0:000:00

0:00

Na wszystkie te działania mamy dowody, w tym relacje dwóch sędziów ze środka środowiska popierającego zmiany PiS w sądach: Arkadiusza Cichockiego i Tomasza Szmydta. Obaj potwierdzają, że "afera hejterska była faktem".

"Tyle, że nazwałbym ją raczej aferą "wyciekową", bo te wycieki informacji były na porządku dziennym" - mówi nam sędzia Cichocki.

Mamy też zdjęcia dowodzące, że Łukasz Piebiak latem 2018 roku udostępnił sędziemu Cichockiemu swój gabinet oraz trzy tzw. zielone teczki, czyli wewnętrzne dokumenty personalne sędziów.

"To są wewnętrzne dokumenty ministerstwa. Nikt postronny nie miał prawa mieć do nich wglądu, a za sprawą Piebiaka wgląd miałem tak ja, jak i najpewniej Emilia Szmydt [osoba odpowiedzialna za część ataków w sieci, ujawniła potem aferę hejterską - red.]" - dodaje Cichocki.

To pierwszy z serii tekstów, które są efektem wspólnego śledztwa Onetu i OKO.press. W kolejnych dniach ujawnimy, jak grupa sędziów skupiona wokół Łukasza Piebiaka działała w celu utrwalenia tzw. dobrej zmiany w sądach oraz jak uderzano w niezależnych sędziów znanych z obrony sądów.

Sędzia Arkadiusz Cichocki, który dziś potwierdza nam aferę hejterską, w listopadzie 2017 roku został „dobro zmianowym” prezesem Sądu Okręgowego w Gliwicach. Podczas pierwszego spotkania z Piebiakiem w ministerstwie sprawiedliwości od razu usłyszał, których sędziów funkcyjnych ma się z sądu - jako nowy prezes - pozbyć. Jedna z sytuacji dotyczyła osobistej zemsty Piebiaka.

Łukasz Piebiak nie odpowiedział na nasze pytania dotyczące ujawnionych w tym tekście informacji. Podobnie pozostali wymienieni w tekście sędziowie, którzy według sędziów Cichockiego i Szmydta byli członkami grupy dyskusyjnej Kasta/Antykasta na komunikatorze WhatsApp. Jedynie sędzia Paweł Zwolak (delegowany do ministerstwa sprawiedliwości) zareagował na nasze pytania – grożąc nam konsekwencjami prawnymi za rzekome naruszanie jego dóbr osobistych.

Przeczytaj także:

Krótka historia Łukasza Piebiaka

Łukasz Piebiak to były zastępca Zbigniewa Ziobry w ministerstwie sprawiedliwości (od listopada 2015 do sierpnia 2019) - odpowiadał za sądownictwo. Jako sędzia i były członek władz stowarzyszenia sędziów Iustitia to właśnie on - jak pisały media - był w zasadzie "głównym kadrowym", gdy w 2017 i 2018 roku Ziobro wymieniał masowo prezesów i wiceprezesów sądów w całej Polsce. Robiono to głównie przy pomocy faksu, dlatego nowych prezesów nazwano faksowymi. I to właśnie Piebiak znał od wewnątrz sędziowskie środowisko.

W sierpniu 2019 roku Onet ujawnił, że rok wcześniej Piebiak aktywnie współpracował z ówczesną internetową hejterką, a potem sygnalistką Emilią Szmydt (na Twitterze posługiwała się nickiem Mała Emi, to była już żona Tomasza Szmydta) przy akcji oczerniania sędziów przeciwnych zmianom wdrażanym przez rządzących. Po ujawnieniu istnienia farmy trolli w ministerstwie sprawiedliwości Piebiak 20 sierpnia 2019 roku podał się do dymisji.

Z ustaleń Onetu i OKO.press wynika, że Łukasz Piebiak, gdy był jeszcze wiceministrem sprawiedliwości, rozmawiał nawet o możliwości zatrudnienia w tym resorcie Emili Szmydt. Piszemy o tym w dalszej części tekstu.

Po odejściu z ministerstwa Piebiak znalazł zatrudnienie w zależnym od resortu Ziobry Instytucie Wymiaru Sprawiedliwości, a następnie dostał od nowej Krajowej Rady Sądownictwa rekomendację do powołania na stanowisko sędziego Naczelnego Sądu Administracyjnego. Ale do NSA nadal nie powołał go prezydent.

Piebiak był również kandydatem klubu PiS do nowej Krajowej Rady Sądownictwa, której wybór może nastąpić w najbliższym czasie. Tyle że miesiąc temu klub PiS nie podając powodów, wycofał swoje poparcie dla jego kandydatury. Spekulowano, że przeciwny jego wyborowi do nowej KRS był minister Zbigniew Ziobro lub prezydent Andrzej Duda.

Piebiak, Cichocki i zielone teczki

Nowe dowody, które pozyskał Onet i OKO.press, oraz wyznania dwóch sędziów, którzy tkwili głęboko wewnątrz środowiska sędziów popierających zmiany PiS w sądach i skupionych w 2018 roku wokół Piebiaka, pokazują, że były wiceminister nie tylko koordynował akcję hejtowania sędziów, ale posunął się dalej.

Udostępnił osobom postronnym wewnętrzne, służbowe dokumenty ministerstwa, czyli informacje personalne dotyczące sędziów, do których wgląd powinno mieć wyłącznie kierownictwo resortu, jego służby kadrowe lub - w drodze wyjątku - główni rzecznicy dyscyplinarni (powołani przez ministra Ziobrę).

Ze względu na kolor okładek dokumenty te nazywa się potocznie "zielonymi teczkami".

"Ogólnie czuło się wtedy, że atmosfera jest taka, że szukanie materiałów na tych »przeciwko nam« jest pożądane" - mówi nam sędzia Tomasz Szmydt.

Dostępu do tych "zielonych teczek" Piebiak miał udzielić sędziemu Arkadiuszowi Cichockiemu, choć ten nie miał żadnego prawa, by te materiały przeglądać. Tyle że stawką i celem było tu znalezienie "haków" na konkretnego, wskazanego z nazwiska sędziego. To Emilia Szmydt podsunęła pomysł, by zająć się pewnym sędzią i pokazać w ten sposób, że ministerstwo sprawiedliwości bierze się za usuwanie z sądownictwa ”komunistycznych złogów”.

Łukasz Piebiak
22.11.2018 Warszawa , ul Wiejska , Senat . Komisja Praw Czlowielka , Praworzadnosci i Petycji podczas prac nad nowelizacja ustawy o Sadzie Najwyzszym po Postanowieniu Trybunalu Sprawiedliwosci . N/z Wiceminister sprawiedliwosci Lukasz Piebiak . Fot. Slawomir Kaminski / Agencja Gazeta

Były wiceminister sprawiedliwości Łukasz Piebiak. Fot. Sławomir Kamiński/Agencja Wyborcza.pl.

"Oczywiście, że afera hejterska była" - mówi nam sędzia Cichocki, były prezes Sądu Okręgowego w Gliwicach, który podał się do dymisji, kiedy w marcu 2019 roku Emilia Szmydt (z którą miał romans) opublikowała na Twitterze jego intymne zdjęcie.

Sędzia Cichocki był też delegowany do orzekania w Sądzie Apelacyjnym w Katowicach. Z tej delegacji odwołał go Zbigniew Ziobro w 2019 roku, zaraz po ujawnieniu przez Onet afery hejterskiej.

Cichocki rozmawiał z Onetem i OKO.press w marcu 2022 roku, ujawniając wszystko, co zapamiętał i zdołał udokumentować z czasów, gdy był prezesem sądu (z nominacji resortu ministra Ziobry) i zaufanym człowiekiem tzw. dobrej zmiany w sądach.

"Chcę o tym opowiedzieć, bo dłużej milczeć nie mogę. Widziałem, jak się niszczy sędziów za drobiazg, za byle co..." - mówi sędzia Cichocki.

"Dlatego ja, który to widziałem, i który tkwiłem wewnątrz tego środowiska, więcej, sam miałem jakiś udział w tym niszczeniu sędziów, za co do dziś mi wstyd, chcę się w końcu oczyścić. Przeprosić. W imię zasad i dla dobra praworządności, która była i jest w Polsce przez niektóre środowiska niszczona" - podkreśla.

"Podane w Onecie w sierpniu 2019 roku informacje były prawdziwe. Tyle że całą tę aferę nazwałbym nie tyle hejterską, co aferą »wyciekową«. A to dlatego, że istotą tej afery, czymś poważniejszym niż wyzwiska, było wykorzystywanie do uprawiania hejtu dokumentów urzędowych, które wypływały ze źródeł, z których nie miały prawa wypłynąć" - mówi nam sędzia Cichocki.

Jakie to źródła? "Chodzi głównie o dokumentację służbową każdego z sędziów, którą dysponuje ministerstwo sprawiedliwości. W ministerstwie mówi się na to »zielone teczki«, od koloru okładek. Tam jest wszystko na temat każdego sędziego sądów powszechnych. Przeszłość, sytuacja rodzinna, status członków rodziny, ich ewentualne problemy z prawem, etc. Fakty i, mówiąc potocznie, »brudy« - które ma jakieś w życiu każdy z nas - a których z żadnego innego źródła uzyskać się nie da. Ja osobiście miałem wgląd do trzech takich »zielonych teczek«, które czytałem w gabinecie ówczesnego wiceministra Łukasza Piebiaka w ministerstwie za jego wiedzą i zgodą" - opowiada sędzia.

Dodaje, że widział w gabinecie Piebiaka inne zielone teczki - w tym w wózkach - ale nie wie, po co je wiceminister ściągał.

Trzy zielone teczki Cichocki miał oglądać 26 lipca 2018 roku. "Mam na to potwierdzenie w postaci screenów na moim telefonie oraz wykonanych wtedy w ministerstwie sprawiedliwości zdjęć, m.in. z gabinetu ówczesnego wiceministra Piebiaka, na którym widać leżące na jego [Piebiaka – red.] biurku zielone teczki" - podkreśla sędzia Cichocki.

"Minister Piebiak nie tylko mi te teczki udostępnił, ale też w korespondencji na WhatsAppie poganiał mnie do szybszego czytania" - mówi. "Chcę wyraźnie zaznaczyć, że do takich teczek wgląd ma jedynie kierownictwo ministerstwa lub, ewentualnie, centralni rzecznicy dyscyplinarni, o ile złożą taki wniosek. Jednak każdy taki dostęp powinien być odnotowany oficjalnie, służbowo w systemie, na piśmie. Ja jako prezes okręgu gliwickiego mógłbym ewentualnie przeglądać takie teczki osób z mojego okręgu, ale mi udostępnione zostały służbowe, wewnętrzne dokumenty ministerstwa dotyczące np. sędziów z Wejherowa, czyli z okręgu gdańskiego. I to właśnie były te wycieki, o których mówiłem, bo celem przeglądania przeze mnie tych teczek miało być znalezienie »haków«, które pozwoliłyby na zastosowanie represji wobec tych sędziów" – ujawnia Cichocki.

"Poza dyscyplinarkami możliwe było również podejmowanie wobec tychże sędziów działań dyskredytujących, czy to w mediach społecznościowych, czy w mediach związanych z rządzącymi" - wyjaśnia.

Piebiak poleca Cichockiemu: Masz trzy sztuki, bo z W. są dwa gagatki

Wersję Cichockiego potwierdza dyskusja, jaką na grupie Kasta na komunikatorze WhatsApp odbył tego samego dnia, 26 lipca 2018 roku, właśnie z Piebiakiem. Przypomnijmy, grupa Kasta, wymiennie nazywana Antykasta, była czatem na komunikatorze WhatsApp, na którym rozmawiali ze sobą prawnicy - przedstawiciele tzw. dobrej zmiany, na czele z Łukaszem Piebiakiem. Ten na Kaście/Antykaście nazywany był często Hersztem.

26 lipca 2018 roku o godzinie 13:14 Cichocki zamieścił skierowany do sędziego Jakuba Iwańca (stołecznego sędziego rejonowego, pracującego wówczas na delegacji w resorcie Ziobry), członka grupy Kasta, wpis (pisownia oryginalna): ”Kuba co z tym sumem?”. Pytanie dotyczyło sytuacji czysto towarzyskiej.

Piebiak, opisany przez sędziego Cichockiego w jego telefonie jako MS II, minutę później napisał: "Czytaj książki, a nie czatuj".

"Oczywiście, »książki« z wpisu ówczesnego wiceministra Piebiaka oznaczały opisane przeze mnie »zielone teczki«, które już na mnie czekały w jego gabinecie. Piebiaka nie było w nim wtedy" - mówi sędzia Cichocki.

Wymiana zdań na grupie Kasta miała ciąg dalszy. Cichocki wysłał zdjęcie z gabinetu jednego z dyrektorów w ministerstwie sprawiedliwości Pawła Zwolaka, także członka grupy Kasta (to sędzia z Janowa Lubelskiego, pracuje na delegacji w ministerstwie, nowa KRS dała mu awans do Sądu Okręgowego w Zamościu). Na tym zdjęciu jest Cichocki oraz dyrektor Zwolak. Na to Piebiak odpisał: „To rozumiem". Zaś Cichocki usprawiedliwiał się:

„Polskę naprawiam. Na dywaniku u samego Dyrektora [Zwolaka – red.]”.

Piebiak wydał wtedy na grupie Kasta stanowcze polecenie Cichockiemu: „Na górę czytać marsz". Cichocki odpisał: „Tak jest Panie Herszcie". Dwie minuty później, o godzinie 13:20 zamieścił swoje zdjęcie (tzw. selfie) wykonane już w gabinecie Piebiaka, na tle jego biurka, na którym leżą „zielone teczki". Okrasił to dopiskiem: „Melduję się".

Na to Piebiak odpisał: „No. Masz trzy sztuki [zielonych teczek - red], bo z W. są dwa gagatki”.

"To »W« z wpisu ministra Piebiaka dotyczyło Wejherowa, bo ja wtedy, zresztą po sugestiach Emilii Szmydt, badałem sprawę sędziego z Wejherowa. Minister Piebiak dał mi jednak wyraźnie do zrozumienia, że w Wejherowie jest jeszcze jeden sędzia, którym powinienem się zainteresować" - relacjonuje Cichocki.

"Skupiłem się na teczce jednego z sędziów. Faktycznie pojawiły się tam informacje, którymi trzeba było bliżej się zainteresować. Szkoda tylko, że nie chodziło o sprawiedliwość tylko o pokazanie, jak »dobra zmiana« czyści sądy ze »złogów« komunistycznych” - wskazuje.

Sędzia Cichocki w gabinecie Łukasza Piebiaka
Sędzia Arkadiusz Cichocki w gabinecie wiceministra sprawiedliwości Łukasza Piebiaka.
Screen z rozmowy na grupie Kasta
Screen z rozmowy na grupie dyskusyjnej na WhatsAppie pod nazwą "Kasta".
Screen z rozmowy na grupie dyskusyjnej na WhatsAppie pod nazwą "Kasta".
Screen z rozmowy na grupie dyskusyjnej na WhatsAppie pod nazwą "Kasta".

