Sąd Najwyższy uchylił wyrok w, którego wydaniu brał udział Jarosław Dudzicz, prezes sądu i członek nowej KRS. To już trzeci taki wyrok SN. Wcześniej zakwestionowano prawo do orzekania innych nominatów resortu Ziobry, czyli Rafała Puchalskiego i Dariusza Drajewicza
SN orzeczenie wydał 2 września 2021 roku. Ale zrobiło się o nim głośno teraz, bo sprawę nagłośnił na Twitterze sędzia Bartłomiej Starosta z Iustitii. Jarosław Dudzicz (na zdjęciu) jest prezesem Sądu Okręgowego w Gorzowie Wielkopolskim z nominacji ministra Ziobry. Jako członek nowej KRS dał się poznać jako zwolennik złej zmiany w sądach. Jest zaliczany do frakcji tzw. jastrzębi, która popiera „reformy” ministra sprawiedliwości.
Mimo to Dudzicz nadal jest sędzią rejonowym. Orzeka jednak na delegacji w gorzowskim sądzie okręgowym. I tam w kwietniu 2021 roku brał udział w wydaniu wyroku dotyczącego sprawy karnej. Teraz uchylił go skład sędziowski Izby Karnej SN: Rafał Malarski (przewodniczący składu i sprawozdawca sprawy), Przemysław Kalinowski, Andrzej Tomczyk.
SN uchylił ten wyrok, bo orzekł, że delegacja dla Dudzicza do orzekania w sądzie okręgowym jest wadliwa. Ministerstwo sprawiedliwości wystawiło ją bowiem na czas pełnienia przez niego funkcji prezesa sądu okręgowego, a takiej delegacji nie przewiduje prawo. Sędziego można bowiem delegować tylko na czas nieokreślony lub określony (do dwóch lat).
Sąd Najwyższy uzasadniając taki wyrok powołał się na orzecznictwo europejskich trybunałów, z których wynika, że oskarżony ma prawo do procesu przed właściwie obsadzonym sądem. Wadliwą delegację uznał za bezwzględną przesłankę odwoławczą.
To już trzeci wyrok Izby Karnej Sądu Najwyższego, w którym uchylono wyrok sądu powszechnego z powodu brania udziału w jego wydaniu źle delegowanego sędziego - nominata ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry. W maju 2021 roku SN uchylił wyrok Sądu Apelacyjnego w Rzeszowie, w którego wydaniu brał Rafał Puchalski. To też członek nowej KRS i prezes Sądu Okręgowego w Rzeszowie (z nominacji resortu Ziobry). Puchalski choć jest szeregowym sędzią Sądu Rejonowego w Jarosławiu orzeka na delegacji w Sądzie Apelacyjnym w Rzeszowie. Resort sprawiedliwości wystawił mu ją też na czas zajmowania stanowiska prezesa sądu.
W lipcu SN uchylił też wyrok wydany z udziałem sędziego Dariusza Drajewicza. To stołeczny sędzia rejonowy, który był wiceprezesem Sądu Okręgowego w Warszawie. Resort Ziobry delegował go do orzekania w Sądzie Apelacyjnym w Warszawie. Tu również SN zakwestionował jego delegację. O tej sprawie napisała „Polityka”.
To nie koniec. Jak pisała kielecka „Gazeta Wyborcza” Sąd Apelacyjny w Krakowie uchyli wyrok wydany z udziałem sędziego Roberta Dróżdża, wiceprezesa Sądu Okręgowego w Kielcach. Dróżdż wydał go orzekając na delegacji w sądzie okręgowym, w czasie gdy był jeszcze sędzią rejonowym. Sąd apelacyjny również zakwestionował wadliwą delegację.
Trzeci już podobny wyrok Sądu Najwyższego kwestionujący delegacje do orzekania dla prezesów z nominacji resortu Ziobry może wywołać lawinę uchylanych wyroków. Bo delegowani przez ministerstwo sędziowie - prezesi, brali udział w wydaniu tysięcy wyroków. I dotyczy to nie tylko Dudzicza, Drajewicza, czy Puchalskiego, ale też innych prezesów. Bo oni też orzekali na wadliwych delegacjach. Wiadomo, że na takiej delegacji orzekał również prezes Sądu Okręgowego w Gorzowie Wielkopolskim Mieczysław Oliwa, który nie dawno dostał od nowej KRS awans aż do Sądu Najwyższego. Pisaliśmy o tym w OKO.press:
Ile resort Ziobry wystawił takich delegacji nie wiadomo, bo odmawia udzielenia odpowiedzi. Na pytania OKO.press biuro prasowe ministerstwa sprawiedliwości odpowiedziało tak:
„Minister Sprawiedliwości nie udzielił żadnych wadliwych delegacji do orzekania w sądach wyższej instancji. Wszyscy sędziowie zostali delegowani w sposób prawidłowy, zgodny z przepisami prawa i ugruntowaną, wieloletnią praktyką, która dotychczas nie była kwestionowana przez sądy powszechne ani przez Sąd Najwyższy. Wspomniane dwa orzeczenia Sądu Najwyższego [ws. Puchalskiego i Drajewicza – red.] mają charakter odosobniony i stanowią wyłom w dotychczasowym orzecznictwie, w którym brak jest przykładu zakwestionowania prawidłowości delegacji udzielonej na czas pełnienia funkcji. Nie ma sądów, do których Minister Sprawiedliwości udzieliłby wadliwych delegacji”.
W podobnym tonie ministerstwo napisało do prezesa Sądu Apelacyjnego w Rzeszowie Marka Klimczaka. Resort w odpowiedzi na jego pismo poinformował go, że nie trzeba zmieniać delegacji dla Rafała Puchalskiego. Resort stwierdził, że wyrok SN kwestionujący tę delegację jest „odosobniony”.
O ocenę tej sytuacji OKO.press zapytało prezesa Iustitii sędziego Krystiana Markiewicza.
Mariusz Jałoszewski OKO.press: Ministerstwo sprawiedliwości dało powołanym przez siebie prezesom wadliwe delegacje do orzekania w sądach wyższej instancji i nie poczuwa się do błędu. Jak Pan to ocenia?
Prezes Iustitii Krystian Markiewicz: Widać brak kompetencji osób, które są w ministerstwie. Najgorsze, że to uderzy w zwykłych ludzi, bo tak delegowani prezesi sądów brali udział w wydaniu tysięcy wyroków w różnych sprawach karnych, czy cywilnych. I teraz mogą one być uchylane, bo niektórzy prezesi sądów koniecznie chcieli orzekać na delegacji [na delegacji dostaje się dodatkowe wynagrodzenie – red.]. Teraz te tysiące spraw mogą wrócą z powrotem do sądów i muszą jeszcze raz być prowadzone od początku. To potrwa kolejne lata, bo trzeba powtórzyć wszystkie czynności od nowa.
Obywatel może powiedzieć: „A co mnie to interesuje, to jakieś kwestie proceduralne”.
Obywatel ma rację, ale nie cierpi przez Sąd Najwyższy, bo ten zrobił, co do niego należało. Obywatel cierpi dlatego, że ministerstwo zrobiło coś, czego nie mogło zrobić. Minister podpisując tak delegacje nie mógł ukształtować sądu, który sądzi sprawę obywatela. A obywatel ma prawo do sądu właściwego obsadzonego. To nie jest tylko kwestia podpisu pod delegacją.
W ogóle delegowanie sędziów przez ministra jest wątpliwe prawnie. Bo taka delegacja to kuriozum. Ktoś zostaje delegowany na czas pełnienia funkcji prezesa sądu. I może być z tej funkcji w każdej chwili odwołany. Czyli ministerstwo trzyma w żelaznym uścisku za gardło takiego delegowanego nominata i mówi: „słuchaj jeden twój ruch źle oceniany i tracisz stanowisko oraz delegację i wracasz tam gdzie byłeś wcześniej”. To ryzyko wpływania na to, jakie wyroki będą wydane przez sąd w składzie z tak delegowanym sędzią. I dlatego SN musiał orzec tak, jak orzekł.
Pełnomocnicy i obrońcy stron będą teraz odwoływać się od wyroków powołując się na to, że zostały one wydane przez źle obsadzony sąd, w którego składzie był delegowany sędzia - prezes?
Jeżeli mówimy o pełnomocnikach, to ich obowiązkiem procesowym jest sprawdzanie, jaki sąd rozpoznaje sprawę ich klienta. Dotyczy to zarówno sędziów delegowanych, jak i awansowanych przez nową KRS [ich nominacje też są podważane - red.]. Również sam sąd musi sprawdzać, czy może sądzić z taką osobą. Teraz jak w soczewce widać, dlaczego minister Ziobro i potem parlamentarzyści wprowadzili do ustawy covidowej przepis, że sprawy ma prowadzić sąd jednoosobowy. Bo jeśli taki sędzia [wadliwie delegowany, czy neo sędzia - red.] będzie sądził w drugiej instancji, to nikt nie zakwestionuje orzekania przez takie osoby. To przepis napisany pod neo sędziów.
Jak wyjść z tej sytuacji?
W normalnej sytuacji te osoby powinny być odwołane z delegacji. To najprostsze i jedyne rozwiązanie. Nie apeluję o nowe, dobre delegacje, bo nie ma dobrych delegacji wydawanych przez ministerstwo. Jeśli minister Ziobro jest tak dobry dla ludzi, to teraz powinien składać skargi nadzwyczajne do Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych w celu eliminowania orzeczeń wydanych przez takich sędziów.
Sądownictwo
Zbigniew Ziobro
Krajowa Rada Sądownictwa
Ministerstwo Sprawiedliwości
Sąd Najwyższy
Dariusz Drajewicz
delegacje
Iustitia
Izba Karna
Jarosław Dudzicz
Krystian Markiewicz
Rafał Puchalski
sędzia Mieczysław Oliwa
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Komentarze