0:000:00

0:00

Prawa autorskie: fot. Eliza Kowalczyk / OKO.pressfot. Eliza Kowalczyk...

20 lutego wieczorem Piotr Czaban – aktywista Podlaskiego Ochotniczego Pogotowia Humanitarnego i autor kanału na YT „Czaban robi raban” - dostał telefon. W Puszczy Białowieskiej utknął 27-letni Afgańczyk, jest w kiepskim stanie, nie wiadomo czy żyje. „Jego rodzina błagała, by go szukać” - dodaje.

Teren w którym miał się znajdować, jest trudno dostępny, w odległej części Parku, ale trzej pracownicy Instytutu Biologii Ssaków w Białowieży od razu ruszyli na ratunek. To osoby doświadczone w akcjach w lesie, znające teren, z odpowiednim wyposażeniem. Przeczesywanie terenu trwało prawie całą noc. O 4.11 rano Czaban pisał „Nikogo nie udało się odnaleźć. Ratownicy z Instytutu właśnie wracają. Bardzo dziękuję za poświęcenie”.

Przeczytaj także:

„Mają wyraźne polecenia od dyrektora, że mają to zablokować”

Następnego dnia, 21 lutego, aktywiści przygotowywali się do dalszych poszukiwań – przy świetle dziennym. Powiadomili powtórnie policję, że chcą tam wejść 22 lutego od rana, a ta miała zawiadomić dyrektora Białowieskiego Parku Narodowego. Teren poszukiwań obejmował rezerwat ścisły, a na wejście w takie miejsca potrzebna jest zgoda Parku.

„Policja przyjęła nasze zgłoszenie, zaakceptowała i poinformowała dyrektora Parku, by nikt nam nie utrudniał akcji” - relacjonuje Piotr Czaban. Aktywiści byli pewni, że mają ochronę prawną na akcję.

Rankiem 22 lutego ruszyli w kierunku tzw. wilczego szlaku na północy Parku.

Około 10 w okolice akcji dotarły 4 osoby, ale drogę tarasowało auto i 2 strażników parku. Nie było żadnej policji. „Z ich obecnością nie byłoby problemu z poszukiwaniami. Ostatnim razem policja nam asystowała w akcji” - wspomina członek tej ekipy, Adam Wajrak, dziennikarz "Gazety Wyborczej", mieszkaniec Puszczy i przyrodnik.

Strażnicy parku nie wpuścili aktywistów na akcje ratunkową. „Powiedzieli, że mają wyraźne polecenia od dyrektora, że mają to zablokować” - relacjonuje Wajrak.

Ostatecznie to strażnicy parku poszli szukać migranta. „Ale im mniej osób szuka, tym mniejsze szanse na znalezienie kogokolwiek. Gdy tydzień temu szukaliśmy ciała migranta, koleżanka je znalazła, ale dlatego, że prawie na nie wdepnęła. Ja byłem tuż obok i bym go nie zauważył. A miejsce, gdzie mieliśmy dziś szukać, to bardzo gęsty las” - podkreśla Wajrak.

Jako doświadczony przyrodnik i uczestnik akcji poszukiwawczych, twierdzi, że znacznie łatwiej znaleźć w lesie martwe zwierzęta, niż migrantów, którzy często przykrywają się ciemnymi płachtami, wciskają się w jakieś zagłębienie, by ich nie było widać. Bardzo przydatne w lesie w trakcie takich akcji są więc psy poszukiwawcze.

Strażnicy Białowieskiego Parku Narodowego blokują drogę aktywistom, spieszącym na ratunek zaginionemu Afgańczykowi. Fot. Eliza Kowalczyk / OKO.press

„Mogą wejść ale tylko z pracownikiem. Będą tłumy chodziły po rezerwacie ścisłym, tak?”

Czemu strażnicy Parku nie wpuścili aktywistów by ratować życie młodego Afgańczyka? - pytamy w dyrekcji BPN.

„Nikt nas o poszukiwaniach nie informował. (...) Park został poinformowany na samym końcu gdy już się akcja zadziała” - twierdzi zastępca dyrektora ds. administracyjnych BPN, Katarzyna Kopiejczyk.

Dopytujemy jak w tej sytuacji było możliwe, że strażnicy czekali już na aktywistów z jasnym poleceniem zablokowania ich wjazdu.

Pani dyrektor Kopiejczyk najpierw twierdzi, że „strażnicy pojechali tam sprawdzić co się dzieje i jak wygląda droga”. Ale gdy podkreślamy, że mieli już gotową decyzję, by zablokować wjazd ratowników, i wiedzieli w jakim celu tam oni są, zmienia tłumaczenie. „Strażnicy wiedzieli, że osoby nieupoważnione, bez przepustki weszły na teren parku. Tyle wiedzieli”.

Podkreśla, że to rezerwat ścisły, do którego wstęp jest ograniczony, a pracownicy BPN próbowali się dostać do tego miejsca. „Niestety, nie da się dotrzeć” - twierdzi Kopiejczyk.

Czy teraz gdy BPN już wie o tej akcji, aktywiści mogą wejść?

„Tylko jeśli jest to akcja ratownicza i jeśli jest to zgłoszone do nas. A nie, że każdy kto sobie chce, to sobie wchodzi. To jest rezerwat ścisły. (…) Mogą aktywiści wejść ale tylko z pracownikiem. Będą tłumy ludzi chodziły po rezerwacie ścisłym, tak?”

„Ale tutaj chodzi o życie człowieka”.

Kopiejczyk: „Jeżeli taki aktywista tam wejdzie, to on tam ugrzęźnie i my będziemy musieli jeszcze jego ratować. To teren podmokły”.

Pani dyrektor dodaje, że pracownicy parku narodowego będą podejmowali próby dotarcia do migranta „w kolejnych dniach”. Kiedy? Nie wiadomo. „Na dzisiejszy dzień nie możemy tam dotrzeć”.

Czy próbowali używać dronów?

Nie wie.

Rzeczy znajdowane w lesie po migrantach. 22 II 2023 r. Foto Eliza Kowalczyk / OKO.press

„Za tym stoi dyrektor i jego światopogląd”

Wajrak podkreśla jeszcze raz: „Park wiedział o naszej akcji. Strażnicy tam na nas czekali, a gdy tam byliśmy, to mieli też kontakt z policją”.

Czaban dodaje: „Policja mnie wczoraj poinformowała, że powiadomili dyrekcję parku. Zresztą do naszych ludzi, zaangażowanych w akcję, w tej sprawie dzwonił dyrektor parku i potwierdził, że został poinformowany przez policję o planowanych poszukiwaniach”.

Piotr Czaban nie ma wątpliwości dlatego nie wpuszczono ratowników na teren miejsca poszukiwań.

„Wiem, że za tym stoi dyrektor i jego światopogląd. Uniemożliwienie poszukiwań człowieka - to jest skandal! Dziś mogliśmy próbować ratować Afgańczyka, a nic nie zrobiliśmy” - podkreśla.

Dyrektorem BPN jest dr hab. Michał Krzysiak – weterynarz i myśliwy znany ze swoich prawicowych poglądów. Wg białostockiej "Wyborczej", to człowiek ś.p. ministra Szyszki. Gdy w 2018 r. rządzący PiS wybrał go na dyrektora parku, organizacje ekologiczne były pełne obaw. Bo Krzysiak – myśliwy - uważał, że w BBN jest za dużo żubrów, zapowiadał „eliminację” osobników „podejrzanych o choroby”.

Podczas budowy muru na granicy w 2022 r., ciężki sprzęt niszczył drogi i tereny parku, nawet rezerwaty ścisłe. Mieszkańcy Podlasia protestowali. Park Narodowy milczał. Gdy "Wyborcza" chciała dyr. Krzysiaka zapytać o niszczenie parku przez budowniczych, sekretariat BBN odmówił takiej rozmowy i odpowiedzi na pytania, kierując dziennikarza do Budimexu i Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska.

„Utrudniając takie akcje ratunkowe, dyrektor parku bierze na swoje sumienie czyjeś życie ludzkie” - przestrzega Adam Wajrak.

Chcieliśmy zapytać dyrektora BPN dlaczego – jak twierdzą strażnicy – kazał zablokować akcję ratunkową aktywistów. Wg sekretariatu BPN, dyr. Krzysiak jest na zwolnieniu „i jeszcze długo będzie”.

Nie udało nam się z nim skontaktować.

