0:000:00

0:00

Minister Edukacji Anna Zalewska nie ustaje w zapewnieniach, że w związku z reformą pracy w oświacie przybywa. Jej sierpniowe deklaracje wskazują, że w ciągu dwóch lat pojawi się 10 tys. nowych etatów dla nauczycieli. Po Zalewskiej hasła te powtarza nawet premier Beata Szydło.

Szacunkowe dane zebrane w czerwcu przez ZNP na podstawie arkuszy organizacyjnych wskazywały, że w całym kraju pracę straciło 9 tys. nauczycieli. Kolejnym 13 tysiącom ograniczono etat. Najnowsze dane z aneksów w konkretnych województwach pokazują, że zwolnień może być jeszcze więcej. Jak pisało OKO.press w województwie łódzkim liczba zwolnionych nauczycieli w stosunku do danych z czerwca podniosła się o 17 proc. - z 556 do 651.

Sobecka sprawdza czy rację ma totalna opozycja

Zaniepokojona sytuacją w oświacie jest też posłanka PiS Anna Sobecka, która 13 września 2017 wystosowała do Minister Edukacji Anny Zalewskiej interpelację w sprawie skutków reformy edukacji. Przedmiotem jej troski stał się przede wszystkim rodzinny Toruń. Co zabawne, dane pochodzące od Związku Nauczycielstwa Polskiego Sobecka przedstawia jako informacje "totalnej opozycji".

Z czerwcowych danych ZNP wynika, że w całym województwie kujawsko-pomorskim pracę straciło 279 nauczycieli, a etat ograniczono kolejnym 70. Posłanka Sobecka rozlicza minister Zalewską z deklaracji, że etatów przybędzie. W samym Toruniu miało być 22 dodatkowych miejsc pracy.

Na stronie Kuratorium Oświaty w Bydgoszczy widnieje jeszcze (stan na 29 września 2017) 41 ofert pracy - dla nauczycieli z województwa kujawsko-pomorskiego. 9 z nich to oferty pracy na zastępstwo, a 32 to wakaty. Większość z nich to oferty pozwalające na uzupełnienie etatu:

  • 11 z nich to zaledwie jedna godzina;
  • 3 z nich obejmują dwie godziny;
  • kolejne 4 to trzy godziny;

I tylko jedna oferta pracy skierowana jest do nauczycieli z Torunia.

Rachunki Zalewskiej oderwane od rzeczywistości

Jeszcze w styczniu minister Zalewska zapowiadała nawet 12 tys. nowych etatów. Jej rozumowanie było dość naiwne. Kiedy obecna VI klasa zamiast iść do gimnazjum zostanie we wrześniu 2017 w podstawówce, to „oddziałów” (popularnie – „klas”) przybędzie, bo oddziały w szkołach podstawowych są mniej liczne (wg GUS w roku szkolnym 2015/2016 mają średnio po 18 uczniów, wobec 22 w gimnazjach). Tę samą liczbę uczniów dzielimy na mniejsze oddziały, więc godzin lekcyjnych będzie więcej, czyli pracy dla nauczycieli przybywa.

Do tych kalkulacji minister edukacji Anna Zalewska wybrała wskaźnik wielkości klas. Nie zajrzała do tej samej samej tabeli GUS, z której wynika, że w gimnazjach na jednego nauczyciela przypada 11 uczniów, a w podstawówkach 13.

Czyli tę samą liczbę uczniów w podstawówce obsługuje nie więcej, lecz mniej nauczycieli.

Minister - poza niedbałością w interpretacji danych - popełniła jeszcze kilka błędów.

Po pierwsze, nie uwzględniła, że dodatkową pracę, jaka pojawi się w szkołach podstawowych w związku z wydłużeniem kształcenia, wezmą przede wszystkim nauczyciele pracujący dotąd na niepełnych etatach. Z danych GUS wynika, że w roku szkolnym 2015/2016 nauczyciele niepełnozatrudnieni stanowili: 13 proc. kadry szkół podstawowych, 19 proc. – w gimnazjach i aż 26,5 proc. – w liceach. W sumie nauczyciele pracujący w niepełnym wymiarze godzin "pokrywali" 54 tys. etatów, czyli było ich znacznie więcej.

Po drugie, nauczyciele widząc zamieszanie w oświacie i bojąc się zwolnień, masowo uciekali na tzw. urlop na poratowanie zdrowia (co w interpelacji trafnie zauważyła Anna Sobecka). Maksymalnie rok oddechu przysługuje nauczycielom zatrudnionym na czas nieokreślony po minimum siedmiu latach pracy w szkole, czyli znacznej większości kadry. Urlopy utrudniają zwalnianie, a zarazem blokują etaty.

W 2016 "ratujących zdrowie" miało być już 13 tys., o jedną trzecią więcej niż w poprzednich latach. W 2017 może być jeszcze więcej, choć MEN chce urlopy ukrócić (np. miałby ich udzielać lekarz medycyny pracy, a nie lekarz pierwszego kontaktu).

Po trzecie, wyliczenia minister Zalewskiej opierały się na optymistycznym założeniu, że z obecnych gimnazjów powstanie tyle ile trzeba szkół podstawowych, a reszta zamieni się w licea, co będzie ważne, gdy nauka w szkołach ponadgimnazjalnych wydłuży się o rok. Tymczasem, jak wynika z informacji m.in. z Krakowa,

rodzice wolą posyłać dzieci do tych samych szkół co do tej pory i do wielu nowych podstawówek nie ma po prostu chętnych.

Także wiele samorządów wyliczyło, że bardziej opłaca im się dopchnąć uczniów do starych podstawówek niż zamieniać gimnazja w podstawówki, a nawet otwierać w nich filie szkół podstawowych (np. klasy VI-VIII). Oba te czynniki sprawiają, że w "starych" szkołach podstawowych oddziały (popularnie - klasy) są liczniejsze niż poprzednio i cała kalkulacja: "mniejsze oddziały, więcej pracy dla nauczycieli" bierze w łeb.

Aktywność posłanki Sobeckiej

OKO.press ze zdumieniem przyjęło interwencję posłanki Anny Sobeckiej. Wcześniej mieliśmy okazję opisywać jedynie jej parlamentarne krucjaty.

Przeczytaj także:

Udostępnij:

Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze