„Jak długo można manifestować, jaki ma to sens, skoro nie przynosi pożądanego skutku, a raczej mandaty, groźby lub doświadczanie fizycznej agresji?” Odpowiadam: jeśli chcesz żyć w demokracji - musisz być aktywnym obywatelem. Do końca świata - pisze prof. Krystyna Skarżyńska, psycholożka społeczna
Od grudnia 2015 roku obywatele protestowali przeciwko władzy zawłaszczającej publiczne media i atakującej Trybunał Konstytucyjny. Dziesiątki tysięcy Polaków wychodziło na ulice, by bronić konstytucji, niezależności sędziów, wyrazić protest przeciwko trybowi pracy Sejmu, lekceważeniu sejmowej opozycji, traktowaniu dziennikarzy.
W sobotę 11 stycznia 2020 o godz. 15:00 spod Sądu Najwyższego w Warszawie przez Krakowskie Przedmieście pod Pałacem Prezydenckim aż do Sejmu i Senatu przejdzie Marsz Tysiąca Tóg pod hasłem „Prawo do niezawisłości, prawo do Europy”. Będziemy w milczeniu protestować przeciwko ustawie „dyscyplinującej”, represjom wobec sędziów i prokuratorów oraz naruszaniu zasady państwa prawa i trójpodziału władz w Polsce oraz wyprowadzaniu Polski z europejskiej przestrzeni prawnej. Dołącz! OKO.press też tam będzie.
Pamiętamy gorące lipcowe wieczory 2017 roku. Tłumy ludzi pod Sądem Najwyższym i Sejmem, piękni młodzi prawnicy i prawniczki na zaimprowizowanej scenie mówią prostymi słowami mądre zdania, tysiące ludzi z uwagą słuchają także dłuższych wystąpień prawniczych autorytetów. Mówią o roli sądów w demokracji, o tym, jak sędziowska niezależność potrzebna jest wszystkim obywatelom. Wierzymy im, że działają na rzecz społeczeństwa, nie tylko „bronią własnej kasty”.
Dowiadujemy się, że powstało stowarzyszenie Wolne Sądy, że działają różne zawodowe stowarzyszenia sędziów, prokuratorów, adwokatów. Ktoś gra Chopina, znani aktorzy czytają Konstytucję, zapalamy świece, pożyczamy sobie zapałki, dzielimy się miejscem do siedzenia na murku.
Mimo wakacji tysiące ludzi, wielu młodych po raz pierwszy w życiu, manifestuje brak zgody na to, co robi władza. Podczas nocnych spacerów między Placem Krasińskiego i Sejmem poznawaliśmy się wzajemnie, czuliśmy powagę sytuacji, ale i nadzieję, że coś nam się uda dobrego zrobić.
Dla kraju i dla siebie – bo przecież wierzymy, że w rządzącym demokratycznie kraju mamy szanse na lepsze życie niż w łamiącej konstytucję i lekceważącej prawo autokracji.
Klimat tej i innych kolejnych manifestacji w obronienie sądów miał więc także dodatkowe znaczenie: budował więź między sędziami a innymi obywatelami.
Potem nieco mniejsze tłumy niemal co wieczór stawały pod sądami w różnych miastach, jeszcze późnej – pod Pałacem Prezydenckim. Ale tam już było mniej optymizmu. „Władza ma w nosie protesty obywateli, zważa tylko na tych, którzy popierają ją w wyborach” - tak myślało wiele osób. Protesty przeciwko naruszaniu demokracji słabną, choć ciągle w różnych miejscach kraju dają o sobie znać Obywatele RP i KOD-owcy. I chwała im za to.
Czy dziś, gdy rządzący wszelkimi sposobami starają się kompromitować nieposłusznych im sędziów, mogą oni liczyć na silne obywatelskie wsparcie? Może warto, byśmy pamiętali, że ta władza brutalnie stara się osłabiać wszystkie osoby i grupy, które jawnie nie zgadzają się z jej polityką lub mają słuszne roszczenia finansowe: jak traktowano rodziców niepełnosprawnych dzieci, lekarzy – rezydentów, strajkujących nauczycieli, dziś – marszałka senatu.
„Jak długo można manifestować, jaki ma to sens, skoro nie przynosi pożądanego skutku, a raczej mandaty, groźby lub doświadczanie fizycznej agresji?” Odpowiadam: jeśli chcesz żyć w demokracji – musisz być aktywnym obywatelem. Do końca świata.
Bez demokratów, którzy czujnym, ale czułym okiem, codziennie przyglądają się funkcjonowaniu publicznych instytucji, wspierają je i krytykują, reagują protestem, petycjami, przygotowywaniem obywatelskich projektów (ustaw, projektów programów szkolnych, budżetu dzielnicy, itp.) – demokracja gnije, traci prospołeczny charakter i sex-appeal.
Niestety, aktywnych demokratycznych obywateli jest w Polsce niezbyt wiele. Z różnych powodów. Jedni nie mają wolnego czasu, inni są bierni, bo sądzą, że nie warto się społecznie angażować, gdyż ponosi się duże koszty, jeszcze inni – bo myślą, że skoro są demokratyczne instytucje, to one mają zajmować się publicznymi sprawami a my – „zwykli obywatele” – zajmujmy się tym, co lubimy: rodziną, karierą, konsumpcja szeroko rozumianą.
W badaniach europejskich wartości z roku 2008 okazało się, że aktywni społecznie Polacy – w odróżnieniu od aktywistów innych europejskich demokracji – charakteryzują się niskim zaufaniem do demokratycznych instytucji (Sejmu, Senatu, partii politycznych). Zaufanie do politycznych instytucji usypiało obywateli. Czuli się zwolnieni z obywatelskich demokratycznych obowiązków.
Są także inne mechanizmy zniechęcające do społecznikostwa. Wyniki wielu badań nad aktywnością Polaków dowodzą, że stosunkowo częściej angażujemy się w indywidualne pomaganie konkretnym osobom czy grupom (np., powodzianie) potrzebującym wsparcia finansowego. Znacznie rzadziej piszemy petycje do władz, podpisujemy listy protestacyjne, uczestniczymy w marszach, wiecach, strajkach. Niewielki procent Polaków należy do stowarzyszeń i partii politycznych.
O polityce mówią wszyscy, ale niewielu chce w niej uczestniczyć. Przyjęło się mówić o niej, że jest brudna, cyniczna, a politycy – to osoby nie zasługujące na społeczny szacunek.
Moim zdaniem dlatego polscy aktywni społecznie obywatele dystansują się od tego, by ich działalność traktować jako polityczną.
Widać to w tym, jak trudno było przekonać lokalnych aktywistów (także działaczki i działaczy KOD-u) do współpracy z partiami i występowania na wspólnych listach wyborczych. Bali się, że utracą cnotę? A może nie czują, że ich prospołeczna aktywność wzmacnia demokrację i już tylko z tego powodu staje się polityczna. I nie mają się czego wstydzić, że to od nich zależy, jaka będzie polska polityka, czy zatrzymamy autorytarne zapędy rządzących, damy głos mniejszościom, wzmocnimy słabszych, poprawimy demokratyczną szkołę i funkcjonowanie instytucji opieki zdrowotnej i sądów, skłonimy rządzących do inwestowania w ochronę środowiska.
Autorytarna władza nie chce mieć aktywnych obywateli, to oczywiste. Przecież „przeszkadzają” w budowaniu ich własnej wersji „państwa dobrobytu” (w domyśle – bez aktywnych, krytycznych, samodzielnie myślących demokratów).
Stąd ograniczanie funduszy dla wielu pozarządowych stowarzyszeń, fundacji i ich projektów.
Jeszcze nie wszystkich aktywnych obywateli zwalniają ze stanowisk lub przenoszą na niższe, ale sędziów, nauczycieli, a ostatnio lekarzy – i owszem.
Czyżby sędziowie mieli ograniczone prawo zawodowego stowarzyszania się i aktywności pro-obywatelskiej, która polega na informowaniu obywateli o tym, czym są demokratyczne procedury, praworządność , czy prawa człowieka i obywatela? Przecież krytyka sędziów brała się także i stąd, że są oni „specjalną kastą”, oddaloną od społeczeństwa, piszą mętne uzasadnienia wyroków, z wyższością odnoszą się do podsądnych i świadków.
Ale jak stali się bardziej demokratyczni i pro-obywatelscy – i jawnie prodemokratyczni (czego ta władza wybaczyć już nie może, bo ma przecież specyficzną wersję demokracji narodowej bez demokratów) - to są karani.
Tym bardziej doceniam zapowiadany na sobotę 11 stycznia 2020 przez stowarzyszenia prawnicze (sędziowskie, prokuratorskie, adwokackie) „Marsz tysiąca tóg”. Wykorzystują swoje prawo i zawodowy obowiązek do obrony praworządności. Wyrażają sprzeciw wobec noweli ustawy o ustroju sądów powszechnych, która ma dyscyplinować sędziów, knebluje usta sędziom, którzy dbają o praworządność i przestrzeganie polskiej konstytucji.
