Za wypadek z udziałem Beaty Szydło winnym został uznany kierowca seicento. Po czterech latach były funkcjonariusz przyznaje, że on i jego koledzy za wiedzą przełożonych składali fałszywe zeznania. Samochód Beaty Szydło nie miał włączonego sygnału dźwiękowego
Były oficer BOR przyznał, że on, a także inni funkcjonariusze składali fałszywe zeznania w sprawie wypadku Beaty Szydło. Piotr Piątek jechał w kolumnie rządowej w lutym 2017 roku. W marcu 2021 odszedł ze służby. Teraz przyznał w „Gazecie Wyborczej”, że rządowe samochody nie miały włączonej sygnalizacji dźwiękowej. To kluczowy fakt.
Piątek powiedział też, że funkcjonariusze za wiedzą przełożonych powtarzali tę samą nieprawdziwą wersję.
W lipcu 2020 Sebastian Kościelnik, kierowca seicento, uznany winnym nieumyślnego spowodowania wypadku z udziałem Beaty Szydło. Jednocześnie sąd rejonowy w Oświęcimiu go nie skazał.
Do wypadku doszło w piątek 10 lutego 2017 roku około godziny 18:30 w Oświęcimiu. Ówczesna premier Beata Szydło jechała z Warszawy na weekend do domu w Brzeszczach.
Przed rządową kolumną składającą się z trzech samochodów (bmw i audi) ulicą Powstańców Śląskich jechał fiat seicento. Prowadzący fiata 20-letni Sebastian Kościelnik zamierzał skręcić w lewo w podporządkowaną ulicę Orzeszkowej. Minął go pierwszy samochód z kolumny, Kościelnik rozpoczął manewr i wtedy pojawiło się drugie auto – audi A8, którym jechała Szydło.
Żeby uniknąć zderzenia z seicento, kierowca audi skręcił w lewo i uderzył w drzewo. Beata Szydło, jej kierowca i szef ochrony doznali obrażeń.
Tyle faktów, co do których nie ma sporu. Najważniejszym punktem spornym było to, czy kolumna jechała z włączonymi sygnałami dźwiękowymi.
Dlaczego to ważne? "Wobec faktu, że nie było sygnału dźwiękowego, pojazdy w tej kolumnie w ogóle nie mogły być uznane za uprzywilejowane. Ustalenie, że tych sygnałów nie było, wydaje się faktem o kapitalnym znaczeniu dla tej sprawy i przesądzającym o odpowiedzialności lub też braku odpowiedzialności poszczególnych uczestników ruchu. Jeśli były sygnały dźwiękowe, to — według opinii Instytutu Ekspertyz Sądowych — sprawcą jest Sebastian, ale jeśli ich nie było, to pojazd nie był uprzywilejowany i, według mnie, odpowiedzialność ponosi tylko kierowca BOR" - mówi OKO.press mec. Władysław Pociej, pełnomocnik Kościelnika.
Oto co Piotr Piątek powiedział „Gazecie Wyborczej” po czterech latach:
Za składanie fałszywych zeznań grozi odpowiedzialność karna od 6 miesięcy do 8 lat więzienia. Czy skruszonego borowca spotka kara?
Mec. Pociej: "Zeznanie zostało złożone, protokół sporządzony, więc kierowca BOR powinien odpowiadać. Ale przed zakończeniem procesu zdążył sprostować swoje zeznanie. Może więc liczyć na wymierzenie kary łagodniejszej niż wtedy, gdyby go nie sprostował. Jeśli zaś udałoby się udowodnić, że on to zrobił dlatego, że wywierana była na niego presja czy też kierowane były do niego określone sugestie ze strony przełożonego, to wtedy może on odpowiedzieć za fałszywe zeznania, a przełożony (a w każdym razie autor presji lub sugestii) za podżeganie do popełnienia tego przestępstwa. Jednak powinno rozważyć się umorzenie takiego postępowania wobec oficera, który swoje zeznanie ostatecznie, jeszcze przed uprawomocnieniem się wyroku, sprostował".
Duże wątpliwości budziły działania prokuratury w tej sprawie. Pełnomocnik Sebastiana Kościelnika powiedział OKO.press: „Skłaniałbym się do stwierdzenia, iż w postępowaniu tym doszło do łamania przepisów procedury. Miało miejsce bowiem kilka zdarzeń, które muszą budzić zdecydowany sprzeciw obrońcy”.
Jakie to zdarzenia?
Uszkodzenia płyt z nagraniami z monitoringu — przez to nie można było wykazać, czy auta rządowe miały włączone sygnały dźwiękowe. „Nie zapoznałem się z nimi, zostały one zniszczone w początkowej fazie postępowania” - powiedział OKO.press obrońca Kościelnika. „Być może na tej płycie rzeczywiście nie było niczego istotnego. A być może był tam zarejestrowany przejazd samochodu kluczowego świadka, który zatrzymał się bezpośrednio za naszym klientem tuż przed wypadkiem. Musiał zatem widzieć wszystko”.
Obrońcy Sebastiana Kościelnika nie dopuszczono do przesłuchania Beaty Szydło.
Ponadto sąd w Oświęcimiu zawiadomił prokuraturę o ewentualnym przyczynieniu się do wypadku kierowcy rządowej limuzyny. „Sąd zauważa znaczny stopień przyczynienia się innych użytkowników – mówiła sędzia Agnieszka Pawłowska. Prokuratura odmówiła postępowania.
Jednocześnie prokuratura próbuje podważyć zeznania świadków, którzy już wcześniej twierdzili, że sygnały dźwiękowe rządowych limuzyn nie były włączone. To uczestnicy terapii odwykowej, którzy wychodzili z budynku znajdującego się w pobliżu miejsca wypadku. Twierdzili, że nie słyszeli żadnych dźwięków.
Prokurator w Oświęcimiu wystąpił o ponowne ich przesłuchanie. Przesłuchania odbywają się za zamkniętymi drzwiami. „Wniosek prokuratora to próba podważenia ich wiarygodności. Bo bez nich nie ma świadków wskazujących na brak sygnałów dźwiękowych w kolumnie" - mówił „Wyborczej” obrońca Kościelnika.
Od 2023 r. reporter Frontstory. Wcześniej w OKO.press, jeszcze wcześniej w Gazecie Wyborczej. Absolwent filozofii UW i Polskiej Szkoły Reportażu. Był nominowany do nagród dziennikarskich.
Od 2023 r. reporter Frontstory. Wcześniej w OKO.press, jeszcze wcześniej w Gazecie Wyborczej. Absolwent filozofii UW i Polskiej Szkoły Reportażu. Był nominowany do nagród dziennikarskich.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Komentarze