Dziewięć Somalijek, które przez tydzień przebywały na granicy we wsi Bobrówka, jest już w placówce straży granicznej w Czeremsze. Niestety, nie dopuszczono do nich adwokatki i tłumacza, którzy pojawili się po tekście OKO.press, by pomóc kobietom
W poniedziałek 23 sierpnia zaalarmowaliśmy opinię publiczną, że na polsko-białoruskiej granicy we wsi Bobrówka w powiecie hajnowskim przebywa grupa dziewięciu Somalijek.
Ustaliliśmy, że tkwiły tam przez tydzień, zmarznięte, wygłodzone, skrajnie wyczerpane. Zdjęcia grupy kobiet w kolorowych afrykańskich chustach obiegły Internet.
Łamaną angielszczyzną Somalijki mówiły OKO.press, że potrzebują pomocy lekarza, jedna ma złamaną rękę, potrzebują ciepłych ubrań, ciepłej wody. Przez Bobrówkę przebiega polsko-białoruska granica, 123 kilometry stąd na północ jest Usnarz Górny, miejscowości, w której rozgrywa się dramat uchodźców wypychanych przez polskie służby graniczne na białoruską stronę.
Dokładnie w miejscu, gdzie stały Somalijki, kończą się osławione zasieki z drutu kolczastego. Mogły po prostu przejść na teren Polski, ale pokazywały na migi, że się boją, że nie chcą tu przyjść. Według okolicznych mieszkańców mogły być zastraszone przez Straż Graniczną deportacja do kraju pochodzenia.
Po tekście OKO.press nastąpił zwrot sytuacji. Już w poniedziałek około 16. Somalijki przekroczyły granice Polski i dwoma busami Straży Granicznej zostały przewiezione do placówki straży w Czeremsze.
W poniedziałek po południu skontaktowaliśmy się z Fundacją Ocalenie. Kalina Czwarnóg i Agata Kołodziej były w tym czasie w Usnarzu Górnym. Błyskawicznie dojechały z interwencją. Umówiliśmy się w pobliskiej wsi Zubacze, aby razem pójść na granicę.
Tuż przed godziną 16 zauważyliśmy dwa busy z zaciemnionymi szybami wyjeżdżające z Bobrówki w stronę Czeremchy. Gdy przeszliśmy na granicę, na miejsce, gdzie jeszcze niedawno temu koczowały Somalijki, nie było już nikogo, prócz dogasającego ogniska nie zostały żadne ich rzeczy.
Po kilku minutach na miejsce podjechał patrol Straży Granicznej zainteresowany naszą obecnością. Funkcjonariusze, zgodnie z zaleceniami dowództwa, nie udzielili nam żadnych informacji i odesłali do rzecznika prasowego. Z Bobrówki pojechaliśmy do oddalonej o 10 km Czeremchy, żeby upewnić się dokąd trafiły kobiety z Somalii, czy otrzymały potrzebną pomoc.
"Kobiety same przeszły na polską stronę granicy, nikt ich nie wypychał - mówi nam Tomasz Ginszt ze straży granicznej z Czeremchy. - Musimy wykonać czynności w celu ustalenia tożsamości tych kobiet. Jesteśmy zawaleni pracą. Codziennie trafiają do nas kolejne nielegalnie przekraczające naszą granicę osoby. Po więcej szczegółów odsyłam do rzecznika Straży Granicznej".
Prócz przedstawicieli Fundacji Ocalenie na miejscu była też adwokat Gabriela Pietranek, współpracująca z Fundacją. "Chciałabym reprezentować te kobiety, ale aby tak się stało, potrzebuję dostać od nich pełnomocnictwa. Niestety Straż Graniczna nie zgodziła się przekazać formularzy tych pełnomocnictw kobietom".
W międzyczasie przedstawicielki Fundacji zorganizowały tłumacza dla Somalijek, niestety straż również nie przyjęła tej pomocy, argumentując, że potrzebują tłumacza przysięgłego. Funkcjonariusze zapewnili nas również, że w razie potrzeby wezwą lekarza i pomoc medyczna zostanie udzielona. Nie udało nam się ustalić, gdzie i kiedy trafią kobiety.
Nie powiodły się także próby interwencji, by dopuścić do Somalijek tłumacza i adwokatki.
Komentarze