Bronią ważnego aspektu demokracji, są więc aktywni politycznie, to prawda. Ale czy mogą inaczej? Przecież działają w swojej sferze zawodowej: dbają o prawo i sprawiedliwość. Gdyby tego nie robili, można by im zarzucić złamanie konstytucji.
Pewien adwokat (działający społecznie, pro publico bono) opowiadał „Wyborczej”, że rozpoczął swoją obywatelską aktywność w szkole średniej od protestu przeciwko występowaniu zwierząt w cyrku. Potem – jako prawnik - starał się być apolityczny, ale ostatnie lata spowodowały, że jego społecznikowska działalność stała się szersza. Wspiera lokalną społeczność i działaczy, wchodzących w spory z władzą, bo uznał, że prawa obywatelskie są w Polsce poważnie zagrożone. Mówił, że jego działalność wynika nie tylko z „dobroci serca”, ale też z troski o zagrożone własne prawa.
To ważna konstatacja, potwierdzona wynikami wielu badań: angażujemy się nie tylko z powodów altruistycznych, ale i po to, by realizować osobiste potrzeby: skuteczności, osiągnięć, wpływu.
Światowe i europejskie badania wartości dowodzą, że wspomniane indywidualistyczne potrzeby charakteryzują aktywistów społecznych w zachodnich demokracjach, podobnie silnie, jak polityków. Polskie badania wskazują jednak różnice między społecznikami (osobami, które deklarują działalność na rzecz innych ludzi) a politykami. Polscy społecznicy częściej deklarują wartości wspólnotowe, nazywane czasem przez badaczy jako „wykraczające poza Ja”, zwłaszcza cenią to, by być w dobrych relacjach z innymi, mieć przyjaciół, wspierać rodziny.
Moim zdaniem deklarowana silna wartość życzliwości i dobrych relacji, obserwowana wśród społeczników, jest w dużej mierze efektem tradycyjnej normy kulturowej, w której wymaga się, by społecznicy broń Boże nie czerpali osobistych korzyści z pro-społecznej aktywności. Oczekuje się pracy społecznej „z poświęceniem”, z ponoszeniem różnego rodzaju kosztów, bez żadnych osobistych korzyści.
Polscy aktywiści obywatelscy często spotykają się z krytyką, spowodowaną tym nierealistycznym oczekiwaniem, że będą całkowicie bezinteresowni, altruistyczni, że nie potrzebują żadnych pieniędzy, aby sprawnie zorganizować pomoc.
Stowarzyszenia i fundacje potrzebują pieniędzy, aby działać na szerszą skalę. Coraz częściej zatrudniają fachowców od zbierania pieniędzy, organizowania pomocy, prowadzenia finansów.
Autorytarna władza ładuje grube sumy w propagandę i współpracujące z nią stowarzyszenia. Inne – traktuje podejrzliwie, stale je kontroluje, ogranicza ich finansowanie. Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy jest tego jaskrawy przykładem. Przecież nie tylko dlatego, że Jerzy Owsiak nie jest wystarczająco grzeczny i że zdobywa społeczne fundusze na realną pomoc tam, gdzie państwo nie daje rady.
Raczej dlatego, że jako skuteczny prospołeczny obywatel wspiera demokratyczny system i zyskuje społeczny wpływ. W dodatku potrafi dobrze zorganizować radosny i owocny coroczny finał, przez cały rok efektywnie pracując z zespołem. Nie narzeka na politykę, ale robi swoją.
Jeśli chcemy demokratycznego państwa, wspierajmy prodemokratycznych aktywistów. Także walczących o praworządność sędziów. Róbmy to, co umiemy i lubimy, a co może się przydać naszym współobywatelom i demokratycznym instytucjom. To daje realny wpływ na rzeczywistość, łagodzi smutek egzystencjalny, a od czasu do czasu przynosi wielką radość.
* Prof. Krystyna Skarżyńska- psycholog, profesor zwyczajna Uniwersytetu Humanistycznospołecznego SWPS, specjalistka w zakresie psychologii polityki i psychologii społecznej. Wkrótce ukaże się jej książka: "My. Portret psychologiczno-społeczny Polaków z polityką w tle" (Wydawnictwo Naukowe Scholar)
Psycholog, profesor nauk humanistycznych, profesor zwyczajny SWPS -Uniwersytet Humanistycznospołeczny, Rada Programowa Instytutu Spraw Publicznych i Międzynarodowego Instytutu Społeczeństwa Obywatelskiego (MISO)
Psycholog, profesor nauk humanistycznych, profesor zwyczajny SWPS -Uniwersytet Humanistycznospołeczny, Rada Programowa Instytutu Spraw Publicznych i Międzynarodowego Instytutu Społeczeństwa Obywatelskiego (MISO)
Komentarze