0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Il. Iga KucharskaIl. Iga Kucharska

Poszedłem z wolnym nurtem Potoku Olszanickiego, bo miałem wrażenie, że może opowiedzieć mi coś Polsce.

Już rzut oka na mapę obrzeży Krakowa pokazał mi, że to będzie symboliczna wędrówka. Ledwie potok wybija, a już musi schować się pod szczelną pokrywą z pasów lotniska w Balicach. Później kryje się z kolei pod autostradą, a nieco dalej mija bazę paliwową Orlenu. To tam zaczynam mu towarzyszyć, depcząc pokrzywy i puszki po piwie. Przy skrzyżowaniu Powstania Styczniowego z Insurekcji Kościuszkowskiej nasłuchuję bulgotania, zdaje się, że to nielegalna rura kanalizacyjna. Za szkołą podstawową Sióstr Pijarek potok przykleja się do ulicy Pylnej, by zakończyć swój czterokilometrowy bieg i wpaść do Rudawy. Na szczęście, nieco wyżej jest ujęcie wody pitnej z Rudawy dla Krakowa.

– Smród! Co roku to samo – wzdycha Tomasz Fiszer ze stowarzyszenia „Nasza Olszanica”. – Najgorzej jest zimą. Gdy opady są słabe, poziom wody niski, stężenia zanieczyszczeń nabierają na sile. Woda staje się atramentową i zapienioną cieczą. Trzeba zamykać okna, taki fetor.

– Czym śmierdzi?

– Zgniłą cebulą. Ta taki specyficzny chemiczny fetor – mówi Fiszer bez cienia wątpliwości.

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, niepokoją, zaskakują właśnie.

Potok ścieków lotniskowych

Tomasz Fiszer zamieszkał w tej okolicy w 2007 roku, kilka miesięcy po awarii w bazie paliwowej, gdy doszło do wycieku substancji ropopochodnych i skażonych zostało ponad 30 hektarów. Dla magistratu tereny Olszanicy długo uchodziły za ziemie utracone: kilka lat później miasto planowało otworzyć tu punkt zbiórki selektywnej śmieci, a niedaleko, na terenach podmokłych, rozważano lokalizację cmentarzyska dla zwierząt. Mieszkańcy rozpoczęli bój o zielony skrawek: założyli stowarzyszenie, zaczęli sadzić drzewa i sprzątać brzegi potoku. W 2018 roku wywalczyli powstanie użytku ekologicznego Dolina Potoku Olszanickiego – Łąki Olszanickie. Pięciohektarowe siedlisko jest oazą bioróżnorodności, ornitolodzy wyliczyli, że występuje tu 75 gatunków ptaków.

Stoimy z Fiszerem na mostku nad Potokiem Olszanickim i patrzymy w niebo. Zamiast ptaków słychać lądujące na pobliskich Balicach samoloty z: Burgas, Paryża, Antalyi, Monachium i Rimini.

Fiszer: Zdaliśmy sobie sprawę, że w zimowych miesiącach potok staje się kanałem dla nieczystości i zaczęliśmy podejrzewać pobliskie lotnisko. Próbki przebadanej przez nas wody wykazały, że Kraków Airport odprowadza do potoku wymieszane z deszczówką środki do odladzania nawierzchni i odmrażania samolotów. Stężenia były wielokrotnie zawyżone. Zgłosiliśmy sprawę do WIOŚ. Przyjechali inspektorzy i…, no właśnie, nic się nie zmieniło.

– W praktyce całe życie biologiczne w potoku zniknęło – wyjaśnia prof. Mariusz Czop z Katedry Hydrogeologii i Geologii Inżynierskiej AGH, który zaangażował się w obronę potoku. – Kluczowe dla rozwoju bioróżnorodności na tym terenie byłoby przywrócenie dobrej jakości wody. Ale żaden urząd nie jest tym zainteresowany, bo cały system ochrony środowiska jest wadliwy.

– Co ma Pan na myśli? – dopytuję.

– Na całym świecie decyzje środowiskowe wydawane są tak, by zrzut ścieków nie powodował gwałtownej degradacji wody. Jeżeli zakład jest zlokalizowany przy małej rzece, która ma małe możliwości przyjęcia ścieku, to zakłada się wyższe standardy, by nie pogarszać jakości wody w rzece – wyjaśnia. – W Polsce mamy do czynienia z kuriozum: czy zakład jest przy małym, czy dużym cieku, ma takie same standardy jakości ścieków. Wynikają one z rozporządzenia o dopuszczalnych ilości substancji zrzucanych do środowiska. Urzędnicy tłumaczą się, że tak jest to ustanowione w przepisach, ale te regulują maksymalne wartości dopuszczalnych substancji. Ale dlaczego urzędnicy zawsze stosują te maksymalne wartości?

Profesor tłumaczy, że w przypadku Potoku Olszanickiego lotnisko odprowadza wodę z terenu, który kiedyś był naturalnym źródliskiem. Zrzucane do potoku wody opadowe mieszają się z substancjami używanymi do odladzania samolotów i płyty lotniska i właściwie stanowią sto procent przepływu w potoku. Już na tym etapie woda nie spełnia żadnych wymogów jakościowych, a przecież na dalszych odcinkach trafiają tam kolejne zrzuty z pobliskiego osiedla i magazynu paliw Orlenu.

– To nic innego jak droga do całkowitej degradacji – konstatuje prof. Czop.

zanieczyszcony potok, brzegi pokryte sniegiem
Potok Olszanicki zimą. Fot. Stowarzyszenia Nasza Olszanica.
zanieczyszczony potok
Fot. Stowarzyszenia Nasza Olszanica.

Przeczytaj także:

Inspektorzy karzą, lotnisko zrzuca

Gdyby więc Potok Olszanicki miał opowiedzieć o Polsce, to byłaby to opowieść o przerzucaniu teczek z dokumentami.

W 2016 roku inspektorzy WIOŚ w Krakowie skontrolowali lotnisko w Balicach po raz pierwszy. Spółka Kraków Airport miała wtedy cztery różne pozwolenia na zrzut wód opadowych do potoku.

Tyle że żadne z pozwoleń nie uwzględniało środków do odladzania lotniska i odmrażania samolotów.

Po pierwszej kontroli inspektorzy WIOŚ mogli więc wydać tylko mandat za „naruszenie pozwolenia wodnoprawnego”. Dopiero rok później marszałek województwa małopolskiego ustalił warunki jakościowe dla parametrów: chemicznego zapotrzebowania tlenu, potasu i aldehydu mrówkowego. Dzięki temu WIOŚ uzyskał umocowanie prawne do „stwierdzania potencjalnych naruszeń decyzji”.

Z oświadczenia WIOŚ w Krakowie wynika, że wyniki badań próbek jakości wody z potoku „nigdy nie były zadowalające”, a zły stan potoku miał „charakter długotrwały ze względu na okres stosowania preparatów do odladzania”.

Prof. Czop: Tak naprawdę, nie do końca wiadomo, co jest odprowadzane i jakie zagrożenia z tego wynikają, bo nigdy nie zbadano potoku na całej długości. Inspektorzy prowadzą postępowania wyłącznie w sprawie przekroczenia norm zrzutu. Brak im głębszego spojrzenia na problem, skupiają się na tym jednym wycinku sprawy.

Absurdy można mnożyć: aktywiści skierowali pismo w sprawie pozwolenia wodnoprawnego dla lotniska do Wód Polskich, by w ten sposób wpłynąć na ograniczenie ilości tzw. zrzutów. Ale instytucja nie mogła nić zrobić, bo ówczesne pozwolenie wydał marszałek. W międzyczasie prawo się zmieniło i kolejne pozwolenie wydały już Wody Polskie – było takie samo jak to kwestionowane przez mieszkańców i obrońców potoku.

Prof. Czop: W krajach zachodnich ludzie bronią się w podobnych sytuacjach przed prywatnymi koncernami, a państwo stoi przynajmniej po ich stronie. Sprawa Potoku Olszanickiego pokazuje szerszy problem.

Bo w Polsce często największymi trucicielami dla środowiska i sąsiadów są państwowe firmy.

A odpowiednie instytucje, zamiast skupiać się na obronie środowiska, chronią spółki skarbu państwa.

Czytam oświadczenie WIOŚ w sprawie Potoku Olszanickiego, moją uwagę przykuwa jedno zdanie „Nie był to problem, który można było rozwiązać jedną kontrolą w sposób szybki i definitywny”.

Nie wiem, czy śmiać się, czy płakać, bo nie pomogły też cztery kolejne kontrole i 17 wizji lokalnych w latach 2016-2023:

Rok 2017, kontrola nr 2. Inspektorzy „wykazali naruszenie warunków pozwolenia wodnoprawnego w zakresie jakości odprowadzanych wód deszczowych i zastosowano sankcję w postaci mandatu karnego”.

Rok 2019, kontrola nr 3. Wykazała, że lotnisko „w dalszym ciągu nie zapewnia właściwej ochrony wód Potoku Olszanickiego”.

Rok 2020, kontrola nr 4. „Niedotrzymanie warunków pozwolenia wodnoprawnego, (…), zarządzono przedłożenie zaktualizowanego harmonogramu działań zapewniających ochronę wód Potoku Olszanickiego”.

W końcu kontrola nr 5, w roku 2022. Zakończyła się „stwierdzeniem nieprawidłowości, zastosowaniem kary grzywny i wydaniem zarządzeń pokontrolnych zobowiązujących do usunięcia nieprawidłowości”.

Innowacyjna technologia tylko na papierze

Suma trzech mandatów wyniosła 1500 zł.

Nawet gdyby Radosław Włoszek, prezes spółki Kraków Airport musiał sięgnąć do własnej kieszeni, to nie odczułby wielkiej straty. Tylko w 2016 roku zarobił (według oświadczenia majątkowego) 344 tys. zł. Do spółki trafił z PiS-owskiego nadania. Włoszek zaczynał karierę w biurze poselskim Beaty Szydło. Dawna szefowa zadbała o byłego asystenta, bo ten od 2016 roku zasiada także w radzie nadzorczej TVP.

Fiszer: Kiedyś umówił się ze mną dziennikarz TVP, bo chciał zrobić materiał o naszym obumierającym potoku. Był już w drodze na spotkanie, ale został zawrócony przez przełożonego.

Włoszek lubi brylować w mediach. Po dwóch kontrolach WIOŚ ogłosił, że zarządzana przez niego spółka podpisała list intencyjny z międzynarodową firmą Veolia Water Technologies w sprawie współpracy, której celem miało być opracowanie kompleksowego rozwiązania na oczyszczanie wód opadowych. Lotnisko miało też współpracować z uniwersytetem w Lund.

– Jako pierwsi w Polsce i trzeci na świecie zamierzamy wprowadzić innowacyjną technologię wykorzystywaną do skutecznego oczyszczania wód opadowych odprowadzanych z terenu portu. Technologia ta z sukcesem została wdrożona m.in. na lotniskach w Londynie i Oslo – mówił wówczas Włoszek w rozmowie z „Wyborczą”.

Szeroko zakrojone plany lotniska były odpowiedzią na pisma inspektorów WIOŚ, którzy w ciągu siedmiu lat zobowiązywali spółkę do podjęcia „środków zaradczych”. Sugerowali m.in. budowę punktu pomiarowego w potoku, stanowisk do odladzania samolotów, zbiornika retencyjnego wraz z systemem oczyszczania, a nawet okresowe przekierowywanie wód opadowych do miejskiej oczyszczalni w czasie dużego zużycia środków do odladzania. Rzeczywiście, spółka kupiła m.in. zamiatarkę lotniskową z funkcją zbierania glikolu z nawierzchni utwardzonych i wybudowała stanowiska postojowe z możliwością odladzania samolotów. Podpisała też umowy: na wywóz zanieczyszczonych wód opadowych do oczyszczalni i na wykonanie koncepcji technologii wyposażenia systemu kanalizacji deszczowej.

Ale innowacyjna technologia wzorowana na rozwiązaniach z Londynu i Oslo nigdy nie powstała – w 2020 roku spółka wycofała się z pomysłu.

Lotnisko XXI wieku, a beczkowozy z XIX

Dziś Kraków Airport jest drugim portem lotniczym w kraju i rozrasta się dynamicznie: w 2006 roku lotnisko obsłużyło 2 miliony pasażerów, a w ubiegłym już 7,4 mln. Na początku lipca spółka pochwaliła się, że czerwiec był rekordowym miesiącem w historii: z usług lotniska skorzystało 867 403 pasażerów.

Zapytałem Natalie Vince, rzeczniczkę prasową Kraków Airport, m.in. o plany budowy oczyszczalni. Spółka ograniczyła się tylko do oświadczenia, z którego można dowiedzieć się, że trwają prace związane z wdrożeniem projektu „całkowitej ochrony Potoku Olszanickiego przed zanieczyszczeniami”. Rozwiązaniem miałby być nowy przebiegu potoku na zasadzie by-passu: dzięki temu wody wpływające na teren lotniska z terenów powyżej nie mieszałyby się z wodami dopływającymi z lotniska.

„Ponadto w ramach niniejszego zadania zostanie wybudowany zbiornik służący do gromadzenia substancji używanych do zimowego utrzymania wraz z niezbędną aparaturą kontrolno-pomiarową na wlotach do Potoku Olszanickiego, której zadaniem będzie kontrola jakości oraz możliwość sterowania przepływem odprowadzanych wód opadowych” – czytam w komunikacie spółki.

Druga część oświadczenia to atak na stowarzyszenie „Nasza Olszanica”, które odwołało się od decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach dla tego projektu do Generalnego Dyrektora Ochrony Środowiska, co – zdaniem przedstawicielki lotniska – wpłynęło na opóźnienie projektu.

– Władze Kraków Airport wybierają rozwiązania z XIX wieku, czyli retencjonowanie wód opadowych w zbiornikach, wywożenie beczkowozami do oczyszczalni, a jeśli wartości zanieczyszczeń będą niższe, to spuszczanie ich w potoku – komentuje Fiszer. – Nasze uwagi dotyczyły między innymi wydania decyzji środowiskowej bez oceny oddziaływania na środowisko, braku konsultacji społecznych czy choćby braku współdziałania z WIOŚ w zakresie analizy danych z wielokrotnych skażeń.

– Przedstawiciele lotniska tłumaczą, że wywożą ścieki beczkowozami do oczyszczalni i to już jest wystarczająco duży koszt. A przecież wystarczyłoby zbudować oczyszczalnię – uważa prof. Czop. – To absolutny skandal. Lotnisko wydaje miliardy złotych na różne inwestycje. A zamiast postawić na nowoczesną i skuteczną oczyszczalnię, robi wszystko, by usankcjonować całkowicie niedopuszczalny stan obecny.

Naukowiec dodaje, że taka inwestycja kosztowałaby ok. 10 mln zł.

W ubiegłym roku spółka Kraków Airport zanotowała przychody w wysokości 308 mln zł. Zysk netto wyniósł ponad 106 mln zł.

Zgniłej cebuli różne konsekwencje

Zimą po Olszanicy znów będzie rozchodził się zapach zgniłej cebuli.

– Co innego, gdybyśmy mieszkali w Gdańsku – żartuje Fiszer. I przypomina kwietniowy skandal z Gdańska, gdy nieczystości z tamtejszego lotniska doprowadziły do skażenia Strzelniczki. Z rzeki wyławiano martwe ryby, a na miejsce popędziły służby. Beata Cieślik, rzeczniczka Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Gdańsku informowała wówczas, że w powietrzu wyczuwalny był „nieokreślony chemiczny zapach przypominający zapach cebuli”. Następnego dnia WIOŚ zawiadomił w tej sprawie prokuraturę.

– Wystarczy spojrzeć, kto kontroluje port w Gdańsku, a kto w Krakowie. Gdyby Kraków Airport był pod kontrolą polityków opozycyjnych, już dawno sprawą zajmowałaby się prokuratura. A tak, nie dzieje się nic od siedmiu lat – mówi Fiszer. – A zainicjowana przez nas sprawa dotycząca szkody w środowisku, po pozytywnym rozstrzygnięciu przez Generalną Dyrekcję Ochrony Środowiska, po sprzeciwie lotniska utknęła w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym.

Dlaczego więc WIOŚ w Krakowie nie złożyła zawiadomienia w tej sprawie? – Zrezygnowanie z odladzania powierzchni lotniska byłoby narażaniem życia i zdrowia ludzi – wyjaśnia Magdalena Gala, rzeczniczka instytucji. I dodaje, że „spółce nie można zarzucić, że nie rozpoczęła i nie prowadzi działań naprawczych”. Ponadto – zdaniem WIOŚ – „niekorzystna dla środowiska sytuacja związana jest z lokalizacją lotniska i jego istniejącą infrastrukturą wodno-ściekową jest wynikiem działań podejmowanych w dalekiej przeszłości, które przynoszą obecnie negatywne skutki dla cieku”.

Prof. Czop: To, co wydarzyło się w Gdańsku i dzieje się w Krakowie, to identyczne sytuacje. Tyle że przedstawiciele małopolskich organów ochrony środowiska tłumaczą się, że nie mogą zgłosić sprawy do prokuratury,

bo potok jest tak zanieczyszczony, że nie występuje tam życie biologiczne.

Czyli zatrucie nie powoduje np. śmiertelności ryb.

W wolnym tłumaczeniu: jest taki syf, że dolewanie ścieków nic już nie zmienia.

– To przecież absurd w skali Polski? – mówię profesorowi.

– Absurd, ale nie wyjątek – odpowiada Czop. – Od dawna mówię, że potok Olszanicki to taki mikromodel Odry sprzed katastrofy, albo Wisły zasalanej zbyt dużymi zrzutami z kopalń węgla kamiennego. Skoro lotnisko planuje rozwój, więc będzie rosła liczba samolotów, pasażerów i towarów, to przecież wraz z tym powiększy się ilość ścieków. Wiemy już, że pojemność Potoku Olszanickiego związana z możliwością przyjęcia ścieków jest już mocno przekroczona. Więcej nie da rady i tyle. A udajemy, że jest inaczej. Że ścieki znikną same.

;

Udostępnij:

Szymon Opryszek

Szymon Opryszek - niezależny reporter, wspólnie z Marią Hawranek wydał książki "Tańczymy już tylko w Zaduszki" (2016) oraz "Wyhoduj sobie wolność" (2018). Specjalizuje się w Ameryce Łacińskiej. Obecnie pracuje nad książką na temat kryzysu wodnego. Autor reporterskiego cyklu "Moja zbrodnia to mój paszport" nominowanego do nagrody Grand Press i nagrodzonego Piórem Nadziei Amnesty International.

Komentarze