Kalosze porzucone w lesie. Należały do uchodźcy
Rzeczy znajdowane w lesie po migrantach 22 II 2023 Białowieża. Foto Eliza Kowalczyk / OKO.press

Policja nie chce odpowiadać na pytania

Grupa aktywistów, która 22 lutego dotarła 2 km od miejsca, w którym mógł się znajdować Afgańczyk, nie zobaczyła po drodze ani jednego policjanta czy funkcjonariusza Straży Granicznej, który brałby udział w poszukiwaniach lub na nie zmierzał.

Pani dyrektor Kopiejczyk z Parku potwierdza nam te spostrzeżenia: „Z policji czy Straży Granicznej tam nikogo (dziś – red.) nie było”.

Pytamy więc mjr Katarzynę Zdanowicz, rzecznik prasową Straży Granicznej Podlasie, czy prowadzą jakiekolwiek poszukiwania, ile osób w to zaangażowali i w jakim czasie?

„Policja nas poinformowała o akcji, nasi ludzie biorą w niej udział” - przekonuje pani rzecznik. Ale nie potrafi powiedzieć ilu funkcjonariuszy, ani w jakim czasie tam byli, czy używają dronów, lub psów poszukiwawczych. Obiecuje dowiedzieć się tego następnego dnia.

Tylko pierwszej nocy poszukiwań, kilka godzin po rozpoczęciu akcji, aktywiści zobaczyli na tym terenie patrol SG. Tej nocy asystowała im też policja z Hajnówki.

Pytamy Komendę Powiatowej Policji w Hajnówce, czy 21 lub 22 lutego prowadzili poszukiwania zaginionego Afgańczyka. Oficer prasowy, mł. asp. Paulina Pawluczuk – Kośko, nie chce udzielić odpowiedzi telefonicznie, twierdząc, że musi się dopiero dowiedzieć. Ale nawet gdy miała czas na zebranie informacji, to z 6 pytań wysłanych mailem nie odpowiedziała nam na prawie żadne.

Odmówiła ujawnienia, czy i ilu policjantów zostało skierowanych na poszukiwania, czy powiadomiono dyrektora Parku, ani czy choćby interweniowała u dyrektora Parku w sprawie aktywistów nie wpuszczonych na teren poszukiwań Afgańczyka.

Mł. asp. Paulina Pawluczuk-Kośko podała tylko, iż: „Policja nigdy nie informuje o ilości zaangażowanych funkcjonariuszy do prowadzonych działań”.

Tymczasem na stronach Komendy Policji Powiatowej w Hajnówce, w ciągu ostatniego pół roku znajdujemy 3 informacje, w których dość szczegółowo mundurowi informują o poszukiwaniach zaginionych. Ale tylko Polaków.

KPP chwaliła się, iż jedna akcja ruszyła w ciągu 30 minut od zgłoszenia, że w 2 godziny znaleziono 14-latkę, a zaginionych grzybiarzy szukali policjanci z Hajnówki, Szczecina i Gdańska. Nie udało nam się znaleźć komunikatu, z ostatniego półrocza o poszukiwaniach zaginionych migrantów.

Służby nie chcą, by aktywiści znajdowali martwych migrantów?

Adam Wajrak: „Ktoś w policji i w parku chce ograniczyć nasze działania w kwestii poszukiwań ciał migrantów, lub jeszcze żyjących”.

Dlaczego? "Od początku roku aktywiści i pogranicznicy znaleźli przy granicy już 9 ciał migrantów, głównie właśnie w Puszczy Białowieskiej. Każdorazowo taka tragedia przykuwała na nowo uwagę mediów. I też sugerowała, że postawiony płot na granicy (kosztem astronomicznej kwoty 1,6 mld zł – red.) z Białorusią nie spełnia swojej funkcji” - kończy Wajrak.

Płot metalowy na granicy z Białorusią
Płot na granicy z Białorusią. Foto Eliza Kowalczyk / OKO.press

Wszystkie zdjęcia w tym tekście powstały przy wsparciu wymienionych poniżej instytucji: The production of this investigation is supported by a grant from the IJ4EU fund. The International Press Institute (IPI), the European Journalism Centre (EJC) and any other partners in the IJ4EU fund are not responsible for the content published and any use made out of it

;

Udostępnij:

Krzysztof Boczek

Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.

Komentarze