W niedzielę 15 listopada Ministerstwo Zdrowia podało, że mamy 21 854 tys. nowych zdiagnozowanych przypadków.
Górny Śląsk, Wielkopolska i Dolny Śląsk – w tych regionach zakażonych jest najwięcej.
Coraz mniej testów
Kolejny dzień z rzędu spada liczba testowanych próbek.
Nie wykorzystujemy mocy przerobowych, które według rządu mamy.
„W trakcie miesięcy letnich zwiększaliśmy nasze moce, jeśli chodzi o testowanie z punktu pierwotnego 4 tys. testów dziennie do 80 tys. obecnie” – deklarował 21 października w Sejmie premier Mateusz Morawiecki. Miało to być główne osiągnięcie rządu, który przed parlamentem tłumaczył się ze stanu przygotowań państwa do drugiej fali pandemii.
Jednak pułap 80 tys. testów osiągnęliśmy tylko raz: 6 listopada 2020 wykonano 82 955 testów, a raz się do niego zbliżyliśmy: 30 października było 78 tys. testów. W listopadzie liczba wykonanych testów wahała się od 43 tys. do 69 tys.
Odniósł się do tego rzecznik sanepidu. W niedzielę w Polskim Radiu 24 Jan Bondar powiedział: „Po przejrzeniu mediów, widzę jakąś histerię związaną z tym, że liczba testów troszkę spadła. Ona właśnie spadła między innymi z tego powodu, że mniej osób zgłasza się do lekarzy czy dzwoni do lekarzy”.
Czy ma rację? Tak, jeśli spojrzymy na liczbę skierowań na testy wystawianych przez lekarzy Podstawowej Opieki Zdrowotnej, to widać, że ich liczba spada już od trzech tygodni:
źródło: Twitter/@Grzegorz_Red
I to jest dobra wiadomość oraz jedna z niewielu twardych danych w tym całym zamieszaniu. To realnie oznacza, że spada liczba zakażeń.
Polska przyjęła inną strategię niż np. Finlandia, która ma najniższy w Europie wskaźnik zakażeń i zgonów. Finowie testują osoby nawet z najmniejszymi objawami. Stawiają na dobry wywiad epidemiologiczny – wyłapują osoby, które przechodzą chorobę w sposób lekki, ale zarażają innych. W Polsce testujemy osoby wysokoobjawowe – co jest świadectwem niewydolności laboratoriów diagnostycznych i wywiadu epidemiologicznego, a nie, jak twierdzą władze, „celowaną strategią”. Światowa Organizacja Zdrowia nie zaleca takiej strategii, kładąc nacisk na jak najszersze testowanie.
Skutkiem tego mniej więcej połowa osób, które zgłaszają się w Polsce na test, słyszy, że zarazili się COVID-19. Dobowy udział wyników pozytywnych to aż 46,9 proc. co nie ma porównania z żadnym innym krajem europejskim.
Poza tym wciąż rosną rozbieżności pomiędzy liczbą testów wykazywaną przez Powiatowe Stacje Sanitarno-Epidemiologiczne: w województwie mazowieckim stacje zaraportowały już o 13 tys. pozytywnych testów więcej niż Ministerstwo Zdrowia.
Różnica pomiędzy sumą potwierdzonych przypadków w woj. mazowieckim według danych MZ, a PSSE na dzień 13.11 wzrosła już do ponad 13 tys.❗ https://t.co/z6y6TSvOfK
— Michał Rogalski💡 (@micalrg) November 14, 2020
Minister zdrowia Adam Niedzielski zapowiedział wyjaśnienie tej sprawy, jednak do tej pory nikt nie wyjaśnił podobnej sytuacji, która zaczęła się już latem w województwie śląskim.
Na dodatek MZ nie bierze teraz pod uwagę w statystykach całej liczby testów wykonywanych komercyjnie (tylko wyniki dodatnie). To pokazuje, że zapowiedzi rządu o wprowadzeniu „narodowej kwarantanny”, kiedy liczba nowych przypadków w ciągu tygodnia osiągnie ponad 70 na 100 tys. mieszkańców są pisane na wodzie i zależą od decyzji politycznej. Ale tak naprawdę ważne jest, czy rosną albo spadają zlecenia na testy oraz liczba hospitalizacji oraz osób w stanie ciężkim.
Zgony i hospitalizacje też wyhamowują
To kolejne twarde dane, do których można dodać dowód anegdotyczny: jeśli w początkowym okresie wzrostu zakażeń słyszeliśmy z mediów społecznościowych i relacji ratowników o osobach, których nie przyjmowano do szpitali z powodu braku miejsc, teraz ciszej o takich sytuacjach. Po raz pierwszy od września jednocześnie spadła liczba zajętych łóżek i respiratorów.
Liczba osób hospitalizowanych minimalnie spadła. Mamy zajętych 21 988 tzw. łóżek covidowych. To o 332 mniej niż wczoraj.

Zmarło 330 osób, o 245 osób mniej niż dzień wcześniej. Jednak średnia zgonów utrzymuje się na poziomie powyżej 300.
Od tygodni Polska utrzymuje jeden z najwyższych wskaźników zgonów na 100 tys. mieszkańców w Europie. Według Europejskiego Centrum Kontroli i Prewencji Chorób (ECDC) ten wskaźnik liczony dla ostatnich 14 dni wynosił w Polsce 15 listopada – 11,6.
Gorzej pod tym względem sytuacja wyglądała tylko w czterech krajach. To: Czechy (26,4), Belgia (22,8), Słowenia (12,9), Węgry (13,1). A tak samo jak w Polsce jest w Bułgarii (11,6).
I ten wskaźnik zacznie spadać najpóźniej, z powodów oczywistych – od zachorowania do śmierci upływa średnio około 2 tygodni. Jesteśmy dopiero przed zgonami osób, których zakażenie wykryto w szczycie: między 5 a 7 listopada, kiedy dzienna liczba wykrytych zakażeń wynosiła ponad 27 tys.
Ustawa widmo
Nadal czeka na publikację kolejna ustawa antycovidowa. Sejm ustawę przegłosował, prezydent ją podpisał, ale prawo, które w niej zapisano, nie obowiązuje, bo premier nie zarządził publikacji w Dzienniku Ustaw.
To ta ustawa, o którą była burza w Sejmie.
Posłowie PiS się spóźnili i opozycja przesunęła o dobę prace nad nią tłumacząc, że potrzebuje czasu, żeby zapoznać się z dokumentem wrzuconym do Sejmu w ostatniej chwili. Marszałek Ryszard Terlecki i prorządowe media grzmiały wtedy, że opozycja opóźnia pracę nad dokumentem, na który czekają Polacy.
Działo się to 20 października. 25 dni później ustawa wciąż nie obowiązuje. Dlaczego?
PiS zapisał tam dodatki (100 proc. wynagrodzenia) dla medyków pracujących przy chorych z COVID-19. A dokładniej: skierowanych przez wojewodę do walki z epidemią. Opozycja w Senacie poszła dalej i wprowadziła poprawkę, która w praktyce dawała podwyżki wszystkim pracownikom ochrony zdrowia.
Ustawa była procedowana na łapu capu i część posłów PiS nie zorientowała się, co głosuje. Poprawka przeszła. Ustawa trafiła do prezydenta, a ten podpisał ją 4 listopada.
Od tego momentu premier ma obowiązek „niezwłocznie” opublikować ustawę.
Powód, dla którego tego nie robi, jest oczywisty: ustawa wiązałaby się z ogromnymi kosztami dla budżetu. PiS uchwalił więc nowelizację, która teraz czeka w Senacie.
Nieopublikowana ustawa zawiera jednak coś jeszcze: podstawę do karania za nienoszenie maseczek. Jest to pierwszy akt prawny, który wprowadzał obowiązek maseczek na poziomie ustawowym. Dotąd regulowały to zarządzenia i z tego powodu niektórzy odmawiają przyjmowania kar (do czego nawołują m.in. politycy Konfederacji).
Co grozi za brak publikacji ustawy? Według prawników nawet Trybunał Stanu. Tak uważa konstytucjonalista prof. Ryszard Piotrowski:
„Zasada współdziałania w obrębie władzy wykonawczej wymaga, by ustawa była ogłoszona natychmiast. Żadne argumenty nie wchodzą tutaj w grę, to jest delikt konstytucyjny” – skomentował dla portalu prawo.pl Piotrowski.
Marcin Wolny z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka zauważa, że nie można wstrzymywać publikacji aktu prawnego w oczekiwaniu na jego nowelizację:
„Obawiam się, że można by mówić nawet o podejrzeniu popełnienia przestępstwa niedopełnienia obowiązków przez Prezesa Rady Ministrów jako organu wydającego Dziennik Ustaw, a także Prezesa Rządowego Centrum Legislacji jako osoby bezpośrednio odpowiedzialnej za publikację”.
Minister zdrowia: dodatki dla wszystkich byłyby niesprawiedliwe
W niedzielę sprawę komentował w Polskim Radiu 24 minister zdrowia Adam Niedzielski. Nie zajmował się jednak odpowiedzialnością konstytucyjną, tylko treścią ustawy. Minister twierdzi, że przyznanie dodatkowego wynagrodzenia wszystkim byłoby „niesprawiedliwe wobec tych, którzy całość swej pracy poświęcają walce z COVID-19″.
Inne zdanie ma Naczelna Rada Lekarska, która apeluje do ministra, żeby dodatkowe wynagrodzenie przyznać wszystkim, którzy pracują z pacjentami zakażonymi COVID-19 lub podejrzewanymi o takie zakażenie. Zarażeni są bowiem „leczeni nie tylko w placówkach im dedykowanych, ale również w tych miejscach udzielania świadczeń zdrowotnych, w których przebywają pacjenci „niecovidowi”.
Minister twierdzi, że pieniądze będą nawet jeśli nie będzie ustawy: „Nie czekając na wejście w życie ustawy, wydałem polecenie Narodowemu Funduszowi Zdrowia o przyznaniu dodatkowych świadczeń personelowi medycznemu I i II poziomu szpitali oraz ratownikom medycznym i diagnostom laboratoriów szpitalnych. Oczywiście zanim dojdzie do wypłat musi nastąpić proces aneksowania umów między szpitalem a NFZ, ale niezależnie ile ten proces będzie przebiegał, to i tak zwiększone wynagrodzenie zostanie naliczone od początku listopada”.
Oczywiście pod warunkiem, że podawane statystyki są prawdziwe.
Bo niby czemu tak szybko jak rosły, tak nagle zarażenia miałyby zacząć spadać? Zważywszy zwłaszcza na fakt, że zakażeń jest kilka razy więcej, niż się wykrywa i jest ich dziennie między 100 a 200 tysięcy?
Jeżeli spada liczba skierowań na testy od lekarzy pierwszego kontaktu to proponuję jeszcze sprawdzić czy przypadkiem nie spada również liczba konsultacji. Dodzwonienie się do lekarza pierwszego kontaktu graniczy z cudem, nie wiem jak chore osoby mają na to siłę, bo ja dzwoniąc po receptę poświęciłam na dodzwonienie się dwa dni. Łatwo jest nie odbierać telefonu, spada liczba konsultacji to i spada liczba skierowań na testy. Ciekawe ile osób macha ręką i odpuszcza sobie lekarza jeżeli choruje w miarę lekko. Poza tym nie wiemy ile na prawdę zgonów jest z powodu covid, podobno w statystykach ujmuje się tylko zgony w szpitalach osób leczonych tam na covid. Chociaż w zasadzie to chyba nie ma już znaczenia w obliczu gwałtownego wzrostu zgonów nie covidowych spowodowanych brakiem opieki medycznej przy innych schorzeniach. To jest przerażające, w zasadzie ludzie chorzy na inne choroby zostali pozbawieni opieki medycznej. O tym trzeba głośno mówić!
"PiS zapisał tam dodatki (100 proc. wynagrodzenia) dla medyków pracujących przy chorych z COVID-19. A dokładniej: skierowanych przez wojewodę do walki z epidemią. Opozycja w Senacie poszła dalej i wprowadziła poprawkę, która w praktyce dawała podwyżki wszystkim pracownikom ochrony zdrowia."
Troszeczkę prawdy co tam jest na prawdę zapisane, bo najważniejszego dla obywateli nie powiedzieliście Szanowna Redakcjo:
– przymusowe zabiegi również dla zdrowych niepodejrzanych o chorobę,
– bezkarność+ dla lekarzy przy ROZPOZNAWANIU zakażenia koronawirusem, a jak wielokrotnie wspominałam – alkohol nie niszczy RNA wirusa i przeniesiemy łatwo to RNA na twarz i test wyjdzie "fałszywie dodatni" (tak na prawdę nie fałszywie dodatni, gdy zapozna się z jego przeznaczeniem w instrukcji obsługi).
Szczegóły co jest zapisane w tym czego teraz nie chcą opublikować opisane zostało dokładniej i kompletniej tutaj (widać, z pochyleniem się nad tekstem druku 683 i 698, nie poleganiu tylko na informacjach rządowo-prasowych):
https://wolne-forum-transowe.pl/art-bezprawie-oraz-druk-sejmowy-683
Nie dziwne więc, że nie chcą tej ustawy publikować. Do tego warto się przyjrzeć drukowi 689, który umożliwi zainteresowanym policjantom donoszenie do sanepidu w sprawie uchylonej maseczki podczas picia, jedzenia lub brania nitrogliceryny na ulicy (każcie czekać z wzięciem, aż wróci chory do domu, będzie więcej zgonów!).
_
LUDZIE ZOSTALI POZBAWIENI OPIEKI MEDYCZNEJ, między innymi właśnie tą śmierdzącą ustawą PiS i "Lewicy"! Zostali pozbawieni też możliwości przyjęcia potasu, propranololu, nitrogliceryny na ulicy, bo nie mogą przecież uchylić maseczki, bo grozić im będzie nie tylko mandat 1000 zł (nowelizuje to ustawa) a gdy przyjmą druk 689 — grozić będzie 30 tys. złotych za czelność wzięcia leków nagłego użytku na ulicy.
Z zasady wystrzegam się dyskusji z trollami, licząc na to, że redakcja szanującego się medium prędzej czy później ukróci ich wybryki, ale w tym przypadku najwyraźniej się to nie dzieje.
Podstawowy test w tym przypadku to nie PCR, ale qRT-PCR. W tej metodzie nie ma problemu z wynikami fałszywie dodatnimi. Zwłaszcza nie ma niebezpieczeństwa, że "jedna cząsteczka RNA" w próbce spowoduje wynik dodatni. Problemem są wyniki _fałszywie ujemne_, ale to już inna historia.
"Ale poza tym mamy chaos w testach i ustawę, której rząd nie publikuje, co grozi Trybunałem Stanu"
No i co im zrobicie? Przecież trybunał stanu w ponad 50% stanowi Zjednoczona Pawica. Sądzicie, że PiS będzie głosować przeciwko PiS?
Buahahahaha. Nic im za to nie grozi.
Rzeczywiście postawienie kogokolwiek przed Trybunałem Stanu jest u nas mało realne, ale – o ile wiem – wcale nie z powodu składu sędziów, bo jakoś nie mogę sobie przypomnieć, żeby akurat w składzie TS ostatnio manipulowano. Tu chodzi o to, że do postawienia członka Rady Ministrów, z premierem (i wicepremierem) włącznie, potrzeba 3/5 głosów w Sejmie (czyli 276 głosów). A ja stawiam dolary przeciw orzechom, że jeśli nawet Zjednoczona Prawica przegra najbliższe wybory do Sejmu (czego im z całego serca życzę), to będzie miała więcej niż 184 posłów – czyli 2/5 z 460 – a to pozwoli im zablokować każdy wniosek o TS, co najmniej przez następną kadencję. Dodam jeszcze, że do postawienia prezydenta przed TS potrzeba 2/3 głosów w Zgromadzeniu Narodowym (czyli 374 posłów i senatorów), a tylu łącznie opozycja w najbliższych wyborach nie uzbiera, nawet w razie wygranej. Najwyższy Wicepremier, premier z ministrami i p.o. prezydenta mogą spać spokojnie.
Został wariant rumunski, lub zdecydowane, konkretną pomoc UE. Trybunał w Hadze. Chociażby zaoczny wyrok.
Cała otoczka medialna i niespójne zachowania rządu wokół covid powodują, że co raz powszechniejsze jest przekonanie, że zgłaszanie jakichkolwiek objawów, to proszenie się o kłopoty bez szans na pomoc medyczną.
PiS rozkrada i marnotrawi pieniądze budżetowe. Nie ma na ochronę zdrowia, ale ma na TV, przekop, górników, rady nadzorcze, samochody służbowe itd itp. Nie potrafi dogadać się z lekarzami i pielęgniarkami. Wynagrodzić i zdyscyplinować ich zdyscyplinować ich pracę. Aby obejść problem zezwala na uniemożliwienie korzystania z publicznej służby zdrowia. Nie reaguje na zmuszanie chorych do opłacania wizyt prywatnych. Zmniejszająca się liczba uczciwych lekarzy zapracowuje się, choruje, umiera, ucieka. Złodzieje opływają w dostatki i wypoczywają w państwowych przychodniach. Statystyki pandemi są bezczelnie manipulowane. Premier po raz kolejny zostaje uznany przez sąd za kłamcę lub działają go w brew prawu. Tymczasem OKO zabawia się w rozważanie prognoz (na podstawie fałszywych danych), która za dzień, dwa stają się nieaktualne. Ogólna śmiertelność w Polsce wzrasta. Będzie wzrastać. Nie z powodu COVID, ale głównie z powodu uniemożliwienia osobom ubogim korzystania z opieki zdrowotnej. Uzyskanie recepty w przychodni prywatnej to koszt kilkuset złotych. Wizyta "rozpoznawcza", cykl analiz, wizyta diagnozująca i wizyta weryfikująca diagnozę. Licząc z każdą 100 – 150 zł to będzie ponad 1/3 dominanty wynagrodzenia "na rękę". Lekarze i Lampert żądają podniesienia udziału budżetu w finansowaniu służby zdrowia. Może zaczną od oszacowania obecnego finansowania (budzet+prywatne) i zaproponują uczciwe zasady współistnienia POZ i przychodni prywatnych. Obecny "system" to zwykle gangsterstwo, wywołane i akceptowane przez PiS i parlament.
Sam nie wiem ile jest w tej COVID-owej statystyce ludzkiej nieudolności, a ile dość prymitywnego mataczenia. I tak dobrze, że można – tak jak p.Rogalski – uzyskać do nich dostęp. Za anvien regime'u wszystko byłoby utajnione i zafałszowane.
Gratuluję możliwości przeżywania szczęścia w wyniku studiowania danych wyssanych z palca.
cd: Ludzie, przestańcie biadolić, zacznijcie działać. Rejestrujcie wszystkie połączenia tel z przychodniami i lekarzami, nagrywajcie rozmowy. Piszcie tak udokumentowane skargi do min zdrowia, mediow i parlamentarzystów opozycji. Nie ważne kto zawinił, lekarz czy administracja przychodni. To szajka, wyludzajaca od nas pieniądze. Niech się zaczną tłumaczyć, gryźć między sobą, bać się. Już, dzięki nim Polacy umierają bez pomocy w domach, karetkach, na ulicy. Na co jeszcze czekacie?
cd: właśnie lekarze że szpitala na stadionie w Warszawie zaprotestowali przeciw krytyce w mediach. I bardzo dobrze, że ich dotyczyła. Trzeba było opublikować wcześniej regulamin przyjmowania chorych i terminarz dochodzenia do pełnej sprawności. Nie pozwolić Morawieckiemu na opowiadanie bzdur o nowym sukcesie. Może lekarze zaczną wreszcie rozumieć jak są oceniani po zabarykadowaniu sie w państwowych przychodniach. Nie ch tłumaczą! Natomiast my, petenci tej zgrai, mamy dowód na to, że warto i trzeba zadać od nich zachowania właściwego dla ich zawodu. Nie jest problemem chorych, że lekarze nie potrafią dogadać się z rządem. Jeśli są przez rząd prześladowani, oszukiwani, niech dołącza do opozycji. Zastosują strajk włoski, nie leczą prominentów poza kolejnością. Niech się bronią, a nie kolaborują. Nie są bezbronni jak pacjenci.