Wycieków ciąg dalszy. Piebiak ujawnia informacje wrażliwe, by zaszkodzić sędziemu

"Dawno już chyba zostało bez wątpliwości ustalone, że Emilia Szmydt to nie był żaden anonimowy, indywidualny gracz, ale osoba świadcząca konkretne działania dla ministerstwa sprawiedliwości. Nieodpłatnie" - mówi Onetowi i OKO.press sędzia Arkadiusz Cichocki. "Ja sam dostałem od Piebiaka drogą mailową skan dokumentacji dotyczącej kontroli przez ZUS zasadności zwolnienia lekarskiego dla sędziego Ryszarda Milewskiego z Sądu Okręgowego w Białymstoku. To miało miejsce 30 lipca 2018 roku. Z treści wiadomości oraz z moich rozmów z Emilią Szmydt wynikało, że ona także otrzymała ten dokument od wiceministra" - relacjonuje.

Onet na początku czerwca 2020 roku ujawnił, że ten "łańcuszek mailowy" Piebiaka faktycznie miał miejsce. Ówczesny wiceminister wysyłał poufne, wrażliwe dane na temat sędziego Milewskiego osobom niemającym prawa wglądu w tego rodzaju dokumenty. Właśnie wtedy przekazał współpracującej z nim Emilii Szmydt poufny dokument z ZUS adresowany do prezes Sądu Okręgowego w Białymstoku. Chodzi o opinię lekarza orzecznika ZUS zawierającą PESEL oraz adres domowy sędziego Milewskiego, a także opis jego stanu zdrowia.

Dwa dni później TVP Info opublikowało swój „news" o rzekomo „lewym" zwolnieniu sędziego. Do Malej Emi trafiły też protokoły z zebrania sędziów z Łodzi razem z odręcznymi podpisami uczestników. Trzy dni później "Wiadomości" TVP przygotowały materiał atakujący łódzkich prawników. Inspiratorką jego powstania była Emilia Szmydt, zaś współpracował z nią sędzia Cichocki, który - przebywając na wakacjach - próbował namawiać kolegów sędziów, by wypowiedzieli się na ten temat dla TVP.

Piebiak wskazuje "szkodników" do usunięcia. W tle osobiste porachunki

Sędzia Cichocki w listopadzie 2017 roku został prezesem gliwickiego sądu okręgowego. Podczas pierwszego spotkania z Piebiakiem w ministerstwie sprawiedliwości od razu usłyszał, których sędziów funkcyjnych ma się z sądu - jako nowy prezes - pozbyć.

"Nie było żadnych dwuznaczności, żadnego owijania w bawełnę. Podczas rozmowy wiceminister Piebiak powiedział, że bezwzględnie muszę usunąć z funkcji przewodniczącego jednego w wydziałów. Jak to ujął wiceminister, ów sędzia jest »szkodnikiem«" – mówi nam sędzia Cichocki.

"Dodał też, że oczekuje, iż »zrobię porządek« z orzekającym w Sądzie Okręgowym w Gliwicach małżeństwem sędziów Wojciechem Hajdukiem [były wiceminister sprawiedliwości w rządzie PO-PSL - red.] i Magdaleną Balion-Hajduk. On był przewodniczącym jednego z wydziałów, zaś sędzia Balion-Hajduk pełniła funkcję zastępcy rzecznika dyscyplinarnego" - relacjonuje Cichocki.

"Później dowiedziałem się, że wiceminister Piebiak miał osobiste porachunki z sędzią Hajdukiem. To Hajduk bowiem, gdy był wiceministrem sprawiedliwości, odwołał Piebiaka z delegacji do ministerstwa" - wyjaśnia.

To nie był jednak koniec ingerencji byłego wiceministra w kierowanie sądem w Gliwicach.

"23 kwietnia 2018 roku dostałem od niego e-mail zatytułowany »Lista szkodników«. Mam go wciąż zachowanego" - mówi sędzia Cichocki. Kopię tego maila ma również Onet i OKO.press.

