0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Agnieszka Sadowska/ Agencja Wyborcza.plFot. Agnieszka Sadow...

Matka Nariman i jej 17-letnia córka Sara (imię zmienione) pochodzą z miasta Efrin w północnej Syrii. Są Kurdyjkami – ta nacja jest w Syrii częstym obiektem ataków na tle religijnym. W czasie wojny w 2018 roku ich dom został zbombardowany. Przeprowadziły się do innego miasta, w którym żyły przez kilka lat. „Były nachodzone przez ekstremistyczne grupy bojowe, często się ukrywały. W wyniku ostatniego trzęsienia ziemi został zniszczony ich dom” – opisuje osoba znająca sytuację Syryjek.

Polacy wypchnęli nastolatkę na Białoruś. Była sama, bez wody, jedzenia, telefonu, a nawet butów

Nariman z Sarą ruszyły więc do Europy. Nie znamy szczegółów ich podróży. Wiemy, że przeskoczyły przez płot na granicy Białorusi i Polski w nocy z 27 na 28 lipca, w okolicy wsi Wyczółki niedaleko Siemiatycz. Matka przy zeskakiwaniu z 5 metrowego płotu złamała poważnie nogę – to bardzo typowy uraz u migrantów od czasu wybudowania tej bariery. Do szpitala w Hajnówce, gdzie jest oddział ortopedyczny, co miesiąc trafia nawet kilkunastu migrantów z połamanymi kończynami czy uszkodzeniami kręgosłupa, właśnie po skokach z granicznego płotu. W większości przypadków złamania są bardzo poważne, pacjenci przechodzą operacje i czasem długotrwałą rehabilitację.

Grupę z Syryjkami złapała Straż Graniczna z Mielnika. Wycieńczoną fizycznie i psychicznie matkę pogranicznicy zabrali do szpitala, gdzie przeszła operację nogi. Jej córkę zaś Polacy wypchnęli za płot. Nieco później rodzina z Syrii skontaktowała się z matką i zawiadomiła, że dziewczyna jest sama, bez wody, jedzenia, telefonu, a nawet butów. Nie udało nam się ustalić czy buty zabrali jej polscy pogranicznicy – migranci już wielokrotnie donosili o takich działaniach – czy też straciła je w trakcie push-backu lub wędrówki przez przygraniczny las.

Przeczytaj także:

„Nie będę jeść, dopóki mi nie przyprowadzicie mojej córki”

Nariman jest fatalnym stanie psychicznym. „Okropnie rozbita – ciągle płacze i krzyczy „gdzie jest moja córka?” albo mówi „nie będę jeść, dopóki mi nie przyprowadzicie mojej córki. Nie do końca wierzy, że polska straż graniczna wywiosła córkę do Białorusi” – opisuje osoba udzielająca Syryjce pomocy.

Zrozpaczona matka nie przyjmuje posiłków.

Nastolatka z kolei przez dwa dni tkwiła przy płocie, licząc na możliwość połączenia się z matką. Bezskutecznie. Według Grupy Granica strażnicy graniczni zostali poinformowani o tym, że dziewczyna jest niepełnoletnia i ma przy sobie dokumenty potwierdzające tożsamość swoją oraz matki leżącej w szpitalu, starającej się już o ochronę międzynarodową. Po dwóch dniach starań, interwencji, telefonów, udało się dostarczyć nastolatce jedynie jedzenie, wodę i buty. Nadal dziewczyna nie ma telefonu, który w przygranicznej „dżungli” często ratuje życie.

Matka w ciągu 1-2 dni może zostać wypisana ze szpitala. Aktywiści mają nadzieję, że nie spotka jej push-back ze strony Straży Granicznej. Kobieta ma prawnika, pełnomocnika, podpisała wolę ubiegania się o ochronę międzynarodową.

Dr Machińska: „Straż Graniczna powinna ją wpuścić z powrotem”

O sprawie rozdzielenia matki z córką i tragicznej sytuacji 17-latki dowiedziała się dr Hanna Machińska, do niedawna zastępczyni Rzecznika Praw Obywatelskich. 29 lipca interweniowała u gen. Andrzeja Jakubaszka, komendanta Podlaskiego Oddziału Straży Granicznej, prosząc, by wpuszczono tę młodą dziewczynę do Polski. Argumentowała, że Syryjka i tak de facto znajduje się od dawna na terytorium naszego kraju (płot jest zbudowany w oddaleniu od samej linii granicznej).

– Gen. Jakubaszek powiedział mi: „wpuścimy tę osobę do Polski pod warunkiem, że znajdzie się na terenie Terespola. Niech interwencję podejmą organizacje międzynarodowe na Białorusi”. Dziewczyna ma do tego miasta ok. 100 km, w tym rzekę Bug do pokonania. 17-latka, w lesie, bez komórki, w nieznanym miejscu ma przejść taki kawał i jeszcze przepłynąć rzekę? To jest niemożliwe!” – mówi dr Machińska.

Była zastępczyni Rzecznika Praw Obywatelskich jest oburzona postawą Straży Granicznej i generała. „To absolutnie niedopuszczalne, by ją wyrzucić z Polski, kiedy tutaj jest jej matka. Straż Graniczna powinna ją wpuścić z powrotem” – dodaje dr Machińska.

Aktywiści także uważają, że oczekiwania gen. Jakubaszka są niemożlliwe do spełnienia.

„Nie słyszałam, żeby komuś z tej fali migracji udało się przejść legalnym przejściem i złożyć stosowne wnioski przez ostatnie dwa lata trwania kryzysu. Wszyscy, których polskie służby kierowały na oficjalne przejścia, nie zostali finalnie dopuszczeni do procedury i odbili się od granicy. Nie wyobrażam sobie też, by 17-latka dotarła tam pieszo przez 100 km przygranicznego lasu. Piechotą nie pójdzie, musiałaby czymś pojechać, ale czym zapłacić?

Białorusini nie wpuszczą jej z powrotem za swoją zaporę, bo na tym polega strategia tej wojny hybrydowej. Przejście przez granicę w Terespolu jest dla niej technicznie niewykonalne” – mówi nam osoba od dawna udzielająca pomocy migrantom przy granicy.

Potrafimy ich jedynie wywieźć na pas graniczny i przepchnąć przez bramkę jak zwierzęta”

Potwierdza to Małgorzata Rycharska z Hope & Humanity Poland – organizacji, która pomaga migrantom na Białorusi. „Bez zgody armii dziewczyna nie wyjdzie z pasa granicznego. Bez telefonu nie będzie w stanie ściągnąć sobie transportu. Z dużym prawdopodobieństwem, bez wiz białoruskich, mogłaby zostać przez pograniczników aresztowana i deportowana do Syrii”.

Bardzo niebezpieczna jest dla niej przemoc, jaka panuje w „pasie śmierci” – między polskimi i białoruskimi służbami granicznymi, które odbijają sobie migrantów jak piłeczki pingpongowe, nie pozwalając im wjechać do kraju. „Kobiety, szczególnie poruszające się samotnie, są na nią bardzo narażone. Słyszałyśmy o wielu gwałtach, nawet zbiorowych, ze strony białoruskich strażników, żołnierzy, a także szmuglerów. Samotna nastolatka jest w dużym niebezpieczeństwie. Dodatkowo młode kobiety padają tam ofiarą handlu ludźmi” – zaznacza Rycharska.

Aktywistka pomagająca od dawna na granicy podkreśla absurdalność sytuacji: nieletnia dziewczyna stoi na progu cywilizowanej Europy, nie jest wpuszczana, a jej matka odchodzi od zmysłów z obawy o dziecko. „Do naszego kraju trafiają ludzie całkowicie niezweryfikowani, a my potrafimy ich jedynie wywieźć na pas graniczny i przepchnąć przez bramkę pierwotnie przewidzianą dla zwierząt. I nadal udajemy, że nic się nie dzieje, a mur i zapora elektroniczna są szczelne” – kończy aktywistka.

Push-back niepełnoletniej osoby łamie Konwencję o Prawach Dziecka

Zdaniem prawników i aktywistów, Straż Graniczna łamie prawo. Polskie i międzynarodowe. I to rażąco.

„Jeśli SG zastosowała przy tym klasycznym push-backu tzw. rozporządzenie graniczne, to w świetle orzecznictwa sądów administracyjnych jest ono nielegalne i narusza szereg przepisów, poczynając od Konwencji Genewskiej i Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, po Konstytucję RP” – mówi Marcin Sośniak, prawnik z Helsińskiej Fundacja Praw Człowieka.

Według niego, push-backu nie poprzedza żadna procedura, Straż Graniczna nie dokonuje żadnych sprawdzeń. Nie ustala nawet tożsamości osób, które wyrzuca na Białoruś. Dlatego m.in. sądy administracyjne uznają, że push-backi stanowią praktykę zbiorowego wydalania cudzoziemców, a taka jest zakazana prawem międzynarodowym.

„Push-back niepełnoletniej osoby łamie Konwencję o Prawach Dziecka. Narusza też szereg innych regulacji” – podkreśla Sośniak. Helsińska Fundacja Praw Człowieka monitoruje sytuację 17-latki.

Straż Graniczna jest zobowiązana do objęcia szczególną opieką osoby małoletnie, które na terytorium Polski są bez opieki osoby dorosłej. Mówi o tym art. 22 Konwencji o Prawach Dziecka. „Apelujemy o natychmiastowe wdrożenie procedury łączenia rodzin, wpuszczenie małoletniej córki na terytorium RP i połączenie jej z matką, a także o nieumieszczanie kobiet w strzeżonym ośrodku zamkniętym” – apeluje aktywistka Marysia Złonkiewicz.

Wypychanie na Białoruś niepełnoletnich, bez ich rodzin, było plagą na przełomie października i listopada 2021 roku. Mówiła o tym m.in. Marta Górczyńska, prawniczka z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Tylko w tym okresie aktywiści zarejestrowali kilkanaście takich sytuacji.

NGOsy pomagające migrantom w swoich raportach donosiły o wielu takich wypadkach. Strażnicy wywozili rodziców do szpitala, a ich nieletnie dzieci wypychali w lasy Białorusi. Nawet zimą. Te praktyki w rażący sposób łamią międzynarodowe prawa i konwencje, co potwierdzał w swoim raporcie także Human Rights Watch. „Przymusowe rozdzielanie rodzin, w tym rozdzielanie dzieci poniżej 18. roku życia z jednym lub obojgiem rodziców, narusza prawo do jedności rodziny oraz zasadę, że wszelkie działania dotyczące dzieci muszą być traktowane priorytetowo, w tym w kontekście migracji i szukam azylu”.

Pytania bez odpowiedzi

Do dwóch osób z działu prasowego w podlaskim SG , oraz rzecznika prasowego komendanta głównego SG wysłaliśmy pytania odnośnie tej sprawy.

  • Dlaczego SG wypchnęła na Białoruś nieletnią 17-letnią dziewczynę, której matka leży ze złamaną nogę w szpitalu w Hajnówce?
  • Na podstawie jakiego prawa SG dokonała rozdzielenia niepełnoletniego dziecka z rodzicem – co już wcześniej wielokrotnie czyniła?
  • 17-letnia dziewczyna po push-backu była nie tylko bez jedzenia, wody i telefonu ale nawet bez butów – czy to funkcjonariusze SG jej zabrali te rzeczy, by utrudnić dalszą wędrówkę?
  • Dlaczego gen. Jakubaszek chce, by 17-letnia Sara, nie dysponując ani pieniędzmi, ani telefonem, dostała się do Terespola i tam przekroczyła granicę, skoro od lat migranci nie mogą tam tego dokonać, a dla 17-latki zagubionej w przygranicznej „dżungli’ pokonanie tego dystansu, przy utrudnieniach jakie stwarzają białoruscy funkcjonariusze, to rzecz niemożliwa?
  • Czy SG zdaje sobie sprawę na jak wielkie ryzyko wystawia życie i zdrowie 17-latki wypychając ją do Białorusi? Białoruskie służby znane są z przemocy i stosowania gwałtów wobec migrantów.

Do momentu przesłania tego tekstu do redakcji, nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi. Warto podkreślić, że wszyscy rzecznicy Straży Granicznej to kobiety. Są to: por. Anna Michalska, mjr Katarzyna Zdanowicz i kpt. Krystyna Jakimik-Jarosz.

Na zdjęciu: 28.05.2023 Bialowieza. Zapora na granicy polsko białoruskiej . Duża grupa uchodźców z dziećmi pod płotem granicznym.

;
Krzysztof Boczek

Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.

Komentarze