0:000:00

0:00

"Oko" zebrało wszystkie dostępne publicznie teorie zamachu w Smoleńsku. Powstała lista 24 teorii. Większość daje odrębne wyjaśnienie, niektóre się wykluczają, inne są wariacjami na swój temat.

Nie tworzą spójnej całości, czasem sobie zaprzeczają. Łączy je jedno. To nie był wypadek. Ktoś za tym stał.

Przeczytaj także:

W filmie "Smoleńsk" skorzystano z kilkunastu teorii zamachu. Tak jakby scenarzyści - których było czterech - nie mieli wspólnej koncepcji tego, kto i jak zabił prezydenta Lecha Kaczyńskiego i pozostałych pasażerów.

W efekcie mamy do czynienia z zamachem wielokrotnym. Jednocześnie i niezależnie na prezydencki samolot pułapkę zastawiają różne złe siły, a każda z nich posługuje się nadmiarem środków.

Wybuch czy dwa, a może trzy

Antoni Macierewicz, jeszcze jako szef Zespołu Parlamentarnego ds. Zbadania Przyczyn Katastrofy TU-154 M pisał: (…) jedyną hipotezą wyjaśniającą przebieg wydarzeń jest to, że do rozpadu samolotu doszło na skutek eksplozji w powietrzu i działań osób trzecich".

Film dowodzi, że tak właśnie było, ale zaskakuje twórczym podejściem. Na pozór godzi teorię "wybuchu wewnętrznego" doktora Grzegorza Szuladzińskiego, która oparta jest na dowodzie gotowanej parówki (w wyżej załaczonym opracowaniu "Oka" teoria nr 7) z teorią urwanego skrzydła prof. Wiesław Biniendy (nr 8). Naukowcy polemizowali ze sobą, używając jako argumentu "rodzaju pęknięć kadłuba".

Film przekracza spór - twórcy "Smoleńska" proponują nowatorską teorię TRZECH wybuchów.

Z filmu wyłania się następujący przebieg zdarzeń: najpierw eksplozja odrywa skrzydło ( to teoria Biniendy), potem wybuch niszczy kabinę (to teoria Szuladzińskiego). Samolot jeszcze leci, choć już w kawałkach, gdy wybucha ładunek w salonce, do której upakowano na ścisk najważniejsze osoby w państwie.

Na pozór jest to zbliżone do teorii (nr 9) wybuchu wielopunktowego Jana Obrębskiego z Politechniki Warszawskiej, który dowodził swej tezy waląc młotkiem w puszkę po napoju.

W filmie jednak ładunki nie były równo rozłożone. Były trzy odrębne wybuchy, następujące jeden po drugim, w ściśle zaplanowanej sekwencji.

Uderza nadmiar zastosowanych środków. Każdy z tych wybuchów by wystarczył, ale ogólna teza filmu "Smoleńsk" brzmi: to nie był zamach, to były zamachy. Każdy zamach z osobna może się nie udać - a gdy zamachów jest wiele jednocześnie, któryś uda się na pewno.

To musiało być przygotowane. Film nie rozsztrzyga kiedy: czy w Rosji, gdy w 2009 roku samolot był "remontowany", czy podczas podejrzanej operacji tuż przed odlotem, gdy w trzecim salonie, przeznaczonym dla ośmiu osób, zamontowano 10 dodatkowych foteli.

"Ruskie zabili Kaczora"

Wybuchy to najwyraźniej robota "Polaków". Ale to nie znaczy, że Rosjanie nie zrobili zamachu - zrobili go równolegle. Z hipotez rosyjskich obecna w filmie jest gruzińska (nr 4): początkiem działań, które doprowadziły do „zamachu smoleńskiego” było ostrzelanie konwoju Lecha Kaczyńskiego w Gruzji w 2008 r.

Ten wątek nie wybrzmiał i scenarzyści woleli od razu przejść do szerszej teorii (nr 6), wedle której Kaczyński był zaporą dla rosyjskiej ekspansji na Europę i świat. W filmie odtworzono słynną scenę na wiecu w Tibilisi, gdy Lech Kaczyński wypowiada słowa: „Dziś Gruzja, jutro Ukraina, a później może Polska”.

Scenarzyści idą tu za jasnym postawieniem sprawy przez Antoniego Macierewicza: „Materiał dowodowy jest jednoznaczny: nikt bardziej niż władcy Federacji Rosyjskiej nie skorzystał na śmierci Prezydenta RP i na eliminacji elity stanowiącej fundament niepodległościowej polityki Polski. Nie ulega przecież wątpliwości, że obecna ekspansja Rosji na Zachód nie byłaby możliwa gdyby żył Prezydent Kaczyński i gdyby kontynuowana była Jego linia polityczna”.

Teorie 4 i 6 jednoznacznie wskazują na to, że zamach to robota Rosjan.

