W przyszłym roku zmiany kosmetyczne, od 2026 mała rewolucja. Rząd ma plan na obniżenie składki zdrowotnej dla przedsiębiorców. Ryczałtowcy zapłacą minimalną składkę nawet od trzykrotności średniej pensji. Rząd nie przewiduje konsultacji, ponieważ ustawa... jest dobra dla przedsiębiorców. Nowa składka rujnuje zasadę solidaryzmu w finansowaniu ochrony zdrowia
„Dzisiaj przyjmiemy projekty, które pozwolą na uniknięcie podwyższenia składki zdrowotnej od stycznia. Te decyzje uchronią polskich mikro, małych i średnich przedsiębiorców od podwyżki tej składki, ale także zauważalnie ją obniżą, w porównaniu do dzisiejszego stanu rzeczy” – powiedział premier Tusk przed posiedzeniem rządu 19 listopada.
Co z tą składką? To najprawdopodobniej właśnie ta obietnica dzisiejszego rządu otrzymała najwięcej czasu w mediach przez cały 2024 rok. Dyskutowaliśmy o kolejnych projektach, pomysłach, partie koalicji spierały się między sobą.
Ostatecznie wygląda na to, że w przyszłym roku otrzymamy jedynie dwie proste zmiany, które przejdą bez większego echa.
Trzecia zmiana, która wejdzie od 2026 roku, jest za to dużo bardziej kontrowersyjna.
Najpierw to, co w przyszłym roku. Przedsiębiorcy nie będą już musieli opłacać składki od sprzedaży środków trwałych. Czyli np. jeśli sprzedadzą samochód służbowy, to nie muszą wliczać zysków z tej sprzedaży do dochodu, od którego liczy się wysokość składki. To niekontrowersyjne rozwiązanie, które popiera cała koalicja.
Co więcej, partie koalicji mogłyby uznać, że jest to przynajmniej częściowe spełnienie obietnicy złożonej w umowie koalicyjnej. W umowie znajduje się bowiem zapis:
„Odbudujemy zaufanie pomiędzy państwem a przedsiębiorcami. Odejdziemy od opresyjnego systemu podatkowo-składkowego m.in. poprzez wprowadzenie korzystnych i czytelnych zasad naliczania składki zdrowotnej”.
Nie ma tu wprost mowy o obniżaniu składki zdrowotnej dla przedsiębiorców.
Drugi krok to zmniejszenie minimalnej podstawy składki. Zamiast od wynagrodzenia minimalnego będzie to 75 proc. wynagrodzenia minimalnego. Czyli ci, którzy płacili składkę minimalną, będą mogli ją zmniejszyć o jedną czwartą. Na podstawie dzisiejszych zasad w 2025 roku minimalna składka zdrowotna wyniosłaby 419,94 zł, po zmianach będzie to 314,96 zł.
Przedstawiciele przedsiębiorców mówią, że to kosmetyczna zmiana, choć idąca z ich perspektywy w dobrym kierunku.
„Wydaje się, że na przyszły tok rząd przyjął rozwiązanie, które po pierwsze koryguje główne zaniedbanie rozwiązań Polskiego Ładu, czyli konieczności płacenia składki od środków trwałych, a po drugie w jakimś sensie jest spójne z logiką zmian wprowadzonych w ramach Polskiego Ładu, czyli zwiększeniem progresywności obciążeń. Naliczanie minimalnej składki od niższej podstawy obniży jej wysokość głównie przedsiębiorcom o niższych dochodach” – ocenia w rozmowie z OKO.press dr hab. Michał Myck, dyrektor Centrum Analiz Ekonomicznych CenEA.
Według autorów rozwiązania w przyszłym roku ma ono kosztować budżet państwa 945 mln zł. W kolejnych znacznie więcej – ponad 4,5 mld zł co roku. Taki wzrost wynika z tego, że w OSR autopoprawki wpisano również koszty kolejnej, wchodzącej od 2026 roku ustawy, o której za chwilę.
Z kolei rozwiązanie dotyczące likwidacji obowiązku opłacania składki od sprzedaży środków trwałych to strata 570 mln zł. Czyli – w przyszłym roku łączny koszt zmian to 1,5 mld zł. To mniej niż zagwarantowane wcześniej 4 mld zł. Ale za to w kolejnym, 2026 roku będzie to już ponad 5 mld zł. Główny orędownik jak najdalej idących zmian, poseł Ryszard Petru, nie był zadowolony z proponowanych zmian.
„Symboliczna obniżka składki zdrowotnej dla przedsiębiorców w 2025 i odwlekanie realnych zmian na kolejny rok to nie jest dobre rozwiązanie. Dane gospodarcze są niekorzystne – polscy przedsiębiorcy potrzebują ograniczenia ciężarów już teraz. Sam minister Domański obiecywał w Sejmie 4 mld złotych na obniżkę w roku 2025” – napisał w mediach społecznościowych Petru.
