0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: il. Mateusz Mirys / OKO.pressil. Mateusz Mirys / ...

Kap. Cieknący kran zużywa miesięcznie 680 litrów wody, nieco ponad trzy wypełnione po brzegi wanny.

Kap, kap. Z dziurki wielkości główki szpilki w ciągu roku może wyciekać 1,3 miliona litrów. Czyli 12 tysięcy wanien.

Kap, kap, kap. Na całym świecie codziennie z odkręconych kranów i nieszczelnych rur wycieka 18 tysięcy basenów olimpijskich, które ugasiłyby pragnienie miliarda osób.

Przeciekający świat dał mi do myślenia, gdy przez ostatnie lata pracowałem nad książką „Woda. Historia pewnego porwania”. Przeczytałem, że w Bombaju, meksykańskiej Tuxtla Gutiérrez czy na terenach wiejskich w hiszpańskiej Galicji straty przekraczają 60 procent wody przygotowanej do spożycia, która po prostu ucieka z sieci.

A w Polsce? Ruszyłem w Polskę w poszukiwaniu przecieków.

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, zaskakują właśnie

Przeczytaj także:

Jak usłyszeć uciekającą wodę?

– Najlepiej szukać ich nocą, gdy większość ludzi śpi – radzi Łukasz Gruszczyk, menedżer firmy Future Processing, która wspólnie z MPWiK Wrocław stworzyła system monitoringu wodociągów używany w kilkunastu miastach w Polsce.

– Dlaczego? – dopytuję.

– Wyobraźmy sobie sieć jako układ naczyń, które dostarczają wodę z punktu A do punktu B. W takim najprostszym ujęciu, to co wpływa do sieci, powinno zostać wykorzystane przez odbiorców i zarejestrowane przez wodomierze. Między pierwszą a piątą w nocy konsumpcja wody jest najniższa i najłatwiej zauważyć anomalie. W tych godzinach sprawdzamy, jaki jest najmniejszy zarejestrowany przepływ w danej strefie i porównujemy go do wskaźnika referencyjnego. Powiedzmy, że w jakiejś strefie wskaźnik powinien wynosić np. 10 metrów sześciennych na godzinę, a tym razem nie spada poniżej 50. System to rejestruje i informuje diagnostę o podejrzeniu wycieku.

Łukasz Gruszczyk z wykształcenia jest programistą, ale przez wiele lat zajmował się sieciami telekomunikacyjnymi. Mieszka na Śląsku, pamięta, jak latem w czasie suszy straż dowoziła mieszkańcom wodę. Być może dlatego zajął się przeciekami.

– I co dalej?

– Wiemy już, że mamy do czynienia z anomalią. Ale to mogła być akcja straży pożarnej, prace serwisowe albo po prostu ktoś napełniał basen. Jeśli wyższe zużycie powtórzy się kolejnego dnia, to dobry diagnosta będzie wiedział, że coś jest nie tak.

Wtedy wysyła ekipę wyposażoną w specjalne urządzenia np. geofony i korelatory akustyczne do wyszukania awarii. Te urządzenia rejestrują szum spowodowany przez wyciekającą wodę i wskazują miejsce awarii.

– Jeśli widzimy kogoś, kto wygląda jak poszukiwacz skarbów z wykrywaczem metalu, zapewne jest to pracownik wodociągów próbujący zlokalizować awarię.

– I to wszystko?

– Nie. Wyobraźmy sobie taki Wrocław, to ponad dwa tysiące kilometrów sieci wodociągowej. Żeby łatwiej znaleźć taki wyciek, podzieliliśmy miasto na kilkadziesiąt stref, w których jesteśmy w stanie określić teoretyczny minimalny przepływ. Dzięki temu zawężamy obszar naszych poszukiwań do konkretnego rejonu miasta.