Tę prawdę film wyraża na samym początku w efektownej scenie ulicznej, gdy sprzedawca krzyczy "Ruskie zabili Kaczora!"

Dodatkowym potwierdzeniem jest wypowiedź jednego z rosyjskich nawigatorów, który powołuje się na polecenie z samej góry - i nakazuje pozostałym sprowadzenie samolotu do wysokości 50 metrów.

Zamach Rosji: i mgła, i dezinformacja

Teorii rosyjskich było kilka. Film dostarcza dowodów na dwie. Kontrolerzy lotu dezinformują pilotów (teoria nr 16) podają błędnie wysokość samolotu. Trudno się wprawdzie połapać, dlaczego to miało takie znaczenie, skoro nawigator cały czas odczytuje wysokość z urządzeń pokładowych.

Poruszającym widza dowodem winy kontrolerów ma być atak wyrzutów sumienia jednego z nich, który zatacza się jak w stanie upojenia alkoholowego. Mówi: "Co ja zrobiłem?!"

Nie mogło tez zabraknąć teorii (nr 13) sztucznej mgły rozpylonej przez Rosjan. Antoni Macierewicz mówił w 2011 r.: „Nagle wyszła mgła, mówią świadkowie. Nie wiemy skąd, nie było jej przecież w żadnej prognozie, nic jej nie zapowiadało, a nagle wszystko zostało zasłonięte”.

Także aktorzy w filmie dziwią się: "Mgła? O dziesiątej rano?".

Oczywiście film nie przesądza, czy rozpylany nie był także hel (teoria nr 12), by mniejszyć siłę nośną samolotu - ale nie dostarcza tu żadnych dowodów.

Od biedy można uznać, że dwie teorie rosyjskiego zamachu są komplementarne. Mgła miała utrudnić odkrycie kłamliwych informacji podawanych przez wieżę.

Polacy czy Rosjanie

"Smoleńsk" sugeruje, że zamachy były wspólnym planem. Ukazuje spisek Tuska i Putina na sopockim molo (teoria nr 1), na siedem miesięcy przed katastrofą.

Dodatkowym dowodem na ich złe intencje jest komentarz filmowej Marii Kaczyńskiej (Ewa Dałkowska), że Tusk z Putinem rozmawiają pewnie po niemiecku. W filmie znalazł się też uścisk Tuska z Putinem po złożeniu kwiatów w Smoleńsku w 2010 roku. Nie jest to jednak sławne ujęcie, o którym minister Macierewicz mówił: "uśmiech nad szczątkami, w którym cieszą się, podają sobie piąstki".

"Smoleńsk" sugeruje zatem, że współpraca była, ale nie wskazuje na żadne tropy, jak doszło do koordynacji, kto i z kim wszystko uzgadniał itd. Widza dręczy pytanie: kto zabił. Niepotrzebnie.

Niepokój widza wynika tylko z niepotrzebnej chęci uporządkowania sprawy, a ustępuje, gdy przypomnimy sobie, że było kilka zamachów - zarówno polskich, jak i rosyjskich - przeprowadzonych w tym samym czasie, na zapas. To może być zwiastun werdyktu podkomisji Macierewicza: zamiast odtworzyć szczegóły zbrodniczego planu, dostaniemy zestaw wielu ogólnikowych pomówień.

Dobijali czy nie

W jednym film nie sprostał ustaleniom Antoniego Macierewicza, który 9 kwietnia 2013 stwierdził, że "po latach badań może powiedzieć z olbrzymią dozą pewności i prawdopodobieństwa, że relacje o tym, że trzy osoby przeżyły, są wiarygodne".

Wątek dobijania rannych przewija się tylko w jednej wypowiedzi o tajemniczym telefonie już po katastrofie, ale w pamięci zostają rozdzwonione komórki na martwym miejscu katastrofy. Komórki najwyraźniej kradną rosyjscy żołnierze.

Własnym wkładem twórców filmu jest przedstawienie ostatecznego - metafizycznego - dowodu na zamach. Jest nim ukazanie wspólnoty ofiar pasażerów i polskich oficerów w Katyniu.

Nie jest wprawdzie jasne, dlaczego do spotkania duchów dochodzi nad wykopanymi w ziemi pustymi dołami (grobami katyńskimi?). a nie w bardziej symbolicznej przestrzeni, np. przed Pałacem Prezydenckim w Warszawie, na Wawelu albo gdzieś w przestworzach. Dla duchów odległość się chyba nie liczy.

Chyba że zamordowani oficerowie wstali właśnie z grobów (jak w znanych scenach zmartwychwstania), by powitać prezydenta Kaczyńskiego z małżonką? Ale w takim razie, gdzie podziała się ziemia z grobów? I dlaczego nie są nawet zakurzeni? Na te pytania nie dostajemy odpowiedzi.

;

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze