“Rzeczywistość w demokratycznym kraju UE w XXI wieku nie może być taka, że dzieci, kobiety w ciąży, dorośli mężczyźni i starsi ludzie śpią w lesie, w zimnie. Niezależnie od aspektów politycznych, to nieakceptowalne z humanitarnego punktu widzenia” - mówią Medycy na Granicy
“Na granicy polsko-białoruskiej dzieje się dramat humanitarny. Bardzo wielu ludzi potrzebuje pomocy medycznej, jednak lokalny system ratownictwa medycznego nie został w żaden sposób wzmocniony. Niestety MSWiA odmówiło nam zgody na wjazd, więc nasza baza znajduje się kilkaset metrów od strefy stanu wyjątkowego. Znajdujemy się więc tuż przy miejscu, gdzie cierpią ludzie, ale nie możemy udzielić im pomocy”
- mówił w czwartek 21 października 2021 lekarz Jakub Sieczko z grupy Medycy na Granicy. Odmowę wjazdu do strefy medycy otrzymali również od Straży Granicznej.
Lekarze wzywają obie instytucje do podjęcia z nimi dialogu. Jak dotąd prośby o spotkanie były ignorowane.
Sytuacja na granicy polsko-białoruskiej jest na tyle trudna, że pomoc medyczna jest potrzebna również poza obszarem objętym stanem wyjątkowym. Dlatego Medycy na Granicy (ich zespół składa się z 42 osób) współpracują z aktywistami na miejscu, by jak najskuteczniej nieść pomoc.
Do tej pory dotarli do kilkunastu grup cudzoziemców, łącznie ponad stu osób, cierpiących głównie z powodu wychłodzenia i odwodnienia. Część z nich była w stanie bezpośredniego zagrożenia życia.
W ciągu ostatnich dni temperatura na Podlasiu nocą spadała do kilku stopni poniżej zera. W środę do szpitala w Białymstoku trafił mężczyzna z Iraku z trzecim stopniem hipotermii, który jest potencjalnie śmiertelny.
Sieczko: "To, co zobaczyliśmy, jest dla nas poruszające i porażające, pomimo tego, że jesteśmy doświadczonymi medykami. Poprzedniej nocy dotarliśmy do grupy 30 osób, wśród których było 16 dzieci. Była tam również kobieta w ciąży i mężczyzna po amputacji nogi, który codziennie szedł kilkanaście kilometrów przez las".
Tę sytuację Medycy dokładniej relacjonowali na Facebooku:
"Nieśliśmy ze sobą około 35 litrów wody oraz kilka termosów z gorącą herbatą. Marsz po grząskim terenie, przez gęsto usiane przewalone drzewa trwał około 40 minut.
Na miejscu zastaliśmy grupę 8 mężczyzn, 6 kobiet i 16 dzieci. Najmłodsze z nich miało około roku, było karmione piersią. Cała grupa była wychłodzona, bardzo głodna i spragniona. Przekazaliśmy żywność, wodę i koce. Jedna z kobiet była w drugim trymestrze ciąży. Jej stan bardzo nas niepokoił - dolegliwości, które zgłaszała, mogły świadczyć o poważnych powikłaniach położniczych. Po nakarmieniu, ogrzaniu i nawodnieniu jej stan się poprawił”.
Pomimo dramatycznej sytuacji Medycy na Granicy otrzymują dużo wsparcia. Zbiórka pieniężna Medyków została wstrzymana, ponieważ zebrane środki wykraczały daleko poza zapotrzebowanie. Środki, które zostaną niewykorzystane, będą przekazane innym organizacjom pomocowym działającym na granicy. Sieczko wyraził również podziw dla działań personelu szpitala w Hajnówce, z którym pozostają we współpracy, podobnie jak z dyspozytornią medyczną i pogotowiem w Białymstoku.
"Dopóki nie otrzymamy pozwolenia na wjazd do strefy stanu wyjątkowego, nie przekroczymy jej. Przestrzeganie prawa jest podstawową zasadą naszej działalności. Dopóki takiej zgody nie otrzymamy, nasza grupa pozostanie poza strefą, pomimo frustracji i bezsilności” - mówił Sieczko.
I dodał: "Chciałbym jednak podkreślić, że do strefy stanu wyjątkowego wjeżdżają ambulanse systemu państwowego ratownictwa medycznego. Nie przekonuje nas więc argument, że nasz wjazd wiązałby się z niebezpieczeństwem dla naszej grupy, jako że Straż Graniczna zapewnia takim samym karetkom jak nasza bezpieczeństwo w tej strefie. Nie widzimy więc powodu, dla którego my ze względów bezpieczeństwa nie moglibyśmy być objęci taką samą opieką. I o to gorąco apelujemy, jako że stawką jest ludzkie życie".
Sieczko zapewniał, że to, o czym możemy przeczytać w prasie i zobaczyć w telewizji, rzeczywiście ma miejsce na wschodniej granicy Polski.
"Tam naprawdę w lesie są dzieci i kobiety w ciąży, ludzie, którzy umierają z zimna i z głodu" - mówił.
Czy lokalni mieszkańcy, w związku z sytuacją na granicy, mają trudniejszy dostęp do pomocy medycznej? "Zadaniem dyspozytora medycznego jest zapewnienie pomocy medycznej tylko na podstawie jednego kryterium. Nie powinien pytać o narodowość, pochodzenie, status prawny, cele takiej osoby. Dyspozytor powinien zebrać wywiad medyczny i zadysponować zespół ratownictwa medycznego, jeśli jest taka potrzeba” - mówił Jakub Sieczko.
Dodał, że medycy chcą mieć dostęp do strefy także po to, by wspierać państwowe zespoły ratownicze, również w walce z pandemią koronawirusa. System państwowego ratownictwa medycznego w tym regionie, jak stwierdził, wymaga wsparcia i grupa Medycy na Granicy takie wsparcie chce zapewniać. Co więcej, szczególnie wschodni region Polski jest dotknięty czwartą falą pandemii Covid-19, w tym obszar objęty stanem wyjątkowym.
"Mamy tam więc dwa kryzysy, które się na siebie nakładają. Nasz zespół jest gotowy wesprzeć państwowe służby medyczne w tym kryzysie, potrzebujemy tylko jednego - podpisu szefa MSWiA Mariusza Kamińskiego" - stwierdził Sieczko.
Uchodźcy i migranci
Mariusz Kamiński
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji
Straż Graniczna
medycy na granicy
Dziennikarka i badaczka. Zajmuje się tematami wokół praw człowieka, głównie migracjami i uchodźstwem. Publikowała reportaże m.in. z Lampedusy, irackiego Kurdystanu czy Hiszpanii. Przez rok monitorowała sytuację uchodźców z Ukrainy w Polsce w ramach projektu badawczego w Amnesty International. Laureatka w konkursie Festiwalu Wrażliwego. Współtworzy projekt reporterski „Historie o Człowieku".
Dziennikarka i badaczka. Zajmuje się tematami wokół praw człowieka, głównie migracjami i uchodźstwem. Publikowała reportaże m.in. z Lampedusy, irackiego Kurdystanu czy Hiszpanii. Przez rok monitorowała sytuację uchodźców z Ukrainy w Polsce w ramach projektu badawczego w Amnesty International. Laureatka w konkursie Festiwalu Wrażliwego. Współtworzy projekt reporterski „Historie o Człowieku".
Komentarze