Dodajmy jednak, że minister Domański nie obiecywał, że obniżenie składki będzie kosztowało budżet 4 mld zł, ale że to maksymalna kwota, jaką może na to przeznaczyć w 2025 roku.
„Trzeci krok miałby wejść w życie od 2026 roku. To rozwiązanie będzie korygowało sposób opłacania składki w zależności od formy rozliczenia – według skali, podatkiem liniowym, ryczałtem czy kartą podatkową. Będzie dotyczyło wszystkich, niezależnie od mechanizmu rozliczania podatków i wysokości dochodów” – mówił 18 listopada w wywiadzie dla money.pl szef Komitetu Stałego Rady Ministrów Maciej Berek.
Projekt ustawy dotyczący trzeciego kroku trafił dziś na stronę Rządowego Centrum Legislacji.
Projekt różnicuje wartość składki dla różnych form rozliczenia.
Na karcie podatkowej to stale 9 proc. od 75 proc. minimalnego wynagrodzenia.
Założenia projektu są zbieżne z tymi, które minister finansów Andrzej Domański i ministra zdrowia Izabela Leszczyna przedstawili w marcu. Krytykowaliśmy je wówczas w OKO.press:
„Moim zdaniem ze zmianami na kolejne lata rząd mógł się wstrzymać i dać sobie czas na bardziej spokojną i kompleksową dyskusję” – ocenia dr hab. Michał Myck. – "Według przyjętych rozwiązań, które wejść mają w 2026 roku, dla dużej części przedsiębiorców – tych zarabiających poniżej 1,5 krotności przeciętnego wynagrodzenia, plany oznaczają powrót do niskich składek ryczałtowych. Ci o wyższych dochodach zapłacą ponadto 4,9 proc. od nadwyżki ponad tę wartość”.
Ekspert zauważa, że będzie to oznaczać spore oszczędności dla większości przedsiębiorców i tym samym przeniesienie obciążeń utrzymania systemu zdrowia na innych podatników.
„To złe rozwiązanie, które obniży obciążenia podatkowe przedsiębiorców względem pracowników etatowych i tym samym motywować będzie podejmowanie działalności gospodarczej – lub deklarowanie jej – wyłącznie z powodów związanych z tymi obciążeniami” – ocenia.
Spójrzmy, co w praktyce oznaczają proponowane zmiany, które mają wejść w życie w 2026 roku.
W trzecim kwartale tego roku średnie wynagrodzenie wyniosło 8266,30 zł. Załóżmy bardzo ostrożnie, że w czwartym kwartale przyszłego roku wyniesie 8,5 tys. zł (choć niemal na pewno będzie istotnie wyższe). Załóżmy jeszcze, że minimalne wynagrodzenie w 2026 będzie wyższe niż w 2025 roku (4666 zł) i wyniesie 4800 zł.
W takim wypadku 9 proc. od 75 proc. tej kwoty wynosi 324 zł. Tyle będzie wynosić najniższa składka zdrowotna dla przedsiębiorcy. Zapłaci ją także przedsiębiorca rozliczający się ryczałtem, który dochód wyniesie 25 tys. zł. Pracownik, który zarabia tę samą kwotę, zapłaci 1941 zł składki zdrowotnej – prawie dokładnie sześć razy więcej.
Dodajmy jeszcze, że osoba, która dziś otrzymuje płacę minimalną na umowie o pracę, płaci składkę w wysokości 334 zł.
Sytuacja wcale nie zmieni się diametralnie po przekroczeniu progu trzykrotności średniego wynagrodzenia. W naszym przykładzie, jeśli przedsiębiorca na ryczałcie zarabiałby 30 tys. zł, to zapłaci składkę w wysokości 481,5 zł. U pracownika składka ta będzie wynosić 2329 zł – niemal pięć razy więcej.
Ryczałtowcy są jedyną grupą, która może na nowych zasadach zapłacić więcej niż obecnie, ale dopiero powyżej 50 tys. zł dochodu.
Można uznać, że przedsiębiorcy podejmują większe ryzyko, ich dochód jest mniej stabilny, więc z tego tytułu mogą liczyć na pewnego rodzaju ułatwienia lub ulgi. Tutaj jednak dysproporcja jest ogromna. W przypadku ryczałtu ustawa rażąco narusza zasadę solidaryzmu społecznego we współfinansowaniu ochrony zdrowia.
W przypadku skali podatkowej dysproporcja między pracownikiem a przedsiębiorcą istnieje, ale jest mniejsza. Gdy wrócimy do przykładu dochodów w wysokości 25 tys., przedsiębiorca zapłaci 924 zł. Wciąż ponad dwukrotnie mniej niż pracownik.
Dla jasności dodajmy: dla pracowników nie zmienia się nic.
