Był kamieniem zmieniającym bieg PiS-owskiej lawiny bezprawia. Z nim czuliśmy się mniej zagubieni wobec coraz bardziej wszechwładnej władzy. Co możemy zrobić, oprócz podziękowania? Adam Bodnar powiedział to w środę w Radiu TOK FM: dopominać się, protestować, wspierać. Samo się nie zrobi
Dziś (czwartek, 15 lipca 2021) Adam Bodnar przestał być Rzecznikiem Praw Obywatelskich. Stało się tak z woli Trybunału Przyłębskiej wyniesionego do władzy przez bezprawie, z którym od sześciu lat walczył.
PiS i jego atak na państwo prawa sprawiły, że przejdzie do historii jako piastun jedynego ocalałego z tego ataku niezależnego organu kontrolnego.
Ale i tak by przeszedł, bo od początku był wyjątkowy:
Pierwszy Rzecznik „obywatelski”, a nie wskazany przez polityków.
Najmłodszy – w momencie wyboru miał 38 lat.
Pierwszy rzecznik – aktywista na rzecz praw człowieka, z autentycznym temperamentem aktywisty. I wrażliwością na krzywdę.
Niedawno dostał od Obywateli RP statuetkę „Stojącym w imię zasad”. I to rzeczywiście świetnie do niego pasuje. Ale nie chodzi o zasady abstrakcyjne, ale o zasady w służbie człowieka i dobrej sprawy. Zasady, które mają działać w praktyce – inaczej nie mają sensu.
Przez całą kadencję mimo wielkich spraw związanych z obroną praworządności znajdował czas, żeby jeździć – jak obiecał – po Polsce, także powiatowej i gminnej, i rozmawiać z ludźmi. I przywoził stamtąd nie tylko sprawy do załatwienia, ale też lepsze rozumienie jak działa, a jak nie działa państwo na poziomie tzw. zwykłego człowieka. Powstał z tego ponadsześćsetstronicowy „Nieurzędowy raport ze skarg i rozmów”.
Bodnar „stojący w imię zasad” naginał te zasady, idąc do Trybunału Przyłębskiej, którego nie uznawał za sąd konstytucyjny z prawdziwego zdarzenia. Szedł, mówił „wysoki Trybunale”, żeby załatwić „ludzkie sprawy”: dostęp do procedury zapłodnienia in vitro, w obronie członków spółdzielni mieszkaniowych, w sprawie świadczeń rentowych, osób ubezwłasnowolnionych, bezdomnych, w sprawie listy leków refundowanych.
Także w sprawach „wielkiej” praworządności, jak wykonywanie orzeczeń TSUE. Na wczorajszej rozprawie poseł PiS-u Marek Ast pytał go, po co tu przyszedł, skoro nie uznaje Trybunału. I sam sobie odpowiedział: „dla medialnego poklasku”.
A RPO jest jedynym urzędem w Polsce, który interesuje się losem wciąż rosnącej liczby uwięzionych w rzekomo terapeutycznym ośrodku w Gostyninie, upominając się o ich ludzkie prawa, choć przez ludzi nazywani są „bestiami”.
Adam Bodnar „stojący w imię zasad” siedział cztery lata temu po nocy w Sejmie i Senacie, gdzie uchwalano właśnie, z połamaniem wszystkich procedur, ustawy sądowe: o KRS, Sądzie Najwyższym i sądach powszechnych, które miały ostatecznie podporządkować rządzącym polskie sądownictwo.
Siedział, chociaż nie musiał, bo to było ważne dla ludzi pod Sejmem i dla parlamentarzystów opozycji.
Tak jak dziś nie musi jeździć po Polsce z Tour de Konstytucja. Ale jeździ, bo uważa, że to potrzebne. I wie, że swoją osobą przyciągnie ludzi, którym inaczej może by się nie chciało słuchać o konstytucji.
Jak Polska wyglądałaby dzisiaj, gdyby nie Adam Bodnar, który cierpliwie skarżył do sądów kolejne akty bezprawia władzy? Odebrano mu najskuteczniejsze narzędzie RPO: skargę do Trybunału Konstytucyjnego, niszcząc Trybunał, ale i tak dawał radę z pomocą sędziów.
Zaskarżył – broniąc obywateli – całe pandemiczne bezprawie. To dzięki jego zaangażowaniu udało się uzyskać wyroki sądów stwierdzające bezprawność pandemicznych zakazów i ograniczeń, w tym odebranie wolności zgromadzeń i działalności gospodarczej.
Teraz uzbrojeni w te wyroki przedsiębiorcy idą do sądów po odszkodowania.
To on zaskarżył do sądu administracyjnego zarządzenie premiera o wyborach „kopertowych” jako wydane bez podstawy prawnej – i wygrał.
Skarżył wycinkę Puszczy Białowieskiej, przystępował do procesów przeciw jej obrońcom.
Skarżył uchwały gmin o „strefach wolnych od LGBT”, interweniował na policji w obronie bitych i bezprawnie przetrzymywanych demonstrantów.
Paweł Kasprzak, Obywatel RP, mówił, że zastępczyni Bodnara Hanna Machińska bywała na komendach policji częściej niż on sam.
Bodnar upominał się o prześladowanych sędziów, prokuratorów, dziennikarzy. To on – głośniej od dziennikarzy nawet – alarmował o zamachu na wolność słowa, gdy państwowy Orlen przejmował prasę lokalną od Polska Press.
Szukał prawnych kruczków w prawie o ochronie konkurencji i konsumentów, żeby ten proces zatrzymać.
Teraz upomina się o zagrożony utratą koncesji TVN.
A ostatniego dnia urzędowania wystąpił ze skargą do Komisji Europejskiej na niewykonanie przez Polskę trzech dyrektyw dotyczących praw osób podejrzanych i oskarżonych.
Trudno byłoby znaleźć sprawę z zakresu praworządności, którą by zaniedbał, nie podjął.
Był kamieniem zmieniającym bieg PiS-owskiej lawiny. Czasem mniej, czasem bardziej zauważalnie, ale cierpliwie i konsekwentnie. Z nim czuliśmy się mniej zagubieni wobec coraz bardziej wszechwładnej władzy. Podczas protestów i wtedy, gdy protesty się już wypaliły. Zawsze było wiadomo, że się upomni, zajmie stanowisko, podejmie interwencję. Albo przynajmniej nazwie sprawy po imieniu.
Co możemy zrobić, oprócz podziękowania?
Adam Bodnar powiedział to w środę (14 lipca 2021) w Radiu TOK FM: dopominać się, protestować, wspierać. Samo się nie zrobi.
Ewa Siedlecka jest publicystka "Polityki". Ten tekst ukazał się na jej Blogu Konserwatywnym.
Dziennikarka, publicystka prawna, w latach 1989–2017 publicystka dziennika „Gazeta Wyborcza”, od 2017 publicystka tygodnika „Polityka”, laureatka Nagrody im. Dariusza Fikusa (2011), zajmuje się głównie zagadnieniami społeczeństwa obywatelskiego, prawami człowieka, osób niepełnosprawnych i prawami zwierząt.
Dziennikarka, publicystka prawna, w latach 1989–2017 publicystka dziennika „Gazeta Wyborcza”, od 2017 publicystka tygodnika „Polityka”, laureatka Nagrody im. Dariusza Fikusa (2011), zajmuje się głównie zagadnieniami społeczeństwa obywatelskiego, prawami człowieka, osób niepełnosprawnych i prawami zwierząt.
Komentarze