0:000:00

0:00

Prawa autorskie: fot. Robert Kuszyński / OKO.pressfot. Robert Kuszyńsk...

Angelika Domańska, samotnie wychowująca matka: "W bidulu dali mu numer 17. Jak w obozie. Na recepcji mówię, że ja do Bruna. Pan dzwoni na wewnętrzny: »Numer 17 do pokoju spotkań proszę«”.

„Bruno wpada w histerię. Wyje na dwa piętra”

Od 10 dni tkwi już w domu dziecka. Dużym. Najstarszym w Polsce. Na Nowogrodzkiej w Warszawie. Najpierw trzymali go w przedszkolu 4,5 godziny dłużej niż zwykle. Matki nie dopuścili nawet na chwilę. Płakał.

Przeczytaj także:

Dwie godziny po zamknięciu placówki dopiero zabrali go ludzie Warszawskiego Centrum Pomocy Rodzinie. Przez pierwsze 24 godziny nie dostał leków, nie jadł – jako dziecko ze spektrum autyzmu ma specyficzne wymagania, których wychowawcy Domu Dziecka nr 15 nie znali. Bo nikt nie zapytał matki. Jej zaś nie wpuszczono, gdy przyjechała. Dziś w placówce prosili ją, by kupiła mu odpowiednie dla niego chrupki, bo nie potrafią takich znaleźć.

Od popołudnia 2 marca może go odwiedzać. Ale nie mogła mu przywieść ani jego ubranek, ani nawet drobnej zabawki. Regulamin zabrania. Bruno nie może też używać „tabletu komunikacyjnego” z programem, który wspiera go w rozwoju mowy.

Jest w grupie dziewięcioro dzieci, z trójką wychowawców. „Dziecko ze spektrum autyzmu powinno mieć indywidualną opiekę, asystenta” - twierdzi Domańska, która się tego domaga, dzwoniąc po instytucjach odpowiedzialnych za domy dziecka i opiekę w Warszawie.

Bruno nie ma też specjalistycznych, zaleconych mu masaży, które matka robiła mu trzy razy dziennie. Udaje się tylko raz dziennie, gdy go odwiedza. Potrafi je wykonywać jeden z wychowawców, ale mają tam kilkoro dzieci z autyzmem, więc ma pełne ręce roboty. I nie pracuje non stop.

Gdy w pokoju spotkań na koniec widzenia pojawia się wychowawca, Bruno wpada w histerię. Codziennie. „On nie płacze, on wyje. Tak na dwa piętra. Z dnia na dzień coraz gorzej – wie, że mama przychodzi na chwilę. Dziś musiałam z nim jechać windą na drugie piętro, bo wychowawczyni nie była w stanie wciągnąć go do windy” - opisuje Domańska.

Dziś wpadał w tę histerię dwa razy – rano matka jechała z nim do lekarza z powodu biegunki i gorączki. W jego przypadku to może być groźne. Domańska mówiła wychowawcom, że jeśli mu się pogorszy, powinni od razu jechać do neurologa w Centrum Zdrowia Dziecka. „Pediatra, który nie zna historii jego choroby, nie będzie wiedział, co z nim się dzieje” - tłumaczy.

Jak wpływa pobyt w bidulu na Bruna? Matka mówi, że nasiliły się niepokojące objawy. Opiekunowie nie rozumieją Bruna, a on się coraz bardziej denerwuje.

W mailach do dwóch prawników specjalizujących się w sprawach rodzinnych oraz do Stowarzyszenia Sędziów Rodzinnych wymieniliśmy zauważone przez matkę objawy. Zapytaliśmy, czy w świetle prawa pobyt w domu dziecka nadal można traktować jako „działanie dla dobra dziecka”.

Wszyscy odmówili nam odpowiedzi.

„Dziś kazali mi płacić za pobyt Bruna w domu dziecka. 590 zł dziennie, jakieś 17 tys. miesięcznie” - informuje Domańska. Dodaje, że będzie składać wniosek o zwolnienie z tych opłat, bo ją nie stać. Zapytaliśmy WCPR, czy faktycznie są takie stawki. Nie odpowiedziano nam.

Sprawą Bruna zainteresował się m.in. Rzecznik Praw Obywatelskich, posłanka Urszula Zielińska, Helsińska Fundacja Praw Człowieka.

7 ważnych pytań

Rankiem 1 marca, pod postem na FB na temat samobójstwa w metrze, w dyskusji na temat samobójców i eutanazji, jednemu z rozmówców Domańska odpisała „Jestem chora, codziennie walczę ze sobą, żeby nie popełnić rozszerzonego samobójstwa, to nie takie proste zmusić się do życia (...)”. Tłumaczy, że chciała w ten sposób powiedzieć, że rozumie osoby, które już dłużej nie mogą żyć. „Leczę się psychiatrycznie od dawna i tego nie ukrywam”.

Z akt sprawy dowiadujemy się, że do Centralnego Biura Zwalczania Cyberprzestępczości wpłynął mail internautki, która przeczytała wpis Domańskiej i prosiła o interwencję. Pisaliśmy na ów email z prośbą o kontakt. Zero odpowiedzi.

Do akt policja dołączyła tylko ww. fragment wypowiedzi Domańskiej. Brak kontekstu – jak twierdzi aktywistka – istotnego, by właściwie zrozumieć jej cytat. Zapytaliśmy podinsp. Elwirę Kozłowską, oficer prasową w Komisariacie Rejonowym Policji Warszawa V, czemu dołączyli tylko wycięty fragment, bez kontekstu. Cisza.

„Ta wypowiedź powinna być co do zasady podana sądowi w całości – jako cała dyskusja.

Tu jasnych przepisów, nie ma, trzeba działać na zdrowym rozsądku” - uważa Aneta Mikołajczyk, radczyni prawna, która współpracuje z Niebieska Linią.

We wniosku do działu prewencji, asp. szt. Michał Bachurewicz, o 10:10 rano pisze, iż Domańska „MOŻE podjąć działania w kierunku odebrania sobie lub innym osobom życia, bądź też wymaga konsultacji psychiatrycznej...”. Policja skierowała więc patrol do Domańskiej, zabrała ją siłą na badanie psychiatryczne do Szpitala Bielańskiego. Prawnicy i psychiatra są zgodni – mundurowi mieli prawo do takiej interwencji. Wpis matki, choć wyrwany z kontekstu, mógł budzić obawy.

Matka zdrowa? Więc odbierzemy jej dziecko

Około godz. 14:00, po badaniu Domańskiej, psychiatra poinformowała mundurowych w szpitalu, że nie ma podstaw do hospitalizacji matki. Na wypisie czytamy: „Stan psychiczny: brak objawów psychopatologicznych, zagrożeń z nimi związanych (…) Bez objawów psychotycznych (...) nie stwierdzono wskazań do hospitalizacji”.

Co w tej sytuacji robi policja? Przygotowuje wniosek o „o wgląd w wykonywanie władzy rodzicielskiej nad małoletnim synem” - czyli odebranie dziecka Domańskiej. Do Sądu Rejonowego dla miasta Warszawy Żoliborza, VI Wydział Rodzinny i Małoletnich, trafia on elektronicznie o 14:53. Dlaczego, gdy psychiatrzy uznali, że matka nie stwarza zagrożeń, jest stabilna emocjonalnie, policja zdecydowała się wysłać wniosek o odebranie jej dziecka? Rzecznik komendy nie odpowiedziała.

„Jeżeli w ocenie policjanta jest zagrożenie dla życia dziecka, to ma on prawo złożyć wniosek do sądu rodzinnego o instytucjonalną pieczę zastępczą. Nie podejmuję się ocenić czy w tym przypadku mieliśmy do czynienia z zagrożeniem życia dziecka, czy też nie” - mówi nam Paulina Masłowska, radczyni prawna z Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę.

„Od myśli samobójczych do zamiarów i zagrożenia samobójstwem, jest długa droga”

W notatce, jaką sędzia Paweł Jadczak – podejmujący decyzję - sporządził dwa dni po wydarzeniach, czytamy, że podinsp. Robert Sulowski poinformował go o „zamiarze popełnienia samobójstwa rozszerzonego” przez Domańską. Podkreślmy – najpierw we wniosku do oddziałów prewencji policjanci pisali, że Domańska „MOŻE podjąć działania w kierunku odebrania życia...”, teraz przekazano do sądu już informację, że ma taki „ZAMIAR”. Tymczasem we wpisie Domańskiej nie ma nic, co by świadczyło, że taką decyzję podjęła. Dlaczego więc policja wprowadziła w błąd sędziego? Brak odpowiedzi z komendy.

„Myśli samobójcze ma bardzo dużo ludzi. Ale od myśli do zamiarów i zagrożenia samobójstwem, jest długa droga” - podkreśla psycholog niezgadzająca się na cytowanie.

„W Polsce sytuacja matek dzieci z niepełnosprawnościami jest tak ciężka a wsparcie tak nikłe, że samobójstwo może często być rozważanym rozwiązaniem. Nie jest to »wina« matki, a efekt braku rozwiązań systemowych” - dodaje Maria Książak, psycholożka, do niedawna ekspertka Krajowego Mechanizmu Prewencji Tortur w Biurze RPO.

„Działania policji były bezprawne”

O 13:55 w Przedszkolu Specjalnym nr 438 pojawia się trzech policjantów z kryminalnego. Mówią dyrektorce Ewie Warszewskiej, że „jest” decyzja sądu o umieszczeniu Bruna w pieczy zastępczej. Tymczasem w tym czasie policja nawet jeszcze nie wysłała wniosku. Ten został elektronicznie wysłany dopiero godzinę później.

Czemu policjanci znów wprowadzali w błąd, tym razem dyrektorkę przedszkola? Także brak odpowiedzi od rzeczniczki. Sąd podjął decyzję, między 14:53 a 15:45, gdy wysłał ją faksem do przedszkola – 5-latek z autyzmem ma trafić do „pieczy instytucjonalnej”.

Bruno cały czas był przedszkolu, schowany w pokoju na piętrze, lecz Domańskiej do niego nie dopuszczano. Zdaniem adwokat matki - Kamili Zagórskiej - to działania bezprawne: „W postanowieniu nie ma słowa o tym, że matka ma ograniczony kontakt z dzieckiem, (...) że jest niebezpieczna dla dziecka, ani o tym, że ma mieć ograniczoną władzę rodzicielską”.

Dlaczego jeszcze bez decyzji sądu, a potem nawet z nią, ale bez wyraźnego nakazu sędziego o ograniczeniu kontaktu, nie dopuszczono matki do syna? Też brak odpowiedzi.

„Odebranie dziecka, zwłaszcza z autyzmem, to przecież ostateczność”

Domańska ma duży żal do sędziego. „Mogli do mnie zadzwonić albo dać najpierw nadzór kuratora. Odebranie dziecka, zwłaszcza z autyzmem, to przecież ostateczność” - podkreśla.

W art. 112 par 3 Kodeksu Rodzinnego, faktycznie czytamy, że „umieszczenie dziecka w pieczy zastępczej może nastąpić jedynie wówczas, gdy uprzednio stosowane inne środki (...) oraz formy pomocy rodzicom dziecka” nie przyniosły efektów. Wyjątkiem jest „poważne zagrożenie dobra dziecka, w szczególności zagrożenia jego życia lub zdrowia”.

Czy takie zagrożenie stanowiła matka, którą zbadał psychiatra i uznał, że „brak objawów psychopatologicznych, zagrożeń z nimi związanych”?

„To, co psychiatra ocenił, nie przesądza o sprawie, a sąd ma obowiązek działać w interesie dziecka” - uważa Kamila Zagórska, adwokat Domańskiej.

„Takie decyzje sędziów to są tzw. dupochrony - sędzia mógł zrobić to na wyrost. Te działania są czasem obarczone błędem” - mówi sędzia prosząca o anonimowość. Dodaje, że sędziowie rodzinni często muszą działać w pośpiechu, na telefon, podejmując decyzje ad hoc.

„Nieadekwatna reakcja (…) może jedynie pogorszyć stan kryzysu”

Trójka naszych rozmówców twierdzi, że Bruno nie powinien w ogóle być w domu dziecka. „Dzieci do 10. roku życia, w pieczy zastępczej powinny być w pieczy rodzinnej, a nie instytucjonalnej. Czyli powinien trafić do rodzinnego domu dziecka lub rodziny zastępczej” - precyzuje radczyni Aneta Mikołajczyk.

Dlaczego więc Bruno nie trafił do rodziny zastępczej – pytamy w Warszawskim Centrum Pomocy Rodzinie. Ta instytucja podległa Urzędowi Miasta oficjalnie nie chce odpowiedzieć na żadne pytania. „Ochrona osób małoletnich i ich dobro jest najważniejsze, dlatego nie udzielamy informacji w indywidualnych sprawach” - pisze Jakub Leduchowski, rzecznik prasowy z UM Warszawa.

Nieoficjalnie dowiadujemy się, że w stolicy brakuje rodzin zastępczych. „A tym bardziej takich, które wzięłyby do siebie dziecko z niepełnosprawnościami. WCPR szuka ich, ale znalezienie graniczy cudem” - mówi nam osoba z WCPR. To powszechna wiedza w kręgach osób zajmujących się pieczą zastępczą – potwierdzają nam to trzy inne osoby z „branży”, twierdząc, że sędzia musiał o tym wiedzieć.

„Nieadekwatna reakcja na sytuację interpretowaną jako zagrożenie życia matki i autystycznego syna w wyniku samobójstwa rozszerzonego może jedynie pogorszyć stan kryzysu i pogłębić traumę zarówno dziecka i matki” - podkreśla Maria Książak.

„Mają na nią kosę”

Angelika Domańska jest aktywistką prodemokratyczną, która już nie raz ucierpiała ze strony służb, zwłaszcza policji, za swoją działalność na ulicy. Mundurowi szarpali ją na Czarnym Piątku, gdy – będąc w zaawansowanej ciąży – zapaliła racę. W sierpniu 2020 roku, w tzw. tęczową noc, policja bezprawnie ją zatrzymała, odcięła od leków na cukrzycę – Domańska zaczęła tracić przytomność. Jej dzieci zostawiono bez opieki. Sąd uznał bezsprzeczną winę policji i przyznał jej aż 15 tys. zadośćuczynienia. Za udział w słynnej akcji cięcia drutu żyletkowego na granicy – protestu przeciwko push-backom i traktowaniu migrantów - została nie tylko zatrzymana, zabrano jej telefon, ale też w grudniu ub.r. przymusowo zawieziono na obserwację psychiatryczną do Choroszczy na Podlasiu. Została też zrzucona ze schodów kościoła przez narodowców, którym przewodził Robert Bąkiewicz. Prokurator odmówił ścigania sprawców. Brak jest podstaw do przyjęcia, iż objęcie ściganiem opisanego czynu, byłoby w interesie społecznym”.

Paweł Kasprzak, jeden z liderów Obywateli RP jest przekonany, że to, co spotkało teraz Domańską to szykany służb. „Mnóstwo policjantów ma na nią kosę. Wiem i wielokrotnie widziałem, jak ją traktują. Policjanci mówili o niej „wariatka'. Nie lubią jej też, bo wygrała rekordowe odszkodowanie za bezprawne zatrzymanie”

„Oddajcie dziecko matce”

Co dalej? Kamila Zagórska, adwokat: „W pierwszej kolejności musimy zadbać, by Bruna jak najszybciej wrócił do mamy”. Wg adwokatów może to zająć minimalnie 3-5 miesięcy.

W niedzielę 12 marca o 15:00 pod komendą na Bielanach odbędzie się protest wsparcia dla Domańskiej, pt: „Oddajcie dziecko matce”.

;

Udostępnij:

Krzysztof Boczek

Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.

Komentarze