuratorzy, którzy zajmują się tylko przeciwdziałaniem przemocy w rodzinie i wreszcie sprawy trafiają do sądów, w których jest osobny wydział, który orzeka w sprawach dotyczących przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. Jest osobna ścieżka prawna, co powoduje, że sprawy trwają znacznie krócej oraz zajmują się nimi ludzie, którzy się na nich znają, wiedzą jak pracować z pokrzywdzonymi.

Mówiąc krótko w każdej grupie zajmującej się przemocą w rodzinie, mamy ludzi, którzy są oddelegowani do tego jednego tematu. Zgłasza się pani do takiego punktu i ma tam pani wszystko: psychologa, pracownika socjalnego, prawnika, lekarza, przedstawiciela ochrony zdrowia i policjanta. Oni są wszyscy w jednym miejscu, nie musi pani chodzić do pięciu miejsc i opowiadać za każdym razem tej samej historii.

To jest oczywiście niezmiernie kosztowny system, bo wymaga powołania osobnego pionu w wymiarze sprawiedliwości. Hiszpania nie miała wyjścia - wprowadziła ten system, bo tam bardzo dużo kobiet po prostu ginęło w wyniku przemocy w rodzinie.

*Grzegorz Wrona - adwokat, certyfikowany specjalista i superwizor z zakresu przeciwdziałania przemocy w rodzinie, autor komentarza do procedury Niebieskie Karty, konsultant Warszawskiego Ośrodka Interwencji kryzysowej

;

Udostępnij:

Magdalena Chrzczonowicz

Wicenaczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej przez 15 lat pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.

Komentarze