W sondażu IPSOS dla OKO.press w kwietniu pytaliśmy: „Rząd planuje zmiany w przepisach o składce zdrowotnej. Dla większości przedsiębiorców składka zostanie obniżona, dla pracowników na etacie przepisy pozostawiają składkę bez zmian. Czy Pana/Pani zdaniem to sprawiedliwe rozwiązanie?”
Na tak postawione pytanie 45 proc. uznało, że jest to niesprawiedliwe rozwiązanie. Aż 37 proc. było jednak przeciwnego zdania.
Na temat tych zmian Ryszard Petru ma już lepsze zdanie. Ale uważa, że to zaledwie początek. Ostatecznie chciałby jeszcze niższej składki.
Przypomnijmy ważny kontekst. Wszystko dzieje się w momencie, gdy coraz poważniejszym problemem jest dziura finansowa w NFZ. Mniejsze wpływy ze składki to niższe wpływy do budżetu NFZ i konieczność większych wydatków. Według raportu Instytutu Finansów Publicznych, jeśli utrzymamy obecny poziom wydatkowania na ochronę zdrowia, to w 2026 roku budżet będzie musiał dopłacić 41,5 mld zł. O przyczynach takiego stanu można przeczytać w tekście Sławomira Zagórskiego. Tutaj kluczowe jest, że powinniśmy zwiększać dochody ze składek. Rząd tymczasem je jedynie obniża i to tylko dla jednej grupy społecznej – przedsiębiorców. Według autorów planowanych rozwiązań chodzi o 2,6 mln osób.
Dr hab. Myck jest przekonany, że w dłuższej perspektywie powinniśmy dążyć do równego traktowania obciążeń bez względu na źródła dochodu.
„Przedsiębiorcy powinni zdać sobie sprawę, że nie tylko oni korzystają na publicznym systemie zdrowia, ale to również system, w którym ubezpieczeni są ich pracownicy. Jeśli generalnie godzimy się na system, w którym składka jest proporcjonalna do dochodu, to nie widzę powodu, by zasady te miały obowiązywać tylko kilka wybranych grup, a wyłączać innych”.
Ekspert przyznaje, że przy projektowaniu skutecznego i sprawiedliwego systemu finansowania ochrony zdrowia należy wziąć pod uwagę różnice w dynamice dochodów między pracownikami i przedsiębiorcami. Ale dodaje:
„Ostatecznie, w rocznym ujęciu, wszyscy ubezpieczeni powinni w tym samym – proporcjonalnym – stopniu finansować system. Podobnie powinniśmy zacząć również traktować gospodarstwa rolne. Przy wysokich wydatkach na obronność i rosnących potrzebach w innych obszarach oraz rosnących oczekiwaniach co do poziomu opieki zdrowotnej, szukanie sposobów na kolejne obniżki i zwolnienia w składce zdrowotnej to droga w złym kierunku”.
Jest jeszcze jeden kontrowersyjny element projektu. W ocenie skutków regulacji czytamy:
„Pominięcie etapów: uzgodnień, konsultacji publicznych i opiniowania jest uzasadnione pilnością proponowanej inicjatywy, która zmierza do obniżenia wymiaru składki zdrowotnej oraz usprawnienia zasad rozliczania składki zdrowotnej i jest oczekiwana przez przedsiębiorców. W tym kontekście projekt wymaga jak najszybszego przeprowadzenia procesu legislacyjnego. Ponadto zastosowanie trybu odrębnego jest uzasadnione tym, że projektowana ustawa nie nakłada żadnych obowiązków, jak również jest oczekiwana przez przedsiębiorców”.
Czyli – rząd nie zamierza przeprowadzać konsultacji, bo zmiany są pilne. A pilność ta jest uzasadniona tym, że na zmiany czekają przedsiębiorcy. To niedorzeczne tłumaczenie.
W ten sposób można byłoby uzasadnić przyspieszenie niemal każdej ustawy. Jednocześnie trudno nie zauważyć, że konsultacji nie pominięto w przypadku zmian prawa aborcyjnego (choć pilnej liberalizacji prawa aborcyjnego chcą miliony kobiet), ani nie przyspieszono prac nad związkami partnerskimi (choć oczekują jej pary jednopłciowe).
W sierpniu rząd zmienił sobie regulamin prac tak, by konsultacje ustaw były obowiązkowe i trwały minimum 21 dni. Pominąć można je tylko w wyjątkowych wypadkach. A teraz rząd prawo wyjątku nadużywa (w październiku np. na 28 projektów ustaw aż osiem nie przeszło konsultacji, bo były „wyjątkowe”).
Ustawa ma wejść w życie w 2026 roku, nie ma więc żadnego uzasadnienia dla takiego pośpiechu. Rząd zabija dyskusję i eliminuje konsultacje, by ułatwić sobie życie i pomóc wybranej grupie podatników. To niestety standardy dużo bliższe poprzedniemu rządowi niż dobrym, demokratycznym procedurom.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze