„Mamy do czynienia z fascynującym zjawiskiem, gdzie kształt całej gałęzi kultury decyduje się w dyskusjach związkowych” – o strajku scenarzystów w Stanach Zjednoczonych pisze Katarzyna Czajka-Kominiarczuk, autorka bloga „Zwierz Popkulturalny”
Strajki scenarzystów amerykańskich zawsze budzą wiele emocji. Widzowie zadają sobie pytanie – co z ich ulubionymi serialami, programami i wyczekiwanymi filmami. Warto jednak spojrzeć na strajki scenarzystów z boku. Można potraktować autorów i autorki scenariuszy jak kanarki w kopalni – jeśli strajkują, to znaczy, że stoimy u progu prawdziwie epokowych zmian. W tym przypadku to kwestia tego, jak ma wyglądać kreatywna praca w świecie streamingu.
Na zdjęciu: scenopisarka Ilana Pena trzyma tablicę z hasłem podczas pikiety w czwartym dniu strajku Writers Guild of America przed siedzibą Netflixa w Hollywood, Kalifornia, 5 maja 2023 r.
„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, zaskakują właśnie
Scenarzyści po raz pierwszy zastrajkowali w 1960 roku. Był to okres absolutnie przełomowy dla amerykańskiej i światowej rozrywki. W związku zawodowym WGA (Writers Guild of America) po raz pierwszy pojawiło się więcej osób pracujących dla telewizji niż dla kina. Pierwszy strajk dotyczył przede wszystkim stabilności zatrudnienia scenarzystów i tantiem od dystrybucji seriali za granicą. Kolejny strajk scenarzystów miał miejsce w latach 80. Tym razem twórcy serialowi domagali się większych udziałów w nowej, rozwijającej się dystrybucji na nośnikach – wtedy na kasetach VHS, potem na DVD.
Ostatni strajk, z przełomu 2007 i 2008 roku, który wiele osób pamięta najlepiej, dotyczył podziału zysków z dystrybucji cyfrowej. Wtedy dopiero raczkującej, ale jak się miało potem okazać – kluczowej dla przyszłości telewizyjnej rozrywki.
Strajku, który zaczął się 2 maja 2023 roku, spodziewano już od kilku lat. Dokładniej od 2016 roku, kiedy coraz większe znaczenie zaczęły mieć przychody ze streamingu. Spodziewano się, że scenarzyści zastrajkują już w 2017 roku, ale wtedy udało się dojść do porozumienia. Strajk wisiał w powietrzu na początku 2020 roku. Wtedy groźby traktowano bardzo poważnie – studia i platformy streamingowe zaczęły tworzyć zapasy scenariuszy, pewne, że scenarzyści zastrajkują.
Do tej, jak się wówczas wydawało, nieuniknionej konfrontacji, nie doszło z powodu pandemii. Scenarzyści nie zastrajkowali, bo podobnie jak całe Hollywood borykali się brakiem pracy i niepewnymi perspektywami na przyszłość. Dopiero w 2023 roku sytuacja pozwoliła na powrót do najważniejszych kwestii.
Mamy więc do czynienia z postulatami przesuniętymi w czasie.
W istocie problemy, które próbują rozwiązać scenarzyści, trapią ich branżę od połowy zeszłej dekady.
O tym, że negocjacje pomiędzy WGA a AMPTP (Alliance of Motion Picture and Television Producers) nie przyniosą spodziewanego rezultatu, mówiło się od kilku tygodni. AMPTP zrzeszające obok największych stacji telewizyjnych także producentów, takich jak Amazon, Disney, Sony, Discovery czy Netflix (ten ostatni dołączył do związku dopiero w 2021 roku, wcześniej niezależnie negocjował ze związkami umowy) nie chce iść na ustępstwa. Przedstawiciele producentów sygnalizują, że po pandemii sami borykają się z rentownością swoich firm produkcyjnych.
Disney i Discovery są w trakcie zbiorowych zwolnień, w wyniku których pracę straci parę tysięcy osób.
Producenci podkreślają, że jeszcze nie udało im się odrobić strat, które ponieśli w pandemii, a strajk scenarzystów pogorszy sytuację całej branży (w czasie strajku 2007/2008 straty szacowano na ok. 2 miliardów dolarów). Przedstawiciele scenarzystów podkreślają jednak, że ośmiu prezesów największych spółek produkcyjnych zarobiło w ciągu ostatniego roku 800 milionów dolarów.
Gdyby producenci przyjęli wszystkie postulaty scenarzystów, zmiany kosztowałyby ich 429 milionów dolarów rocznie. Sami producenci twierdzą, że mają do wydania tylko dodatkowe 86 milionów (z czego połowa wynika z koniecznego podwyższenia stawki minimalnej).
Jakie są główne postulaty scenarzystów? Chodzi o trzy kluczowe obszary: zwiększenie płac, stabilność zatrudnienia i kwestie wykorzystania sztucznej inteligencji do pracy nad serialami. Postulaty te są bezpośrednio związane z głęboką zmianą na rynku produkcji i dystrybucji seriali, jaka zaszła wraz z pojawieniem się i rozwojem platform streamingowych. Stabilny niegdyś zawód scenarzysty telewizyjnego, nie tylko coraz bardziej przypomina tzw. gig economy (praca oparta na zleceniach, nie stałej umowie etatowej - red.), ale też jest coraz bardziej zagrożony przez nowe technologie.
W opublikowanym na początku marca raporcie poświęconym zarobkom scenarzystów telewizyjnych WGA zanotowało, że mediana zarobków w branży znacznie spadła w ciągu ostatniej dekady. W latach 2013/2014 jedynie jedna trzecia scenarzystów pracowała za minimalną wynegocjowaną przez związki stawkę, w latach 2021/2022 była to już połowa zatrudnionych.
Mediana zarobków scenarzystów spadła o 4 proc. w ostatnich latach, a jeśli weźmiemy pod uwagę inflację to nawet o 23 proc.
Jednocześnie rosną dysproporcje. Podczas kiedy część showrunnerów może liczyć na olbrzymie kontrakty opiewające na setki milionów dolarów (jak np. Shonda Rhimes czy Ryan Murphy, którzy podpisali lukratywne kontrakty z Netflixem), coraz więcej scenarzystów pracuje za minimalne stawki.
Dotychczas scenarzyści uzupełniali swoje budżety tantiemami. To właśnie przychody z ponownej dystrybucji seriali w lokalnych stacjach telewizyjnych stanowiły dodatkowe, stałe źródło dochodów. Scenarzysta sitcomu mógł się spodziewać, że jeśli jego serial trafi do „syndykacji” (czyli ponownej dystrybucji w mniejszych stacjach), będzie mógł na nim zarobić nawet kilkanaście tysięcy dolarów.
Ten model dystrybucji jest obecnie dużo mniej popularny i opłacalny. Streaming sprawił, że to dodatkowe źródło dochodu niemal wyschło, stawiając scenarzystów w jeszcze trudniejszej sytuacji finansowej. Jak trudna jest to sytuacja? Scenarzysta wielokrotnie nagradzanego serialu F/X „Bear” Alex O’Keefe stwierdził, że wszystko bardzo pięknie, ale na odebranie nagrody dla swojego serialu musiał pójść w smokingu kupionym na kredyt, bo na koncie miał debet.
Na frustrację wpływa dodatkowo zmniejszenie się stabilności zatrudnienia. Przed epoką streamingu, scenarzysta serialowy związany z jedną produkcją pracował ok. 40 tygodni w roku. Praca nad tradycyjnym serialem oznaczała udział w pisaniu około 22 odcinków w sezonie. Potem następowała przerwa, która jednak zazwyczaj trwała około trzech miesięcy. Takie stabilne zatrudnienie pozwalało scenarzystom na spokojną pracę, ale też czyniło z nich ważną, wciąż obecną grupę współtworzącą serial na bieżąco.
Ten schemat pracy uległ zmianie wraz z rozwojem streamingu. Platformy nastawione na oferowanie swoim widzom co chwilę nowych tytułów zmieniły zupełnie model produkcji serialowej.
Choć seriali jest więcej niż kiedykolwiek wcześniej, to mają one zdecydowanie mniej odcinków – idealnie sześć do ośmiu.
Co więcej, są produkowane w zupełnie innym trybie. Klasyczne telewizyjne sezony (od października do maja, z przerwą letnią i na sezon premierowych odcinków) zastąpiła produkcja, gdzie pomiędzy jednym a drugim sezonem serialu mija nawet rok. Co oznacza, że scenarzyści związani z jednym tytułem mają pracę tylko przez kilkanaście tygodni w roku.
Nie chodzi jednak tylko o krótsze sezony. Streaming postawił na zjawisko, które nazywa się „mini rooms”. Nie ma ono jednoznacznej definicji, ale oznacza zatrudnianie kilku (zamiast kilkunastu) scenarzystów, którzy mają w jak najkrótszym czasie przygotować scenariusze do odcinków. Często zatrudnia się ich, zanim jeszcze serial zostanie dopuszczony do produkcji.
Scenarzyści mają pracować jak najszybciej i co ważne – zatrudnia się ich za minimalną stawkę. Po napisaniu scenariuszy nie wszyscy biorą potem udział w produkcji. Wręcz przeciwnie – coraz częściej odsyła się ich do domu, zanim jeszcze w ogóle zacznie się proces produkcyjny. A to oznacza, że sami scenarzyści coraz mniej czują się współtwórcami seriali.
Jednocześnie nawet ci, którzy pracują na planach, zwracają uwagę, że nie płaci im się za liczne poprawki i zmiany, które na bieżąco wprowadzają do scenariuszy.
Walcząc z tymi zmianami, WGA proponuje kilka rozwiązań. Po pierwsze – ustanowienie zasady mówiącej, ilu scenarzystów zatrudnia się do pracy nad serialem. Propozycja zakłada, że liczba zatrudnionych autorów zależałaby od długości serialu i tego, czy dostał on już „zielone światło” od producentów. Im dłuższy serial, tym więcej osób miałoby zatrudnić studio – maksymalnie do dwunastu scenarzystów, wliczając w to także showrunnerów w przypadku seriali, które już trafiły do produkcji. Seriale dopiero przygotowywane mogłyby mieć mniejszą obsadę.
Dodatkowo związek zawodowy domaga się, by przynajmniej część scenarzystów była zatrudniona przez cały okres pracy nad serialem – także w okresie produkcji i aby przynajmniej jeden scenarzysta pracował w post produkcji. Wśród postulatów znajdziemy też kwestie dotyczące pracy nad pojedynczymi odcinkami, WGA chciałby, żeby scenarzyści dostali ok. 3 tygodni na przygotowanie jednego scenariusza.
Producenci sprzeciwiają się takiemu zapisowi, twierdząc, że w przeoranym przez pandemię rynku filmowym i serialowym nie ma pieniędzy na takie wydatki.
Scenarzyści argumentują, że nie chodzi jedynie o stabilność pracy, ale też o przyszłość całego zawodu.
Wielu znanych twórców podkreśla, że pisanie dla telewizji to zawód, którego nie da się nauczyć wyłącznie z podręczników. Aby osiągnąć wysoki poziom, potrzebna jest ciągła praca na planach seriali. Zwłaszcza jeśli scenarzysta chciałby w przyszłości sięgnąć po karierę showrunnera – kreatywnego producenta, który musi zarówno rozumieć świat i potrzeby scenarzystów, jak i znać kulisy serialowej produkcji. Nie będzie dobrych scenarzystów a co za tym showrunnerów, jeśli nie dostaną szansy, by regularnie uczyć się na planie, jak wygląda ich praca.
W odpowiedzi na te potrzeby scenarzystów AMPTP zaproponowało, że młodzi twórcy mogą być wpuszczani na plany seriali, ale w systemie bezpłatnych staży u doświadczonych showrunnerów. Jak można się spodziewać, taka propozycja nie spotkała się z entuzjastycznym przyjęciem.
Ostatnie postulaty WGA dotyczą przyszłości a przede wszystkim – wykorzystania sztucznej inteligencji. Scenarzyści chcą od producentów zapewnienia, że AI nie będzie wykorzystywane do pisania seriali, robienia poprawek, nie będzie się tworzyło seriali na podstawie materiałów wygenerowanych przez AI, a także, co jest szczególnie ważne, że sztuczne inteligencje nie będą trenowane na scenariuszach, napisanych przez członków związku.
O tym, że producenci chętnie zwróciliby się ku sztucznej inteligencji w procesie twórczym, świadczy fakt, że reprezentujący ich związek zaproponował, by niczego nie ustalać z góry, tylko spotykać się co roku i omawiać sprawę w zależności od rozwoju technologii.
Tymczasem scenarzyści chcieliby takich zasad, które z jednej strony nie pozbawią ich praw autorskich, jeśli wykorzystają AI jako narzędzie pomocnicze przy pracy (tego też się obawiają), a z drugiej nie pozwolą studiom zastąpić autorów sztucznymi inteligencjami.
Jak strajk wpłynie na produkcję telewizyjną? Większość użytkowników streamingu nie dostrzeże go od razu. Podczas kiedy w czasie strajku w latach 2007-2008 popularne seriale często zniknęły z telewizji albo ich sezony zostały skrócone, w streamingu to zjawisko będzie odczuwalne nieco później. Platformy miały dużo czasu, by przygotować się na strajk, i mają sporo nowości, które pojawią się w katalogu w najbliższych tygodniach.
Duże platformy mogą też promować seriale, wyprodukowane poza Stanami Zjednoczonymi (warto tu zaznaczyć, że w ramach solidarności związki zawodowe autorów kanadyjskich i brytyjskich zaleciły odmawianie przyjmowania propozycji pisania przerwanych seriali). Podobnie jak w przypadku strajku 2007/2008 wiele platform postawi też na produkcje reality show, które pomagają się utrzymać przy braku seriali. Ponieważ jesteśmy pod koniec sezonu serialowego (który kończy się w maju/czerwcu), to nawet produkcje telewizji ogólnodostępnych stracą w tym sezonie niewiele odcinków. Najszybciej zmianę dostrzegą widzowie programów talk-show, komediowych i tych, do których scenariusze przygotowywane są z tygodnia na tydzień.
Nie oznacza to jednak, że strajk pozostanie bez wpływu na rynek.
Na początku maja wstrzymano produkcję około dziewięciu tytułów serialowych, a to dopiero początek.
Wiele produkcji, które obecnie byłyby przygotowane do nowego sezonu, jest wstrzymanych na wstępnych etapach prac. Niektóre zaawansowane prace nad serialami są jednak kontynuowane. Serialowi „Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy” zostało dziewiętnaście dni zdjęciowych do ukończenia drugiego sezonu (produkcja trwa od października 2022 roku). Showrunnerzy i scenarzyści serialu w porozumieniu z pozostałymi twórcami przygotowali się na tę możliwość. Obecnie prace nad serialem trwają bez ich udziału. Trudno powiedzieć, jak wpłynie to na ostateczny kształt serialu, ale z pewnością nie jest to łatwa sytuacja dla twórców.
Także drugi sezon „Rodu Smoka” nie przerwał produkcji. Tu możemy oczekiwać większego wpływu na ostateczny kształt produkcji. O ile serial Amazona jest już na ukończeniu, to ekipa „Rodu Smoka” dopiero niedawno zaczęła pracę nad drugim sezonem serialu.
Także twórcy ukończonych produkcji znaleźli się w trudnej sytuacji. Wielu z nich nie ma ochoty promować nowych seriali w cieniu strajku. Neil Gaiman, amerykański pisarz i scenarzysta, zapewnił swoich wielbicieli, że praca nad drugim sezonem serialu „Dobry Omen” została zakończona, stwierdzając jednocześnie, że prawdopodobnie nie będzie go promował w takim zakresie, w jakim zrobiłby to przed strajkiem.
Z punktu widzenia działań promocyjnych strajk zaburza też przygotowania do telewizyjnych nagród Emmy. To właśnie teraz w Los Angeles odbywają się pokazy dla członków telewizyjnej Akademii, mające zachęcić ich do głosowania na konkretne serialowe i telewizyjne tytuły. Nietrudno zgadnąć, że takie pokazy nie wyglądają dobrze w kontekście strajku scenarzystów. Zwłaszcza że protest spotkał się z przejawami szerokiej solidarności, zarówno ze strony aktorów, jak i reżyserów. Większe niż dotychczas zainteresowanie strajkiem wykazali też przedstawiciele innych związków zawodowych pracowników kinematografii.
Nie powinno to dziwić, bo już pod koniec czerwca swoje zbiorowe umowy z producentami będą negocjować przedstawiciele związku zawodowego aktorów (SAG-AFRA) i reżyserów (DGA) i od powodzenia strajku scenarzystów zależą także warunki ich kontraktów.
Czy strajk scenarzystów ma szanse na powodzenie? Historia wskazuje, że dotychczas wstrzymanie produkcji działało na wielkie studia. Scenarzyści „wygrali” właściwie każdy swój strajk. W przypadku trwającej właśnie akcji strajkowej ważna jest też sympatia przedstawicieli pozostałych branż filmowych, które mogą ucierpieć na wstrzymaniu produkcji.
Chwilowo wydaje się, że związki zawodowe pracowników branży są zgodne, jak nigdy.
Wynika to też ze świadomości, że to pierwsze tak wielkie negocjacje z platformami streamingowymi. Przegrana scenarzystów oznaczać będzie pogorszenie się warunków pracy na lata. Pogarszająca się sytuacja ekonomiczna pracowników kinematografii stawia ich też pod ścianą. Niektórzy przewidują, że jeśli nic się nie zmieni, pisanie scenariuszy stanie się zawodem atrakcyjnym tylko dla tych, którzy pochodzą z zamożnych rodzin i nie muszą się sami utrzymywać.
Strajk scenarzystów często przedstawia się z perspektywy widzów jako kłopot czy problem, który uniemożliwia spokojne cieszenie się rozrywką. W istocie mamy do czynienia z próbą ustalenia, jak będzie wyglądała przyszłość produkcji serialowej. I nie chodzi jedynie o warunki pracy, ale też to, czy będzie się opłacało inwestować w dłuższe historie, więcej sezonów, ciekawsze seriale.
Choć postulaty dotyczące godzin pracy nad jednym scenariuszem, czy możliwości pracy scenarzystów na planie, mogą się wydawać oddalone od naszych potrzeb, to jest to spór o wartości. Co jest ważniejsze – jakość scenariusza, czy tempo jego wykonania. A to przekłada się już na naszą satysfakcję z oferty platform streamingowych.
Mamy do czynienia z fascynującym zjawiskiem, gdzie kształt całej gałęzi kultury decyduje się w dyskusjach związkowych.
Na stole są nie tylko prawa pracownicze, ale też jakość tego, co będziemy oglądać. W tej perspektywie scenarzyści walczą zatem nie tylko o przyszłość swojego zawodu oraz pracowników branży telewizyjnej, ale i o interes widzów, pragnących dobrych historii, pisanych przez uczciwie wynagradzanych ludzi.
Z wykształcenia historyczka i socjolożka. Pracuje w Dziale Dokumentacji Tygodnika Polityka. Prowadzi bloga "Zwierz Popkulturalny", jednego z najpopularniejszych w Polsce blogów poświęconych kulturze popularnej. Autorka książek: "Oskary. Sekrety Największej nagrody filmowej", "Zwierzenia popkulturalne" i powieści "Dwóch panów z branży"
Z wykształcenia historyczka i socjolożka. Pracuje w Dziale Dokumentacji Tygodnika Polityka. Prowadzi bloga "Zwierz Popkulturalny", jednego z najpopularniejszych w Polsce blogów poświęconych kulturze popularnej. Autorka książek: "Oskary. Sekrety Największej nagrody filmowej", "Zwierzenia popkulturalne" i powieści "Dwóch panów z branży"
Komentarze