ONR i nacjonaliści z Marszu Niepodległości reaktywują bojówki prawicy. Dziś „straż narodowa” ma chronić kościoły. Przed wojną organizacja o tej nazwie została rozwiązana za udział w nieudanym zamachu stanu. Bojówkarze bili Żydów, profesorów uniwersytetów i strzelali do pochodów pierwszomajowych
27 października 2020 ONR ogłosił powołanie „Brygad Narodowych”.
„Głównym celem tej inicjatywy jest stworzenie struktury zajmującej się ochroną społeczeństwa polskiego, obiektów religijnych i wydarzeń patriotycznych przed bojówkarskimi atakami oraz prowokacjami ze strony neomarksistów, będących kolejnym wcieleniem bolszewizmu”
- napisali działacze ONR na swojej stronie internetowej. Dzień wcześniej, 26 października, prezes Stowarzyszenia Marsz Niepodległości Robert Bąkiewicz (na zdjęciu) ogłosił powstanie „Straży Narodowej”, oficjalnie - w celu obrony kościołów przed protestującymi przeciwko delegalizacji przez Trybunał Konstytucyjny Julii Przyłębskiej przerywania ciąży z powodu wad płodu.
Tworząc te bojówki skrajna prawica nawiązuje - świadomie - do najczarniejszych kart polskiej historii. Warto je przypomnieć.
Stronnictwa polityczne tworzyły swoje bojówki już w starożytności - samo ich istnienie nie jest niczym nowym.
Prawdziwy ich rozkwit na ziemiach polskich (wówczas pod zaborami) przyniósł koniec XIX w. W części służyły celom samoobrony. Na przykład po pogromach Żydów w Częstochowie (1902) oraz w Kiszyniowie (1903) - w czasie tego ostatniego tłum zamordował 47 osób - żydowska partia socjalistyczna Bund, założona w 1897 roku, zaczęła tworzyć bojówki do obrony przed pogromami.
Bojówki mieli także socjaliści i to one stanowiły główną siłę rewolucji 1905 roku. Bojówki prawicy były zakładane później - na jesieni 1905 roku - kiedy przywództwo ruchu narodowego podjęło decyzję o zwalczaniu socjalistów z PPS. Roman Dmowski, przywódca ruchu narodowego, był wrogiem rewolucji: uważał (błędnie, jak się okazało), że jeśli pomoże ją stłumić władzom carskim, może wynegocjować autonomię dla ziem polskich zaboru rosyjskiego.
Do starć w fabrykach pomiędzy socjalistami a narodowcami doszło już w listopadzie i grudniu 1905. Socjaliści i socjaldemokraci zmuszali robotników do strajków; bojówkarze endeccy strzelali do agitatorów. Według danych z oficjalnych raportów policyjnych, na pewno zaniżonych (w obawie przed policją często ukrywano nie tylko rannych, ale także zwłoki), tylko w Łodzi zabito około 400 osób i raniono kolejne 500 od jesieni 1905 do 1907 roku, kiedy rewolucja zaczęła dogasać. Ogółem liczbę ofiar walk pomiędzy partiami trudno dziś ocenić: najprawdopodobniej było ich ponad tysiąc.
Prawdziwym królestwem prawicowych bojówek stała się jednak II RP. Socjaliści (gdyż to oni mieli, jako jedyni, bojówki zdolne stawić opór) byli przedmiotem ataków.
Dziarscy prawicowcy - pod różnymi sztandarami partyjnymi i nazwami -
bili przypadkowych ludzi, konkurencję (w tym niekiedy siebie nawzajem), atakowali demonstracje partyjne, niszczyli sklepy, podkładali bomby i blokowali uczelnie, terroryzując studentów - głównie Żydów, ale także socjalistów i komunistów.
W styczniu 1919 roku endecka bojówka o nazwie „Straż Narodowa” była narzędziem zamachowców, którzy próbowali (wprawdzie bardzo nieudolnie, ale jednak) obalić naczelnika państwa Józefa Piłsudskiego i zainstalować katolicko-narodową dyktaturę.
W nocy z 5 na 6 stycznia 1919 roku wojsko polskie zaatakowało Pałac Saski w Warszawie, w którym stacjonowały endeckie bojówki. Bojówkarze odpowiedzieli strzałami. Wojsko jednak weszło do pałacu i rozbroiło Straż Narodową - konfiskując ponad 100 karabinów i granaty.
Straż Narodowa została rozwiązana przez władze RP po zamachu (reaktywowano ją w 1925 roku), ale działało wiele innych grup. Do starć pomiędzy bojówkami różnych partii politycznych dochodziło w przez cały okres międzywojenny (z krótkim okresem względnego spokoju pod koniec lat 20.).
11 grudnia 1922 roku prawica próbowała zablokować zaprzysiężenie prezydenta Gabriela Narutowicza. Jadącego w otwartym powozie prezydenta obrzucono błotem i kamieniami. Doszło do walk na Placu Trzech Krzyży pomiędzy robotnikami z PPS i bojówkami endeckimi, składającymi się głównie z młodzieży akademickiej. Jaki pisze historyk Paweł Brykczyński („Gotowi na przemoc. Mord, antysemityzm i demokracja w międzywojennej Polsce”, Warszawa 2017): „Około godziny 13:30 demonstracja robotników niosących czerwoną flagę PPS dotarła spod siedziby Komitetu Robotniczego do placu Trzech Krzyży, śpiewając hymn partii, »Czerwony sztandar«. Kiedy pochód zbliżył się do placu od strony Nowego Światu, nacjonalistyczna młodzież zaintonowała konkurencyjny hymn nacjonalistów, »Rotę«.
Po wejściu maszerujących na plac Trzech Krzyży rozległy się strzały, a wielu ludzi uległo panice i zaczęło uciekać, by skryć się w bramach lub sklepach. Po pierwszej salwie robotnicy z PPS starli się w walkach wręcz z nacjonalistycznymi studentami. To, co rozegrało się potem, trudno nazwać inaczej jak walną bitwą. Większość uczestników starła się na »pięści i kije«, ale »ze strony bojówki padła salwa strzałów rewolwerowych«.
Po jakimś kwadransie policja, która biernie przyglądała się wydarzeniom, przerwała je strzałami w powietrze. Przed godziną 14:30 na placu zapanowała cisza, a dookoła leżeli ranni.
(…) W drodze powrotnej robotników z Sejmu doszło do wymiany ognia między nimi a młodzieżą endecką i policją. Kiedy robotnicy wycofywali się wzdłuż Nowego Światu, inna grupa nacjonalistów zorganizowała na nich zasadzkę i otworzyła ogień. Zginął wtedy chorąży sztandaru PPS, robotnik Jan Kałuszewski, trafiony kulą w tył głowy. Czterech innych zostało rannych, w tym wybitny działacz PPS i bliski współpracownik Piłsudskiego Tadeusz Hołówko, któremu przestrzelono policzek. I tym razem policja nie interweniowała. Po odwrocie milicji PPS grupa około dwustu studentów pomaszerowała ku redakcji »Robotnika« [gazeta PPS] i zaczęła kamieniami wybijać szyby w oknach”.
Prasa endecka, jak pisze Brykczyński, wzywała do „spokoju” i „powściągliwości”, ale równocześnie dodawała, że rozumie gniew i nienawiść bojówkarzy. Kilka dni później Narutowicz został zabity przez związanego ze skrajną prawicą zamachowca.
Po śmierci Piłsudskiego prawica zaczęła organizować bojówki z nadzieją na przejęcie władzy. Stronnictwo Narodowe stworzyło „Straż Porządkową” (kierował nią Jędrzej Giertych, dziadek Romana, jeden z ważniejszych przywódców prawicy).
W 1935 roku wprowadzono - jak pisze w studium poświęconym historii ONR Szymon Rudnicki („Obóz Narodowo-Radykalny. Geneza i działalność", Warszawa 1985, za którym opisujemy małą część tych aktów przemocy) - nawet mundury i odznaki partyjne. Często dochodziło do starć z policją. Na początku lutego 1936 w powiecie konińskim doszło do prawdziwej bitwy, w której policja użyła broni palnej. W trzydniowych zamieszkach zginęło osiem osób.
Bojówki prawicy (zwłaszcza konkurującego ze Stronnictwem Narodowym ONR) były także aktywne na uniwersytetach.
Na wiosnę 1933 roku bojówkarze Obozu Wielkiej Polski atakowali profesorów, którzy opowiadali się za planowaną wówczas przez władze reformą edukacji. „W Warszawie obrzucono błotem i jajami prof. Tadeusza Wałek-Czarneckiego, we Lwowie napadnięto na prof. Kazimierza Bartla, w Poznaniu - na prof. Stefana Nowakowskiego” - pisze Rudnicki.
Przed delegalizacją ONR w 1934 roku założone przez ten odłam skrajnej prawicy bojówki liczyły 800 osób. Jedna z nich pobiła wybitnego historyka, prof. Marcelego Handelsmana, który protestował przeciwko wprowadzeniu „paragrafu aryjskiego” w kole naukowym historyków.
Do końca lat 30. bojówkarze walczyli o wprowadzenie getta ławkowego oraz „numerus nullus” (czyli zakazu przyjmowania Żydów na uczelnie). Zacytujmy Rudnickiego:
„(…) bito, siłą usuwano z uczelni, używając do tego gazów łzawiących, lasek, żyletek itp. Na Politechnice Lwowskiej w walce o cele »narodowe« bojówkarze obnażyli przed studentkami genitalia, by je zmusić do wyjścia z laboratorium. Pod próg mieszkania prof. Kazimierza Bartla, kilkakrotnego premiera, który potępił ten czyn, położono petardy.
O zdziczeniu tej młodzieży świadczyć może tekst ulotki z 26 stycznia 1937 roku: »Postęp, nauka, demokracja - to pięknie brzmi. A co się pod tym kryje? Wstrętny żydowski duch. A to wstrętne pałkarstwo, przed którym się wzdragasz, to w rzeczywistości piękna walka o uwolnienie narodu z żydowskich więzów. Pomyśl tylko: spotykasz Żyda czy komunistę gdzieś w ciemnym miejscu. Walisz! Walisz żelazem prosto w zęby! Tylko się, mamin synku, nie cofnij«".
Bito wszystkich, którzy protestowali przeciwko akcjom pałkarzy - dodaje Rudnicki - w tym również osoby niezwiązane z żadną organizacją. „Ale najczęściej spotykało to działaczy organizacji lewicowych, występujących czynnie”.
W maju 1936 roku, po pochodzie pierwszomajowym, na Politechnice Warszawskiej działacze skrajnej prawicy pobili kilku komunistów, socjalistów i Żydów. Rektor zawiesił zajęcia, ale Senat uczelni uznał, że pobicie było odpowiedzią na wystąpienia „antypaństwowe”, które rzekomo miały miejsce w czasie pochodu. Sąd dyscyplinarny zawiesił w prawach studentów lewicowych, natomiast bojówkarzy ONR uniewinnił.
1 maja 1937 roku oenerowcy zaatakowali pochód robotniczy, otwierając ogień z rewolwerów.
W 1936 roku odbyło się kilka procesów przeciwko oenerowcom i członkom SN o podkładanie bomb pod sklepy żydowskie, drukarnie pism lewicowych, a w Sterdyni w pow. sokołowskim - o zamach na posterunek policji.
W latach 1935-1937 działacze prawicy traktowali terror antysemicki jako świadomą strategię; w swoich własnych oczach walczyli z „fołksfrontem”, szerokim obozem lewicy, którego kierownictwo przypisywali Żydom.
Na wiosnę 1936 roku w Przytyku pod Radomiem prawicowe bojówki sprowokowały zamieszki. Chłopi, którzy akurat zjechali się na targ, zaatakowali miejscowych Żydów. Członek żydowskiej samoobrony postrzelił śmiertelnie jednego z napastników; w odwecie doszło do pogromu i zamordowania kilkorga żydowskich mieszkańców miasteczka. Proces został zamieniony przez adwokatów endeckich w wielki antysemicki spektakl; przepytywano m.in. pokrzywdzonych Żydów, czy są członkami „mafii żydowskiej” spiskującej przeciwko chrześcijanom.
Udział bojówek prawicowych w pogromach antyżydowskich w drugiej połowie lat 30. jest doskonale udokumentowany i nie ulega wątpliwości.
Do takich tradycji nawiązuje dziś zupełnie współczesna polska skrajna prawica. Przed wojną ich przodkom nie udało się przejąć władzy. A dziś?
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Komentarze