Gruszczyk opowiada też o logerach nocnego szumu. Urządzenia, montowane przeważnie na hydrantach lub zasuwach, nasłuchują sygnałów świadczących o wyciekach. Też działają nocą, gdy poziom szumów z otoczenia i z samej sieci wodociągowej jest najniższy. Gdy wykryją uciekającą wodę, zgłaszają to aplikacji, która śledzi wszystkie dane przez 24 godziny na dobę i pozwala szybko zareagować. Szybko, precyzuje Gruszczyk, to znaczy dzień do kilkunastu, bo tyle trwają naprawy (choć najszybszy czas reakcji wynosił 40 minut).

– Słyszałem o miejscowości, w której przeprowadzono remont sieci. Mieszkańcy skarżyli się, że wysechł im staw. Okazało się, że to nie było żaden staw, ale właśnie wyciek, który trwał latami, a zniknął po uszczelnieniu rur. Nie do wiary, jak długo trwa średni ukryty wyciek w Europie. To 180 dni!

Gdyby z rur kapały jednogroszówki

Proponuję ćwiczenie: proszę wyobrazić sobie przeciekającą przez 180 dni rurę. Zamiast kropel skapują jednogroszówki. Ile się uzbiera? Żeby odpowiedzieć na to pytanie, pojechałem do Andrychowa. W miejscowych wodociągach kontrolują każdy metr sześcienny wody.

– Długo woda była tania, więc mieszkańcom nie zależało na oszczędzaniu – prezes Jan Mrzygłód przywitał mnie w swoim gabinecie w niedużym, parterowym budynku wodociągów, położonym tuż nad Wieprzówką. W letnie miesiące rzeczka wysycha. Kilka lat temu wzbudziła sensację, bo na jej dnie wyrosły pomidory.

Przyjechałem do Andrychowa drogą wzdłuż Wieprzówki. Minąłem trzy myjnie samochodowe, przejechałem przez most, by napotkać kolejną tuż przed skrętem w kierunku wodociągów.

Uderzył mnie ten kontrast między wysychającą rzeką, a wszędobylskimi myjniami. Potem jeszcze raz zwiedziłem Andrychów, tym razem podążałem palcem po mapie śladami sieci wodociągowej. Jak wszędzie, przypomina pajęczynę: oplata miasto, wiedzie wzdłuż ulic, przecina parki, omija ronda. Zakopanymi w ziemi rurami płynie życie, mogłyby one opowiadać o historii i rozwoju miasta, ale dają o sobie znać tylko podczas remontów. Wtedy na krótko wychodzą na wierzch, jak ostatnio przy ulicy Lenartowicza.

Rozmawialiśmy z prezesem Mrzygłodem o tym, że woda pozostaje niewidzialna dla społeczeństwa.

– Od jakiegoś czasu mamy w domach wodomierze, spłuczki dwutaktowe, oszczędne zmywarki, co pozwala na bardziej racjonalne zużycie wody. Ale dopóki woda płynie w kranie, to przeciętnego mieszkańca nie zajmują przecieki – mówi.

Dzięki monitoringowi Mrzygłód i jego pracownicy przez całą dobę mogą śledzić zużycie i ciśnienie wody w każdej z 26 stref, na którą podzielono gminną sieć. A kiedy pojawia się wyciek, system wszczyna alarm. Tylko w pierwszym półroczu pracy monitoringu w Andrychowie zaoszczędzili ponad 77 tys. metrów sześciennych. Czyli ponad 120 tys. złotych. Do tego można by jeszcze doliczyć oszczędzony czas i energię związaną z produkcją i dystrybucją wody, bo sektor wodociągów i kanalizacji odpowiada za zużycie ok. 1 proc. energii elektrycznej w Polsce.

Prezes Mrzygłód nie ma wątpliwości:

Koszty dzieli się przez ilość sprzedanej wody. Więc za straty zawsze płaci odbiorca.

O jakich kwotach mówimy? Próbuję to policzyć, ale wszystko zależy od taryf za wodę, które tylko w latach 2008-2016 wzrosły o 70 proc.

Jedna z kontroli NIK w dwudziestu wodociągach na terenie gmin wiejskich wykazała straty przekraczające 21 mln zł! W pięciu z nich koszty zaopatrzenia w wodę były wyższe od przychodów. W skali planety, jak wyliczyli eksperci Banku Światowego, globalne straty wody wynoszą aż 15 miliardów dolarów rocznie.

To niewyobrażalne kwoty, dlatego lepiej pokazać problem na przykładzie. W 2012 roku NIK opublikowała wyniki kontroli z dziesięciu zakładów wodociągowych w Polsce. Królował Nowy Targ – z powodu nieszczelnych rur, kradzieży i przestarzałych wodomierzy w gminie tracili aż 69,9 proc. wody. W dużym uproszczeniu: na dziesięć metrów sześciennych trzy popłynęły z kranów, a siedem wsiąkało.

Wnioski kontrolerów nie zostawiały wątpliwości:

Każdy metr sześcienny kosztował 30 groszy.

Ograniczenie strat do 30 proc. spowodowałoby spadek ceny metra sześciennego wody dla jednego odbiorcy o 50 groszy.

Uszczelnienie sieci pozwoliłoby oszczędzić miastu 400 tysięcy złotych.

Co czwarta kropla wsiąka

Dziś straty w Nowym Targu są dwukrotnie niższe niż dekadę temu - wynoszą ok. 35 procent. Wciąż są wyższe niż średnia kontynentalna: w Europie co czwarta kropla przygotowana do spożycia wsiąka.

UE chce z tym walczyć, dlatego od przyszłego roku wodociągi, które dostarczają wodę do minimum 50 tysięcy odbiorców będą musiały raportować poziom wycieków. Unijna dyrektywa w tej sprawie weszła w życie w styczniu, ale jeszcze nie została zaimplementowana do naszego prawa (projekt ustawy wciąż jest procedowany). Jeśli straty będą wyższe niż zakłada dokument, wówczas kraje członkowskie będą musiały przedstawić plan naprawczy do 2030 roku.

– W teorii posługujemy się dwoma pojęciami. To, po pierwsze, straty wody, pozorne i rzeczywiste. Po drugie, funkcjonuje pojęcie wody nieprzynoszącej dochodu, czyli pojęcie szersze zawierające także ilość wody użytej na cele technologiczne, np. do płukania sieci – wyjaśnia Tomasz Cichoń, przedstawiciel Wodociągów Miasta Krakowa. – Dyrektywa posługuje się jednak tzw. wskaźnikiem poziomu wycieków i to one będą raportowane.

Rozesłałem pytania do wszystkich miast wojewódzkich, czy wiedzą, ile wody tracą. Odpowiedziały m.in. Białystok (5,6 proc.), Bydgoszcz (8,24), Gorzów Wielkopolski (9,45), Katowice (6,5), Kraków (11,75), Lublin (9,56), Łódź (4,8), Olsztyn (14,5), Poznań (8,87), Rzeszów (12) i Zielona Góra (12,4) – wszystkie poniżej średniej krajowej (15,2).

Jak sobie radzą z wyciekami? Okazało się, że w Lublinie wodę nadzoruje System Telemetrii. W Gorzowie Wielkopolskim pracuje brygada diagnostyczna, która ma precyzyjnie lokalizować miejsca awarii za pomocą geofonu oraz korelatora. W Łodzi, gdzie sieć wodociągowa ma prawie 2 tys. km. jeszcze w 2015 roku z wodomierzy z radiowym odczytem korzystała połowa klientów, a cztery lata później już prawie wszyscy.

