0:000:00

0:00

To krok oczekiwany przez rynkowych analityków, którzy zgodnie spodziewali się podniesienia stóp. Najwyższa była prognoza banku Credit Agricole, który przewidywał wzrost stopy referencyjnej do 3 proc. Ostatecznie sprawdziły się zapowiedzi mówiące o wzroście o 50 punktów bazowych, do 2,75 proc.

„Cofamy kalendarze o prawie dziewięć lat, do czerwca 2013 r.” - czytamy na twitterze analityków banku PEKAO. I rzeczywiście — stopy procentowe są na najwyższym poziomie od prawie dekady, a jeszcze w pierwszym półroczu 2021 roku wynosiły zaledwie 0,10 proc.

View post on Twitter

Schładzanie gospodarki

Rada Polityki Pieniężnej taki ruch tłumaczy potrzebą uspokojenia gospodarki w sytuacji rosnącej inflacji. Ceny towarów i usług w grudniu zeszłego roku wzrosły o 8,6 proc w stosunku do tego samego miesiąca 2020 roku.

Nie mamy jeszcze GUS-owskiego odczytu inflacji za styczeń — w tym miesiącu tzw. szybki szacunek pojawi się później. Jak informuje nas GUS, dane wstępne wskaźników cen towarów i usług konsumpcyjnych za styczeń będą podane 15 lutego, natomiast dane ostateczne za styczeń i luty zostaną ogłoszone 15 marca.

Ale są już szacunki niezależne od GUS. Niektóre dotyczące stycznia mówią o wzroście do 9,5 proc. O takim poziomie styczniowej inflacji mówił m.in. ekonomista banku Pekao Kamil Łuczkowski. Od lutego - w ramach "tarczy antinflacyjnej" - mamy tymczasowy zerowy VAT na żywność i obniżki tego samego podatku na paliwo z 23 do 8 proc., więc w tym miesiącu możemy spodziewać się lekkiego spadku w odczytach inflacji.

Ale zdaniem ekspertów efekt różnych elementów "tarczy" wprowadzanych od połowy grudnia 2021 może być tymczasowy.

„Obserwuję dyskusję wokół tarczy i tam się coraz częściej pojawia pogląd, że dzięki obniżkom podatków pośrednich spadną ceny, więc inflacja wyhamuje i to pozwoli uspokoić oczekiwania. Nie zgadzam się z tym — hamowanie inflacji będzie tylko chwilowe, tylko w styczniu, potem dynamika wróci. Istotnie — wygasanie tarczy będzie oznaczać pojedyncze przyspieszenie inflacji. Myślę, że to czy tarcza wygaśnie w dużej mierze będzie zależało od tego, co się będzie działo z inflacją w maju-czerwcu” - mówił OKO.press dr Wojciech Paczos, makroekonomista z Cardiff University i Instytutu Nauk Ekonomicznych PAN.

Przeczytaj także:

Narodowy Bank Polski w informacji dotyczącej podwyżki stóp podkreśla, że idzie za globalnym trendem. „Banki centralne w Europie Środkowo-Wschodniej podnoszą stopy procentowe. Europejski Bank Centralny utrzymuje ujemne stopy procentowe, jednak zmniejsza skalę skupu aktywów. Rezerwa Federalna Stanów Zjednoczonych sygnalizuje zakończenie skupu aktywów w marcu i rozpoczęcie podwyższania stóp procentowych” - czytamy w uzasadnieniu działań Rady.

Członkowie RPP zgadzają się opiniami mówiącymi o możliwym dalszym wzroście inflacji. Ma do niego prowadzić trwające ożywienie gospodarcze po okresie pandemicznej stagnacji i dobra sytuacja na rynku pracy. O tym ostatnim zjawisku pisaliśmy już w OKO.press — według danych NBP 48,5 proc. firm raportuje, że ma wakaty.

Owocuje to zwiększoną presją na podwyżki wynagrodzeń, którą według banku centralnego odczuwa niemal 40 proc. przedsiębiorstw. Efektem jest wzrost konsumpcji, a w końcu również cen towarów i usług. Równie duże znaczenie według Rady mają podwyżki taryf na prąd, gaz ziemny i ogrzewanie.

Samospełniająca się przepowiednia

„Autorzy komunikatu Narodowego Banku Polskiego dotyczącego decyzji RPP wyróżniają dwie klasy czynników, które wpłynęły na wzrost stóp. Z jednej strony chodzi o tak zwane czynniki podażowe, czyli w obecnej sytuacji jednorazowe, zewnętrzne szoki. Można tu wymienić przede wszystkim ceny nośników energii – gazu, węgla, ropy naftowej, oraz zakłócenia w łańcuchach dostaw. Gdybyśmy mieli do czynienia tylko z tymi szokami, na które NBP nie ma wpływu, to Bank mógłby w ogóle nie podnosić stóp i próbować te czynniki przeczekać” – komentuje dla OKO.press dr Tomasz Makarewicz, ekonomista z Uniwersytetu w niemieckim Bielefeld.

Ekspert dodaje, że w tej chwili w grę wchodzą również czynniki popytowe, co diametralnie zmienia sytuację:

„To oczekiwania firm, konsumentów. Wszyscy w gospodarce spodziewają się wzrostu cen, więc ten wzrost realizuje się, niezależnie od rzeczywistości makroekonomicznej. To jak samospełniająca się przepowiednia”.

Jak wyjaśnia Makarewicz, konsumenci, spodziewając się rosnącej inflacji zwyczajnie chcą wydać więcej. W tej sytuacji przedsiębiorcom łatwiej jest podnosić ceny. Jednocześnie wzrastające koszty życia prowadzą do pojawienia się presji płacowej. Pracownicy dostają podwyżki, jednak firmy będą próbować przerzucać te koszty na konsumentów.

„Bank centralny może przerwać to błędne koło, ograniczając oczekiwania wobec rosnącej inflacji” – wyjaśnia Makarewicz. Dodaje, że Rada podjęła dość wyważoną decyzję, podnosząc stopy do poziomu, który nie stłumi znacząco wzrostu PKB.

Zdolność kredytowa ostro w dół. Raty – ostro w górę

Podwyżka stóp procentowych kolejny raz uderzy w potencjalnych i obecnych kredytobiorców, którzy już dziś nie mają łatwego życia.

Potwierdza to najświeższy raport Biura Informacji Kredytowej. W styczniu liczba wniosków o kredyt spadła o jedną czwartą w porównaniu do tego samego miesiąca 2021 roku i o ponad połowę w porównaniu z marcem zeszłego roku.

Najpewniej wiąże się to z gwałtownym spadkiem statystycznej zdolności kredytowej. Według ekspertów BIK tąpnięcie wyniosło 30 proc. w ciągu ostatnich czterech miesięcy. To nie koniec problemów dla osób, które chciałyby zaciągnąć kredyt hipoteczny. Jak ocenia prof. Waldemar Rogowski, główny analityk Biura Informacji Kredytowej: „Jeśli dochody nie zrekompensują rosnących kosztów kredytu, można założyć pesymistyczny scenariusz spadku zdolności kredytowej nawet o 45 proc.”

Przyczynia się do tego rosnąca, uzależniona od wysokości stóp procentowych NBP stawka stopy WIBOR (Warsaw Interbank Offer Rate). Określa ona koszt zobowiązań, które banki zaciągają u siebie nawzajem i utrzymuje się powyżej poziomu stopy referencyjnej.

Na oprocentowanie kredytów składa się z kolei WIBOR powiększony o bankową marżę. Stopy procentowe wpływają więc na ograniczenie dostępności droższych kredytów, czego efektem powinno być ograniczenie konsumpcji i obniżenie cen w czasie mniejszego popytu.

To jednak gorzka pigułka, szczególnie trudna do przełknięcia przez kredytobiorców. Analitycy już wyliczają, jak bardzo wzrosną ponoszone przez nich obciążenia przy ustalonym właśnie poziomie stóp.

Według szacunków ekonomisty Rafała Mundrego, stopa WIBOR 6M (ustalana dla zobowiązań bankowych na sześć miesięcy) niedługo może osiągnąć 4 proc.

Przy tym poziomie raty kredytów na 300 tys. złotych, spłacie ustalonej na 25 lat i 2-procentowej marży banku pójdą w górę o średnio 632 złote wobec poziomu sprzed podwyżek stóp (podwyżka z około 1301 zł do 1933 zł).

Oczywiście w dużych miastach, przy większych kwotach zobowiązań wzrost rat będzie bardziej dotkliwy. Spłacający kredyty na 500 tys. złotych mają zapłacić o ponad tysiąc złotych więcej (wzrost raty z 2168 zł do 3222 zł). W skali roku oznacza to ponad 12 tys. złotych mniej w kieszeni kredytobiorcy.

View post on Twitter

Swoje wyliczenia przedstawiło też Biuro Informacji Kredytowej. Dotyczą one statystycznego kredytu hipotecznego na 311 tys. złotych. Jeszcze maju 2020 nowi kredytobiorcy płacili miesięcznie poniżej 1400 złotych. W styczniu rata zaciąganego kredytu wynosiła już ponad 1700 zł. Przy wzroście stóp do 4,5 proc. kwota ta poszłaby do góry do 2145 złotych. Osoby, które już spłacają kredyty odczuwają już wzrost z 1050 zł (maj 2021) do 1309 (styczeń 2022). W przypadku stóp na poziomie 4,5 proc. muszą liczyć się z ratami na poziomie 1613 zł.

Ratunek dla kredytobiorców? „Zamrozić WIBOR”

Co zrobić w takiej sytuacji? Rząd może zdecydować o zamrożeniu stawek WIBOR – proponował w poniedziałek na łamach OKO.press Marcin Wroński z Kolegium Gospodarki Światowej Szkoły Głównej Handlowej. Według ekonomisty rynek finansowy poradzi sobie z takim rozwiązaniem.

„Wzrost wartości wskaźnika WIBOR nie oznacza wzrostu kosztów banków, gdyby tak było, jego wzrost nie oznaczałby dla banków miliardowych zysków. Banki w Polsce akcję kredytową finansują nie na podstawie operacji na rynku międzybankowym, a w oparciu o depozyty. Depozyty w Polsce wciąż są niezwykle nisko oprocentowane, na co bankom pozwala występująca od lat nadpłynność – w listopadzie 2021 roku wartość depozytów sektora niefinansowego była o 400 miliardów złotych wyższa niż wartość kredytów udzielonych sektorowi niefinansowemu” - pisze Wroński.

"Zasadniczym pytaniem jest to, kto powinien ponieść koszty obecnej polityki dezinflacyjnej. W Polsce blisko 100 procent kredytów hipotecznych udzielanych jest w formule zmiennego oprocentowania. Taka sytuacja w Unii Europejskiej należy do wyjątków. Trudno, więc obciążać ludzi, którzy nie mieli innej możliwości, niż wzięcie kredytu opartego o zmienną stopę procentową, za podjęcie takiej decyzji" – tłumaczył Wroński w TVN24.

Dziś projekt ustawy o dofinansowaniu rat kredytów mieszkaniowych przedstawiła Lewica. "Należy przynajmniej częściowo zrekompensować niezapowiedziane podwyżki stóp procentowych i wielomiesięczne bajki opowiadane przez prezesa Glapińskiego, że stopy nie będą rosnąć i można spokojnie brać kredyty bez zmiany w budżetach gospodarstw domowych" – mówił na konferencji prasowej Dariusz Standerski, dyrektor ds. legislacyjnych klubu Lewicy.

Klub podniósł też temat zamrożenia WIBOR. "Wsłuchując się w głosy ekonomistek i ekonomistów chcemy dyskutować nad czasowym i pod pewnymi warunkami zamrożeniem stawki WIBOR. Mowa tu o wsparciu tych rodzi, które zakupiły swoje pierwsze mieszkanie na własne potrzeby, a teraz nie wiedzą, jak będą funkcjonować" – mówiła posłanka Razem Daria Gosek-Popiołek.

"Bank centralny musi być trochę ostrzejszy od rynku"

Zdaniem analityków choć wzrost inflacji może hamować, jednak na horyzoncie nie widać na razie kresu wzrostów cen. Dlatego stopy procentowe będą szły w górę. Do jakiego poziomu?

Większość ekspertów mówi o 4 proc. (przewidywania między innymi Generali Investments TFI i ekonomistów ING). Prezes NBP Adam Glapiński powiedział agencji Bloomberga, że celuje w poziom powyżej oczekiwań rynku. Niewykluczone, że wcale nie żartuje – ocenia Tomasz Makarewicz.

„Bank Centralny w takiej sytuacji musi być trochę ostrzejszy od rynku, pokazywać się jako lider w walce z inflacją. Może się więc okazać, że w przyszłości będzie kształtował stopy procentowe na poziomie wyższym niż średnie oczekiwania rynku.

Nie można też spodziewać się, że inflacja nagle zanotuje poważne spadki. One mogą się zdarzyć, ale z dużym prawdopodobieństwem nie będą na tyle znaczące, by zrezygnować z podwyżek stóp w perspektywie tego roku” - twierdzi Makarewicz.

Jak zaznacza, ważne będą dane dotyczące inflacji za styczeń. Po ich analizie okaże się, na ile odpowiadają za nią czynniki zewnętrzne – czyli na przykład ceny surowców energetycznych, a jak bardzo napędzają je czynniki popytowe – czyli oczekiwania konsumentów wobec wzrostu cen.

Ekonomista ocenia, że w opanowaniu sytuacji pomogłaby jasna deklaracja prezesa NBP o zdecydowanej walce z inflacją. Adam Glapiński ma szansę na jej wygłoszenie już w środę, kiedy ma odpowiedzieć na pytania dziennikarzy o stan gospodarki i dalsze plany podwyżek stóp.

Udostępnij:

Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska i Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.

Przeczytaj także:

Komentarze