Premier Morawiecki wystąpił o wotum zaufania dla rządu. W Sejmie krzyczał na opozycję, obrażał mniejszości, mijał się z prawdą. Jego wystąpienie z loży prezydenckiej oglądał rozbawiony prezydent Duda. Rząd wotum uzyskał. Wyjaśniamy, o co chodziło w tym spektaklu
W czwartek 4 czerwca 2020 wszystko zdarzyło się w trybie, który przejdzie do historii polskiego parlamentaryzmu jako "tryb Prawa i Sprawiedliwości": z zaskoczenia, w błyskawicznym tempie uniemożliwiającym racjonalną dyskusję i sprowadzającym Sejm do dekoracji dla poczynań władzy.
Na godzinę 11:00 prezydent Andrzej Duda zaprosił do siebie premiera Mateusza Morawieckiego, a po kilkunastu minutach pojawiła się informacja, że szef rządu złożył wniosek o wotum zaufania. Następnie obaj panowie pojechali do Sejmu, a już za chwilę Morawiecki oklaskiwany przez Dudę wchodził na mównicę, by zachwalać swój rząd, gromić opozycję i wzywać Polaków do poparcia Andrzeja Dudy w wyborach prezydenckich.
O godz. 16:04 odbyło się głosowanie nad wotum zaufania, które było czystą formalnością. 235 posłów było za udzieleniem wotum, 219 przeciw, a 2 wstrzymało się od głosu. Po udzieleniu wotum PiS-owska większość skandowała "Mateusz, Mateusz", a premier otrzymał bukiet kwiatów.
Wniosek premiera o wotum zaufania dla rządu to bardzo rzadko stosowany instrument konstytucyjny. Przez 30 lat demokracji parlamentarnej w Polsce taka sytuacja zdarzyła się dopiero po raz szósty. W teorii premier występuje o wotum zaufania, gdy nie ma pewności, że rząd ma większość w Sejmie, wotum udziela się zwykłą większością głosów przy obecności przynajmniej połowy ustawowej liczby posłów.
Zabieg Morawieckiego był jednak wyłącznie propagandowy. Po chwilowych zawirowaniach w obozie władzy dotyczących odwołania wyborów 10 maja, większość parlamentarna jest stabilna. Po co więc to wszystko?
Przede wszystkim chodzi o stworzenie wrażenia, że wotum zaufania dla rządu to przede wszystkim... sukces prezydenta Andrzeja Dudy. To próba wykreowania - dość karkołomna i desperacka, biorąc pod uwagę aktywność Dudy przez ostatnie pięć lat - wizerunku prezydenta jako rzeczywistego lidera "dobrej zmiany" i gwaranta spokoju społecznego":
Morawiecki posługiwał się bardzo ostrym językiem: mówił, że trzeba wyplenić zło, a opozycji zarzucił, że "jątrzy" oraz "judzi". To - mamy małą nadzieję, że nieświadome - nawiązanie do propagandy PRL: to wówczas opozycja nigdy nie krytykowała władzy, nie miała postulatów i pomysłów, tylko własnie jątrzyła i judziła, burząc spokój społeczny. "Jak długo ręka wyciągnięta do zgody ma się spotykać z zaciśniętą pięścią?" - gdyby to pytanie Wojciecha Jaruzelskiego znalazło się w sejmowym przemówieniu premiera, pasowałoby jak ulał.
Poza tym wystąpienie Morawieckiego było w dużej części skróconą wersją jego exposé z 2019 roku. Mieliśmy więc mantrę dobrze już znanych skarg na 8 lat rządów PO-PSL: że zwijały państwo, że nie inwestowały w mniejsze ośrodki, że sprawowały władzę w imieniu elit, a nie zwykłych Polaków, że dopuściły do rozwoju mafii vatowskich.
Z kolei rząd PiS wg premiera robił rzecz jasna wszystko odwrotnie: państwo rozwijał, inwestował, nadużycia podatkowe ukrócił, a władzę sprawował dla i w imieniu ludu.
"Polacy mają dobrą pamięć i Polacy są sobie w stanie przypomnieć, jak wyglądały wasze rady" – krzyczał do opozycji Morawiecki, a z loży prezydenckiej oklaskiwał go wyraźnie rozbawiony prezydent Andrzej Duda.
W wystąpieniu było dużo chaosu i mało konkretów. Premier powtarzał, że rząd PiS rekordowo podniósł płace, w zasadzie zlikwidował biedę i bezrobocie, podniósł nakłady na służbę zdrowia. To wszystko w najlepszym razie półprawdy.
W OKO.press pisaliśmy, że:
Morawiecki odgrzał też homofobiczną narrację PiS, która pojawiała się już w poprzednich kampaniach: europejskiej i parlamentarnej. Straszył wyimaginowanym „planem Rabieja-Trzaskowskiego”, który wg fantazji obozu władzy i premiera jest spiskiem, by wbrew „zdrowej części narodu” wprowadzić adopcję dzieci dla pary jednopłciowych. Na to wszystko rząd Morawieckiego oczywiście nie pozwoli:
„To plan ataku na rodziny. My mówimy bardzo wyraźnie, jednoznacznie, że podniesienie ręki na dzieci w polskich rodzinach jest niedopuszczalne. Że granica pomiędzy rodziną a ideologią a eksperymentami ideologicznymi musi być postawiona twardo i my jesteśmy tego gwarantem" - perorował Morawiecki.
W rzeczywistości Rafał Trzaskowski na bardzo konserwatywne poglądy na prawa osób LGBT: jest przeciwnikiem równości małżeńskiej (która zakłada adopcję dzieci przez pary jednopłciowe), opowiada się jedynie za związkami partnerskimi, które są minimalnym cywilizacyjnym standardem w państwach Unii Europejskiej.
Podczas swojego wystąpienia premier Morawiecki próbował wykazać też, że rząd PiS radzi sobie z pandemią koronawirusa doskonale i modelowo na tle reszty świata. Używał przy tym takich porównań, które pasowały do jego tezy, pomijał natomiast przykłady niewygodne, zdarzały mu się również przekłamania (o tej części przemówienia wkrótce osobny artykuł w OKO.press).
Jednak to nie wszystko, Morawiecki próbował również dowieść, że gdyby rządziła Platforma Obywatelska, Polskę podczas pandemii czekałaby katastrofa. Premier argumentował, że podczas epidemii świńskiej grypy w 2009 roku rząd PO-PSL nie zamówił szczepionek, czym naraził życie Polaków, których - jego zdaniem - zmarły wtedy setki.
To prawda, że ówczesna minister zdrowia Ewa Kopacz odmówiła zakupu szczepionek, a jej decyzja wywołała wielkie kontrowersje. Ale słowa o kilkuset zmarłych to już zwykłe kłamstwo: wg danych Głównego Inspektora Sanitarnego z powodu świńskiej grypy zmarły 182 osoby, przeważnie cierpiące równocześnie na choroby przewlekłe.
Po drugie, porównywanie tamtej epidemii do epidemii koronawirusa jest nadużyciem i manipulacją: śmiertelność wirusa A/H1N1 to 0,02 proc., koronawirusa co najmniej sto razy wyższa - ok. 2 proc.
Trzecim głównym bohaterem - obok kryzysu i epidemii - przemówienia Morawieckiego była opozycja. Obraz idealnej opozycji odmalowany przez premiera to taka opozycja, której w rzeczywistości nie ma. Powinna bowiem:
Morawiecki proklamował utworzenie frontu jedności narodu i władzy, czego gwarantem ma być wybór Andrzeja Dudy na kolejną kadencję.
Nie chce zaś tego opozycja, która sypie piasek w tryby PiS:
„Bardzo potrzebujemy jedności między władzą wykonawczą i ustawodawczą, między Sejmem, Senatem, prezydentem, rządem i samorządami. I dlatego prezydent zaproponował, żeby przeciąć ten festiwal awantur, który państwo próbujecie urządzać. Wychodzimy z najgłębszego kryzysu od co najmniej od 30 lat, dajcie nam działać, nie przeszkadzajcie”
- mówił podniesionym tonem Morawiecki w stronę ław opozycji.
„Przestańcie jątrzyć, judzić, wymyślać tematy zastępcze” - kontynuował, zarzucając oponentom „awanturnictwo i pieniactwo".
Na ile koncepcja „spokoju na górze” pomoże Andrzejowi Dudzie i zwiększy jego szanse na zwycięstwo? Od wielu lat badania wskazują na złą opinię Polaków o politykach i małą tolerancję badanych na konflikt polityczny. Pytanie, czy Duda i Morawiecki są wiarygodni, kreując się na emisariuszy politycznej zgody.
Póki co, przemówienie premiera o jedności oparte było na ostrym podziale „my” kontra „oni”, a wezwanie do politycznej zgody wywołało kolejną polityczną awanturę.
Naczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi
Naczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi
Komentarze