Nie musiałem długo grzebać w archiwach, by stwierdzić, że pierwsze 15 lat po wejściu Polski do Unii Europejskiej to złoty czas dla polskich wodociągów. W tym czasie dzięki unijnym funduszom samorządy zainwestowały w infrastrukturę wodno-kanalizacyjną ponad 60 mld zł. Dziś monitorowane są parametry ciśnienia, przepływu i jakości wody, specjalne systemy rejestrują dane na serwerach, a ich analiza umożliwia wczesne wykrycie nieszczelności. Poprawiła się nie tylko jakość wody, ale i szczelność rur.

Rura z historią wycieków

Tropiąc wycieki w Polsce zacząłem zaglądać w metrykę naszym rurom. Zaskoczyło mnie, że to często eksponaty muzealne. Rekordzistą jest Gorzów Wielkopolski.

Fragment sieci wodociągowej z żeliwa szarego pamięta 1895 rok.

W Poznaniu najstarszy odcinek ma ponad 100 lat, w Lublinie 83, a w wielu miastach ponad połowę sieci tworzą rury w wieku 20-50 lat. Często tymi najstarszymi wyłożone są centra miast, bo tam ich wymiana jest najdroższa i zwykle wymaga zgód konserwatorów zabytków.

Ale podobnie jest np. w Jerozolimie, stawianej za wzór wodnej oszczędności. W mieście trzech monoteizmów ciągnie się ponad tysiąc dwieście kilometrów sieci wodociągowej. Każda rura ma identyfikator z profilem i historią wycieków, zrobotyzowane kamery sprawdzają ich wnętrza, a tysiące czujników monitoruje ciśnienie i jakość wody. Dzięki temu udało się zniwelować przecieki do 6 procent.

Podobny wynik osiągnęła Kopenhaga – duńskie ustawodawstwo nie zezwala na straty wyższe niż 10 proc. – w innym przypadku na wodociągi nakładane są kary.

Jedna zasadnicza różnica: rury w Jerozolimie są niepełnoletnie – ze średnią 17 lat. W Kopenhadze trzy czwarte ma ponad sześćdziesiąt lat, a co dziesiąta pochodzi sprzed ponad wieku.

Dariusz Latawiec, były już prezes nowotarskich wodociągów ostrzega, by nie sprowadzać wielkości wycieków do metryki instalacji.

– To nie wiek jest główną przyczyną awaryjności sieci. Np. rury plastikowe stosowane w wieku XXI są trwałe, ale często ich awarie wynikają z niechlujnego wykonawstwa. Ono niekiedy było lepsze w starszych sieciach – wyjaśnia Latawiec. I tłumaczy, że często budowlańcy kładli rury na kamieniach, wadliwie je uszczelniali, nie stosowali tzw. obsypek podczas montażu, co prowadziło do łamania rur. Niekiedy uszkodzenia materiału wychodziły po latach.

Latawiec:

– Dlatego nie można do tematu wycieków podchodzić w sposób ortodoksyjny – „wymienić stare sieci i będzie dobrze”.

Ale NIK ostrzega w jednym z raportów pokontrolnych: „Tempo odnowy sieci wodociągowych, szacowane na 0,9 proc. długości przewodów wodociągowych rocznie, rokuje pełne ich odnowienie za 100 lat”.

Taryfy dobijają wodociągi

Tylko czy w czasach kryzysu klimatycznego, gdy każda kropla ma znaczenie, możemy czekać sto lat?

Zmiany klimatu coraz mocniej dotykają Polskę, a stres wodny daje się we znaki wielu gminom. Już teraz Polska zajmuje czwarte miejsce od końca wśród państw UE pod względem odnawialnych zasobów słodkiej wody (po Czechach, Cyprze i Malcie). A średnia na mieszkańca regularnie spada: z 1,8 metra sześciennego rocznie w 1972 roku do 1,6 obecnie. Coraz częściej zmagamy się z ekstremalnymi zjawiskami: powodzie niszczą infrastrukturę wodną, susza powoduje niedobory.

A stan sieci wodociągowej w polskich miastach wcale się nie poprawia. W latach 2014-2016 NIK kontrolowała m.in. Wadowice i Wałcz. Wówczas straty wynosiły kolejno 18 i 17 proc. Napisałem do obu gmin pięć lat później i byłem zaskoczony, gdy okazało się, że straty wzrosły do 19,6 i 22,8 procent.

– Od kilku lat nasza branża jest w potężnym dołku: polskie wodociągi więdną – wyjaśnia prezes Mrzygłód. – Żeby utrzymać płynność finansową musieliśmy wstrzymać inwestycje. W 2022 roku zainwestowaliśmy trzy razy mniej niż rok wcześniej. I choć mamy zdiagnozowane fragmenty sieci, które generują straty, nie stać nas na walkę z wyciekami.

Co jest tego powodem?

– Centralizacja – rozkłada ręce wielu moich rozmówców. I jako punkt zwrotny wskazują 2018 rok. Wówczas weszło nowe prawo wodne, a wraz z nim ustawa o zbiorowym zaopatrzeniu w wodę. Kontrolę nad wodociągami przejęły od gmin Wody Polskie. Dziś gminy muszą zapewnić mieszkańcom wodę i odprowadzenie ścieków, ale taryfy kontroluje państwowy regulator.

Efekt? W 2022 roku ok. 70 proc. zakładów wodociągowych wygenerowało straty.

Prezes andrychowskich wodociągów: – Jako jedyna branża dostarczająca media kalkulujemy i przedstawiamy do zatwierdzenia regulatorowi taryfy za wodę na trzy lata do przodu. Nie ma tego ani energetyka, ciepłownictwo czy gazownictwo. Przykład z lokalnego podwórka: w ubiegłym roku andrychowska elektrociepłownia podnosiła ceny trzykrotnie, co było oczywiście uzasadnione. A my nie możemy, choć nasze koszty rosną drastycznie i są uzależnione m.in. od cen energii.

Zgodnie z ustawą przedsiębiorstwa wodociągowe mogą starać się w Wodach Polskich o zmianę taryfy. Procedura zajmuje sporo czasu, bo regulator niechętnie akceptuje podwyżki. Zgodę dostało ok. 200 z 900 wodociągów, w tym te z Andrychowa. Nowa taryfa znowu jest ustanowiona na trzy lata, więc zakładom trudno zaplanować budżety np. na początek 2026 roku.

Prezes Mrzygłód: – Regulator kieruje się troską o odbiorców wody i nadmierny wzrost kosztów, ale o kondycję spółek wodociągowych nie dba. Koszty naszej działalności dramatycznie rosną, więc musimy rezygnować z zaplanowanych inwestycji. Cofamy się i tracimy to, co udało nam się wypracować w ciągu ostatnich dwóch dekad. A moglibyśmy skupiać się np. na ograniczaniu wycieków!

Korzystałem z publikacji:

Europe’s water in figures. An overview of the European drinking water and waste water sectors

Proposal for a Directive of the European Parliament and of the Council on the quality of water intended for human consumption

Leakage Management and Water Quality on EU's Agenda

okładka książki Szymona Opryszka pod tytułem Woda. Historia pewnego porwania.
Właśnie ukazała się reporterska książka Szymona Opryszka "Woda. Historia pewnego porwania".
;
Na zdjęciu Szymon Opryszek
Szymon Opryszek

Szymon Opryszek - niezależny reporter, wspólnie z Marią Hawranek wydał książki "Tańczymy już tylko w Zaduszki" (2016) oraz "Wyhoduj sobie wolność" (2018). Specjalizuje się w Ameryce Łacińskiej. Obecnie pracuje nad książką na temat kryzysu wodnego. Autor reporterskiego cyklu "Moja zbrodnia to mój paszport" nominowanego do nagrody Grand Press i nagrodzonego Piórem Nadziei Amnesty International.

Komentarze