Inflacja spada prawie o punkt procentowy, czego nie spodziewał się nikt. Warto jednak studzić nastroje - w kolejnych dwóch miesiącach czekają nas wyższe odczyty, a inflacja bazowa wciąż jest wysoka. Najlepszą informacją jest niski wskaźnik miesiąc do miesiąca
Znamy już najnowsze dane: inflacja w grudniu 2022 wyniosła 16,6 proc. To – przypomnijmy – wskaźnik wzrostu cen w stosunku do grudnia 2021. Dodatkowo wzrost cen w stosunku do poprzedniego miesiąca był minimalny – 0,2 proc.
Mamy też drugi miesiąc z rzędu spadek inflacji. W październiku 17,9 proc., w listopadzie 17,5 proc., a w grudniu – 16,6 proc.
Warto jednak nie mylić pojęć. Dzisiejsze dane oznaczają spadek wskaźnika wzrostu cen rok do roku, a nie ogólny spadek cen. Te rosną o kilkanaście procent rok do roku, ale tylko o 0,2 proc. miesiąc do miesiąca. Szczególnie ta druga liczba to dobra wiadomość. W niektórych kategoriach już dziś wiemy, że w stosunku do listopada mamy spadki.
Czy w takim razie mamy do czynienia z rzeczywistą dezinflacją?
„Dzisiejszy odczyt to duże zaskoczenie” – komentuje dla OKO.press dr Wojciech Paczos, ekonomista z Cardiff University – „Wzrost miesięczny o 0,2 proc. to tyle, ile powinna wynosić miesięczna inflacja w normalnych czasach. Bardzo nisko, nie spodziewałem się — chyba nikt się nie spodziewał. Szczególnie że w grudniu inflacja zwykle lekko zwyżkuje, ze względu na świąteczną zwyżkę popytu”.
Dla porównania, przed 2020 rokiem ceny w grudniu:
„To bardzo optymistyczne dane” – przekonuje dr Paczos – „Tak naprawdę to pierwszy poważny sygnał, że inflacja może zaczynać zwalniać. W świetle tych nowych danych wczorajsza decyzja o utrzymaniu stóp procentowych na niezmienionym poziomie zaczyna się bronić merytorycznie".
Dr Paczos: "Natomiast jest za wcześnie, żeby wyrokować na temat trendów w inflacji — to na razie pojedyncza jaskółka. Gdyby kolejne miesiące przynosiły inflację stabilnie poniżej 1 proc. miesiąc do miesiąca, to będziemy mogli śmielej mówić o dezinflacji. Trzeba bowiem pamiętać, że wysoka inflacja jest bardzo zmienna — pojedyncze duże wyskoki, jak i duże spadki są w jej naturze”.
Na początku miesiąca GUS podaje jedynie odczyt flash, to znaczy szybki szacunek. Na dokładniejsze i pewne dane trzeba jak zwykle poczekać do połowy miesiąca.
Dr Paczos: „Ten odczyt flash jest na tyle niski, że tym razem warto zaczekać na oficjalne dane. Normalnie flash jest odrobinę niższy niż oficjalny odczyt, ale bardzo do niego zbliżony. Tym razem jednak warto zaczekać”.
Pamiętajmy jednak, że korekty zwykle oznaczają zmianę o 0,1 punktu procentowego, większa zmiana byłaby zaskakująca.
Spójrzmy też, co poza podstawowymi liczbami mówi nam jeszcze dzisiejszy szybki szacunek GUS. Jak zawsze, wyróżnione są w nim trzy kategorie towarów:
Mamy więc wciąż ogromny wzrost cen żywności w grudniu. W stosunku do poprzedniego miesiąca to 1,4 proc. w górę. Ale już w przypadku dwóch kolejnych kategorii mamy miesięczne spadki. W przypadku energii o 3,3 proc., w przypadku paliw – o 1,6 proc.
To oczywiście niekoniecznie jest ważna informacja dla ogólnego trendu inflacyjnego. Ceny bywają sezonowe, skoki (w dół lub w górę) mogą też być chwilowe, szczególnie w przypadku paliw. Na chwilowy trend w cenach energii z pewnością wpływa uspokojenie się sytuacji na rynku gazu czy węgla. Po panice z początku jesieni rynek się uspokoił, a zapasy gazu są duże - pomaga ciepła zima w Europie.
Analitycy ekonomiczny mBanku zwracają na Twitterze uwagę na jeszcze jeden ważny składnik grudniowego spadku:
„To prawdopodobnie efekt potężnego spadku cen opału. […] Plus drobne efekty nieco niższej dynamiki cen żywności i paliw. Bazowa 11,4 proc. -> 11,6 proc.”
Przewidują też, że bez zawyżania marż Orlenu w grudniu inflacja spadłaby znacząco niżej – do 15,6 proc. Bowiem - przypomnijmy - 1 stycznia ceny na stacjach nie wzrosły, pomimo znaczącej podwyżki VAT na paliwo. Stało się więc jasne, że w ostatnich miesiącach państwowy gigant celowo utrzymywał wysokie ceny paliwa na stacjach. O "stabilizowaniu" cen i czysto politycznej motywacji szefa Orlenu pisaliśmy w OKO.press:
Dane o inflacji bazowej są obecnie szacunkami, więcej dowiemy się w połowie miesiąca. Przypomnijmy: to miara, która wyłącza ceny żywności, paliw i energii, które są najbardziej narażone na wahania sezonowe. W ten sposób można próbować oszacować trwałość bieżącej inflacji. Widać tutaj wyraźnie, że obecny spadek to głównie wahania sezonowe. Jest zdecydowanie zbyt wcześnie, by ogłaszać równą ścieżkę w dół.
Szczególnie że jasne jest, że w lutym zobaczymy znaczący wzrost wskaźnika inflacji.
Wynika to z bardzo prostego mechanizmu. W lutym 2022 roku w życie weszły obniżki podatków (energia, paliwo, żywność, nawozy) w ramach tarcz antyinflacyjnych. Od początku 2023 roku większość z tych kategorii produktów (poza żywnością) wróciła do starych stawek. W styczniu więc ceny tych produktów wzrosną, a dodatkowo w lutym wskaźnik inflacji będzie odnosił się do lutego 2022, gdy ceny, a w konsekwencji inflacja, spadły. To dodatkowo podwyższy lutowe dane. Dlatego dopiero w marcu-kwietniu zobaczymy, co rzeczywiście dzieje się z ogólnym trendem inflacyjnym. A na głębsze wnioski poczekamy pewnie do połowy roku.
Najnowsze dane umacniają tezę, że żadnych podwyżek stóp procentowych nie należy się już spodziewać. Spór wokół polityki antyinflacyjnej jest żywy wśród ekonomistów. Uniwersalny poziom stóp procentowych nie istnieje, klasyczny sposób walki z inflacją to właśnie ich podwyżki. Część ekonomistów przekonywała jednak, że w obecnej fali inflacji jest to narzędzie nieadekwatne, które niepotrzebnie godzi w najmniej zamożnych.
Olivier Blanchard, były główny ekonomista Międzynarodowego Funduszu Walutowego, zwrócił ostatnio uwagę na Twitterze, że inflacja jest wynikiem konfliktu pomiędzy pracownikami, przedsiębiorstwami i podatnikami. Presja na podnoszenie cen może mieć wiele źródeł – rozgrzana gospodarka; silna pozycja pracowników i ich żądania płacowe; nagłe wzrosty cen np. energii, a przez to pokusa ze strony firm, by koszty przenieść na klientów. Blanchard uważa, że podwyżki stóp procentowych są dalece nieefektywnym sposobem radzenia sobie z takim konfliktem. Blanchard proponuje, żeby iść w kierunku negocjacji pomiędzy pracownikami, firmami i państwem, w których można osiągnąć te same efekty bez konieczności uruchamiania bolesnego dla wszystkich spowolnienia gospodarczego.
Dr Paczos jest sceptyczny wobec takiej procedury w Polsce.
„Blanchard pisał, że lepszą opcją byłoby się spotkać, usiąść i dogadać (że nie podnosimy cen i płac), ale że takie rozwiązanie jest w praktyce niemożliwe. On myślał o USA, gdzie system instytucjonalny - mimo licznych czkawek - działa jednak dużo sprawniej niż w Polsce. Do tego trzeba kapitału zaufania. Trudno mi sobie wyobrazić taką stabilną umowę społeczną przy obecnym rozkładzie instytucji i napięciu politycznym w Polsce”.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze