Jutro (11 listopada) w Baku, stolicy naftowego mini-mocarstwa, Azerbejdżanu, rozpoczyna się 29. szczyt klimatyczny ONZ-owskiej konwencji klimatycznej, potocznie znany jako COP. To skrót od Conference of the Parties, szczytu państw-stron Ramowej Konwencji ONZ w sprawie zmian klimatu
Jak co roku oczekiwania są duże i – również jak co roku – śmiałe decyzje, których oczekują społeczeństwa i naukowcy, zapewne ugrzęzną w polityce. Na niekorzyść szczytu podziała także znaczące pogorszenie otoczenia politycznego, ostatnio przede wszystkim za sprawą wyboru Donalda Trumpa na kolejnego prezydenta USA.
Co prawda Stany Zjednoczone na szczycie w Baku reprezentować będzie jeszcze (w miarę) proklimatyczna administracja Joe Bidena, cień Trumpa z pewnością dosięgnie azerskiej stolicy. Choćby z tego powodu, że prezydent-elekt wielokrotnie zapowiadał, że ponownie wyprowadzi USA z Porozumienia Paryskiego. Poprzednio zrobił to w 2016 roku.
Zawarte podczas COP21 w Paryżu w 2015 Porozumienie Paryskie to kluczowy dokument światowej polityki klimatycznej, a zaraz świadectwo jak nie nadąża ona za rzeczywistością. Od tamtego roku światowe emisje gazów cieplarnianych – których redukcja w celu ograniczenia wzrostu temperatury jest nadrzędnym celem kolejnych COP-ów – wzrosły o blisko 6 proc. (pomimo krótkiego spadku w okresie pandemii koronawirusa).
Ocieplenie przekracza już próg 1,5°C wyznaczony w Paryżu, zbliżając się niebezpiecznie do 2°C, co oznacza jeszcze więcej susz, niszczycielskich huraganów i tajfunów, i katastrofalnych powodzi takich, jak ostatnio w Polsce czy w Hiszpanii. A rok 2024 już na pewno okaże się najcieplejszym w historii pomiarów.
Według serwisu World Weather Attribution zajmującego się badaniem wpływu zmian klimatu na ekstremalne zjawiska pogodowe, 10 najbardziej śmiercionośnych wydarzeń w ciągu ostatnich 20 lat przyczyniło się do śmierci ponad 570 tys. osób.
Według raportu WWA wszystkie były nasilone spowodowanymi przez człowieka zmianami klimatu.
Świadectwem uwiądu polityki klimatycznej jest także nieobecność wielu polityków do tej pory uważanych za ważnych dla postępu rozmów. W Baku nie zobaczymy więc prezydenta Joe Bidena, przewodniczącej Komisji Europejskiej, Ursuli von der Leyen, a także przywódców Chin, Brazylii, Meksyku, Japonii i wielu innych. Razem z nimi zabraknie politycznego impulsu, który mógłby popchnąć światową politykę klimatyczną na nowe tory – politycy często wykorzystywali poprzednie szczyty klimatyczne, by ogłaszać nowe inicjatywy, co nadawało ton negocjacjom przez kolejne dwa tygodnie (nawet jeśli gra interesów politycznych z reguły wymuszała daleko idące rozwodnienie początkowych ambicji).
Tegoroczny COP będzie bardziej niż zwykle skazany na porażkę, ponieważ głównym tematem szczytu są pieniądze – wieczna kość niezgody kolejnych rund negocjacji. Kłótnie o pieniądze mają u podstawy zasadniczo rozbieżne postrzeganie tego, kto jest odpowiedzialny za zmianę klimatu i kto ponosi najgorsze jej konsekwencje.
W pewnym uproszczeniu chodzi o bogate kraje globalnej Północy z USA i Unią Europejską na czele, wzbogacone w czasach, gdy zagadnienie wpływu emisji gazów cieplarnianych na klimat było jeszcze kwestią rozważaną głównie przez naukowców i którą media zajmowały się co najwyżej jako ciekawostką.
Z drugiej strony mamy najbiedniejsze kraje Afryki i Azji, cierpiące nieproporcjonalnie na skutek wywołanych przez wzrost temperatury ekstremalnych zjawisk pogodowych, a których udział w historycznie skumulowanych emisjach jest znacząco mniejszy. To właśnie te kraje domagają się od światowych bogaczy zwiększenia tzw. finansowania klimatycznego, czyli pomocy w adaptacji do pogarszających się warunków klimatycznych, inwestycji w niskoemisyjne źródła energii, oraz w naprawę szkód wyrządzonych przez pogodowe ekstrema.
Głównym wyzwaniem szczytu w Baku będzie więc wypracowanie przez strony po raz pierwszy od 15 lat nowego wspólnego celu finansowania działań dla klimatu. Cel ten ma w 2025 roku zastąpić poprzedni, z 2009 roku, kiedy kraje rozwinięte zgodziły się, by do 2020 roku przeznaczać minimum 100 mld dolarów rocznie dla krajów rozwijających się w ramach wsparcia klimatycznego.
Suma 100 mld dolarów nie wydaje się wygórowana (PKB tylko Unii Europejskiej według parytetu siły nabywczej wynosi… 28 bilionów dolarów, 280 razy więcej), niemniej cel osiągnięto dopiero w 2022 roku, przy czym część ekspertów uznaje, że “sukces” nastąpił bardziej dzięki księgowym sztuczkom niż przeznaczenia realnych sum.
Ile powinien wynieść nowy cel finansowy – nie wiadomo. Kraje bogate jak ognia unikają jakichkolwiek deklaracji oprócz ogólnikowego i oczywistego stwierdzenia, że nowy cel powinien wynosić więcej niż poprzedni (tak zresztą zapisano w Porozumieniu Paryskim).
Analizy eksperckie i propozycje – składane głównie przez kraje rozwijające się – są bardzo rozbieżne, od 200 mld dolarów rocznie do 2035 roku, co miałoby jedynie odzwierciedlać inflację i wzrost gospodarczy, aż do 2,4 bln dolarów (także rocznie) do roku 2030. Większość propozycji oscyluje jednak wokół sumy 1 bln dolarów rocznie do roku 2030. Szczegółową analizę problemu opublikował niedawno ceniony serwis Carbon Brief.
Drugim celem szczytu ma być porozumienie w sprawie wzmacniania krajowych planów i celów klimatycznych – chodzi o nowe ścieżki redukcji emisji mające zmierzać do ogólnego celu neutralności klimatycznej gospodarki światowej w roku 2050.
W kwestii redukcji emisji świat wpędził się w pułapkę. Ponieważ do tej pory nie zrobiono nic bądź prawie nic – światowe emisje gazów cieplarnianych wzrosły w zeszłym roku o 1,3 proc. – nowe zobowiązania powinny być ambitniejsze, niż te proponowane wcześniej, kiedy mieliśmy więcej czasu na ich realizację.
Krótko mówiąc, by uniknąć katastrofalnego wzrostu temperatury, należy zrobić więcej niż kiedykolwiek w krótszym czasie i liczyć, że wzrost temperatury nie uruchomi tzw. dodatnich sprzężeń zwrotnych, czyli mechanizmów przyspieszających ocieplenie poza zasięg naszych działań. A te są w tym momencie dalece niewystarczające – aktualne polityki klimatyczne poszczególnych krajów oznaczają wzrost temperatury o ok. 3,1°C do 2100 roku.
Grunt pod nowe zobowiązania redukcyjne ma przygotować właśnie szczyt w Baku, a same zobowiązania mają być przedstawione przez poszczególne kraje do lutego 2025 roku. Niektóre już to zrobiły – np. gospodarze szczytu czy Zjednoczone Emiraty Arabskie. Eksperci ocenili te propozycje jednoznacznie negatywnie. Azerski plan ma być “krytycznie niewystarczający”, także w kontekście planowanego przez te kraj wysokiego (ok. 14 proc. do 2035 roku) wzrostu inwestycji w wydobycie ropy i gazu. Natomiast plan ZEA jest wręcz “oszukańczy” m. in. z powodu nieuwzględnienia eksportu emisji – prawie dwie trzecie azerskiej ropy i gazu idą na eksport przyczyniając się do emisji za granicami kraju.
COP w Baku okaże się niespodzianką jeśli przyniesie uzgodnienie nowego celu finansowania klimatycznego i ambitniejszych scenariuszy redukcji emisji. Eksperci mają nadzieję, że nieobecność najważniejszych przywódców ostatecznie nie przyczyni się do porażki szczytu.“Prawdziwy postęp na COP nie zależy od tego, kto stoi na głównej scenie, ale od tego, co wydarzy się w salach negocjacyjnych” – powiedział Sven Harmeling, kierujący sprawami klimatu w organizacji pozarządowej Climate Action Network Europe.
W OKO.press pisze głównie o kryzysie klimatycznym i ochronie środowiska. Publikuje także relacje z Polski w mediach anglojęzycznych: Politico Europe, IntelliNews, czy Notes from Poland. Twitter: https://twitter.com/WojciechKosc
W OKO.press pisze głównie o kryzysie klimatycznym i ochronie środowiska. Publikuje także relacje z Polski w mediach anglojęzycznych: Politico Europe, IntelliNews, czy Notes from Poland. Twitter: https://twitter.com/WojciechKosc
Komentarze