"Byli w nim wymienieni sędziowie funkcyjni z Sądu Okręgowego w Gliwicach, których zgodnie z oczekiwaniami wiceministra powinienem zwolnić z funkcji. Łącznie, zgodnie z życzeniem wiceministra Piebiaka, miało to być 21 osób" - wyjaśnia. "Było tam 12 sędziów wizytatorów, 8 przewodniczących wydziałów oraz rzecznik prasowy sądu do spraw karnych. W e-mailu wiceminister Piebiak dodał dopisek, wskazując imiennie piątkę sędziów, którzy mieli być "największymi szkodnikami" - opisuje nasz rozmówca.

"Jako że ociągałem się ze spełnieniem tych oczekiwań, w dniu 7 maja 2018 roku, a więc na trzy dni przed terminem, w którym mogłem w trybie nadzwyczajnym, bez podawania przyczyn odwołać sędziów funkcyjnych [na takie czystki pozwalała uchwalona przez PiS nowa ustawa o sądach - red.], zostałem zaproszony na spotkanie w gabinecie wiceministra Piebiaka w Warszawie. Podczas spotkania usłyszałem, że są wymienione imiennie osoby, które bezwzględnie muszę odwołać ze sprawowanych przez nie funkcji czy to wizytatorów, czy przewodniczących wydziałów. W efekcie odwołałem z funkcji dwie osoby. Były ewidentne naciski, bym odwołał więcej osób, ale z wielu względów nie mogłem tego zrobić" - zapewnia Cichocki.

Mała Emi na etacie w ministerstwie? Piebiak był "za"

Sędzia Cichocki pierwszy kontakt z Emilią Szmydt nawiązał w końcówce czerwca 2018 roku. A osobiście poznał ją 18 lipca 2018 roku podczas spotkania towarzyskiego, na którym obecny był także Piebiak. Ówczesny wiceminister w rozmowie z sędzią Cichockim poprosił go, by pomagał Emilii Szmydt opracowywać materiały od strony prawnej w taki sposób, by były zrozumiałe dla laika. "Od tego czasu kontaktowaliśmy się z Emilią często" - mówi sędzia Cichocki. "Jej sytuacja osobista była niełatwa. Nie pracowała, nie miała żadnych zabezpieczeń socjalnych, poza tymi gwarantowanymi przez męża" - wskazuje sędzia Cichocki.

Wtedy, latem 2018 roku, Cichocki zaczął więc nalegać, aby działania Emilii Szmydt na rzecz tzw. dobrej zmiany, zostały należycie docenione. Interweniował u Piebiaka o jakąś formę zatrudnienia dla niej. I 22 sierpnia 2018 roku w gabinecie Piebiaka - jak wynika ze słów sędziów Cichockiego i Tomasza Szmydta - doszło do rozmowy w tej sprawie. W spotkaniu uczestniczyli: Piebiak oraz sędziowie Szmydt i Cichocki.

"Podczas tej rozmowy z wiceministrem razem z Tomaszem Szmydtem poruszyliśmy temat dalszej działalności Emilii Szmydt na rzecz ministerstwa sprawiedliwości" - mówi nam sędzia Cichocki. -"Wiceminister Łukasz Piebiak poinformował mnie i Szmydta, że omawiał temat zatrudnienia Emilii w ministerstwie ze Zbigniewem Ziobrą i poinformował go, że ma taką osobę świadczącą pomoc w kontaktach z mediami" - opisuje sędzia Cichocki. "Z wypowiedzi Łukasza Piebiaka wynikało, że otrzymał od Zbigniewa Ziobry zapewnienie, że ministerstwo dysponuje pakietem etatów dla takich osób. Mogłaby ona [Emilia Szmydt - red.] z takiej możliwości skorzystać i dalej zajmować się działalnością, jaką już wykonuje dla ministerstwa" - relacjonuje spotkanie z 22 sierpnia 2018 roku sędzia Cichocki.

"Potwierdzam, taka rozmowa była" - mówi nam sędzia Tomasz Szmydt, drugi świadek i uczestnik tego spotkania w gabinecie Piebiaka w gmachu ministerstwa sprawiedliwości. To sędzia Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie, wówczas pracował na delegacji w ministerstwie i starał się o przejście do biura prawnego nowej, politycznie wybranej KRS. "Dostaliśmy informację od wiceministra Piebiaka, że w ministerstwie jest pula etatów na osoby, które mają się kontaktować z mediami" - wyjaśnia Szmydt.

"Finalnie, poza tą rozmową sprawa nie miała dalszego ciągu, bo Emilia nie została w resorcie zatrudniona. W sumie wtedy żałowałem, bo to nie byłoby złe rozwiązanie" - mówi nam sędzia Szmydt. "Tak sądziłem wtedy, teraz jednak zmieniłem zdanie. Powiem wprost - ja na udziale w całej tej aferze w i wokół ministerstwa sprawiedliwości i wokół Piebiaka straciłem najwięcej. Tak rodzinnie, jak zawodowo. Żałuję i nie zamierzam milczeć" - podkreśla sędzia Szmydt.

"A wracając do ewentualnego zatrudnienia Emilii na etacie w ministerstwie sprawiedliwości. Sprawa nie miała ciągu dalszego. Bo choć moja ówczesna żona była chętna do podjęcia takiej pracy na etacie w ministerstwie, to jednak sprawa wygasła, jakby nie było finalnie zielonego światła" - mówi sędzia Szmydt. Dodaje: "Jednak faktem jest, że taki pomysł był omawiany i że minister Piebiak się w to zaangażował".

Jak dodaje, chciałby zamknąć etap swojego życia, w którym był wewnątrz środowiska tzw. dobrej zmiany.

Pytania bez odpowiedzi

Podkreślmy, że Łukasz Piebiak nie odpowiedział na żadne z naszych pytań dotyczących ujawnionych w tym tekście informacji. W ogóle na nie nie zareagował. Sędzia Jakub Iwaniec odmówił jakiegokolwiek komentarza i zażądał, by nie kontaktować się z nim "w jakiejkolwiek formie". A wymieniony w tekście sędzia Paweł Zwolak, delegowany do MS, odpisał nam tak:

”W odpowiedzi na zadane pytania uprzejmie informuję, że próba jakiegokolwiek naruszania moich dóbr osobistych przez Panią spowoduje konieczność odpowiedniej reakcji prawnej. Ponieważ w przeszłości miały już miejsce takie działania ze strony innych redakcji zmuszony byłem do wytoczenia odpowiednich postępowań sądowych”.

Pytania o zakres wiedzy na temat działalności Emilii Szmydt wysłaliśmy także do ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry. Oto odpowiedź, jaką uzyskaliśmy z biura komunikacji ministerstwa sprawiedliwości: „Minister Zbigniew Ziobro nie miał wiedzy o działalności p. Emilii Szmidt [pisownia oryginalna – red.], będącej przedmiotem postępowania w Prokuraturze Okręgowej w Świdnicy, zanim działalność ta nie została ujawniona w środkach masowego przekazu. Minister nie zamierzał zatrudniać p. Emilii Szmidt i nie identyfikował takiej osoby”.

Biuro prasowe ministerstwa pisze dalej: „Co do spraw osobistych sędziów, wielu ma w tej sferze skomplikowane relacje - a nawet toczące się spory sądowe. Kwestie prywatne nie są jednak obszarem zainteresowania ministerstwa - nie miały i nie mają wpływu na decyzje kadrowe”.

Ministerstwo w odpowiedzi na nasze pytania zapewnia: „W sprawie sprzed trzech lat minister Zbigniew Ziobro podjął zdecydowane działania i zajął jednoznacznie negatywne stanowisko wobec opisanych zachowań. Gdy tylko dowiedział się z mediów o możliwym naruszeniu standardów, przyjął dymisję Łukasza Piebiaka, uznając, że sprawa wymaga wyjaśnienia”.

Udostępnij:

Mariusz Jałoszewski

Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.

Komentarze