0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.plFot. Sławomir Kamińs...

„Tu chodzi o życie naszych kobiet, tu chodzi o życie przyszłych matek. (...) Nie obwiniajmy lekarzy. To, co zrobił PiS z panią Przyłębską, czyli taki a nie inny kształt prawny przepisów i praktyki w odniesieniu do kwestii aborcji i w ogóle sytuacji kobiet w ciąży w Polsce, powoduje, że lekarze nie podejmują ryzyka. Rząd PiS-u wpędził nas wszystkich w taki upiorny klincz. Lekarze są od ratowania życia, ale boją się, że będą odpowiadać prawnie czy karnie za decyzje, które ratują kobietom życie. Te śmierci, te tragedie spadają na głowę pani Przyłębskiej i spadają na głowę pana Kaczyńskiego”, mówił przewodniczący PO na konferencji prasowej 7 czerwca 2023 r.

To odpowiedź lidera PO na pytanie o wyniki sondażu Kantara dla TVN i TVN 24 (czy sytuacja kobiet za PiS się pogorszyła – 48 proc. na tak) w kontekście tragicznej śmierci Doroty z Nowego Targu, której nie udzielono pomocy medycznej.

14 czerwca o 18.00 pod pomnikiem Kopernika w Warszawie odbędzie się protest „Ani Jednej Więcej. Przestańcie nas zabijać”. W innych miastach także odbędą się protesty, aktualizowaną listę znajdziecie tutaj.

Politycznie może i można apel Tuska zrozumieć – głupio zrażać sobie przed wyborami całą grupę zawodową. Ja jednak należę do innej grupy – kobiet (nie „naszych kobiet”, nie „przyszłych matek”, po prostu ludzi), których życie i zdrowie może być zagrożone, bo lekarze nie wykonują swojej roboty. Nie z powodu przemęczenia, braku sprzętu, braku wiedzy, prawnego zakazu, czy nawet pomyłki. Nie, z powodu konformizmu. I tego darować nie mogę i za to będę ich obwiniać.

I z tego też powodu wypowiedź Tuska jest obrażliwa. A także częściowo nieprawdziwa.

Przeczytaj także:

Ratować życie – nie ulegać naciskom

„Trzy dni w szpitalu były dniami bierności z punktu widzenia opieki medycznej nad pacjentką. Możemy zapytać, czemu ta bierność służyła? Czy upływ czasu zwiększał szanse płodu na przeżycie? Według mojej oceny – która bazuje na aktualnej wiedzy medycznej – nie. Prawdopodobnie lekarze czekali na obumarcie płodu” – mówiła OKO.press mecenas Jolanta Budzowska, prawniczka, która specjalizuje się w sprawach dotyczących błędów medycznych i reprezentuje rodzinę zmarłej Doroty z Nowego Targu.

Tę sprawę opisywaliśmy w dwóch tekstach:

Czy to wygląda jak ratowanie życia? Niespecjalnie. Tymczasem:

"Powołaniem lekarza jest ochrona życia i zdrowia ludzkiego, zapobieganie chorobom, leczenie chorych oraz niesienie ulgi w cierpieniu; lekarz nie może posługiwać się wiedzą i umiejętnością lekarską w działaniach sprzecznych z tym powołaniem.

Najwyższym nakazem etycznym lekarza jest dobro chorego – salus aegroti suprema lex esto.

Mechanizmy rynkowe, naciski społeczne i wymagania administracyjne nie zwalniają lekarza z przestrzegania tej zasady".

To zdania art. 2 Kodeksu Etyki Lekarskiej. W art. 1 dodatkowo czytamy: „Zasady etyki lekarskiej zobowiązują lekarza do przestrzegania praw człowieka i dbania o godność zawodu lekarskiego. Naruszeniem godności zawodu jest każde postępowanie lekarza, które podważa zaufanie do zawodu”.

To dokumenty, które pokazują lekarzowi jak działać. Są jego prawem. A w nich wyraźnie stoi, że życie trzeba ratować. I tu Tusk ma rację – lekarze są zatem od ratowania życia.

W prawie jest nawet więcej –

ratować bez względu na „naciski społeczne, mechanizmy rynkowe, wymagania administracyjne”. Chyba można do tego dodać „naciski polityczne”?

Zapewne. Czyż nie rozliczamy sędziów i prokuratorów z tego, jak zachowują się wobec nacisków władzy? Czy zachowują niezależność, czy działają zgodnie z prawem przeciwko niezgodnym z prawem działaniom władz? Niemal codziennie pisze o tym w OKO.press Mariusz Jałoszewski. Dlaczego nie mamy rozliczać lekarzy?

Ratować życie – taka praca

Według słów mec. Budzowskiej tego obowiązku ratowania życia w przypadku Doroty lekarze nie wypełnili. Należy ich zwolnić z tej odpowiedzialności? Niby dlaczego?

Bo boją się polityków? Nikt przy zdrowych zmysłach nie twierdzi, że PiS w kwestii praw kobiet jest niewinny. Ta władza jest antykobieca, depcze prawa kobiet, gardzi kobietami. Sprowadza na nie cierpienie a skandaliczny, podyktowany korzyściami politycznymi oraz strachem przed grupką fundamentalistów wyrok się do niego przyczynia. Do śmierci także. Tu także Donald Tusk ma rację.

Ale ostatecznie to nie Julia Przyłębska stoi w fartuchu nad łóżkiem ciężarnej z wiedzą i narzędziami, które ratują życie, a których nie używa. I nie Julia Przyłębska przysięgała, że będzie to życie ratować. Nie rozgrzeszam Julii Przyłębskiej i całego PiS, nie umniejszam ich winy – są winni jak diabli, powiem to jeszcze raz. Jak pisała w OKO.press Natalia Broniarczyk:

Polskie prawo antyaborcyjne zabija. I to od lat.

Ale lekarze także ponoszą odpowiedzialność, bo taką mają pracę – polega ona na odpowiedzialności za życie. I nie widzę powodów, by ich z tej odpowiedzialności zwalniać. Trudny wybrali sobie zawód? Owszem. Stresujący? Jeszcze jak. Odpowiedzialny? Cholernie. Ale go sobie wybrali, o konsekwencjach wiedzieli, nikt ich nie zmuszał. Czy zawinili w przypadku osób, które zmarły w ciąży? Tak, zawinili, bo nie wykonywali swoich zawodowych obowiązków, zaniechali ich.

I jako społeczność w sprawie Doroty odezwali się dopiero wtedy gdy poczuli się obrażeni. Posłanka Lewicy Katarzyna Kotula napisała na TT: „Przestańcie nas zabijać”. Natychmiast, w samo Boże Ciało odpowiedziała jej Naczelna Izba Lekarska: „domagamy się, w imieniu wszystkich lekarzy w Polsce, przeprosin od Pani Poseł za słowa ,,Drodzy lekarze i drogie lekarki – przestańcie nas zabijać”. Takie insynuacje nic nie wnoszą do sprawy (...)". I zapewniła, że negatywnie ocenia wyrok TK.

A co Dorocie z Nowego Targu po negatywnej ocenie?

Ryzyko? Tak, ryzyko śmierci pacjentki

Tusk twierdzi też, że lekarze boją się podjąć ryzyko.

Otóż to nieprawda. Lekarze podejmują ryzyko – ryzyko dopuszczenia do śmierci osoby w ciąży.

Tusk mówi o ryzyku odpowiedzialności karnej za przerwanie ciąży. Zmierzmy te dwa ryzyka – na razie żaden lekarz ze szpitala, po wykonaniu zgodnej z ustawą aborcji, nie został skazany za ratowanie życia kobiety kosztem ciąży. Natomiast kilka kobiet już zmarło. Gdy toczy się dyskusja o śmierci Doroty, zdrowie lub życie kolejnej kobiety – 32-letniej Roksany z Bydgoszczy było w niebezpieczeństwie (po interwencji mediów, FEDERY, polityczek Roksanie udzielono pomocy medycznej).

Co więcej, toczy się śledztwo w sprawie śmierci Izabeli z Pszczyny, a lekarze usłyszeli zarzuty. Odkładam na chwile na bok obłudne i obrzydliwe działanie instytucji kontrolowanych przez PiS (prokuratura) i pytam: co było z punktu widzenia lekarzy bardziej ryzykownym działaniem?

Warto dodać, że nikt nie wymaga od lekarzy wykonywania zabiegów niezgodnych z prawem, także tym barbarzyńskim (to temat na inny tekst). Mowa o ratowaniu zdrowia i życia. Oczywiście,

ogarnięta antyaborcyjną i antykobiecą obsesją władza jest i będzie nadgorliwa.

Skazała Justynę Wydrzyńską, wytoczyła proces partnerowi, który pomógł, będzie wytaczała procesy bliskim, którzy pomogli kobietom.

Ale czy skazała kiedyś lekarza? Nie znamy takiego przypadku. A wiemy, że są lekarze, którzy wykonują aborcję na przykład z przesłanki zagrożenia zdrowia psychicznego. I mówią o tym głośno.

W 2021 r. – w pierwszym roku obowiązywania wyroku TK – stwierdzono 382 przestępstwa z art. 152 KK (aborcja za zgodą kobiety) – podaje Dziennik Gazeta Prawna. To najwięcej od lat, zgoda. Ale, jak dowiedział się DGP, w 2021 r. do sądu trafił tylko jeden akt oskarżenia przeciwko lekarzowi za nielegalny zabieg (raczej nie w szpitalu i raczej nie z przesłanki ratowania zdrowia i życia). Warto zresztą spojrzeć na statystyki policyjne. Stwierdzonych przestępstw z art. 152 KK np. w 2015 r. lub 2018 r. także było dużo.

image (3)

Nasze kobiety

W pierwszych zdaniach swojej odpowiedzi Tusk użył znamiennych słów: „Tu chodzi o życie naszych kobiet, tu chodzi o życie przyszłych matek”. Nie ludzi, nie kobiet nawet, ale „naszych kobiet”, „przyszłych matek”.

Czepiam się słówek? Może. Ale te słowa to trwały ślad i jednocześnie objaw wielowiekowej dyskryminacji kobiet i gorszego ich traktowania. W ostatnich latach już niekoniecznie w traktatach, w prawie, niekoniecznie w konstytucji, według której wszyscy są równi, ale w praktyce i przy cichym przyzwoleniu i porozumieniu wielu środowisk. Nie tylko politycznej prawicy, chociaż to ona doprowadziła dyskryminację do perfekcji. Ale na przykład lekarzy.

Czy kobieta to człowiek?

Ustaliliśmy przed chwilą, że lekarze mają ratować życie i jest to kwintesencja ich zawodu i powołania. Tylko czyjego życia? Ludzkiego, tak. Ale czy życia kobiet i osób w ciąży też? Niekoniecznie, jak widać. Więc czy kobieta to człowiek? To skomplikowane.

Bo z jakiegoś powodu ten nagły brak odpowiedzialności i strach przed ryzykiem i ten słynny efekt mrożący u lekarzy dotyczy leczenia kobiet.

Wiemy już od dawna, że standardy medyczne są dostosowywane do mężczyzn. Jednocześnie kobiety w gabinecie i szpitalu traktowane są inaczej, ale bynajmniej nie w kierunku równych praw. Jak to działa?

Z jednej strony leczenie dostosowane jest do męskiego organizmu, działa więc inaczej na kobiety. I przez to może być dla nich mniej skuteczne. Z drugiej strony te same objawy np. ból traktowane są u kobiet i mężczyzn inaczej.

O tym nierównym traktowaniu w kontekście chorób serca mówiła w wywiadzie w OKO.press kardiolożka Martha Gulati: „Badanie pod kierunkiem Darcy’ego Banco z 2022 roku wykazało, że kobiety poniżej 55. roku życia zwykle zostają obsłużone 10 minut później niż mężczyźni od momentu, gdy przekroczą drzwi szpitala, do momentu, gdy spotkają się z lekarzem. Rzadziej robi się im EKG lub monitorowanie serca, rzadziej bada je kardiolog, rzadziej przyjmuje się je do szpitala lub na obserwację. Skoro nie traktujemy ich symptomów poważnie, nie możemy się dziwić, że kobiety umierają częściej”.

Ciąża – przypadłość szczególnej połowy ludzkości

Tak samo jest z ciążą, która dotyczy tylko osób z macicami, a więc prawie zawsze kobiet. Na przykład zagrożenie związane z ciążą lub skrajne cierpienie w ciąży nie jest traktowane jako wskazanie do jej zakończenia. W kwietniu 2023 r. przeprowadziłam wywiad z Anną, której Justyna Wydrzyńska przekazała tabletki aborcyjne. Anna chciała zakończyć ciążę m.in. dlatego, że cierpiała na nieustępliwe wymioty ciężarnej. Każdy kiedyś wymiotował, zatruł się, miał grypę żołądkową i co z tego? Jednak Anna opisuje, jak ta „przypadłość” wyglądała u niej:

„Wymiotowałam kilkanaście razy na dobę, najczęściej żółcią. Nie byłam w stanie nawet pójść do toalety. Zwracałam wszystkie przyjęte płyny i pokarmy. Nawet najmniejszy łyk wody. Nie wstawałam z łóżka. Całymi dniami leżałam na prawym boku, bo w ten sposób najskuteczniej udawało mi się powstrzymywać wymioty. Po wymiotach nasilał się ból żołądka. Z bólu nie mogłam spać. Udawało mi się zdrzemnąć na 3-4 godziny w ciągu doby. Od wymiotów piekł mnie cały przełyk”.

W Wielkiej Brytanii taki stan jest wskazaniem do aborcji w powodu stanu zdrowia. W Polsce? Kobieta może stracić wzrok (jak Alicja Tysiąc) i to nie jest uznane za powód wystarczający. Może nie wstawać przez 7 miesięcy i zwracać wszystko, co zje i wypije i to także nie dość. Być w depresji i mieć myśli samobójcze. Nosić płód z wadami, w zasadzie martwy płód. Albo taki, który zaraz po porodzie umrze. Trudno. Musi sobie poradzić.

To jest dyskryminacja, której mam dość.

I dlatego apeluję do lekarzy: weźcie odpowiedzialność za swoje pacjentki, potraktujcie je na równi z mężczyznami i wykonajcie na poważnie swoją robotę. Czyli ratujcie życie. Osoba w ciąży to człowiek i tak trzeba ją traktować.

I na koniec słowo do polityków, szczególnie do Donalda Tuska: zagrożone jest życie ludzi, a nie „waszych kobiet” czy „przyszłych matek”.

;

Udostępnij:

Magdalena Chrzczonowicz

Wicenaczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej przez 15 lat pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.

Komentarze